Rozdzielone rodzeństwa trafiają do różnych krajów. Praktyka adopcji międzynarodowych
Mariusz i Patryk trafili do domu dziecka w Sosnowcu. Przyczyna - rodzina patologiczna, niezdolna do wychowania potomstwa. Między braćmi są zaledwie trzy lata różnicy. - Chłopcy świetnie się dogadywali. Są w takim wieku, że łaknęli ze sobą kontaktu. Razem spędzali wolny czas, grali w piłkę. Prawdopodobnie nigdy więcej się nie zobaczą - opowiada Wirtualnej Polsce osoba, która za zgodą sądu zabierała chłopców do domu na święta. Chce zachować anonimowość.
Dwie, pełnoletnie już siostry 12-letniego Mariusza i 9-letniego Patryka, ułożyły sobie życie poza domem dziecka. Nie mogły zabrać braci ze sobą. Nie wiadomo dlaczego. Dom dziecka w Sosnowcu nie chciał udzielić Wirtualnej Polsce żadnych informacji na temat chłopców. Od tymczasowego opiekuna wiemy, że Patryk w czerwcu tego roku wyjechał na wakacje do włoskiej rodziny. - Do Polski już pewnie nie wróci - mówi informator Wirtualnej Polski.
- Domy dziecka dorabiają papiery, by wszystko się zgadzało. Zwykle orzekają brak więzi między rodzeństwem i to wystarczy, by jedno z dzieci trafiło do adopcji zagranicznej. Wystarczy opinia zwykłego psychologa. Na podstawie takiego stwierdzenia, teoretycznie dla dobra dziecka, sąd decyduje o rozdziale rodzeństwa. A przecież więź między nimi może się dopiero narodzić - opowiada w rozmowie z Wirtualną Polską Paweł Bednarz z Fundacji im. Dobrego Pasterza.
55 dni na decyzję
Gdy otwiera się możliwość adopcji dzieci umieszczonych w placówkach opiekuńczo-wychowawczych, polskie rodziny mają 55 dni na to, by zgłosić się do procesu przysposobienia. Po tym czasie otwiera się możliwość adopcji zagranicznej. - Kto w przeciągu zaledwie tygodni podejmie decyzję o adopcji rodzeństwa? Chyba wyłącznie nieodpowiedzialni ludzie. W osiem tygodni nie podejmuje się decyzji o kupnie domu czy samochodu, a co dopiero o adopcji dwojga czy trojga dzieci - mówi Paweł Bednarz.
By przyspieszyć proces przysposobienia, domy dziecka nierzadko, za zgodą sądów, rozdzielają rodzeństwa. - Robi się tak, by dzieci szybciej zostały adoptowane - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską wychowawczyni z jednego z domów opiekuńczo-wychowawczych, która chce zachować anonimowość. Polskie prawo adopcyjne zabrania takiej praktyki, wyłączając jednak kilka przypadków: gdy jedno z rodzeństwa nie wyraża zgody na adopcję, lub gdy jedno z nich jest niepełnosprawne i w związku z tym "blokuje" adopcję zdrowego dziecka. Jest jeszcze jeden, wzbudzający najwięcej kontrowersji, wyjątek - orzeczenie o braku więzi między rodzeństwem. Gdy sąd przychyli się do opinii psychologa, jedno z dzieci może trafić nawet do adopcji międzynarodowej. - Jeśli dziecko rozumie już, że ma brata lub siostrę i istnieją relacje między nimi, w żadnym przypadku nie możemy mówić o braku więzi - ocenia w rozmowie z Wirtualną Polską psycholog dziecięcy Agnieszka Balla.
Decyzja o rozdzieleniu rodzeństwa podejmowana jest w każdym przypadku indywidualnie. Gdy zostanie pozytywnie rozpatrzona, poszukiwania rodziny adopcyjnej w Polsce rozpoczynane są ponownie. Inaczej jednak było w przypadku Mariusza i Patryka. - Gdy otworzyła się możliwość adopcji międzynarodowej, chłopcy zniknęli z tak zwanej tablicy adopcyjnej, na której widnieją opisy i zdjęcia wszystkich dzieci dopuszczonych do adopcji krajowej - opisuje informator Wirtualnej Polski.
"Ubolewamy, że takie sytuacje się zdarzają"
- Młodsze z rodzeństwa zwykle przysposabiane jest przez polską rodzinę, a starsze trafia do adopcji za granicą. Często tak się zdarza - przyznaje Izabela Rutkowska z Krajowego Ośrodka Adopcyjnego "Towarzystwo Przyjaciół Dzieci". - Ubolewamy, że takie sytuacje mają miejsce. Wolelibyśmy, by rodzeństwo było adoptowane razem. Dlatego staramy się pilnować, by dzieci trafiły do tego samego kraju i w tym samym czasie. Oraz by rodziny adopcyjne znały się wcześniej i zobowiązały się do utrzymywania ze sobą kontaktu. Oczywiście, nie możemy ich do tego zmusić - dodaje.
Z danych statystycznych, prowadzonych przez Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej wynika, że w 2015 roku krajowe ośrodki adopcyjne pośredniczyły w 199 procesach o przysposobienie poza granicami Polski. W pierwszej połowie 2016 roku do skutku doszło 109 procesów adopcji międzynarodowej. Ministerstwo wciąż nie ma danych, ile rodzeństw zostało rozdzielonych w wyniku przysposobienia zagranicznego. Nieoficjalne dane, zebrane przez Fundację Zerwane Więzi wskazują, że w 80 proc. przypadków adopcji krajowych i zagranicznych sąd orzeka o rozdzieleniu rodzeństwa.
System raportów
Paweł Bednarz z Fundacji im. Dobrego Pasterza przekonuje, że krajowe ośrodki nie mają żadnej faktycznej kontroli nad dzieckiem po tym, gdy trafi ono do adopcji zagranicznej. - Jest pewien mit w naszym społeczeństwie odnośnie adopcji zagranicznych, że to zupełnie niekontrolowany proceder. A ja bym powiedziała, że jest wręcz przeciwnie. Ilość dokumentów, które muszą znaleźć się w aktach sprawy sądowej o przysposobienie jest dużo większa niż w przypadku adopcji polskich - mówi Izabela Rutkowska. - Zapraszamy pana Bednarza do kontaktu z nami. Nie mamy nic do ukrycia. Chętnie pokażemy, jak pracujemy - dodaje.
Krajowy Ośrodek Adopcyjny, jeden z trzech w Polsce, który jest odpowiedzialny za adopcję zagraniczną, ten sam system kontroli stosuje od 25 lat. Raportowanie przez ośrodki poza granicami kraju ma zapewnić adoptowanemu dziecku bezpieczeństwo. - Między nami, a naszymi odpowiednikami w konkretnych ośrodkach zagranicznych mamy zawarte umowy o współpracy, które bardzo precyzyjnie wskazują na częstotliwość i rodzaj raportów - opisuje Rutkowska. W dokumentach znajdują się zdjęcia z nowego domu, opis sytuacji rodzinnej i postępy w aklimatyzacji dziecka. Pierwszy raport polski ośrodek dostaje po roku od adopcji. Kolejny po dwóch i trzech latach. Później częstotliwość maleje - co trzy lata do uzyskania przez dziecko pełnoletności. - Jeśli jakaś zagraniczna placówka adopcyjna nie wywiązuje się z systemu raportów systematycznie, nie musimy z nią pracować przy kolejnym przypadku - mówi Wirtualnej Polsce Izabela Rutkowska z KOA.
9-letni Patryk trafił do Włoch. - Dziecko zostało wyrwane ze swojego środowiska. Nie zna języka. Jest zdane na siebie. Jak więc ma się dogadać? Do kogo zgłosi się, jeżeli będzie działa mu się krzywda? - pyta informator Wirtualnej Polski. Dyrekcja ośrodka opiekuńczo-wychowawczego w Sosnowcu nie chce komentować sprawy.