Nowa Ukraina? Takiego państwa jeszcze nie ma. Fatalny bilans rewolucji rok po Majdanie
W Kijowie zgasły rocznicowe znicze. To dobra chwila na refleksję o Ukrainie rok po Majdanie. Bilans nie wypada pomyślnie, bo nowa władza nie zrealizowała zdecydowanej większości społecznych postulatów. Z drugiej strony przytłacza ogrom reform i wojna z Rosją. Gdyby więc podsumować nową Ukrainę, to takiego państwa jeszcze nie ma, a pozostałości starego są tak fatalne, że porównując, mityczne stajnie Augiasza to wzorcowo zarządzany niemiecki koncern.
23.02.2015 | aktual.: 24.02.2015 07:18
Gospodarka
To bodaj najtrudniejsze wyzwanie z jakim zetknęła się Ukraina, choć błędem byłoby przypisywanie katastrofalnego stanu gospodarki wydarzeniom na Majdanie. Żądanie gospodarki rynkowej i proeuropejskiego wektora rozwoju było tak samo ważne, jak postulaty sprawiedliwości społecznej. Tymczasem w 2014 r. PKB Ukrainy obniżył się oficjalnie o 6,5 procent. Inflacja jest dwucyfrowa, podobnie jak spadek wartości hrywny wobec euro i dolara. Rezerwy walutowych brak, ceny podstawowych artykułów wzrosły o 20 procent, przy spadku realnych dochodów o prawie jedną trzecią. Za przyczyny fatalnej kondycji gospodarczej uznaje się powszechnie koszt wojny oraz utratę przemysłowych rejonów na Wschodzie, które wnosiły 20 procent potencjału ekonomicznego. Nie są to jednak rzeczywiste źródła kryzysu.
Istota tkwi w wieloletnim braku reform, co z potencjalnie bogatego kraju uczyniło żebraka, żyjącego dzięki zachodniej (a wcześniej rosyjskiej) pomocy finansowej. Ukraińskie elity zmarnowały 23 lata niepodległości, tworząc gospodarkę oligarchiczną nastawioną na wyprowadzanie zysków, a nie modernizację. Dlatego rok, jaki upłynął od Majdanu, przyspieszył tylko nieuniknione, zapoczątkowane w latach 2010-2012. Światowy kryzys ekonomiczny obnażył słabości oligarchicznej gospodarki, załamując PKB o 12 procent. Zatem skala upadku była wtedy dużo większa niż obecnie.
Sprawcą jest ekipa b. prezydenta Wiktora Janukowycza, która za cel postawiła sobie ekonomiczny drenaż państwa. Celem polityki gospodarczej była wielka zmiana własności dla uzyskania kontroli nad źródłami finansowymi i ich przekierowania na prywatne konta. W efekcie gospodarka funkcjonowała dzięki sztucznie rozdętym zamówieniom budżetowym oraz adekwatnym obciążeniom fiskalnym, gwarantującym biurokracji i oligarchom ogromny dochód. Za to każdy nieuprzywilejowany uczestnik rynku musiał opłacać się horrendalnymi łapówkami. I tak gospodarka zeszła w szarą strefę, trafiając na czołowe miejsca światowych rankingów korupcji i niekorzystnego klimatu inwestycyjnego, w czym wyprzedziła zresztą Rosję.
Obecnie, dzięki Majdanowi, Ukraina buduje od podstaw gospodarkę rynkową i przejrzysty system finansowy. Co udało się zrobić w ciągu roku? - mało i zarazem dużo jednocześnie. Wprowadzono nowy system podatkowy dla biznesu i przygotowano założenia decentralizacji finansowej państwa. Kijów szykuje tak niepopularne społecznie ale niezbędne reformy, jak urealnienie cen gazu i energii oraz pakiet reform komunalnych. To jednak nie wszystko, bo ukraińska gospodarka jest kompletnie nierentowna. Reformatorzy stoją przed wyzwaniem, co zrobić z ponad 3,5 tysiącami takich przedsiębiorstw? Bez radykalnych zmian gospodarka nie będzie zdolna do wykorzystania możliwości, jakie daje stowarzyszenie z Unią Europejską. Jednak problem nie w takich, czy innych rozwiązaniach prawnych, a w jakości aparatu państwa.
Aparat władzy
Głównym celem Majdanu było rozbicie korupcyjnych związków władzy i biznesu. Oligarchowie ukraińscy opanowali scenę polityczną konstruując korzystne dla siebie prawo. Mało tego, wraz z prezydenturą Janukowycza, doniecka grupa wpływu zdobyła władzę wykonawczą, dzięki czemu ministerstwa i organy regionalne przekształciły się w maszynki do odprowadzania zysków. W każdym urzędzie powstał tzw. instytut smotriaszczich, czyli osób wyznaczonych przez Janukowycza do nadzorowania rodzinnych interesów. Taki aparat władzy przestał obsługiwać obywateli i państwo, ale jeśli protestujący na Majdanie mieli nadzieję na poprawę, to srodze się zawiedli.
Jak oceniają opiniotwórcze tytuły, m.in. "Ukraińska Prawda" i "Dzerkało Tyżnia", przestępczy układ funkcjonuje do dziś. Ani rząd tymczasowy, ani obecny gabinet ministrów (oba pod przewodnictwem Arsenija Jaceniuka) nie rozbiły korupcyjnego schematu. Co więcej, wysocy urzędnicy Janukowycza pozostali na stanowiskach, a jeśli je stracili, to zachowali funkcję doradców obecnych ministrów. Spokojnie działa także instytucja smotriaszczich, o czym świadczą niekorzystne kontrakty importu węgla czy farmaceutyczne. Najdobitniejszym dowodem trwania układu jest wymiar sprawiedliwości. Na stanowiskach pozostali sędziowie i prokuratorzy, którzy prześladowali opozycję i zatwierdzili rozkazy strzelania do demonstrantów. Po ulicach chodzą spokojnie także wykonawcy, żaden nie został ukarany i nie stanął nawet przed sądem.
Jako przyczyna takiego stanu rzeczy wymieniany jest głód kadrowy, czyli brak uczciwych urzędników, bo takich na Ukrainie nie ma. Dlatego "importuje" się ich z Gruzji, USA i Europy, choć jest to raczej listek figowy, przykrywający brak politycznej woli do radykalnego oczyszczenia administracji. Pod silnym naciskiem społecznym Rada Najwyższa przyjęła ustawę lustracyjną, ale objęcie nią ponad miliona osób potrwa, jeśli w ogóle dojdzie do skutku, ze względu na korzystne wyroki produkowane przez nieuczciwe sądy. To prawdziwa biurokratyczna zmowa, dzięki której tysiące milicjantów, celników i urzędników skarbowych, jak brało łapówki, tak bierze. Przykładem nie świecą także premier i prezydent, którzy do granic możliwości finansowych rozbudowali własne gabinety doradcze.
Jednak prawdziwym źródłem kłopotów jest nadal wpływ oligarchów na parlament i rząd. Zmienił się tylko krąg osób zbliżonych do obecnej władzy i jest to w praktyce jedyna reforma zasobów ludzkich. Jeśli dołączyć do tego ambicje polityczne prezydenta Poroszenki i premiera Jaceniuka, rywalizujących o zakres władzy, to sytuacja nie ulegnie szybko zmianie, a bez niej niemożliwa będzie implementacja najlepiej nawet opracowanych reform. Oligarchowie i biurokracja zagrożeni spadkiem dochodów bojkotują nową Ukrainę, co widać na przykładzie reformy ustroju konstytucyjnego.
Decentralizacja państwa
Kolejnym z postulatów Majdanu było przekazanie władzy z rąk skorumpowanych elit w ręce obywateli. Takie żądania przybrały kształt decentralizacji państwa, czyli podziału kompetencji między władzą centralną, a pochodzącymi z wyboru władzami regionalnymi i samorządami lokalnymi. Są jednak ogromne problemy, bo Ukraina jest państwem scentralizowanym, a Kijów nie ma specjalnej ochoty na ograniczenie własnych prerogatyw. Prezydent jest gwarantem konstytucji i mianuje gubernatorów, a rząd jest wykonawcą budżetu i decyduje o jego realizacji za pośrednictwem ministerialnych delegatur. Ich znaczenie wynika zatem z nominacji kadrowych i dysponowania środkami finansowymi.
Projekt decentralizacji jest na razie tylko politycznym instrumentem, bo przeciwdziała rosyjskim żądaniom federalizacji Ukrainy i przyznania regionom szerokiej autonomii, wykluczającej potencjalną integrację z UE i NATO. Daleko ważniejszą przeszkodą jest jak zwykle systemowa korupcja. Decentralizacja bez skutecznej kampanii antykorupcyjnej nie odda władzy w ręce obywateli, tylko obecnym i przyszłym oligarchom, którzy kupią lub zastraszą wyborców. A przecież to regiony i samorządy mają otrzymać niezwykle szerokie kompetencje finansowe i ekonomiczne.
Tymczasem na tle słabości władzy i stuporu administracyjnego, Ukraina i tak przechodzi federalizację de facto. Donbas wyszedł spod kontroli Kijowa. Zachód kraju nie od dziś rządzi się swoimi prawami i uznaje władze centralne za mało reformatorskie. Południe to dominium dniepropietrowskiego gubernatora i oligarchy Igora Kołmojskiego. Czym i kim rządzi tak naprawdę Kijów? Tym bardziej, że w przypadku dalszej zwłoki z decentralizacją na sile przebierze zjawisko "monetyzacji wojny". Już dziś wobec opłakanej sytuacji gospodarczej działania wojenne stają się jedynym opłacalnym interesem oligarchów, co doprowadzić może do rozpadu kraju.
Armia i służby
Może dezintegrację zahamują siły zbrojne, MSW i służby specjalne? Szkopuł w tym, że Ukraina nadal nie ma armii, a bez sił zbrojnych nie może się obronić przed agresją. Ukraina nie ma też milicji i służb specjalnych, które zapewnią wewnętrzną stabilność i pomogą oczyścić aparat władzy oraz biznes z korupcyjnych układów. Obecnie, same skorumpowane, nie zapewniają nawet elementarnej ochrony obywateli, w tym również przed państwem. To bodaj najbardziej negatywne następstwo wszystkich ekip władzy. Wszystkie redukowały armię, a w czasie rządów Janukowycza z premedytacją niszczyły siły zbrojne i służby specjalne.
W efekcie z czwartej siły militarnej na świecie (po podziale sił ZSRR) armia ukraińska miała w 2014 r. sześć tysięcy gotowych do boju żołnierzy. Dowodzonych przez oficerów, którzy kupili sobie stanowiska. Armia została przekształcona w jeszcze jedno miejsce zarabiania pieniędzy i robienia przestępczych interesów. Jednak ochotników nie brakuje, a mobilizacja podniosła nominalny pułap do 240 tysięcy żołnierzy. Problemem jest nadal jakość struktur dowodzenia. Jakość, która doprowadziła do trzech wojennych klęsk (Krym, Iłowajsk, Debalcewe) i utraty kolejnych terytoriów. Kluczowy jest poziom nieufności między dowództwem a żołnierzami, którzy chcą walczyć, ale nie chcą bezmyślnie ginąć. Bo generałowie są zajęci wyprzedawaniem na wolnym rynku amerykańskich racji żywnościowych, paliwa i zawyżaniem cen za niesprawny sprzęt oraz uzbrojenie. Ukraina stoi nadal przed wyzwaniem odejścia od radzieckiego modelu sił zbrojnych, kadr tego chowu oraz dekryminalizacji.
Ale Ukraina stoi przed wyzwaniem budowy zintegrowanego systemu bezpieczeństwa zewnętrznego i wewnętrznego, w którym wszystkie formacje będą się nawzajem uzupełniały. Będą także wsparte przez nowy wymiar sprawiedliwości. Dlatego potrzebne są także nowe sądy, prokuratura, MSW i służby specjalne czyli kompletna lustracja tych struktur. Pod kątem korupcji, a jeszcze bardziej zdrady na rzecz Rosji. Takie są skutki systemu smotriaszczich, oraz obsadzania stanowisk rosyjskimi agentami oraz wprost - obywatelami - bo taka była codzienna praktyka ekipy Janukowycza. Na przełomie roku powstała koncepcja reformowania MSW i milicji. Tworzona jest reforma sądownictwa i prokuratury. Szeroko zakrojoną czystkę prowadzi Służba Bezpieczeństwa Ukrainy. Tylko armia opiera się zmianom, motywując swą niechęć koniecznością prowadzenia wojny.
Skutkiem jest niebezpieczny proces prywatyzacji siłowych prerogatyw państwa. Gwardia narodowa już próbowała siłą wymusić dymisję ministra obrona i szefa sztabu generalnego. Na dniach powołała alternatywne wobec państwowego centrum dowodzenia. Żołnierze ochotniczych batalionów prowadzą także oddolną lustrację z bronią w ręku. Są niestety wykorzystywani do własnościowych i politycznych porachunków między oligarchami. Zmiany kuleją, a ich źródłem jest klasa polityczna.
Klasa polityczna
Jak widać z postulatów Majdanu spełniło się niewiele. Z drugiej strony, przez mijający rok Ukraina obejrzała się dokładnie i zdała sprawę, jak wielka jest skala problemu naprawy państwa, bo zmieniać trzeba praktycznie wszystko i najlepiej od razu. Reformowanie jest wieloletnim procesem, który nie przyniesie natychmiastowej i powszechnej poprawy. Ale już dziś wiadomo, że żadna zmiana się nie powiedzie jeśli Ukraina nie rozprawi się z systemową korupcją i to od niej trzeba zacząć.
Najważniejszym pozostaje pytanie, czy tytaniczny wymiar potrzebnej pracy dotarł do elit politycznych? Gdyby nie one, to przez 23 lata niepodległości Ukraina stałaby się silnym, demokratycznym państwem prawa, co wykluczyłoby w ogóle rosyjską agresję, a nawet jakąkolwiek ingerencję. Tymczasem stało się odwrotnie, klasa polityczna sama zachęciła Moskwę do wrogiego działania, a nawet, co widać na przykładzie Janukowycza, walnie pomogła w rozpętaniu obecnego kryzysu torującego drogę interwencji. Jednak uwagi takie dotyczą wszystkich prezydentów, rządów i politycznych przywódców, którzy grali dotąd ukraińskimi interesami narodowymi w imię partykularnych interesów.
Efekt jest opłakany, bo większość społeczeństwa nie dość, że zdezorientowana, to nie ufa swoim władzom. Co gorsza, przyzwyczajona do politycznego przekupstwa, nagminnie uprawianego przez Firtaszów, Achmetowych, ale także Julię Tymoszenko, Wiktorów Janukowycza i Juszczenkę, jest populistycznie nastawiona, oczekując cudów nie okupionych kosztami. Dlatego Ukrainie grozi dziś wiele negatywnych scenariuszy, od bankructwa, przez rozpad, po anarchię i zwasalizowanie przez Rosję.
Ukraina ma jednak ogromny i niezaprzeczalny atut. Jest nim świadome swojej siły i celów społeczeństwo obywatelskie. Zintegrowane wokół majdanowych postulatów, odpowiedzialne za los swój i państwa. Gotowe do ogromnej pracy oraz wyrzeczeń. Czy jednak elity władzy i biznesu, zagrożone przez takich obywateli, przeskoczą same siebie? Według miejscowych politologów obecną sytuację można porównać do spóźnionej o 200 lat Rewolucji Francuskiej. To nie przenośnia, a dokładne odzwierciedlenie sytuacji, w której nowa władza jest obdarzona ogromnym społecznym kredytem zaufania.
Zaufanie jest jednak bardzo warunkowe, jeśli więc nowa ekipa nie przystąpi w końcu do trudnych i godzących w nią samą reform, zostanie zgilotynowana. Albo przez populistyczną większość, albo obywatelską mniejszość. Tymczasem trudno oprzeć się wrażeniu, że elity po staremu (i podobnie jak w 2004 r.) traktują reformy przez pryzmat zabezpieczenia swoich interesów politycznych i ekonomicznych, a więc w pełni instrumentalnie. Niepokoją wypowiedzi, próbujące przerzucać odpowiedzialność za katastrofę na barki społeczne, np. w kwestii rzekomej powszechnej akceptacji dla korupcji. Jak widać, elity szybko zapomniały komu zawdzięczają swój status. Oraz fakt, że społeczeństwo przystosowywało się jedynie do narzuconych odgórnie warunków. A obecnie, co udowodnił Majdan, odeszło od biernego dostosowania, na rzecz kreatywnej zmiany.
Teraz to elity muszą dopasować się do oddolnych postulatów, inaczej wybuchnie Majdan nr 3. Doprowadzenie przez władze do takiego rozwoju wydarzeń w pełni wpisze się w jeden z kluczowych rosyjskich scenariuszy dla Ukrainy. Ma on wykazać Zachodowi, że Ukraina nie jest zdolna do samodzielnego bytu, nawet przy europejskim i amerykańskim wsparciu. Zaś jedyną siłą zdolną do zaprowadzenia porządku, poprzez włączenie do swojej strefy wpływów, pozostaje Rosja. W takim wypadku cała odpowiedzialność spadnie na obecną ekipę władzy, a Poroszenko i Jaceniuk podzielą los Janukowycza i Azarowa. Gorzej, że zmarnowany zostanie zapał i wiara milionów Ukraińców we własne państwo.
Robert Cheda dla Wirtualnej Polski