Agent pod obserwacją psychiatry
Pijany funkcjonariusz bydgoskiej ABW zabił rowerzystę. Tłumaczy, że sam chciał się zabić - pisze "Express Bydgoski". Daty 16 grudnia 2005 roku Henryk Beszczyński nie zapomni do
końca życia. Tego dnia pijany funkcjonariusz ABW śmiertelnie
potrącił jego syna Dariusza. Sprawcą zajęli się nie prokuratorzy,
ale psychiatrzy.
14.01.2006 | aktual.: 14.01.2006 09:36
- Darek jechał z Brzozy rowerem do pracy w Bydgoszczy. Tego dnia miał nockę. Było około godziny 19.45, kiedy nagle od tyłu najechała na niego skoda favorit. Syn uderzył głową w murowane ogrodzenie. Zmarł w szpitalu Biziela 19 grudnia, nie odzyskując przytomności - mówi Henryk Beszczyński.
Dariusz Beszczyński miał 39 lat. Był cukiernikiem. Zostawił żonę i dwóch synów w wieku 12 i 14 lat. Sprawcą wypadku okazał się Tomasz Sz., funkcjonariusz bydgoskiej delegatury Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. W jego krwi stwierdzono 1,9 promila alkoholu.
Feralnego wieczoru bezpośrednio po śmiertelnym potrąceniu rowerzysty zderzył się czołowo z polonezem, którego kierowca i dwaj pasażerowie doznali obrażeń ciała. Sam sprawca złamał kość udową i trafił do Kliniki Ortopedii Szpitala Wojskowego w Bydgoszczy.
Prokuratura nie zastosowała wobec Tomasza Sz. żadnego środka zapobiegawczego. 30 grudnia został odwieziony do Szpitala Psychiatrycznego w Świeciu nad Wisłą. - W uzasadnieniu decyzji o powołaniu biegłego prokurator napisał, że sprawca próbował popełnić samobójstwo przed wypadkiem i po nim. Ale gdzie są na to świadkowie oprócz samego Tomasza Sz.? - powątpiewa Henryk Beszczyński.
Prokurator Jan Bednarek, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Bydgoszczy, mówi, że w sytuacji unieruchomienia sprawcy nie było potrzeby stosowania środka zapobiegawczego. Jak twierdzi, Tomasza Sz. poddano obserwacji psychiatrycznej ze względu na jego stan zdrowia i po to, żeby sprawdzić, czy może uczestniczyć w procesie i przebywać w areszcie.
- O pierwszej próbie samobójczej, która miała nastąpić kilka minut przed wypadkiem powiedział nam sam sprawca. O drugiej poinformował szpital wojskowy - mówi Jan Bednarek. Wersja Tomasza Sz.. jest taka, że pojechał na działkę, aby popełnić samobójstwo.. Pił dla dodania sobie odwagi. Potem wsiadł do samochodu, którym rzekomo chciał uderzyć w drzewo. Czy ABW nie wiedziała o problemach swego funkcjonariusza? - stawia pytanie "EB".(PAP)