Rosyjskie siły powietrzne w Syrii? Kreml zwiększa swoje zaangażowanie w regionie
Rosyjskie lotnictwo wojskowe operuje nad Syrią? Tak wynika z opublikowanych w sieci zdjęć, rzekomo zrobionych w rejonie syryjskiej prowincji Idlib, na których widać rosyjskie myśliwce i drony. Ale nawet jeżeli fotografie nie są autentycznie, nie zmienia to faktu, że w ostatnich tygodniach Moskwa znacząco zwiększyła swoje zaangażowanie na Bliskim Wschodzie.
03.09.2015 | aktual.: 03.09.2015 13:13
Wspomniane zdjęcia miały pojawić się na jednym z twitterowych kont powiązanych z Frontem al-Nusra, czyli syryjską filią Al-Kaidy. Widać na nich rosyjskie myśliwce Su-27 i Mig-29, bombowiec Su-34 oraz dron rozpoznawczy Pczeła-1T. Ich publikacja wywołała falę spekulacji.
Jeżeli zdjęcia są autentyczne, to potwierdzałyby doniesienia niektórych izraelskich mediów sprzed kilku dni, że Moskwa planuje na stałe rozmieścić w Syrii siły lotnicze, aby wesprzeć reżim Baszara al-Asada w walce z Państwem Islamskim, a przy okazji również przeciwko rebeliantom.
Na tym jednak nie koniec, bo zdaniem portalu Ynetnews (anglojęzycznego serwisu powiązanego z najbardziej poczytnym izraelskim dziennikiem "Yedioth Ahronoth") wraz z samolotami do Syrii ma przybyć liczący tysiące osób rosyjski personel - technicy, doradcy, instruktorzy, logistycy oraz żołnierze, którzy będą ochraniać cały kontyngent.
Moskwa murem za Asadem
Nie jest żadną tajemnicą, że od pierwszych dni wojny domowej w Syrii w 2011 roku Kreml bardzo mocno wspiera Asada. Powiązania Moskwy i Damaszku sięgają jeszcze czasów zimnej wojny. Po jej zakończeniu Syria, obok Libii, pozostała ostatnim liczącym się sojusznikiem Rosji na Bliskim Wschodzie, a także ważnym klientem rosyjskiej zbrojeniówki. W syryjskim porcie Tartus znajduje się jedyna śródziemnomorska baza rosyjskiej marynarki wojennej.
Nie było więc dla nikogo zaskoczeniem, że Moskwa przez ostatnie lata ratowała reżim w Damaszku stałymi dostawami broni i zaopatrzenia oraz rozpostarła nad nim dyplomatyczny parasol na arenie międzynarodowej. Kilka tygodni temu sieć obiegły zdjęcia rosyjskiego okrętu desantowego typu Alligator, który wypełniony po brzegi ciężkim sprzętem przekraczał cieśninę Bosfor, najpewniej kierując się do Syrii.
Co ciekawe, fachowcy dostrzegli na jego pokładzie również bojowe transportery opancerzone BTR. I kilka dni później syryjska armia opublikowała nagranie, na którym chwaliła się właśnie nowiutkim BTR-82A. W tej wersji te pojazdy nigdy wcześniej nie zostały dostarczone Syrii. Jeszcze bardziej intrygujące jest, że na filmie słychać polecenia wydawane załodze pojazdu w... języku rosyjskim, co sugerowałoby, że w środku siedzi rosyjski personel.
Zdaniem dr. Wojciecha Szewki, znawcy bliskowschodnich realiów politycznych, ostatnie działania Rosji są konsekwencją tego, co zostało zadeklarowane podczas niedawnej wizyty prezydenta Egiptu Abd el-Fataha es-Sisiego w Moskwie. - Zapowiedziano wtedy oficjalnie, że zostanie zawarty sojusz rosyjsko-egipski przeciwko Państwu Islamskiemu, a do tego sojuszu zostanie zaproszona Syria - wskazuje w rozmowie z Wirtualną Polską. - Stąd w ostatnim czasie duże dostawy rosyjskiej broni zarówno dla Damaszku, jak i Kairu - dodaje.
Ramię w ramię z Iranem
Upadek Muammara Kadafiego był dla Moskwy - która nie kiwnęła palcem w tej sprawie - gorzką lekcją. Teraz zrobi wszystko, by nie dopuścić, aby podobny los spotkał jej ostatniego sojusznika w regionie. Niemal pewne jest, że Kreml swoje działania koordynuje z Iranem, protektorem reżimu Asada. Tajemnicą poliszynela jest, że całkiem niedawno w rosyjską stolicę wizytował gen. Kasem Sulejmani, dowódca sił Kuds, jednostki specjalnej irańskich Strażników Rewolucji odpowiedzialnej za tajne operacje i eksport islamskiej rewolucji.
Jednym z tematów moskiewskich rozmów bez wątpienia była sytuacja w Syrii. Po zawarciu porozumienia nuklearnego i zniesieniu zachodnich sankcji Teheran liczy na zastrzyk gotówki, który będzie mógł przeznaczyć na jeszcze mocniejsze wsparcie swoich regionalnych sojuszników. Wspólne działania Rosji i Iranu mogą postawić na nogi syryjską armię rządową, która w ostatnich miesiącach doznała wiele bolesnych porażek ze strony rebeliantów i ISIS.
Co na to Amerykanie? Będą przymykać oko na rosyjskie zaangażowanie, dopóki głównym celem będzie walka z Państwem Islamskim. - Dla USA to priorytet numer jeden, a najlepiej, gdy walka ta prowadzona jest cudzymi rękami, bo Barack Obama w życiu nie zgodzi się na powrót żołnierzy na Bliski Wschód. To byłoby polityczne samobójstwo dla demokratów - wyjaśnia Szewko. - Stąd zresztą porozumienie nuklearne z Iranem, bo tylko Iran dysponuje obecnie siłami lądowymi zdolnymi walczyć z ISIS - dodaje.
Obecna zawierucha na Bliskim Wschodzie jest Rosji bardzo na rękę. Jeszcze parę lat temu jej wpływy w regionie ograniczały się jedynie do Damaszku. A dziś sprzedaje broń nie tylko Syrii, ale również Iranowi, Irakowi i Egiptowi. - Moskwa powróciła jako główny międzynarodowy gracz na Bliskim Wschodzie dzięki Państwu Islamskiemu, a właściwie strachowi USA przed nim. Amerykanie zrozumieli, że bez Rosji nie pokonają ISIS, więc godzą się na taki kompromis - mówi Szewko.
W USA coraz głośniej mówi się o sformowaniu szerokiej koalicji przeciwko samozwańczemu kalifatowi, w skład której będą wchodzić wszystkie strony walczące w Syrii. Dla reżimu Asada byłaby to szansa na złapanie drugiego oddechu, ale perspektywa takiego przymierza jest daleka. Świeccy powstańcy nigdy nie zgodzą się walczyć u boku krwawego dyktatora, z którego rąk doznali tylu krzywd. A islamscy rebelianci spod znaku Al-Kaidy prędzej pójdą na Damaszek razem z ISIS niż odwrotnie.