"Polacy skorzystali na tej tragedii" - będą kontrowersje?
"Złote żniwa", nowa książka Jana Tomasza Grossa, która w lutym ukaże się w Polsce, oskarża Polaków o czerpanie zysków z Holokaustu - uważa dziennikarz "Tygodnika Powszechnego" Michał Olszewski, który jako jeden z pierwszych zapoznał się z treścią książki. - W sferze faktów nie ma w książce Grossa nic nowego. Dużo nowego jest w sferze ocen - mówi Olszewski w rozmowie z Wirtualną Polską.
29.12.2010 | aktual.: 29.12.2010 16:29
Punktem wyjścia opowieści Jana Tomasza Grossa stało się zdjęcie zamieszczone trzy lata temu w "Gazecie Wyborczej", ilustrujące reportaż "Gorączka złota w Treblince". Przedstawia ono grupę osób, które po zakończeniu wojny przekopywały pola wokół obozu koncentracyjnego w Treblince, poszukując resztek kosztowności, precjozów, złotych zębów wśród prochów i szczątków ofiar tego obozu.
Gross zaczął poszukiwać kolejnych źródeł i doszedł do wniosku, że Polacy odnieśli na skutek Holokaustu niemało korzyści o charakterze ekonomicznym.
- W sferze faktów nie ma w książce Grossa nic nowego. Źródła, na które powołuje się Gross ukazały się w języku polskim już jakiś czas temu. Nie wywołały wtedy większej dyskusji. Z książką Grossa może być jednak inaczej - prognozuje Michał Olszewski. - Wszystko przez status Grossa, który urósł do roli pośrednika w stosunkach polsko-żydowskich.
W sferze faktów nie ma w książce Grossa nic nowego - Dużo nowego jest za to w sferze ocen - dodaje Olszewski. - Gross dokonuje takiej interpretacji wydarzeń, która dla opinii publicznej będzie trudna do strawienia.
- Główną tezą książki jest to, że Polacy skorzystali na Holokauście. Gross podkreśla, że to nie Polacy rozpoczęli Holokaust i to nie oni stworzyli obozy koncentracyjne, ale czerpali materialne zyski z Holokaustu - mówi Olszewski. - Można to rozpatrywać w dwóch kontekstach: szerszym i węższym. W szerszym kontekście Gross pisze o tym, że w wyniku Holokaustu dokonała się wymiana klasy społecznej. Podczas okupacji miejsce Żydów w gospodarce, przede wszystkim w rzemiośle i handlu, zajęli Polacy. Do Londynu docierały nawet sygnały z Polski, że jeżeli Żydzi wrócą na te tereny, może dojść do konfliktów, bo Polacy niechętnie będą rezygnować z tego, co zyskali. Gross nie odpowiada jednak na pytanie, co mieli robić Polacy, kiedy zabrakło szewców, krawców czy sprzedawców.
- Węższy kontekst to historie wiosek położonych w okolicach obozów koncentracyjnych, takich jak Treblinka czy Sobibór - wyjaśnia Olszewski. - Mieszkańcy tych wsi odnosili korzyści ekonomiczne z tego, że w pobliżu były obozy. Dokonywali wymiany handlowej z pracownikami obozu, oficerami SS, którzy za alkohol czy usługi erotyczne płacili zrabowanymi Żydom precjozami.
W książce znalazł się fragment pamiętnika, do którego dotarł Gross. Wynika z niego, że pewna wioska nieopodal Treblinki jeszcze podczas okupacji zdjęła strzechy i zastąpiła je blaszanymi dachami, co było w tamtych czasach ewidentnym symbolem dobrego statusu materialnego.
- Pojawia się też wątek powojenny, czyli "kopacze złota" - dodaje Olszewski. - To ludzie, którzy po wojnie przekopywali tereny w pobliżu obozów w poszukiwaniu resztek kosztowności, precjozów, złotych zębów wśród prochów i szczątków ofiar.
Redaktor naczelny Znaku Jerzy Illg potwierdza, że wydawnictwo ma "Złote żniwa" w planach edycyjnych na luty. Wydawnictwo podjęło jednak decyzję, że w trakcie prac redakcyjnych, które jeszcze trwają, nie będzie udzielało obszerniejszych informacji. Książka pierwotnie została zamówiona u Jana Tomasza Grossa przez wydawnictwo Oxford University Press, które ma ją w planach wydawniczych na sierpień.
Historycy oceniają, że w utworzonym w połowie 1942 r. obozie zagłady Treblinka II zamordowano blisko 900 tys. Żydów. Ogromna większość z nich, ok. 760 tys., pochodziła z terenów polskich, ale wśród ofiar byli również Żydzi z Austrii, Bułgarii, Belgii, Czechosłowacji, Francji, Grecji, Jugosławii, Niemiec i ZSRR, a także Romowie i Sinti z Polski i Niemiec.
Pierwszy transport do obozu przybył 23 lipca 1942 roku, wioząc Żydów deportowanych z Warszawy. Do 21 września tego roku z getta warszawskiego do obozu zagłady w Treblince wywieziono 254 tys. ludzi. Deportowani przybywali do Treblinki skrajnie wycieńczeni, część osób już nie żyła lub była bliska śmierci.
Wypędzeni z wagonów ludzie musieli zostawić bagaż, a następnie pod pozorem kąpieli kazano im się rozbierać. Osoby starsze, niesprawne fizycznie i osierocone dzieci były od razu zabijane strzałem w tył głowy w tzw. "lazarecie". Pozostali, popędzani z wielką brutalnością, szli do przypominających łaźnie komór gazowych, gdzie byli uśmiercani spalinami z motoru diesla, dusząc się w wielkich męczarniach przez ok. pół godziny.
Dla zatarcia śladów popełnianych zbrodni od wiosny 1943 roku na polecenie Niemców komanda więźniów wykopywały zwłoki zamordowanych i paliły je na specjalnych rusztach wykonanych z szyn kolejowych.
W sierpniu 1943 roku do Treblinki przybyły jeszcze dwa transporty Żydów z białostockiego getta, których zamordowano w działających nadal komorach gazowych. W listopadzie tego samego roku rozstrzelano więźniów z ostatniego komanda. Teren obozu zaorano i obsiano łubinem. Wybudowano również na nim dom, w którym osiedlono ukraińską rodzinę.