Trump zdradził swoich sojuszników Ameryki. Konsekwencje będą wielkie
Ujawniając tajne informacje Rosjanom Donald Trump zdradził zaufanie sojuszników Ameryki na Bliskim Wschodzie. Ale skandal odbije się też na innych krajach współpracujących z Waszyngtonem - także na Polsce. - Trump jest niepoważny i nie potrafi się obchodzić z informacjami wywiadu - uważa były szef SKW Piotr Pytel.
W normalnych czasach ta historia brzmiałaby zupełnie niewiarygodnie. Za prezydentury Donalda Trumpa, nie tylko brzmi prawdopodobnie, ale wszystko wskazuje na to, że jest prawdziwa: prezydent Stanów Zjednoczonych, chcąc pochwalić się przed rosyjską delegacją tym, jak dobrze jest poinformowany, ujawnił ściśle tajne informacje uzyskane od sojusznika Ameryki.
Rewelacje podane najpierw przez "Washington Post" potwierdzili rozmówcy "New York Timesa", "Wall Street Journal", CNN oraz portali Politico i Buzzfeed. Jednak o prawdziwości informacji podanych przez media być może najlepiej świadczy samo dementi Białego Domu w wykonaniu doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego HR McMastera. McMaster w krótkim oświadczeniu zaprzeczył jedynie temu, czego w tekście "Washington Post" w ogóle nie poruszono - że podczas rozmowy Trumpa i Ławrowa nie były omawiane kwestie "źródeł i metod wywiadowczych". W końcu pośrednio informacje potwierdził sam Trump, który na Twitterze przyznał, że dzielił się informacjami dotyczącymi planowanymi zamachami
"Jako prezydent chciałem podzielić się z Rosjanami (podczas publicznie zaplanowanego spotkania w Białym Domu), do czego mam absolutne prawo, faktami dotyczącymi terroryzmu i bezpieczeństwa lotów. Z powodów humanitarnych i dlatego, że chcę, by Rosja zwiększyła swoje wysiłki w walce z ISIS i terroryzmem" - napisał amerykański prezydent.
Cios w sojuszników
Szczegóły informacji na temat planów Daesz (zamach miał zostać przeprowadzony w samolocie za pomocą bomby umieszczonej w laptopie), które w rozmowie z Siergiejem Ławrowem miał zdradzić amerykański prezydent, były opatrzone najściślejszą klauzulą tajności - co oznacza, że krąg osób mających do nich dostęp był jeszcze węższy niż ten do tych oznaczonych klasyfikacją "top secret". Co więcej, zostały one przekazane Stanom Zjednoczonym na bazie tajnego porozumienia z dodatkową adnotacją, by nie przekazywać ich dalej - nawet do służb sojuszniczych. Wszystko ze względu na wagę źródła, ulokowanego wewnątrz Państwa Islamskiego. Problem nie polegał bowiem na tym, że Trump poinformował Rosjan o planowanych zamachach, lecz że zdradził im wystarczająco wiele szczegółów, by na ich podstawie można było zidentyfikować źródło informacji.
Eksperci podejrzewają, że sojusznikiem, który przekazał Waszyngtonowi kluczowe informacje była Jordania. Uważa się, że to ten sąsiad Syrii ma najlepsze rozeznanie w odizolowanych wschodnich prowincjach, gdzie Daesz prawdopodobnie planuje swoje zagraniczne operacje. I to do króla Jordanii Abdullaha II Trump miał zadzwonić w dzień po publikacji mediów.
Niedyskrecja Trumpa może mieć więc potencjalnie wielkie konsekwencje. Podważa partnerstwo z kluczowym sojusznikiem w walce z dżihadem, mogło też narazić na niebezpieczeństwo życie agenta, który zdobył informacje. Ale problem jest nawet szerszy i dotyka także Polski. Jak zauważają komentatorzy, wpadka amerykańskiego prezydenta stawia pod znakiem zapytania bezpieczeństwo i sens dzielenia się informacjami z Waszyngtonem przez ich sojuszników.
- To absolutnie niezwykłe. Każda sojusznicza służba wywiadowcza w Europie od Lizbony do Kijowa przestanie dzielić się z Waszyngtonem klczuowymi informacjami - przewiduje dr Alexander Clarkson, ekspert z King's College w Londynie.
Na to samo uwagę zwrócił Mike Morell, były szef CIA.
- Zagraniczni partnerzy Ameryki regularnie dzielą się informacjami, ale teraz zrobią pauzę i zastanowią się, czy powinni to robić, jeśli obawiają się, że ich informacje trafią do naszych i ich adwersarzy - powiedział Morell telewizji CBS.
Trump, czyli ryzyko
Wpadka Trumpa nie jest jednak zupełnym zaskoczeniem; obawy o bezpieczeństwo źródeł i danych przekazywanych nowej amerykańskiej administracji pojawiały się jeszcze przed objęciem przez niego władzy. W styczniu największy izraelski dziennik "Jediot Achronot" podał, że izraelski wywiad otrzymał ze strony służb amerykańskich ostrzeżenie, by po inauguracji Trumpa nie wysyłać do Waszyngtonu najbardziej wrażliwych informacji, bo mogą one zostać przekazane Rosji, a dalej Iranowi. Także w styczniu o obawach europejskich slużb dotyczacych współpracy z wywiadem USA za prezydentury Trumpa pisał portal Politico, zaś o rozterkach brytyjskiej MI6 donosiły brytyjskie media. Zaś już po objęciu rządów przez Trumpa pojawiły się doniesienia, że Trumpowi nie ufają jego własne służby - i ukrywają przed nim szczególnie wrażliwe informacje.
- To ryzyko dekonspiracji zawsze istniało. Jeszcze kiedy Trump był kandydatem Republikanów zwracałem uwagę, że takie problemy mogą sie pojawić. To jest osoba, która nie ma żadnej wiedzy na temat polityki i nie rozumie mechanizmów, które działają na świecie i chrakterologicznie nie nadaje się do sprawowania takiej funkcji - mówi WP dr Maciej Milczanowski, ekspert ds. bezpieczeństwa międzynarodowego i były wojskowy.
Według analityka Fundacji Pułaskiego i WSIiZ Rzeszów, Polska i sojusznicy Ameryki nie mogą sobie pozwolić na niedzielenie się ważnymi informacjami z USA, jednak muszą być szczegolnie ostrożni, bardziej uczulając swoich partnerów na potrzebę zachowania tajności informacji. Pełnego bezpieczeństwa zapewnić jednak się nie da.
- Trzeba uwzględniać to ryzyko w kontaktach z Waszyngtonem, bo trudno wyobrażać sobie budowanie relacji z USA z pominięciem roli głowy państwa. Choć za polityka zagraniczna administracji jest głównie w rękach jego odpowiedzialnych doradców, to prezydenta nie da się wyciąć z tej układanki i z obiegu informacji. Trump swoimi nierozważnymi swoimi wypowiedziami, i wpisami na Twitterze siłą rzeczy jest w stanie wiele zepsuć. - Znam ten syndrom z wojska, gdzie sztab często lepiej działałby bez dowódcy, ale nie da się go pominąć w działaniach. Tu widzimy taki sam fenomen - podsumowuje weteran misji na Bliskim Wschodzie.
Trochę bardziej łagodny w ocenie jest były szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego gen. Piotr Pytel. Według niego, niedyskrecja Trumpa to wynik jego "wylewnej natury", niedoświadczenia i braku zaufania do służb.
- Trump jest oczywiście niepoważny, nie potrafi z pewnoscią obchodzić się z informacjami wywiadu, prawdopodobne ma dość beztroski stosunek do kwestii ochrony informacji wywiadowczych, podobnie jak niezbyt nabożnie traktuje wspólnotę wywiadowczą USA - mówi WP Pytel. Jednocześnie jego zdaniem sprawa może być mniej poważna, niż się to wydaje. - Służby USA ogólnie mówiąc są niezadowolone z Trumpa - nie bez powodu - i bedą go grillowały przy każdej jego wpadce przeciekami. Być może dzieje się tak w tym przypadku. Takie rozmowy i narzekania pomiędzy przedstawicielami słuzb sojuszniczych to norma, ludzie lubią wtedy przesadzać - dodaje były szef wojskowego kontrwywiadu.