Znane feministki ogolone na łyso i porzucone w lesie
Odnalazły się trzy feministki z ukraińskiego ruchu Femen, które zaginęły na Białorusi, po akcji przeprowadzonej przy gmachu KGB w Mińsku - poinformowała za pośrednictwem Facebooka działaczka organizacji, Ołeksandra Szewczenko. W zemście funkcjonariusze białoruskich specsłużb pobili je i ogolili im głowy.
Liderka ruchu Femen Hanna Hucuł jest oburzona działaniami władz Białorusi. - Będziemy się domagać wydalenia białoruskiego ambasadora na Ukrainie. Jeśli sam nie wyjedzie, zawieziemy go do lasu, ogolimy mu głowę i zakopiemy - powiedziała wzburzona Hucuł w rozmowie z Biełsatem.
O porwaniu poinformowała jedna z uczestniczek protestu Ina Szewczenko. Aktywistki zostały zatrzymane na dworcu kolejowym w Mińsku przez pracowników milicji lub KGB. Funkcjonariusze zawiązali im oczy i przez całą noc wozili autobusem. Na koniec kobiety zostały zawiezione do lasu, oblane łatwopalną substancją i postraszone podpaleniem. Porywacze następnie obcięli im włosy nożem - wszystko to było filmowane przez jednego z prześladowców.
Sekretarz prasowy ukraińskiej ambasady Aleksiej Emialjenko, poinformował Biełsat, że ambasada kontaktowała się z białoruskim KGB i MSW, jednak jak wyjaśnił - "istnieją tu określone niuanse". Struktury siłowe Białorusi mają prawo przekazać odpowiednią informację o obywatelach Ukrainy w ciągu dwóch dni - a ten termin jeszcze nie upłynął.
Trzy aktywistki "Femen" urządziły happening przed drzwiami głównej siedziby KGB w Mińsku. Rozebrane do pasa - prezentowały plakaty z napisem "Uwolnić więźniów politycznych" oraz "Niech żyje Białoruś". Milicji udało się zatrzymać operatorkę kamery związaną z Femen i kilku dziennikarzy, w tym trzy osoby współpracujące z Biełsatem. Na początku wydawało się, że aktywistki bez przeszkód opuściły Mińsk, jednak po kilku godzinach przestały odbierać telefony .
Białoruski MSZ i Służba Graniczna Białorusi dotychczas nie potwierdziły informacji o zatrzymaniu obywatelek Ukrainy.