Wybory w USA. Ponad 40 milionów Amerykanów już zagłosowało. Trendy korzystniejsze dla Hillary Clinton

• W większości stanów od wielu dni trwa wcześniejsze głosowanie

• Kartę wyborczą wypełniło już przeszło 40 mln Amerykanów

• Wyniki głosowań są tajne, ale trendy sprzyjają Hillary Clinton

• Szczególnie widoczna jest ogromna mobilizacja Latynosów, którzy masowo głosują przeciw Trumpowi

• Rekompensują w ten sposób niższą frekwencję wśród Afroamerykanów

• Z kolei mobilizacja białych wyborców nie jest tak duża, jak oczekiwali Republikanie

Wybory w USA. Ponad 40 milionów Amerykanów już zagłosowało. Trendy korzystniejsze dla Hillary Clinton
Źródło zdjęć: © AFP | RHONA WISE
Tomasz Bednarzak

07.11.2016 | aktual.: 07.11.2016 19:23

Tradycyjnie Amerykanie idą do urn zawsze w pierwszy wtorek listopada. Ale od kilku tygodni w wielu miejscach wyborcy mogą oddać głos wcześniej - osobiście lub pocztą. W większości stanów można to zrobić bez podania żadnej przyczyny, a tylko w 13 stanach ta możliwość jest znacznie ograniczona, czego później częstym rezultatem są gigantyczne kolejki w lokalach wyborczych.

Z biegiem lat na taką formę udziału w wyborach decyduje się coraz więcej Amerykanów. O ile w 1992 roku niespełna 7 proc. wszystkich głosów oddana została wcześniej, o tyle cztery lata temu była to już prawie jedna trzecia. W tegorocznej elekcji kartę wyborczą (do 5 listopada włącznie) wypełniło już ponad 40 milionów wyborców z ok. 248 milionów uprawnionych. W wielu miejscach frekwencja we wcześniejszym głosowaniu już przekroczyła tę z 2012 roku.

Clinton zyskuje

W USA wszyscy zadają sobie pytanie, jak rozkładają się te głosy. Szkopuł w tym, że jest to trzymane w ścisłej tajemnicy. Karty wyborcze pozostają w zamknięciu do właściwego dnia wyborów. Można się za to dowiedzieć, jaka jest frekwencja i ilu zarejestrowanych wyborców Demokratów i Republikanów poszło już do urn. Właśnie na podstawie tych danych komentatorzy i analitycy starają się znaleźć klucz do prognoz wyborczych.

Co zatem pokazuje nam dotychczasowe głosowanie? Okazuje się, że perspektywy lepiej wyglądają dla Hillary Clinton. Przede wszystkim szykuje się rekordowa frekwencja wśród wyborców latynoskich, których Trump w kampanii wyborczej obraził chyba na wszystkie możliwe sposoby, więc masowo głosują na kandydatkę Demokratów (według sondaży aż 79 proc.). Według amerykańskich mediów mobilizacja Latynosów jest tak duża, że rekompensuje niższą niż w wyborach w 2008 i 2012 roku frekwencję wśród Afroamerykanów, będących tradycyjnym elektoratem Partii Demokratycznej.

Trumpa może za to cieszyć wyższa frekwencja wśród białych wyborców, stanowiących gros jego zwolenników. Jednak jak zauważa "Wall Street Journal" wzrost nie jest tak znaczący, jak chcieliby Republikanie. Ich kandydat obiecywał w kampanii, że przyciągnie do urn rzesze nowych wyborców, którzy - zniechęceni do polityki - na wybory nie chodzili w ogóle. Na razie jednak tego nie widać.

Z pewnością złą wiadomością dla Trumpa jest, że dotychczas zauważalnie częściej w wyborach udział biorą kobiety (56 proc do 44 proc. według analiz TargetSmart). A ostatnie sondaże mówią, że tylko 36 proc. żeńskiego elektoratu zamierza poprzeć kandydata Republikanów, co wydaje się być zrozumiałe, biorąc pod uwagę kompromitujące nagranie, które wyszło w kampanii, jak i późniejsze oskarżenia o molestowanie.

Przewaga może być złudna

Trzeba jednak pamiętać, że wybory prezydenckie w USA to tak naprawdę seria pojedynków w każdym ze stanów, w których zwycięzca bierze wszystko (poza dwoma wyjątkami - Maine i Nebraska). Wiele zależy zatem od tego, jak głosy rozkładają się w poszczególnych regionach. Na razie, patrząc na dane z wcześniejszego głosowania, Trump ma o wiele więcej do nadrobienia. Trendy są korzystne dla Clinton w kilku kluczowych, "wahających się" stanach, m.in. w Nevadzie i na Florydzie - tam wyborcy Demokratów wykazują większą mobilizację. Niczego nie można jednak przesądzić.

Warto przy tym zwrócić uwagę, że wysoka frekwencja wśród Latynosów jest o tyle symptomatyczna, że mogą to być jedne z ostatnich wyborów, o których wyniku decydują biali wyborcy. Ich odsetek wśród uprawnionych do głosowania systematycznie się zmniejsza. W 2000 r. stanowili 78 proc., obecnie - już 69 proc. Tymczasem demografia sprzyja mniejszościom - Latynosom, Afroamerykanom i Azjatom. Ten elektorat będzie dynamicznie rósł w nadchodzących latach.

Dlatego prawdopodobnie już niedługo na przekór tym grupom nie wygra nikt. Kandydat atakujący Latynosów, tak jak robił to w kampanii Donald Trump, nie będzie miał cienia szans w wyborach. Choć nie oznacza to automatycznie hegemonii Partii Demokratycznej, bo mniejszości też są blokiem bardzo zróżnicowanym. Warto pamiętać, że Republikanie nie zdobyliby obecnej dominacji w Kongresie bez ich poparcia.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Donald Trumpgłosowaniewybory w usa
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (113)