Koniec mitu długiego seksu
Kochamy się coraz szybciej, współżycie zajmuje nam coraz mniej czasu. Kto nie nadąży, jego strata.
30.07.2008 | aktual.: 21.01.2014 12:26
Do tej pory słyszeliśmy i czytaliśmy, że im dłużej, tym lepiej. Że panie potrzebują dłuuuugiej bliskości, by wszystko mogły dobrze przeżyć i zatracić się w ekstazie. Że przecież mężczyźni to nie zwierzęta, żeby tak gnali do satysfakcjonującego finału. Że chodzi nie o to, by jak najszybciej poczuć ulgę spełnienia - ale o to, by przyśpieszać, zwalniać, odwlekać, stopniować napięcie... Nawet filmy erotyczne przekonywały, że pan z panią mogą robić to bez przerwy i trzy kwadranse, cały czas wznosząc się na najwyższych diapazonach. Rysy na tym wyidealizowanym obrazie pojawiały się już wcześniej. Gdy patrzyliśmy na własne pożycie, to raczej nigdy tak długo to nie trwało. Na młodzieżowych prywatkach pary znikały w sąsiednim pokoju najwyżej na kwadrans - a kiedy wracały, nic nie wskazywało na to, by któraś ze stron była wyraźnie nieusatysfakcjonowana takim pośpiechem. Tematem miłych rozmów i wspomnień często bywały "szybkie numerki" odbywane w różnych dziwnych miejscach i okolicznościach - natomiast nikt jakoś nie
uważał za stosowne, by szczycić się "wolnymi numerkami".
Kobiety nie chcą długo
Niedawno para amerykańskich seksterapeutów, Eric Corty i Jenay Guardiani, ostatecznie podważyła mit długiego seksu. Wypytali oni o to, jak długo się kochamy, pół setki członków stowarzyszenia terapii seksualnej, którzy w swej pracy zetknęli się łącznie z tysiącami pacjentów. Z uzyskanych odpowiedzi wynikało, że robimy to znacznie krócej, niż ktokolwiek mógł przypuszczać. Jeśli dwoje seksterapeutów napisało prawdę - co wcale nie jest takie pewne, wystarczy wspomnieć sławny, ale kłamliwy raport Kinseya, który skutecznie stworzył obraz rozwiązłej Ameryki - to ich nieprzesadnie dotychczas znane nazwiska przejdą do historii światowej seksuologii.
Pytanie przez nich postawione brzmiało: jaki czas stosunku od początku (czyli, jak sprecyzowali, od włożenia członka do pochwy)
do końca (czyli do wytrysku) jest optymalny? Najczęstsze odpowiedzi - udzielane przez pacjentów obojga płci - mówiły, że od siedmiu do 13 minut. Taki czas trwania zbliżenia osoby ankietowane uważały za najlepszy i pożądany. Jednak i krótszy kontakt - od trzech do siedmiu minut - został uznany za całkowicie wystarczający. Od minuty do trzech to już było trochę za krótko, a powyżej 10 minut - za długo. Ewa Wachowicz, była Miss Polonia i rzeczniczka rządu Waldemara Pawlaka, żachnęła się na te wyliczenia: - Trzy do siedmiu minut to wystarcza?! Matko jedyna, jak można tak krótko! A gdzie w tym wszystkim kobieta?! Sprawy poważne - a do seksu należy podchodzić poważnie, nawet gdy stanowi rozrywkę - wymagają czasu i uwagi. Nie należy się śpieszyć, lepiej, gdy to trwa dłużej.
Rzecz jednak w tym, że jak się okazuje, panie wcale nie są tak bardzo zainteresowane tym, by stosunek trwał długo. - Utarło się, że kobiety preferują długie, powolne pieszczoty. Ja bym była skłonna na to powiedzieć: CZASAMI! Nie ma ogólnej zasady. Wyzwolona współczesna kobieta nie ma takich problemów jak w poprzednich pokoleniach, ani z wyrażaniem swych potrzeb, ani z osiąganiem orgazmu. Czasem ma ochotę na romantyczne pocałunki i nic więcej, a kiedy indziej na "ostry seks". I dobrze - mówi dr Alicja Długołęcka, terapeutka seksualna z Akademii Wychowania Fizycznego.Opinię o tym, że panie niekoniecznie chcą, by było to długo i wolno, potwierdza seksuolog dr Ryszard Smoliński. Twierdzi on, iż niejednokrotnie kobiety skarżą się, że stosunek płciowy trwa za długo, znacznie dłużej, niż one by sobie życzyły. Jak ocenia dr Smoliński, prawie jedna czwarta całej populacji poświęca na jeden stosunek od trzech do siedmiu minut. - I jeżeli tyle czasu wystarcza obu stronom, to dobrze. Pogoń za czasem i za orgazmem to
dzisiejsza moda.
Nam strzelać nie kazano
Kobiety, jak zgodnie potwierdzają wszyscy seksuolodzy, mają niemały wpływ na to, czy zbliżenie trwa krócej, czy dłużej. Niezależnie od ich zachowania podczas stosunku wiadomo, że jeśli się spotka mężczyzna z niewielkim penisem (ot, choćby takim jak w głośnym filmie "Intymność") z partnerką o szerokiej pochwie, to czas dojścia do finału dla mężczyzny się wydłuża. Właśnie na problem "szerokiej pochwy" coraz częściej skarżą się uczestniczki kobiecego portalu Kafeteria, nie zauważając altruistycznie, że one są w porządku, to po prostu ich faceci zostali marnie wyposażeni przez naturę. Rola mężczyzny jest jednak decydująca, bo kiedy on skończy, kończy się i stosunek. I o dziwo to mężczyźni, nie kobiety, są dziś najbardziej zainteresowani tym, by można było kochać się dłużej. Drugą główną grupę klientów gabinetów seksuologicznych (zaraz po facetach z zaburzeniami wzwodu) stanowią bowiem mężczyźni, którzy mają przedwczesny wytrysk. Albo tacy, którym się wydaje, że jest on przedwczesny. Polacy, jeśli dochodzą do
finału po paru minutach, uważają, że to za szybko. Badania amerykańskich seksterapeutów mówiące, że powyżej trzech minut to czas już wystarczający, powinny więc ich wyraźnie uspokoić. Jak ocenia dr Smoliński, prawie połowa mężczyzn chciałaby jednak móc sterować długością zbliżenia. Na pewno nie po to, by je skracać.
Jest też jednak spora grupa mężczyzn - seksuolodzy szacują ich liczebność w granicach od 3% do nawet 10 - u których zbliżenie trwa rzeczywiście bardzo krótko, od kilkunastu sekund do minuty. Czasami zaś w ogóle nie są oni w stanie zdążyć z immisją, co już uniemożliwia odbywanie typowego stosunku. W takiej sytuacji pomocne mogą być lekarstwa podwyższające próg wrażliwości na bodźce. Przede wszystkim jednak - życzliwa i wyrozumiała postawa partnerki.
I tu Polki pięknie zdają egzamin, bo generalnie nie przeszkadza im, jeśli finał u mężczyzny następuje bardzo szybko. Charakterystyczne może być westchnienie pewnej atrakcyjnej mężatki (ze względu na pozycję naukową męża nie chciała opublikować nazwiska): - Mój Boże! Jak ja pragnęłam, żeby mój mąż miał przedwczesny wytrysk. Może wreszcie w ogóle doczekałabym się u niego wytrysku. Tymczasem jeżeli kiedykolwiek go osiągał, to za kolejną, niezmiernie długotrwałą próbą, po wyczerpującym molestowaniu - wspomina.
- Zdarza się, że kobieta już zaplanowała jutrzejsze zakupy, przemyślała wszystkie ważne sprawy, a mężczyzna jeszcze kontynuuje stosunek. Ona modli się więc w duchu, żeby wreszcie skończył, bo po prostu robi się to męczące i nieprzyjemne - dodaje seksuolog prof. Zbigniew Izdebski. Polskie panie bardzo źle znoszą zwłaszcza - i tego darować nie mogą - jeśli partner nie osiąga ejakulacji. Reagują na to gwałtownie, nie tolerują, gdy mężczyzna z jakichś powodów uchyla się lub nie jest w stanie zakończyć współżycia odpowiednio obfitym finałem. Uważają, że on wtedy coś ukrywa, jest nieszczery, są rozżalone i ogromnie niezadowolone. Wykazywały to badania prof. Zbigniewa Lwa-Starowicza, również prof. Zbigniew Izdebski stwierdza, że wielu kobietom przeszkadza brak wytrysku lub jego nikłość.
Samotność długodystansowców
Prof. Izdebski jest bodaj jedynym polskim seksuologiem, który naukowo podszedł do kwestii czasu uprawiania seksu. Wykazał bez najmniejszych wątpliwości, że najczęściej i najchętniej współżyjemy latem. Mitem jest więc pogląd, iż seks to rozrywka Polaków na długie, jesienne wieczory.
W latach 2001 i 2005 prof. Izdebski przeprowadził bardzo solidne badania, dokonane na próbie reprezentatywnej 3,2 tys. Polaków obojga płci w wieku od 15 do 49 lat. - Badanych zapytano także o przeciętną długość stosunku seksualnego, od momentu wprowadzenia penisa do pochwy - mówi profesor. - I okazało się - już wtedy, na długo przed sondażem dwojga amerykańskich seksterapeutów, przeprowadzonym w dodatku na mniej reprezentatywnej, nieokreślonej grupie osób - że kochamy się coraz krócej. W ciągu czterech lat deklarowany czas trwania stosunku skrócił się prawie o cztery minuty! Z każdym rokiem więc ubywa minuta. Co będzie za pół wieku? Czy w ogóle przestaniemy uprawiać seks?
- Zabieganie, stres, zmęczenie, rosnący wpływ internetu, gdzie przygodne kontakty wirtualne zastępują rzeczywiste życie seksualne - to wszystko skraca czas stosunku. Z punktu widzenia psychologii i fizjologii lepiej, gdy współżycie jest dłuższe. Nie ma jednak reguły. Są pary, które współżyją obiektywnie krótko, do dwóch minut, i są zadowolone. Są też takie, u których trwa to ponad 15 minut, a nie przynosi należytej satysfakcji. Średnio, razem z grą wstępną, stosunek trwa w Polsce około pół godziny. Nie czas trwania, ale ocena zadowolenia są jednak najważniejsze - podkreśla prof. Izdebski. Profesor wskazał też na bardzo znaczące różnice regionalne co do czasu trwania stosunku. Otóż najdłużej współżyją mieszkańcy województwa dolnośląskiego - 17,8 minuty. Najkrócej zaś województwa świętokrzyskiego - tylko 11,5. Jaka tajemnica się za tym kryje? Czemu Dolnośląskie zasiedlają długodystansowcy, a Świętokrzyskie sprinterzy? Czy bliskość Zachodu, który zwykle był u nas symbolem zepsucia, sprawia, że pod niemiecką
granicą ludzie współżyją długo i namiętnie? - A, bo w Świętokrzyskiem inne wartości są ważniejsze - mówi profesor. To przecież jeden z najbiedniejszych regionów Polski. - Tam, gdzie dużą rolę odgrywają tradycyjne wzorce religijne i poziom życia jest niższy, ludzie mniej dbają o swe życie seksualne - dodaje. - Jeśli im to nie przeszkadza, to wszystko w porządku. Mogą też jednak wykazywać mniejsze zadowolenie z seksu, co przekłada się na rzadsze i krótsze stosunki.
Generalna zasada, zauważana przez seksuologów, mówi: im częściej, tym dłużej. Wiadomo też, że leki pobudzające potencję nieco opóźniają moment wytrysku, przedłużając (bywa, że niepotrzebnie) stosunek. Wśród seksuologów nie ma natomiast zgody co do znaczenia obrzezania - a jest to ważne dla wielu Polek, często nawiązujących kontakty intymne z mieszkańcami Afryki i Azji Mniejszej. Jedni twierdzą więc, iż ów zabieg wydłuża stosunek. Drudzy zaś - że nie ma znaczenia. Nikt jednak nie uważa, że skraca. Wspomniane badania prof. Izdebskiego, powiedzmy to sobie szczerze, mają jedną słabszą stronę. Otóż nie obejmują one aktywności erotycznej coraz liczniejszego grona Polaków, którzy liczą już lat 50 i więcej. Oni też, wbrew temu, co kiedyś sądzono, uprawiają seks (niektórzy nawet dość intensywnie). Tu świat nauki także jest podzielony - jedni specjaliści twierdzą, że seniorom seks zajmuje mniej czasu (czyżby współżyli szybciej niż młodzi?), więc uwzględnienie ich wyników obniżyłoby średnią - drudzy, że starszym panom
i paniom trzeba znacznie więcej czasu, by mogli dojść do finału. Nauka i statystyka nie wypowiadają się jednak na temat sytuacji, gdy starszy pan ma młodą partnerkę. Ten obszar wymaga więc jeszcze zbadania w kontekście czasu pożycia.
Wypada też zauważyć, że osoby deklarujące, ile czasu trwa ich zbliżenie, nie muszą być w stu procentach wiarygodne. Wydaje się bowiem, że respondenci nie zawsze zaczynają stosunek przy włączonym stoperze - i nie zawsze pamiętają, by go wyłączyć, gdy skończą. Trzeba więc brać pewną poprawkę na dokładność ich pomiarów.
Poranek ze swingersem
Tendencja jest jednak stała i nieuchronna - kochamy się coraz krócej. I chyba nie może być inaczej.
Cała nasza medialna kultura erotyczna nastawiona jest na szybkość, zmienność, poznawanie kolejnych partnerów. To się lepiej sprzedaje. Pełne reklam pisma dla kobiet, takie jak "Twój Styl", gdzie na stronie tytułowej niemal każdego numeru musi się pojawiać nawiązanie do seksu, albo "Cosmopolitan", gdzie nie widzi się słów mąż czy żona, też nie zachęcają do trwałości i niezmienności. Co to za atrakcja, gdy coś trwa dłużej? Ma być szybko i różnorodnie. Zgodnie z zasadą poprawności, już nie politycznej, lecz obyczajowo-społecznej, seksem rządzą kobiety. To od nich zależy, kiedy, jak i z kim. Kobietami zaś rządzi ciekawość - a długi seks nie jest paliwem dla ciekawości, bo zakłada pewną jednostajność i brak zmienności.
Dziś, gdy to mężczyźni coraz częściej odmawiają współżycia, tłumacząc, że głowa ich boli, długotrwały seks odchodzi w przeszłość. Żyjemy szybko, więc i seks jest szybki. A szybki seks to krótki seks. Na szybsze i krótsze pożycie wpływa też zmienność - z nowym ekscytującym partnerem czy partnerką zawsze idzie to szybciej. Partnerów zmieniamy zaś coraz chętniej, nasila się moda na spotkania tzw. swingersów - czyli licznych grup kopulujących na zasadzie "każdy z każdym". Pewien swingers, którego wygląd i sposób wysławiania się w żaden zresztą sposób nie wykazywał, iżby mógł się on cieszyć powodzeniem u pań, wystąpił nawet w porannym programie u red. Anny Popek. Wśród swingersów zaś im krócej, tym lepiej, bo można zaliczyć więcej partnerek i partnerów, a o to przecież chodzi. Kibel w Galerii Mokotów
Wreszcie krótszemu seksowi sprzyja radykalna zmiana obyczajowości, jaka nastąpiła wśród polskich dziewcząt (bo podejście do seksu młodych mężczyzn raczej się nie zmieniło w ostatnich kilku latach). Wiek ich inicjacji seksualnej obniża się dwa razy szybciej niż wśród chłopców, stały się stroną bardzo aktywną, to one proponują współżycie.
- Wiemy, że niektóre nastolatki dają d... w kiblu w Galerii Mokotów bez specjalnych ceregieli - twierdzi znana scenarzystka Ilona Łepkowska. Takich galerii jest zaś mnóstwo. A zwłaszcza takich nastolatek. Szybki seks w kiblu staje się już normą. Rozumie to piosenkarka Anna Wyszkoni, dobrze oddająca w swych utworach pragnienia i oczekiwania współczesnej polskiej młodzieży, która śpiewa: "kochali się namiętnie w męskiej ubikacji". Krótkie dyskotekowe sobotnio-niedzielne miłości młodych Polaków, realizowane przy pisuarze, weszły na trwałe do naszej kultury i stylu życia. Słowo miłość nie jest tu przypadkowe. Subtelna 16-latka, która w ubiegłym roku na jednej z dyskotek odbyła stosunki z kilkunastoma mężczyznami, tłumaczyła właśnie, że szukała prawdziwej miłości. Poszukiwania odbywały się jednak w pośpiechu, mężczyźni ustawiali się do niej w kolejce, nie można było zwlekać z dochodzeniem do finału. Oczywiście nikt nie używał prezerwatywy, więc dziewczyna rozsądnie poszła zrobić badania (bezpłatne), by sprawdzić,
czy nie została zakażona. 95% takich nastolatek badań jednak nie przeprowadza. To są młode, bardzo wrażliwe osoby. Nie traktują seksu na zimno, nie chcą go wiązać z przymusem zakładania prezerwatywy czy koniecznością pamiętania o badaniach. Współżyją spontanicznie, bez zahamowań, radośnie, pod wpływem chwilowej emocji, nastroju, żeby rozładować napięcie, wyświadczyć grzeczność koledze, przełamać lody. Niektóre dziewczęta, mniej uduchowione i mocniej stąpające po ziemi, wkrótce zaczynają traktować swą pasję zawodowo lub półzawodowo. Zwykle jednak (zwłaszcza gdy pochodzą z zamożniejszych, inteligenckich rodzin) są bezinteresowne, wystarcza im dreszczyk emocji, że mogą się zachowywać jak prawdziwe prostytutki, robić coś, co jest zarezerwowane dla dorosłych - tak jak dwóm 14-latkom z północnej Polski, urywającym się z lekcji na krótkie spotkania seksualne, odbywające się w samochodach mężczyzn, którzy wozili je do miejskiego parku. Brały najwyżej po 50 zł na jedną, ale gdy chwilowy partner nic nie płacił, też
nie było nieszczęścia. - Teraz chcę się wyszaleć i przeżyć jak najwięcej - mówiła jedna z nich, która pole swych przeżyć zakreślała szeroko, od znajomych niewiele starszych, do mężczyzn ponadczterdziestoletnich.
W takie doznania niemal obowiązkowo wpisane jest to, że stosunek musi trwać krótko. Dziewczęta dorastają więc w kulturze krótkiego, szybkiego zbliżenia; w przeświadczeniu, że prawdziwy seks to tempo, zmienność, różnorodność. I zgodnie z tymi zasadami kształtują swe życie erotyczne.
"Młode, wrażliwe i delikatne" (jak określały je nasze gazety) polskie dziewczyny, które tak chętnie oddawały się Simonowi Moleke, nie oczekiwały przecież kilkudziesięciominutowego, cierpliwego seksu. Kierowała nimi chęć zaznania przeżyć związanych ze stereotypami dotyczącymi budowy i podejścia do seksu ciemnoskórych mieszkańców Afryki.
Krótko, coraz krócej
To, że ludzkość zmierza generalnie w kierunku krótszego kochania, nie może więc być niespodzianką. Brazylijski pisarz Paulo Coelho już pięć lat temu napisał, iż zbliżenie między kobietą a mężczyzną trwa średnio 11 minut. I okazało się to zgodne z późniejszymi obliczeniami pary amerykańskich seksterapeutów. Wiarygodność ich ustaleń może wszakże osłabiać jeden bardzo znaczący fakt - to, że na pytanie o czas trwania odpowiadali pacjenci - a zatem ludzie chorzy. Czyżby więc osobnicy zdrowi kochali się dłużej? Czy można uznać, że krótki czas stosunku wiąże się jakoś z chorobami, także tymi najpoważniejszymi, których źródłem bywa seks?
Jak twierdzi dr Anna Marzec-Bogusławska, dyrektorka Krajowego Centrum ds. AIDS, główną przyczyną zakażeń HIV w Polsce są obecnie ryzykowne zachowania seksualne młodych ludzi, do 29. roku życia, którzy stanowią już połowę chorych. Czas jednak raczej nie gra tu roli. - Rozumiem, że pytanie o długość stosunku zostało mi postawione w związku z moją pracą. Nie będę więc przedstawiała prywatnej opinii na ten temat. Wydaje się natomiast, że nie ma związku między czasem trwania stosunku a liczbą zakażeń. Być może jest tak, że jeśli ludzie kochają się krótko, to nie mają czasu pomyśleć o zabezpieczeniu, nie zakładają prezerwatywy. Nie wiemy jednak, czy tylko stosunki przygodnych partnerów trwają coraz krócej, czy także osób będących w stałych związkach, które przecież nie stosują prezerwatyw. Skazani więc jesteśmy na domysły - mówi dr Marzec-Bogusławska.
Pytanie, czy wszystkie te zmiany w naszych erotycznych zachowaniach idą w dobrym kierunku. Skoro jednak kochamy się coraz krócej, a Polacy deklarują duże zadowolenie z własnego życia seksualnego, to chyba wszystko jest w porządku. Cóż, wypada tylko powiedzieć: tak trzymać. Czy raczej: tak robić.
Andrzej Leszyk