Trzykrotnie skazany za pedofilię. Czeka na kolejny wyrok, mieszkając obok przedszkola
Mieszkańcy rzeszowskiego osiedla zauważyli, że mają nowego sąsiada. Na oko 40-letni, spokojny mężczyzna. Częste wizyty policji w jego mieszkaniu wzbudziły jednak ich podejrzenia. Na komisariacie usłyszeli: "były więzień zakładu karnego w Rzeszowie, trzykrotnie skazany za pedofilię. Ostatni wyrok - 10 lat pozbawienia wolności. Właśnie wyszedł na wolność".
Kryminalna historia Mariusza C. zaczyna się w 1998 roku, kiedy po raz pierwszy dotknął chłopca. - Mężczyzna został wówczas skazany na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na cztery lata - mówi Wirtualnej Polsce prokurator Barbara Bandyga, która zajmowała się tą sprawą. Po dwóch latach od decyzji sądu popełnił to samo przestępstwo. Tym razem jego ofiarą padła niepełnosprawna dziewczynka i jej brat. Oboje zostali wykorzystani seksualnie. Mariusz C. został skazany na 5 lat bezwzględnego pozbawienia wolności. - Wyszedł wówczas na przedterminowe zwolnienie, podczas którego zaczął "urabiać" 10-letniego chłopca. Gdy minął okres próby, Mariusz C. dopuścił się kolejnego przestępstwa na tle seksualnym. Tym razem został skazany na 10 lat pozbawienia wolności - kontynuuje Bandyga.
Prokurator zaznacza, że kolejne przestępstwa były coraz bardziej brutalne. - W przypadku pierwszego i ostatniego przestępstwa mieliśmy do czynienia także ze znamionami porwania. Z tym, że nie były one przeprowadzane z zaskoczenia. Mariusz C. "urabiał" swoje ofiary, zdobywając ich zaufanie - dodaje. Mężczyzna wyszedł na wolność w lipcu tego roku. Zamieszkał na jednym z rzeszowskich osiedli, niedaleko przedszkola.
"Może się mścić"
- Pedofile budują wokół siebie zaufanie, pozytywną aurę. Uważnie wybierają swoje ofiary. Uwodzą. Potrafią świetnie manipulować. Na to powinny być wyczulone nie tylko dzieci, ale przede wszystkim dorośli - mówi Wirtualnej Polsce Katarzyna Klimko-Damska, seksuolog prowadzący terapię dla sprawców przemocy, w tym przemocy seksualnej.
Podczas ostatniej rozprawy Mariusza C., biegli wydali opinię w związku z poczytalnością w chwili popełnienia czynu. Odnosiły się one do stanu psychicznego sprawcy. Ocena była jednoznaczna: był poczytalny, wiedział co robi. - Jego stan wskazywał na to, że nie jest w stanie kontrolować swojego popędu seksualnego, ale jest w pełni świadomy swoich czynów. Biegli obawiali się, że po opuszczeniu zakładu karnego, może mścić się na swoich ofiarach i może popełnić kolejny czyn, jeszcze bardziej drastyczny. Opinie biegłych były konkretne: może dojść do sytuacji, w której skazany, po opuszczeniu więzienia będzie chciał pozbyć się świadka, który mógłby go rozpoznać - mówi Wirtualnej Polsce prokurator Barbara Bandyga.
Mariusz C. wyszedł z zakładu karnego po 10 latach. Na decyzję sądu w sprawie umieszczenia go w ośrodku w Gostyninie czeka na wolności. Wynajął mieszkanie na osiedlu Baranówka w Rzeszowie. 160 metrów od szkoły gimnazjalnej i 190 metrów od przedszkola. - Pedofile uruchamiają się w różny sposób. Działają na nich różnorodne impulsy. Jeśli taki człowiek mieszka w okolicy szkoły lub przedszkola, to niewątpliwie tych bodźców może przybywać, ale to wcale nie oznacza, że potencjalna ofiara będzie pochodziła właśnie z tej najbliższej szkoły. Sprawca może się przecież pilnować, a ofiar poszukać w sąsiedniej wsi, dzielnicy lub w innym mieście. Paradoksalnie więc może się okazać, że bardziej zagrożone są dzieci, które mieszkają dalej od sprawcy, ale nie mają pojęcia o jego istnieniu - tłumaczy Wirtualnej Polsce seksuolog.
"Przykładny były więzień"
Zgodnie z postanowieniem sądu, rzeszowscy policjanci zostali zobowiązani do prewencyjnego nadzoru nad Mariuszem C. - Mężczyzna bardzo skrupulatnie stosował się do postanowień sądu. Nie zanotowaliśmy w związku z jego osobą żadnych incydentów. Informował nas o zmianach miejsca pobytu. Policjanci nadzorowali także mieszkanie, które wynajmował i sprawdzali prawdziwość informacji, które przekazywał funkcjonariuszom - mówi Wirtualnej Polsce kom. Adam Szeląg z Wojewódzkiej Policji w Rzeszowie. - Nie ukrywam, że dochodziły do nas sygnały od zaniepokojonych mieszkańców. Jednak policjanci zaznaczali, że nie mieli żadnych zastrzeżeń co do tego mężczyzny - dodaje.
Według policji, mieszkańcy nie mieli powodów do obaw. Mariusz C. okazał się być "przykładnym byłym więźniem". Momentami nadgorliwym. - Informował nas też o rzeczach, o których nie musiał, np. o krótkich wyjazdach - tłumaczy kom. Szeląg.
Dyrektor Zakładu Karnego w Rzeszowie, przed zakończeniem odbywania kary więzienia przez Mariusza C., z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem wystosował do Sądu Okręgowego w Rzeszowie wniosek o objęcie Mariusza C. ustawą o tzw. bestiach. - Wniosek poparty był opiniami psychologicznymi z których wynikało, że Mariusz C. może być osobą stwarzającą zagrożenie - poinformował Wirtualną Polskę kpt. Bartłomiej Turbiarz z biura prasowego Zakładu Karnego w Rzeszowie-Załężu, gdzie mężczyzna odbywał karę.
"Problem zmienił lokalizację"
- Każdy po odbyciu kary, nawet wielokrotnie karany pedofil ze złą diagnozą kryminologiczną, staje się osobą wolną, której bez wyroku sądu nie można prewencyjnie izolować. I tu najczęściej pojawiają się bardzo silne emocje, wynikające ze strachu i bezsilności oraz poczucia niesprawiedliwości. Pojawiają się stwierdzenia, że dba się o prawa pedofila, podczas gdy prawa potencjalnych ofiar są zagrożone - mówi Wirtualnej Polsce seksuolog Katarzyna Klimko-Damska.
Dla takich przypadków politycy stworzyli narzędzie jakim jest ustawa z dnia 22 listopada 2013 o postępowaniu wobec osób z zaburzeniami psychicznymi stwarzających zagrożenie życia, zdrowia lub wolności seksualnej innych osób, czyli tzw. ustawa o bestiach. Jednak tu również niezbędny jest wyrok sądu i do czasu jego orzeczenia sprawca korzysta z pełni przysługujących mu praw. Decyzja o umieszczeniu Mariusza C. w ośrodku w Gostyninie wciąż nie zapadła.
Mężczyzna poinformował niedawno policję, że wyjeżdża z Rzeszowa. Zamieszkał poza województwem podkarpackim. - Informację o Mariuszu C. przekazaliśmy tej jednostce policji, na teren której się udał. Został przekazany pod opiekę tamtejszych funkcjonariuszy. Nie możemy podawać informacji, w którym mieście się zatrzymał - informuje kpt. Bartłomiej Turbiarz. Policja nie ma także obowiązku poinformowania ani placówek oświatowych, ani mieszkańców danej miejscowości o tym, że ich sąsiadem został mężczyzna skazany za pedofilię.
Poseł Kukiz'15 Maciej Masłowski, który rozmawiał z zaniepokojonymi mieszkańcami Rzeszowa, złożył interpelację do ministerstwa sprawiedliwości w tej sprawie. - Zapytałem, czy ministerstwo szykuje jakieś zmiany, by takie osoby móc monitorować, np. za pomocą nadajników GPS. Jeśli Mariusz C. wyprowadził się do innego województwa, to ja się mogę tylko cieszyć. Ale problem nie zniknął. Zmienił tylko lokalizację - mówi Wirtualnej Polsce.
"Hulaj dusza, piekła nie ma"
Niemal codziennie media informują o rozbiciu kolejnej siatki pedofili. Policja jest w tym zakresie bardzo skuteczna, a w wyszukiwaniu przestępców seksualnych angażują się także zwykli obywatele. Mimo to problem wciąż istnieje. - Z mojego punktu widzenia, jedyna metoda, która może ochronić potencjalne ofiary, to nauczenie ich rozpoznawania niebezpiecznych sytuacji i odpowiedniego reagowania. Z takimi szkoleniami należałoby dotrzeć przede wszystkim do rodziców. Nauczyć ich jak mają rozmawiać z dziećmi o zagrożeniu, jak oni sami powinni reagować, gdy dziecko powie im, że spotkało je coś złego ze strony dorosłego - mówi Klimko-Damska.
Seksuolog mówi Wirtualnej Polsce także o odpowiednich szkoleniach i edukacji seksualnej. - Jeśli porusza się tę kwestię, od razu podnosi się bunt. Edukacja seksualna niektórym środowiskom kojarzy się wyłącznie z "zakładaniem prezerwatywy na banana", ale w tym przypadku nie chodzi o rozmowy na temat antykoncepcji czy rozwoju seksualnego. Chodzi przede wszystkim o uświadamianie dzieci o zagrożeniach, z którymi mogą mieć do czynienia i nauczenie ich reagowania na nie - tłumaczy.
Dodaje, że warto pomyśleć także o szkoleniach dla rodziców, których trzeba nakierować na to, w jaki sposób rozmawiać z dziećmi o zagrożeniach seksualnych. - Przecież nierzadko zdarza się, że dziecko sygnalizuje, iż zostało skrzywdzone, ale rodzice często tego nie wyłapują lub nie dają wiary temu, co usłyszeli. Wówczas pedofil dostaje zielone światło: hulaj dusza, piekła nie ma. I do takich sytuacji nie możemy dopuszczać - zaznacza.