Adrian Pracoń, ofiara Andersa Breivika, przed sądem
Przed sądem w Oslo stanął Adrian Pracoń – Norweg polskiego pochodzenia, który przeżył masakrę na wyspie Utoya. Jest oskarżony o pobicie, a zdaniem psychologa sam jest ofiarą zespołu stresu pourazowego.
16.08.2012 | aktual.: 16.08.2012 13:57
16 listopada zeszłego roku, dzień po tym, jak Adrian Pracoń po raz pierwszy spojrzał w oczy siedzącemu w więzieniu oprawcy z Utoyi, w pubie London w Oslo doszło do bójki. Niedoszła ofiara Andersa Breivika miała tam pobić dwie osoby – mężczyznę oraz czterdziestoletnią kobietę. Według świadków Pracoń kopał leżącego mężczyznę, zaś kobietę uderzył w twarz tak, że trzeba jej było założyć sześć szwów. Teraz prokurator domaga się dla niego sześciu miesięcy więzienia, ale zdaniem psychologów, w tym procesie każdy jest na swój sposób ofiarą.
Jak po wojnie
Adrian Pracoń to w Norwegii jedna z najbardziej rozpoznawalnych ofiar Andersa Breivika. 22 lipca 2011 roku wielokrotnie postrzelony chłopak walczył o życie udając martwego. Kiedy morderca z Utoyi dobijał ofiary, Adrian nie ruszył się, choć Breivik przestrzelił mu ramię. Podczas masakry spotkali się kilka razy – za pierwszym razem morderca nie strzelił, bowiem pochodzący z Polski Adrian wydał mu się z wyglądu wystarczająco norweski oraz „prawicowy”.
Kolejny raz Pracoń zobaczył Andersa Breivika w budynku sądu, na specjalnym spotkaniu dla ofiar. Dzień później, w pubie oddalonym o zaledwie kilkanaście metrów od miejsca spotkania, wywołał bójkę, której okoliczności nie pamiętał ani kilka godzin później, ani w środę na rozprawie.
Psycholog Kjell Magne Haakonsen zeznał, że kiedy w październiku 2011 roku Adrian trafił pod jego opiekę, wykazywał klasyczne objawy zespołu stresu pourazowego. W opinii Haakosena wydarzenia na Utoyi wyzwoliły w dwudziestojednoletnim chłopaku agresję. - Ofiary, które tak jak Adrian doświadczyły silnego stresu związanego z ekstremalnym zagrożeniem życia, mogą potem przez wiele miesięcy reagować agresywnie i być nadpobudliwe. To nie jest wymówka, tylko wyjaśnienie – tłumaczył w sądzie psycholog. – Byłbym bardzo zaskoczony, gdy on zrobił coś takiego po raz drugi - dodał.
Przeprosiny i skrucha
Adrian Pracoń przyznał się do winy i serdecznie przeprosił swoje ofiary. Nie potrafi wytłumaczyć, co stało się tamtego dnia. Jego obrona nie prosi o uniewinnienie, tylko zrozumienie skomplikowanej sytuacji chłopaka oraz łagodny wymiar kary. - Jest mi niezmiernie przykro i z całego serca przepraszam – mówił Pracoń pod koniec czerwca w dzienniku „VG”, a w środę powtórzył to na sali sądowej.
Pracoń tłumaczył, że tamtego dnia sporo wypił i nie wie, o co poszło. Wydarzenia z 16 listopada 2011 opisał za to dokładnie ze swojej perspektywy dziennikarz Erik Møller Solheim, który w tamtych dniach pomagał Adrianowi pisać książkę o wydarzeniach na Utoyi. Solheim zeznał, że w tamtym czasie Pracoń był pod ogromną presją – źle spał, miewał koszmary senne - a z trudnymi wspomnieniami próbował się uporać pisząc o tym. Jednocześnie koledzy z młodzieżowego ugrupowania politycznego wywierali na niego nacisk, by zrezygnował z pomysłu wydania wspomnień. 16 listopada po bójce w pubie Pracoń odwiedził dziennikarza, pokazując mu ze zgrozą zabrudzone krwią buty. Nie umiał wyjaśnić, jak do tego doszło. Razem poszli na posterunek policji, by oddać się w ręce sprawiedliwości.
77 i więcej
Toczący się przed sądem w Oslo proces pochodzącej z Polski ofiary Andersa Breivika otwiera na nowo temat poszkodowanych w masakrze z 22 lipca 2011. Do 77 ofiar śmiertelnych należy dodać wszystkich tych, którzy tamtego dnia odnieśli fizyczne i psychiczne obrażenia. W trzy miesiące po ataku Breivika większość z tych, którzy przeżyli masakrę, nie była w stanie wrócić do szkoły lub pracy i normalnie funkcjonować, o czym pisał dziennik „Aftenposten”. Choć otrzymali wsparcie, wielu będzie odczuwać psychologiczne skutki tamtych wydarzeń jeszcze przez długi czas.
Adrianowi Praconiowi grozi do sześciu miesięcy pozbawienia wolności. Obrona wnosi o skazanie go na prace społeczne. W Norwegii chłopaka wspierają setki osób. - Zakończył się ciężki, bardzo wymagający i pełen silnych emocji dzień. Jestem bardzo wdzięczny za wsparcie, które od Was dostałem – napisał w środę wieczorem na Facebooku Pracoń.
Sylwia Skorstad dla Wirtualnej Polski