20 tysięcy za głowę burmistrza
Czy ktoś dybie na życie burmistrza Białogardu Stefana Strzałkowskiego? Na razie skończyło się na groźbach. Sprawa prawdopodobnie trafi do prokuratury - podaje "Głos Pomorza".
23.06.2005 | aktual.: 23.06.2005 06:59
Białogardzki ratusz. Samo południe - czas przyjmowania interesantów przez burmistrza. Do gabinetu wchodzi zapisany wcześniej na listę mieszkaniec miasta. Prosi o pomoc w załatwieniu osobistej sprawy. Na odchodnym rzuca na serio: I niech pan lepiej to zrobi, bo za pana głowę dają w mieście 20 tysięcy złotych - relacjonuje dziennik.
Burmistrzem aż zatrzęsło. Znam tego człowieka i nie chciałem mu robić kłopotów, więc pozwoliłem mu spokojnie odejść - opowiada Strzałkowski. Ale potem przemyślałem sprawę i zdecydowałem, że zawiadomię prokuraturę. Nie można bezkarnie grozić burmistrzowi. Dziś ten pan, a jutro ktoś inny będzie mi groził - mówi gazecie.
Strzałkowski podejrzewa, że związek z incydentem może mieć ekipa, która rządziła Białogardem w poprzedniej kadencji. Pewnie denerwuję kolegów z lewicy, bo to za moich i prawicy rządów w mieście ruszyły inwestycje - przypuszcza burmistrz. Remontujemy starówkę, budujemy stację uzdatniania wody i w ogóle miasto pięknieje w oczach. To dlatego próbują psuć mi krew. I zastraszyć - dodaje po chwili.
Burmistrz powiedział także "Głosowi Pomorza", że nie wyklucza, iż w Białogardzie znajdzie się chętny do wykonania "mokrej roboty" za 20 tysięcy. Na przykład spowoduje wypadek. Burmistrz Strzałkowski nie jest jedynym włodarzem, którego życiu groziło niebezpieczeństwo. Trzy lata temu pewien koszalinianin zaczął niespodziewanie strzelać z pistoletu hukowego (stosowanego przez sędziów na stadionach jako sygnał startu) w sekretariacie prezydenta miasta Mirosława Mikietyńskiego. Ja tu jeszcze wrócę - powiedział przed atakiem. Nie udało mus się jednak wtargnąć do gabinetu prezydenta, bo sekretarka błyskawicznie wezwała ochronę - informuje dziennik.
Natomiast Marianowi Golińskiemu, burmistrzowi Szczecinka, dziesięć lat temu wrzucono do mieszkania przez okno butelkę z płynem samozapalającym. Goliński jest wciąż nękany. Dostaje - pisane na maszynie - anonimy, zawiadamiające choćby, że na jego stołek szykuje się zamach i radzące, żeby lepiej sam zrezygnował. Czasem "życzliwi" niepokoją też jego żonę telefonami z sensacyjnymi informacjami. Czy wie pani, gdzie i z kim jest teraz pani mąż? Warto się zainteresować - wysłuchuje burmistrzowa. Sam Goliński też często odbiera głuche telefony - podaje "Głos Pomorza". (PAP)