Alarm bombowy w Katowicach
Mariola Latka, prowadzi zakład krawiecki w
kamienicy przy ul. Jagiellońskiej w Katowicach, tuż obok
Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. Wczoraj, kilka minut po
godz. 9 z niepokojem wyjrzała przez okno - relacjonuje "Dziennik
Zachodni".
Dosłownie w ciągu paru sekundach ulica została zablokowana. Pełno policji, straży pożarnej, pojawiła się też karetka pogotowia. Wystraszyłam się. Nie wiedziałam, o co chodzi- mówi katowiczanka. Blokada ulicy miała związek z telefonem, jaki pracownicy MOPS-u odebrali wczoraj rano.
Ktoś zadzwonił i powiedział, że w budynku jest bomba - wyjaśnia podkomisarz Janusz Jończyk z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach.
Wjazd na Jagiellońską od placu Miarki został zamknięty. - Zarządzono ewakuacje wszystkich osób przebywających w MOPS-ie, w sumie 120 osób - mówi Jończyk.
Na miejsce sprowadzono 1,5-rocznego labradora "Kacpra", wyszkolonego w znajdowaniu ładunków wybuchowych. Czworonożny "saper" przyjechał razem z opiekunem z Komendy Miejskiej Policji w Zabrzu. Po dokładnym przeszukaniu budynku katowickiego MOPS-u okazało się, że telefoniczny alarm był fałszywy. Teraz policja szuka "żartownisia", który na ponad godzinę sparaliżował pracę urzędników pomocy społecznej i zablokował jedną z ważniejszych ulic w centrum miasta. Wiele wskazuje na to, że wkrótce odpowie za swoją głupotę - pisze "Dziennik Zachodni".(PAP)