"Permanentna inwigilacja", czyli trzy pytania w Internecie
Z „uwagą” odnotowujemy "inicjatywę" ABW w sprawie "inwigilacji poczty elektronicznej". Ma ona z jednej strony poprawić bezpieczeństwo publiczne, z drugiej strony zaś rodzi obawy o naruszenie prywatności obywateli. Zadajmy więc sobie trzy pytania, by wyjaśnić sens i cel wprowadzania wymienionych rozwiązań.
Po pierwsze: czy właściwie określono adresata kosztów przedsięwzięcia "inwigilacja poczty"? Obowiązki zapewnienia bezpieczeństwa publicznego bierze na siebie Państwo z racji samego swojego istnienia. W tym przypadku, okazuje się, że główny ciężar finansowo - organizacyjny nakładany jest na podmioty sfery prywatnej i obywateli. Sensowność proponowanego rozwiązania od razu inaczej ujrzeliby rządzący, gdyby to budżet miał sfinansować powstanie owych wszystkich kancelarii tajnych itd. Nałożenie takich obowiązków z dziedziny bezpieczeństwa publicznego na sferę prywatną jest niedopuszczalne.
Po drugie: czy koszt społeczny - uzasadnia wprowadzenie "inwigilacji poczty"? Podnoszenie bezpieczeństwa ogranicza wolność. Kompromis jest zawsze niezbędny, bowiem nikt przy zdrowych zmysłach nie wprowadzi teraz godziny policyjnej, a przecież byłoby bezpieczniej. Czy przy pomyśle wdrożenia "inwigilacji poczty" analizowano, w jaki sposób wpłynie on na wolności obywatelskie? W jaki sposób wpłynie na obniżenie poczucia bezpieczeństwa obywateli? Czy człowiek czuje się bezpiecznie, gdy wie, że ktoś czyta jego korespondencję? Bardzo wątpię.
Po trzecie wreszcie: czy zastosowanie "inwigilacji poczty" pozwoli na śledzenie korespondencji przestępców? Warto byłoby zapytać specjalistów, mających czytać owe e-maile od potencjalnych terrorystów ( którzy nic innego nie robią, tylko siedzą w Polsce i wysyłają e-maile z portali internetowych), czy rzeczywiście ta inwigilacja będzie efektywna. Zwróćmy uwagę na prosty aspekt tej sprawy. Na pewnej stronie znajduje się powszechnie dostępne oprogramowanie PGP do szyfrowania poczty elektronicznej, metodą klucza asymetrycznego. Znajdują się tam również źródła do tego oprogramowania. Całość... "freeware". Czy odpowiedzialne organy państwowe mogą potwierdzić, że potrafią złamać zabezpieczenia PGP, którymi każdy Internauta może się (jak to zostało wykazane wyżej) posłużyć? Bardzo ciekawy jestem odpowiedzi ( i ewentualnych testów ).
Wnioski. Mamy do czynienia z rozwiązaniem, którego ciężaru wdrożenia unika państwo, nakładając go na obywateli. Narusza przy tym poczucie bezpieczeństwa obywateli, a jednocześnie ogranicza ich zakres swobód i wolności. Wprowadza się rozwiązanie o nieudokumentowanej skuteczności, co każe się domyślać, iż służyć ma ono inwigilacji nie tych którzy rzeczywiście mają coś do ukrycia, lecz szerszemu podglądaniu "szarych" obywateli. Krótko mówiąc, za nasze pieniądze ogranicza się naszą wolność, chcąc nas podglądać.
Jeszcze jakieś nowe pomysły?