PolskaZ bohaterów stali się 'darmozjadami'

Z bohaterów stali się 'darmozjadami'

Przeobrażenia nastąpiły już za czasów pierwszej "Solidarności”, kiedy to sportowcy z bohaterów stali się "darmozjadami”. Walczący o swoje prawa górnicy, stoczniowcy i włókniarki zaczęli im wygrażać pod kasami, gdy odbierali pensje – mówi Wirtualnej Polsce dziennikarz sportowy Andrzej Janisz. Zapraszamy do czytania kolejnej części cyklu na temat zmian w Polsce po 1989 roku.

Z bohaterów stali się 'darmozjadami'
Źródło zdjęć: © WP.PL

20.05.2009 | aktual.: 23.05.2009 09:12

Kwitły kluby wojskowe i milicyjne, w których pracowali najlepsi trenerzy, a dopływ zawodników był wręcz nieograniczony. I służbę wojskową można było zaliczyć i wczesne emerytury dostać. Wszystkim się opłacało. Podobnie jak w klubach górniczych, które korzystały z ogromnych pieniędzy i prestiżu zawodu. Niekiedy decydowała hierarchia politycznych wpływów. Mówiono, że Zagłębie Sosnowiec cieszyło się względami Edwarda Gierka. Ile w tym prawdy było, do końca nie wiadomo, ale nikt z Zagłębiem na wszelki wypadek nie zadzierał. Każdy sekretarz partii miał swą ulubioną dyscyplinę sportu i ukochany klub. Każdy dbał by jego podopiecznym nie działa się krzywda. Jeden z najwybitniejszych polskich piłkarzy Gerard Cieślik w Legii Warszawa nie zagrał tylko dlatego, że przodownik pracy Wiktor Markiewka, który sam fedrował za sześciu, zagroził premierowi Józefowi Cyrankiewiczowi, że jeśli Cieślik nie zostanie w Ruchu Chorzów " to wągla nie bydzie”.

Po 1989 roku, kiedy zaczęły dokonywać się zmiany w innych dziedzinach, sport zostawiono na uboczu. Były przecież sprawy zdecydowanie ważniejsze. Sami sportowcy w obalaniu komuny raczej nie brali udziału. Mieli swoje etaty, mieszkania otrzymywane poza kolejnością, talony na samochody, dolarowe diety z zagranicznych wyjazdów i zyski z grubego czasami handlu. Woleli wspierać PRON, choć teraz się pewnie tego wstydzą. Przeobrażenia nastąpiły już za czasów pierwszej "Solidarności”, kiedy to sportowcy z bohaterów stali się "darmozjadami”. Walczący o swoje prawa górnicy, stoczniowcy i włókniarki zaczęli im wygrażać pod kasami, gdy odbierali pensje. Sportowcy byli wyzywani, a oburzenie było obustronne. Robotnicy dziwili się, że sportowcy są zatrudnieni w zakładach i nie przychodzą do pracy, a ci ostatni dziwili się, że nagle komuś to przeszkadza. Ze sportu utrzymać się było coraz trudniej. Kilku piłkarzy zjechało nawet na dół do kopalni, bynajmniej nie na wycieczkę. Trzeba było mieć charakter, by wezwać przed
czerwcowymi wyborami do głosowania na "Solidarność", a zrobił to piłkarz wojskowego klubu Roman Kosecki.

Brudne biznesy

Zaraz po przełomie 1989 roku szara polska strefa biznesu uznała, że na sporcie przede wszystkim na futbolu, można zarobić. Rozpoczął się okres przekształceń własnościowych polegający na tym, że różnego rodzaju hochsztaplerzy, lewi biznesmeni, albo wręcz przestępcy wymyślili sobie, że na sporcie zrobią fortuny. Dotyczyło to przede wszystkim piłki nożnej. Początek lat 90. to były czasy niezwykle ciekawe, bo takich indywiduów w sporcie się już nie spotyka. Lokalnych partyjnych kacyków zastąpili restauratorzy, handlowcy, ludzie, którzy handlowali spirytusem, bronią czy paliwami, ale większości z nich już nie ma. Siedzą w więzieniach, mają wysokie wyroki, albo ich nazwiska już nie są znane, choć byli prezesami ważnych polskich klubów. Szefowie mafii pruszkowskiej siadywali w pierwszych rzędach podczas walk Andrzeja Gołoty. Może im zresztą nie chodziło o pieniądze, może chcieli się pokazać i uwiarygodnić?

Zniknął już okres dzikiej transformacji i ktoś wreszcie musiał wpaść na pomysł, że sport jest bardzo nośną branżą. Przez długie lata po przełomie 1989 roku kolejne polskie rządy zupełnie nie zdawały sobie z tego sprawy. Sport nie był według nich nośnikiem wartości, ani nawet nośnikiem marketingowym, nie pełnił także roli wychowawczej. Wyjątkiem był prezydent Aleksander Kwaśniewski, ale on sport i sportowców autentycznie lubił, a poza tym wywodził się z formacji politycznej, która doceniała jego rolę. Dopiero niedawno politycy i to ze względów całkowicie koniunkturalnych, zdali sobie z tego sprawę, więc znowu zaczynają napływać pieniądze do sportu i to nie tylko prywatne, ale i państwowe. Przy wielkich wydarzeniach sportowych z udziałem naszych warto się po prostu pokazać.

Na przełomie lat 80. i 90. sport stał się ogromnym siedliskiem korupcji. Ona zawsze istniała, tylko pod inną postacią, w zdecydowanie łagodniejszej formie. Na początku lat 90. w związku z przekształceniami, jakie dokonywały się w Polsce ktoś stwierdził, że mecze można w ordynarny sposób kupować i wtedy zaczęła się korupcja na wielką skalę. Trwało to długo i nikomu nie przeszkadzało. Dziennikarze alarmowali, kibice klęli, satyrycy wyśmiewali, ale nikt się tym nie interesował, tym bardziej, że środowisko sportowe było całkowicie nieprzemakalne. Zmianą pozytywną jest to, że po długim czasie dorobiliśmy się ustawy o korupcji w Polsce, więc zmierzamy ku normalności. Większa otwartość

Przed 1989 rokiem prawdopodobnie nikt w Polsce nie wyobrażał sobie, że po 20 latach w polskiej lidze piłkarskiej lub koszykarskiej co trzeci zawodnik będzie obcokrajowcem. Wcześniej w Polsce nie było zagranicznych piłkarzy, ewentualnie ktoś wyjeżdżał. Możliwość korzystania z globalizacji i absolutnie wolnego przemieszczania się to sukces sportu. Z drugiej strony biorąc pod uwagę fakt, że ciągle jesteśmy zapóźnieni cywilizacyjnie w stosunku do najbardziej rozwiniętych krajów, to nie działa to najbardziej na naszą korzyść. Tylko kluby siatkarskie są w stanie sprowadzać gwiazdy. Być może w przyszłości to się zmieni.

Żadnemu kibicowi w Polsce w roku 1989 nie wpadło do głowy, że po polskich boiskach będą biegali Nigeryjczycy czy zawodnicy z Zimbabwe. Gdyby komuś w 1989 roku powiedziałoby się, że Emmanuel Olisadebe albo Roger Guerreiro będą reprezentantami Polski na mistrzostwach świata i Europy, to stuknął by się w czoło. Wówczas to była rzecz absolutnie nie do wyobrażenia, a jednak do tego doszło.

Ludzie, którzy są uzdolnieni i mają możliwości chętniej wyjeżdżają za granicę. Obecnie w reprezentacjach Niemiec, Francji, czy innych krajów zaczynają pojawiać się dzieci polskich emigrantów, którzy wyjechali z kraju ze względu na sytuację gospodarczą i polityczną w Polsce przed 1989 rokiem. Być może zostaliby w kraju i zamiast być reprezentantami innych krajów, robiliby karierę w Polsce.

Z Polski wyjeżdżali nie tylko sportowcy, ale również organizatorzy sportu, którzy w kraju nie byli doceniani. Najbardziej ewidentnym przykładem był Stefan Paszczyk, który wyjechał do Hiszpanii i przeorganizował zupełnie system sportu, co zaowocowało sukcesem podczas igrzysk w Barcelonie. Mógł to robić dla Polski, ale robił dla Hiszpanii. Podobnie jak trenerzy, którzy kładli podwaliny pod rozwój sportu w Grecji, Meksyku lub krajach arabskich.

Widowisko bez nagród

Porównując liczbę medali olimpijskich, na Igrzyskach przed rokiem 1989 i tych zdobytych później, nietrudno zauważyć, że z igrzysk na igrzyska zdobywamy ich coraz mniej. A liczba medali olimpijskich oddaje w jakiś sposób siłę sportu danego kraju. W czasie Igrzysk w Pekinie i Atenach Polacy sięgnęli po 10 medali, a swego czasu było ich zdecydowanie więcej – ta liczba dochodziła nawet do 30.

Sportowcy są ludźmi ogólnie znanymi, bo każdy już docenia reklamową siłę sportu, więc siłą rzeczy najlepszych sportowców na świecie się zna. Zawodnicy są więc bardzo łatwym łupem, zwłaszcza że w czasie swojej krótkiej kariery myślą o tym, by zarobić jak najwięcej pieniędzy. Sport jest obecnie widowiskiem, którym rządzi telewizja. W niektórych dyscyplinach, na przykład w boksie, to stacje telewizyjne wyznaczają rywali, nie ze względu na ich sportową wartość. Liczy się wizerunek. Sportowcy na ogół są młodzi, ładni, dobrze zbudowani, w związku z czym są fantastycznymi materiałami na celebrytów.

W przyszłości sport coraz bardziej będzie odchodził od swojej klasycznej funkcji, czyli dżentelmeńskiej rywalizacji, uczciwej gry, czyli tego, co legło u zarania nowoczesnego sportu w Anglii, kiedy to dwóch gentelmanów zakładało rękawice i biło się dla przyjemności. Sport jest już zawodem, a w związku z coraz większymi pieniędzmi będzie się stawał brutalną walką między zawodnikami, drużynami i wreszcie krajami. Będzie wykorzystywany w coraz większym stopniu do tworzenia jedności narodowej jak w Niemczech podczas piłkarskich mistrzostw świata, czy różnego rodzaju nacjonalizmów. Obroni się jednak, gdyż pozostanie jedyną wymierną formą rozrywki. W sporcie najlepszy zawsze będzie ten kto wyżej skoczy, szybciej przebiegnie lub przepłynie i zdobędzie więcej bramek. Można oszukać, podkoloryzować, podkręcić, nie na tyle jednak by Legia stała się Barceloną.

Z Andrzejem Janiszem rozmawiała Sylwia Mróz, Wirtualna Polska

Andrzej Janisz - dziennikarz sportowy Programu Pierwszego Polskiego Radia, w którym pracuje od 1983 roku. Prowadzi takie audycje, jak studio s-13, Kronika Sportowa, Przy Muzyce o Sporcie. Współpracuje także z innymi mediami jak Polsat, Eurosport i Telewizja Polska.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Zobacz także
Komentarze (137)