Abonament na... siusianie
Abonament na... siusianie - Sprzedawczynie ze sklepów na dworcu Łódź Fabryczna otrzymały abonamenty uprawniające do... korzystania z publicznej dworcowej toalety. Specjalny kwit za każdym razem muszą okazywać pracownikom szaletu. Jakby tego było mało, "babcie klozetowe" kartę z numerem klienta demonstrują do kamery zainstalowanej przy wejściu do toalety. Sprzedawczynie mówią, że czują się jak finalistki wyborów Miss Polonia.
01.08.2005 | aktual.: 01.08.2005 08:04
- To jakaś paranoja - mówi sprzedawczyni w jednym ze sklepików. - Najpierw panie kierowały do kamery kartę abonamentową. Potem pojawiły się specjalnie przygotowane duże plansze. Pani bierze planszę, podnosi do góry i mówi "wchodzi numer piętnaście!". Chyba jej też chce się śmiać z zalecenia kierownictwa...
Nagrywany jest każdy, kto wchodzi do szaletu, także nieposiadający abonamentów podróżni, bo dzięki temu kierownictwo "kibelka" wie, ile pieniędzy powinno być w kasie. Każda wizyta klienta z abonamentem jest też odnotowywana w specjalnym kajecie.
- Nie ma ograniczeń co do częstotliwości korzystania z toalety przez posiadacza abonamentu - uspokaja Tadeusz Wyrozumski, dyrektor kieleckiej firmy dzierżawiącej szalet. - Ale jeden abonament uprawnia do tego tylko jedną osobę.
O dworcowej ubikacji, w dzierżawie firmy z Kielc od maja, mówi się na dworcu z rozbawieniem, ale też niesmakiem. Należy ona do najdroższych dworcowych toalet w kraju - 2 zł dla nieposiadających abonamentu, 60 zł za miesięczne prawo do załatwiania potrzeb. A cuchnie tam nie mniej niż zanim prywatna firma wzięła "kibelek" w dzierżawę.
- Za te 60 zł to człowiek mógłby się spodziewać innych warunków - mówią szeptem w jednym z kiosków. - Ale nikt tu nie protestuje, bo strach... psuć atmosferę.
(mt)