26‑latek powiesił się po dopalaczach
Damian Kordalewski miał 26 lat, kochającą dziewczynę, rodziców i siostrę. Był uśmiechniętym i pogodnym młodym mężczyzną. Aż tu w niedzielne popołudnie sięgnął po parciany pasek, owinął go wokół szyi i... powiesił się na nim we własnym pokoju, w bloku przy ul. Wielkopolskiej. Zrozpaczeni rodzice nie mają wątpliwości, że do tej tragicznej decyzji przyczyniły się dopalacze, które od wielu miesięcy zażywał. Nie mógł się od nich uwolnić.
01.10.2010 | aktual.: 01.10.2010 10:22
Uzależniający "produkt kolekcjonerski"
- Damian już od dłuższego czasu faszerował się tym świństwem, a my nie sądziliśmy, że to może tak wpływać na psychikę. W jednym ze sklepów miał nawet kartę stałego klienta. Dzięki niej przywozili mu je do domu, jakby pizzę zamawiał - mówi zaciskając pięści Sławomir Kordalewski, tata chłopaka. - Żona mu tyle razy tłumaczyła, prosiła go, by przestał to palić i zażywać, ale do niego nic nie docierało.
- My też do końca nie zdawaliśmy sobie sprawy, jak niebezpieczne są te środki. Przekonywał nas, że to nic groźnego, że tylko od czasu do czasu sobie zapali i obiecywał, że więcej nie będzie tego robił - szlocha mama młodego mężczyzny. - Wierzyłam mu, ale dziś wiem, że ta chemia tak go uzależniła, że nie potrafił sobie z tym poradzić.
Ta ostatnia niedziela...
Dramat rozegrał się około godz. 19 w bloku na osiedlu Teofilów-Wielkopolska. Sąsiadka państwa Kordalewskich, pielęgniarka, przechodziła chodnikiem tuż pod oknami ich mieszkania. Okno było otwarte. Spojrzała do góry i wtedy spostrzegła, że... w małym pokoju wisi Damian. Zatrzymała strażników miejskich, którzy akurat w tym rejonie podejmowali interwencję. Trzech funkcjonariuszy natychmiast ruszyło z pomocą. Dwóch wdrapało się na parapet i przez okno dostało się do dwupokojowego mieszkania. Otworzyli drzwi wejściowe i odcięli pasek.
Damian nie dawał już żadnych oznak życia. Miał sine usta, puls nie był wyczuwalny. Strażnicy położyli go na podłodze i rozpoczęli reanimację, którą do momentu przyjazdu karetki prowadzili na zmianę. Później do akcji wkroczyli lekarze, użyli defibrylatora. Udało się przywrócić akcję serca, wrócił też oddech. Młodego mężczyznę przewieziono do szpitala im. Jonschera. Był jednak w bardzo ciężkim stanie. W poniedziałek zmarł. Mózg zbyt długo pozostawał bez tlenu.
Było coraz gorzej
Damian od wielu miesięcy eksperymentował z pseudonarkotykami. - Syn wcześniej był bardzo spokojnym chłopakiem, ale ostatnio stał się bardziej agresywny - opowiada pan Sławomir. - Nie mam wątpliwości, że na jego zachowanie wpływ miały dopalacze. I chcę, żeby jedno było jasne: my nikogo nie oskarżamy. My tylko chcemy głośno zaapelować, by wreszcie ktoś zakazał handlu środkami, które doprowadzają do takich dramatów. Przecież nasz syn to nie pierwsza ofiara dopalaczy. Dlaczego giną młodzi ludzie i nikt nic z tym nie robi?! Ile jeszcze trzeba tragedii, ile śmierci, by otworzyć ludziom oczy na skutki, jakie niesie ze sobą zażywanie tych środków?!
- Syn bardzo kochał swoją dziewczynę, którą poznał w walentynki 1,5 roku temu. Byli szczęśliwi, choć ona też miała pretensje, że wpakował się w dopalacze - dodaje mama Damiana. - Parokrotnie się o to posprzeczali.
Damian w sobotę widział się z dziewczyną. Piekł ciasto. W niedzielne przedpołudnie, czyli kilka godzin przed targnięciem się na swoje życie, jakby nigdy nic wystawił parę rzeczy do sprzedaży na Allegro. Później przygotowywał sobie jedzenie. Nic nie wskazywało na to, że mógł planować samobójstwo. Nie zostawił żadnego listu pożegnalnego, żadnej informacji, wskazówki. Jedyne, co miał przy sobie, to... opakowanie po dopalaczach, które wypadło z kieszeni jego dżinsów, gdy strażnicy prowadzili reanimację.
- W ubiegłym tygodniu szedłem chodnikiem i przed sklepem z dopalaczami przyglądałem się namalowanym na chodniku symbolicznym obrysom postaci. Boże! Nie przypuszczałem, że patrzyłem na moje dziecko - płacze tata Damiana.
Prokuratura Łódź-Bałuty wszczęła dochodzenie w sprawie samobójstwa 26-latka. Janusz Morawski, dyrektor ds. medycznych łódzkiego pogotowia: - Codziennie mamy do czynienia z osobami, które spożyły dopalacze. W weekendy interweniujemy nawet po kilkanaście razy. Niestety coraz młodsi sięgają po te środki. W ostatnią sobotę łapaliśmy w parku 16-latka, który słaniał się, był nieprzytomny i nic do niego nie docierało. Oczywiście wcześniej brał dopalacze. Należy pamiętać, że każdy organizm inaczej reaguje, dlatego jedna osoba po tych środkach ma np. podwyższoną czynność serca, dreszcze i jest pobudzona, a inna wymiotuje, zapada w śpiączkę, czy traci przytomność. Niestety możemy jedynie leczyć objawy, a nie neutralizować przyczyny, bo nie wiemy, jaki skład mają dopalacze. Dlatego zażywanie ich, to naprawdę ogromne ryzyko. Nieporównywalnie wyższe niż zażywanie np. pochodnych marihuany. Może w Polsce powinno dopuścić się do legalnej sprzedaży tzw. miękkie narkotyki? Z medycznego punktu widzenia są one bezpieczne, a
dopalacze nie.