Nie przekreślajmy Tunezji. Bezpieczeństwo Europy jest zależne od jej stabilizacji
Dotychczas Tunezja uważana była za modelowy kraj sukcesu Arabskiej Wiosny, w dodatku jedyny. Nagle obudziliśmy się ze snu i zobaczyliśmy, że to nie jest kraj bezpieczny - ale czy bardziej niebezpieczny niż Francja czy Dania? Europa nie powinna przekreślać Tunezji z powodu jednego zamachu. Przeciwnie, należy jej pomóc, żeby nie wpadła w ręce islamskich terrorystów. Bo bez ustabilizowania swojej bliskiej okolicy Europa nie uniknie problemów z bezpieczeństwem - pisze dla Wirtualnej Polski Jan Wójcik, założyciel portalu euroislam.pl.
Polecamy również: Mit hidżabu
Po ostatnim zamachu w TunisieTunisie eksperci spekulują, czy celem byli turyści, czy parlament, a turyści tylko "dostali rykoszetem". Za tezą o ataku na parlament stoi fakt odparcia terrorystów przez ochronę parlamentu oraz odbywająca się w parlamencie debata nad zaostrzeniem prawa antyterrorystycznego ze względu na powracających terrorystów z Syrii i Iraku. Za tezą o ataku na turystów przemawiają jego skutki i wcześniejsze podobne zamachy.
Media spekulują, że zamachowcy chcieli zaatakować parlament, ale że był on dobrze chroniony, uderzyli w muzeum. Być może trzeba jednak uznać, że zaplanowane cele były dwa, co było tym łatwiejsze, że oba budynki są połączone. Z jednej strony uderzono więc w symbol nowej, raczkującej demokracji, a z drugiej - zaatakowano gospodarkę, co może mieć mniej symboliczne, a bardziej wymierne skutki.
Dziecko sukcesu Arabskiej Wiosny
Tunezja to dziecko sukcesu Arabskiej Wiosny. Tam się ta Wiosna zaczęła, tam oddanie władzy przez dyktaturę odbyło się stosunkowo bezkrwawo, tam rządziła najbardziej umiarkowana islamistyczna partia regionu Ennahda i tam oddała ona władzę w demokratycznych wyborach w ubiegłym roku. Wydawało się, że Tunezja, z jednym z najbardziej laickich społeczeństw w świecie islamu, jest na najlepszej drodze do demokratyzacji. Nawet za czasów rządów islamistów demonstracje kobiet z odsłoniętymi włosami przeciwko islamskim fanatykom odbywały się bez przeszkód.
Jednak już od początku istnienia tej demokracji, podobnie jak w innych krajach Arabskiej Wiosny, wpływy zyskiwali salafici. W październiku 2012 wyciekły taśmy, na których lider umiarkowanej Ennahdy Raszid Ghannouchi rozmawia z liderem salafickich ugrupowań o stopniowej islamizacji kraju, wprowadzeniu zakazu spożywania alkoholu i prawa islamskiego. Ennahda, zaprzeczając temu, mówiła, że jest odwrotnie, są to działania zmierzające do wciągnięcia w proces demokratyczny salafitów i odciągnięcia ich od Al-Kaidy. Nawet jeżeli to była prawda, dzisiaj już wiemy, że się nie udało.
Nie wiemy jeszcze, które ugrupowanie terrorystyczne mogło stać za zamachem. Na terenie Tunezji działają dwa główne ugrupowania, które walczą o wpływy między sobą. Jedno to Ansar Al-Szaria, powiązana z Al-Kaidą Afryki Północnej, założona przez byłych islamistów, którzy po Arabskiej Wiośnie uciekli z więzień. Z drugiej strony coraz silniejsze są wpływy Państwa Islamskiego, w którym Tunezyjczycy stanowią jedną z najliczniejszych grup zagranicznych dżihadystów.
To nie koniec problemów
To jednak nie koniec problemów z terrorystami. Tunezja otoczona jest przez Libię, państwo praktycznie upadłe, nie kontrolujące swojego terytorium, gdzie trwa wzmożona aktywność Państwa Islamskiego, a o tym, jak poważne jest już to zagrożenie, świadczą naloty przeprowadzone przez Egipt na obozy libijskich dżihadystów.
Na pograniczu tunezyjsko-libijskim trwa współpraca pomiędzy ugrupowaniami Al-Kaidy, Ansar Al-Szaria Libia i Ansar Al-Szaria Tunezja. Ugrupowania terrorystyczne wspierają się również nawzajem przy granicy algierskiej, gdzie w 2014 roku miał miejsce połączony atak dżihadystów z obu państw na punkty kontrolne w górach Atlas, leżących po tunezyjskiej stronie.
Czy w takim otoczeniu młoda i jedyna powstała po Arabskiej Wiośnie demokracja przetrwa? Komentatorzy zdają się już stawiać krzyżyk na Tunezji i mówić o rozczarowaniu. I o tym, że wydawało się, iż Tunezja jest bezpieczna, a tu takie niemiłe zaskoczenie. Podobnie jednak możemy być rozczarowani Francją i Danią, które także niedawno były celem ataków islamistów.
Jednak, mimo opowiedzenia się znacznej części społeczeństwa tunezyjskiego za świecką drogą, zaatakowanie turystów może sprowadzić demokrację na wyboistą drogę. Turystyka stanowi ponad 15 proc. tunezyjskiego PKB, według raportu Światowej Rady Podróży i Turystyki. Zatrudnionych jest w tej branży prawie 14 proc. Tunezyjczyków. Sektor turystyczny podnosił się już z kryzysu po Arabskiej Wiośnie 2010, kiedy to liczba przyjeżdżających turystów spadła o prawie jedną trzecią, i prawie już osiągnął poprzednie poziomy. Czy znowu czeka Tunezję odpływ zagranicznych gości?
Na to liczą islamscy terroryści. Pogarszająca się sytuacja gospodarcza kraju może ułatwiać im destabilizowanie tunezyjskiego rządu. Co więcej, tak jak w innych regionach, islamiści nauczyli się oferować to, czego nie jest w stanie zapewnić rząd. Tak jak Hezbollah ze swoimi szpitalami i szkołami zastępuje rząd w południowym Libanie, tak jak Bractwo Muzułmańskie zyskiwało popularność w Egipcie swymi prospołecznymi działaniami oraz tak jak poparcie zdobywało ISIS dostarczając chleb mieszkańcom zniszczonej przez wojnę Syrii.
Potrzebna pomoc Europy
To nie sugeruje z kolei, że należy wysyłać turystów do Tunezji w imię solidarności, ale Unia Europejska powinna pomyśleć o pomocy temu krajowi w ustabilizowaniu "na nowej drodze życia". Pomoc może dotyczyć zarówno wsparcia wywiadowczego i militarnego, jak również gospodarczego, jeżeli osłabienie gospodarki miałoby pchnąć kraj w ręce terrorystów.
Bez ustabilizowania swojej bliskiej okolicy Europa nie uniknie problemów z bezpieczeństwem wewnętrznym czy to wynikającym z terroryzmu, czy z parcia imigrantów przez Morze Śródziemne. A Tunezja jest najlepszym krajem w tym rejonie, żeby od niego tę stabilizację zacząć.
Śródtytuły pochodzą od redakcji.