ŚwiatPaństwo Islamskie coraz większym zagrożeniem dla Indonezji? Ekspert: są dwa większe zapalne punkty w regionie

Państwo Islamskie coraz większym zagrożeniem dla Indonezji? Ekspert: są dwa większe zapalne punkty w regionie

• Atak na księdza w Indonezji to niejedyne takie tragiczne wydarzenie w tym roku

• Państwo Islamskie próbuje inspirować tamtejszych ekstremistów

• Indonezja to najludniejszy muzułmański kraj świata

• Jednak, według eksperta, to nie on jest najbardziej zapalnym punktem regionu

• Groźniej jest w dwóch innych krajach. I nie są one wcale w większości muzułmańskie

Państwo Islamskie coraz większym zagrożeniem dla Indonezji? Ekspert: są dwa większe zapalne punkty w regionie
Źródło zdjęć: © AFP
Małgorzata Gorol

29.08.2016 | aktual.: 30.08.2016 07:56

Gdyby plan 18-latka wypalił, liczba ofiar nie ograniczyłaby się do jednej rannej osoby. Młody Indonezyjczyk chciał się bowiem wysadzić w powietrze w kościele podczas niedzielnego nabożeństwa, na którym gromadzą się wierni z Medan (Sumatra). Ładunek jednak zawiódł. Według świadków, których cytowały potem agencje prasowe, mężczyzna wyjął z torby siekierę i zamachnął się na księdza, raniąc go lekko w ramię. Na więcej nie pozwolili mu obecni w świątyni wierni, powstrzymując napastnika aż do przyjazdu policji. Indonezyjskie służby, na które powoływała się potem AFP, podały, że nastolatek miał przy sobie kartkę z symboliką Państwa Islamskiego.

Ledwie miesiąc wcześniej do podobnego ataku dwóch nożowników doszło we Francji. Dżihadyści zamordowali wówczas odprawiającego mszę księdza, a do zamachu przyznało się potem IS.

To, niestety, niejedyne tak zbliżone tragiczne wydarzenia. W styczniu w stolicy Indonezji, Dżakarcie, doszło o serii samobójczych ataków bombowych, których sposób przeprowadzenia media szybko porównały do wcześniejszych wydarzeń w Paryżu. Indonezyjskie zamachy były jednak dużo mniej krwawe - zginęło w nich osiem osób, w tym czterech napastników. I za ten atak odpowiedzialność wzięło na siebie IS, pokazując, że potrafi inspirować swoich fanatycznych zwolenników niezależnie od szerokości geograficznej.

Jak bardzo więc macki Państwa Islamskiego mogą oplatać Indonezję, która jest nie tylko największym wyspiarskim krajem, ale też najliczniejszym muzułmańskim państwem świata?

Powracające widmo

Problem islamskiego ekstremizmu nie jest wcale nowy w Indonezji. Organizacje islamistów zaczęły tam powstawać już krótko po ogłoszeniu przez Dżakartę niepodległości w latach 40. ubiegłego wieku. Ale to dopiero nowe stulecie otwarło kolejną kartę historii dla radykałów. W 2000 r. doszło tam do serii ataków bombowych w czasie świąt bożonarodzeniowych, a dwa lata później w zamachu na Bali zginęło ok. 200 ludzi. Po tych wydarzeniach władze Indonezji (hojnie wspierane przez USA) bezpardonowo zaczęły się rozprawiać z radykalnymi islamistami - dziesiątki z nich zginęły w akcjach służb, a kilkuset trafiło za kraty.

Powstanie przed kilkoma laty na Bliskim Wschodzie kalifatu dżihadystów, którzy najpierw nawoływali do przyłączenia się do nich, a potem do wojowania we własnych ojczyznach, sprawiło jednak, że wróciły dawne obawy.

- Aktywność grup dżihadystycznych jest największa od dziesięciu lat - mówił o Azji Południowej wiosną tego roku Sidney Jones z mającego w Indonezji siedzibę Instytutu Politycznej Analizy Konfliktu (IPAC), którego cytował dziennik "Washington Post". A kilka miesięcy wcześniej Kirsten E. Schulze ostrzegała w analizie dla Centrum Zwalczania Terroryzmu przy akademii wojskowej w West Point, że "konflikt w Syrii dał indonezyjskim organizacjom islamistycznym możliwość zdobycia przeszkolenia i bojowego doświadczenia".

Co ciekawe, mieszkańcy największego muzułmańskiego państwa nie śpieszyli jednak wcale tak chętnie na dżihad do Syrii i Iraku. Według różnych szacunków wyjechało tam od 300 do 700 Indonezyjczyków i nie wszyscy dołączyli do IS. Przy liczonych w tysiącach bojownikach z Tunezji, Arabii Saudyjskiej, Rosji czy nawet 900 z Francji to i tak dużo mniej. Zwłaszcza, jeśli wziąć pod uwagę, że w Indonezji mieszka 250 mln ludzi.

Dziś jednak niepokoi coś jeszcze. Terytorialnie kalifat IS się kurczy i część doświadczonych bojowników na pewno postanowi wrócić do ojczyzn, a inni już stawiają na walkę na miejscu. Według BBC News ok. 30 indonezyjskich grup przysięgło wierność IS i "wpływają na nich liderzy tak z kraju, jak i zagranicy". Na to nakładają się informacje, że sporo więzionych dotąd islamistów wychodzi na wolność, bo kończą im się wyroki. Tymczasem niektórzy eksperci podkreślają, że więzienia to jedne z miejsc rekrutacji ekstremistów. Najbliższe lata mogą więc nie być łatwe dla indonezyjskich władz.

Schulze przyznaje w swojej analizie ze stycznia tego roku, że indonezyjscy zwolennicy IS faktycznie będą planować kolejne ataki, których celem mogą stać się policja czy obcokrajowcy. Ekspertka uważa jednak, że mimo to dżihadystom nie uda się utworzyć w tym kraju wilajatu - "prowincji" kalifatu. Tłumaczy to m.in. oporem indonezyjskich muzułmanów wobec ideologii IS oraz umiejętnościami tamtejszych jednostek antyterrorystycznych.

Również prof. Bogdan Góralczyk, politolog i dyplomata, który pracował na placówkach w Azji, zauważa w rozmowie z Wirtualną Polską, że indonezyjskie władze prowadziły zawsze "twardą politykę tak wobec fundamentalizmu islamskiego, jak i narkotyków". I faktycznie przed miesiącem donoszono, że podczas operacji służb bezpieczeństwa zginął Santos - najbardziej poszukiwany terrorysta w kraju, który miał ślubować wierność IS (czytaj więcej)
. Udało się także udaremnić kilka ataków.

Dwa zapalne punkty regionu

- To nie Indonezja jest najbardziej zapalnym miejscem w regionie - ocenia prof. Góralczyk. Jak dodaje, zdecydowanie gorzej wygląda sytuacja na Filipinach, gdzie na południu kraju - na wyspie Mindanao i archipelagu Sulu - operują islamiści, m.in. grupa Abu Sajjaf, która przysięgła wierność przywódcy IS Abu Bakrowi Al-Baghdadiemu. Drugim równie newralgicznym punktem regionu jest, według prof. Góralczyka, niestabilne od lat pogranicze Tajlandii i Malezji.

Zdaniem eksperta ostatnie ataki w Indonezji mogły być "próbami przeniesienia tego, co dzieje się na pograniczu morskim z archipelagiem Sulu". Prof. Góralczyk przyznaje, że istnieje ryzyko, że ekstremistyczne fale uderzą też w Indonezję. - Sytuacja gospodarcza nie jest tak dramatyczna i rozwarstwienie społeczne tak duże jak na Filipinach, a więc podłoże dla działalności wszelkich ruchów fundamentalistycznych jest mniejsze. Tym niemniej każdy, kto był w Indonezji wie, że nie należy ona też do najbogatszych państw świata, a podłoże biedy można zawsze wykorzystywać, nawet do celów bojowych - wyjaśnia.

Nawet więc jeśli władze i służby bezpieczeństwa Indonezji próbowały po 2002 r. wyrywać niebezpieczny radykalizm z korzeniami, to kraj ten nie jest odporny na nowe ziarna niepokoju. Tym groźniej, jeśli przyniesie je wiatr znad sąsiedniej granicy.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (56)