PolskaNikt nie przewidział "uwalaczy" - Polacy bez cenzury

Nikt nie przewidział "uwalaczy" - Polacy bez cenzury

20 lat temu pewnie nikt nie przewidział, że w języku publicznym będzie tyle agresji – mówi językoznawca prof. UW, dr hab. Radosław Pawelec w wywiadzie udzielonym specjalnie dla Wirtualnej Polski. Zapraszamy do kolejnej części serii na temat przemian w Polsce po 1989 roku.

Nikt nie przewidział "uwalaczy" - Polacy bez cenzury

W czasie ostatnich 20 lat zaszło wiele zmian i rozwój języka polskiego znacznie przyspieszył. Rozwój języka raz jest wolniejszy, a raz szybszy, ale następuje ciągle. Gdyby język przestał się zmieniać to by znaczyło, że jest to język martwy. Język żywy musi się zmieniać, więc pytanie, po co się zmienia, jest pozbawione sensu. To jak pytanie, dlaczego człowiek rośnie – rośnie, bo „ten typ tak ma”.

Coraz więcej zapożyczeń

Jedną ze zmian w języku, która jest bardzo zauważalna, jest przyrost zapożyczeń z języka angielskiego. Obecnie jest tego coraz więcej i istnieje prawdopodobieństwo, że będzie jeszcze więcej. Fala napływu języka angielskiego do języka polskiego cały czas narasta, takie były też doświadczenia narodów sąsiedzkich. Doświadczenia języka niemieckiego pokazują, że główna dopiero fala nas czeka.

Zapożyczenia z języka angielskiego są różne. Większość osób rozpoznaje jedynie zapożyczenia właściwe, polegające na tym, że zapożyczamy słowa wraz z ich znaczeniem, jak komputer, skaner. Jest to jeden z typów zapożyczeń, który jest dla rozwoju języka niezbyt groźny.

Dużo większym problemem są zapożyczenia, które wywracają nasz system gramatyczny. Są to zapożyczenia obcych wyrażeń, w których odmienia się tylko jedno słowo. One są normalne, dopóki są obce, ale stają się nienormalne, gdy na ich wzór zaczynają być tworzone polskie słowa. Chodzi o coś takiego, jak fitness klub, sen land, but hala, Sopot Festiwal i tym podobne. Fitness klub odmieniamy fitness klubu, fitness klubie – fitness się nie odmienia, a klub się odmienia. Z tych dwóch słów odmienia się tylko jedno, co jest bardzo nietypowym zjawiskiem dla polszczyzny. O relacjach między wyrazami w naszym języku mówią końcówki fleksyjne, a ich w tych konstrukcjach zaczyna brakować.

Język mediów

Istotną zmianą dotyczącą języka mediów jest proces potocyzacji języka mediów. Gdy upadał komunizm, język mediów był sztywny i oficjalny. Była to polska odmiana nowomowy, o której pisał Orwell. Kiedy przyszła wolność, nie bardzo było wiadomo, jak mają przemówić media. Wtedy sięgnięto do źródła, które cały czas żyje, a jest nim język potoczny. Potem ta fala potoczności w mediach, w których wszyscy zwracali się do siebie po imieniu, była zbyt wysoka i obecnie nieco się cofnęła. Powrócono do pewnych form eleganckich, jednak nie ustępując zupełnie przy tym potoczności, która nie jest zła, gdyż czyni mowę bardziej naturalną.

W ciągu ostatnich 20 lat język polski bardzo się zróżnicował. Przykładem tego są nowe gatunki medialne, a przede wszystkim to, co się dzieje z językiem w internecie. Istnieją osobne odmiany języka internetowego związane z tym, jakie są sieciowe gatunki wypowiedzi: blog, czat, komunikatory. Występują również zupełnie nowe zjawiska, jak na przykład to, co się dzieje z ortografią w blogach.

Zmiany na lepsze i na gorsze

Bardzo trudno oceniać, które zmiany w języku są na lepsze, a które na gorsze. Wiele osób starszych uważa, że przeżywamy upadek języka, polegający na tym, że jest za dużo zapożyczeń i że młodzi dziennikarze robią bardzo dużo błędów językowych. Język się zmienia, więc jest to nie do końca racja. Dziennikarze są różni: są tacy, którzy popełniają dużo błędów i tacy, którzy nie popełniają ich wcale. Ale jest ich dużo, tak jak jest dużo różnych źródeł informacji i to dobrze, bo zabezpiecza nas przed monopolem informacyjnym. Zapożyczenia są naturalne, dopóki nie naruszają systemu gramatycznego polszczyzny. – Bardzo cieszę się, kiedy słyszę kreatywność językową młodego pokolenia – mówi Radosław Pawelec. Jest to oznaką tego, że język żyje i to jest właśnie to bijące źródło. Z drugiej strony dość zabawna wydaje się eskalacja tych zmian. W stacjach muzycznych, radiowych i telewizyjnych, dziennikarze mówią językiem młodzieżowym dla kilkunastolatków. Taki język zaczyna być wówczas odbierany przez słuchaczy jako coś
obcego, więc młode pokolenie jeszcze bardziej zmienia swoje wypowiedzi, za czym stara się z kolei nadążyć prezenter. W ten sposób wirówka nonsensu kręci się coraz szybciej ku uciesze Bartka Chacińskiego, który może co dwa lata wydawać kolejne wersje słownika młodzieżowego. Ma to swoje plusy i minusy, podobnie jak z innymi zjawiskami językowymi.

Największe zaskoczenia

Najbardziej zaskakujący po 1989 roku jest kierunek, w jakim poszedł rozwój Polski. W latach 80. XX wieku wyobrażaliśmy to sobie bardziej idealistycznie, czyli że demokracja będzie pełna zgody, solidarności, a teraz jest wiele sporów i wzajemnego oczerniania. 20 lat temu pewnie nikt nie przewidział, że w języku publicznym będzie tyle agresji. Wydaje się, że również niewielu przewidziało, że pojawią się tak niezwykłe formy perswazji, jak opisane przez dziennikarzy „Polityki” tak zwane „uwalacze”. Są to pewnego rodzaju sformułowania, które są w jakiś sposób prawdziwe. Obiektywnie nikogo nie powinny oskarżać, ale subiektywnie mogą. Jeśli się powie, że „mieszka pani na tej samej ulicy, co szpieg rosyjski” to czy to źle świadczy o pani? Właściwie nie, ale w umyśle odbiorcy te informacje się sklejają i to jest właśnie „uwalasz”. Tego typu zjawisk związanych z niedobrą perswazją w języku publicznym nie przewidywano.

Zaskakującą rzeczą jest rozwój sieci. W 1989 roku nie przewidywaliśmy rozwoju internetu, który w formie zalążkowej pojawił się na początku lat 90. Całego obszaru słownictwa, które pojawiło się wraz z siecią wówczas nie było, bo nie istniało nic takiego w najśmielszych marzeniach. Niezwykłe jest to, z jaką prędkością wyłania nam się nowa, wirtualna rzeczywistość. Jest to tak szybko, jak jeszcze nigdy. Ma ona swój świat, swoje węzły, ludzi, którzy wykonują określone zawody i to wszystko trzeba ponazywać.

Innym światem, którego nie przewidywaliśmy, a stał się jeszcze bardziej popularny od internetu, jest świat telefonów komórkowych. Nie było żadnych nazw i formy komunikacji, jaką są SMS-y. Dzisiaj starsi ludzie narzekają, że młodzi ludzie nie pisują listów. SMS-y i e-maile sprawiają, że tak naprawdę młodzi pisują znacznie więcej, niż to miało miejsce wcześniej. Więcej oznacza jednak także: szybciej i mniej starannie.

Jaka przyszłość?

W przyszłości możemy się spodziewać, że będzie następowało coraz większe różnicowanie się języka. Będzie istniał jeden język wspólny dla wszystkich, ale oprócz niego ludzie będą się posługiwali własnymi językami na swoich poletkach. Internautki z forum na temat kobiet w ciąży będą się posługiwały swoim językiem, a internauci z forum dla gitarzystów swoim, który będzie się znacznie różnił leksyką.

Jeszcze przez pewien czas będzie następował wzrost liczby zapożyczeń z języka angielskiego i oby to były zapożyczenia potrzebne, bo jeżeli jest tego za dużo, to przeobraża się to w niedobrą modę i kończy się niechęcią do tego języka.

Bardzo łatwo można obecnie wydać książkę i to bardzo dobrze, bo jest ich coraz więcej, z tym że niektóre książki straciły rację bytu. Przykładem mogą tu być słowniki terminów sieciowych, które do końca lat 90. wydawane były w formie książkowej. Później przeniosło się to do sieci, bo zmiany te są tak szybkie, że nie ma sensu wydawanie słowników. Kiedy proces produkcji jest skończony słownik jest już nieaktualny. Z internetem są związane największe nadzieje na zmiany, ale nie jesteśmy ich w stanie przewidzieć. Tak jak w roku 1989 nie byliśmy w stanie przewidzieć powstania samej sieci.

Z prof. UW, dr. hab. Radosławem Pawelcem rozmawiała Sylwia Mróz, Wirtualna Polska

Radosław Pawelec - doktor habilitowany, profesor w Instytucie Języka Polskiego na Uniwersytecie Warszawskim; autor prac naukowych dotyczących najnowszych zjawisk w języku polskim, historii i kultury języka oraz słowników wyrazów obcych.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (87)