Lokalna wojna Pakistan-Indie z użyciem broni nuklearnej pochłonęłaby miliardy ofiar na całym świecie
• Nawet lokalna wojna nuklearna może pogrążyć świat w chaosie
• Zagrożenie takim konfliktem między Pakistanem i Indiami jest realne
• Wymiana jądrowa tylko tych dwóch państw wywołałaby nuklearną zimę
• W najgorszym scenariuszu głód spowodowałby śmierć nawet 2 mld ludzi
• W tym kontekście niepokój budzi rozbudowa sił nuklearnych przez Pakistan
14.01.2016 | aktual.: 14.01.2016 15:17
Nie trzeba wcale trzeciej wojny światowej, by zginęły miliardy, a ludzkość na lata pogrążyła się w chaosie. Wystarczy konflikt regionalny, w którym użyty zostanie dosłownie ułamek światowego arsenału jądrowego. Skutki byłyby katastrofalne dla całego globu i scenariusz ten wcale nie jest tak odległy, jak może się nam z pozoru wydawać.
Świat stanął w obliczu takiej groźby całkiem niedawno, bo ledwie kilkanaście lat temu. Niewiele brakowało, by na przełomie 2001 i 2002 roku doszło do zbrojnej konfrontacji między dwoma "świeżo upieczonymi" mocarstwami nuklearnymi - Pakistanem i Indiami. Do kryzysu doszło po zamachu na parlament w Nowym Delhi, przeprowadzonym przez wspieranych przez Islamabad separatystów kaszmirskich. Tylko dzięki usilnym działaniom dyplomatycznym społeczności międzynarodowej z USA na czele i nieudolnej mobilizacji indyjskich wojsk udało się uniknąć najgorszego.
Wtedy oba kraje dysponowały łącznie kilkudziesięcioma głowicami nuklearnymi, dziś ich arsenały są kilkakrotnie większe. Symulacje przeprowadzone przez fizyków i klimatologów pokazują, że nawet stosunkowo ograniczona wymiana uderzeń jądrowych mogłaby doprowadzić do gwałtownego ochłodzenia Ziemi, co w najskrajniejszym przypadku kosztowałoby życie dwa miliardy ludzi.
Zima nuklearna
W 2009 roku autorzy publikacji zatytułowanej "Local nuclear war, global suffering" ("Lokalna wojna nuklearna, globalne cierpienie"), który ukazał się na łamach magazynu "Scientific American", wyliczyli, że detonacja "ledwie" 100 bomb, z której każda miałaby siłę tej zrzuconej na Hiroszimę, skończyłaby się dla nas tragicznie. Eksplozje i pożary wyniosłyby do atmosfery miliony ton sześciennych dymów i pyłów, które przesłoniłyby Słońce, wywołując efekt nuklearnej zimy. Średnia globalna temperatura na co najmniej kilka lat obniżyłaby się o 1,25 stopnia Celsjusza (a w niektórych regionach nawet o kilka stopni). Klimat wróciłby do względnej równowagi dopiero po dekadzie.
1,25 stopnia tylko z pozoru wydaje się być niewielką zmianą, bo skutki tak gwałtownego ochłodzenia byłyby katastrofalne. Nie skończyłoby się jedynie na spadku temperatury, bo symulacje pokazują również zmniejszenie średnich opadów globalnie o 10 proc. oraz poważne nadwątlenie ochronnej warstwy ozonu przez wyniesione w stratosferę tlenki azotu. Ponadto mniejsza ilość światła słonecznego docierającego do powierzchni Ziemi w negatywny sposób odbiłaby się na procesie fotosyntezy.
Powyższe anomalie byłyby katastrofą dla światowego rolnictwa. Dla przykładu, zbiory kukurydzy i soi w USA spadłyby nawet o jedną piątą. O tyle samo spadłaby efektywność upraw ryżu w Chinach, a pszenicy nawet o połowę. Tak gigantyczna klęska nieurodzaju wywołałaby globalną panikę i zagroziła egzystencji od jednego do dwóch miliardów ludzi, przede wszystkim w najbiedniejszych rejonach świata i krajach uzależnionych od importu żywności. Głód zebrałby śmiertelne żniwo na niespotykaną dotąd skalę, a świat pogrążyłby się w odmętach chaosu.
Tykająca bomba w Azji Południowej
Dziś sytuacja na subkontynencie indyjskim wydaje się być w miarę ustabilizowana, co nie zmienia faktu, że nadal jest to jeden najbardziej zapalnych punktów świata. Relacje Indii i Pakistanu naznaczone są wrogością i podejrzliwością. Oba kraje dzieli burzliwa historia, konflikt o Kaszmir i trzy stoczone wojny, nie licząc pomniejszych incydentów zbrojnych, do których nieustannie dochodzi na wspólnej granicy nawet dziś. Jeśli w dającej się przewidzieć przyszłości gdzieś na świecie miałoby dojść do wojny z użyciem broni nuklearnej, to właśnie tutaj.
Gdyby nie arsenał jądrowy, Pakistan w konflikcie z Indiami stałby na przegranej pozycji. Potencjał militarny, terytorialny, ludnościowy i gospodarczy ma niewspółmiernie mniejszy od potężniejszego sąsiada. Indusi przeznaczają na obronność kilka razy więcej pieniędzy, od lat są największym importerem uzbrojenia na świecie i intensywnie modernizują swoją armię. Aby zniwelować tę przewagę, Islamabad stawia na intensywny rozwój broni jądrowej. - Pakistan ma bardzo aktywny program nuklearny, zarówno w kategoriach broni strategicznej, jak taktycznej. Szczególnie ten drugi trend wydaje się dość mocno niepokojący - wskazuje w rozmowie z Wirtualną Polską Rafał Ciastoń, ekspert Fundacji Amicus Europae i znawca tematyki azjatyckich zbrojeń.
Tempo rozbudowy pakistańskiego arsenału doprawdy jest imponujące. Według niektórych raportów za 10 lat Pakistan pod względem liczby głowic nuklearnych może ustępować tylko dwóm największym potęgom w tej kategorii - USA i Rosji. Co gorsza, Islamabad - w przeciwieństwie do Indii - nigdy nie wyrzekł się prawa do użycia broni jądrowej jako pierwszy. - Pakistan nie może się posunąć do tego, aby zdeklarować politykę "no first use", bo straciłby w tym momencie podstawowe narzędzie odstraszania w stosunku do Indii. Prawdopodobnie Islamabad nigdy tego nie zrobi i nie ma w tym nic zaskakującego. Takie są zasady gry - uważa Ciastoń.
"Użyj albo strać"
Jakby tego było mało, z punktu widzenia Pakistanu uwikłanie się w produkcję taktycznej broni jądrowej oznacza dopuszczenie możliwości, że również ograniczony, konwencjonalny atak ze strony Indii może spotkać się z nuklearną retaliacją. Pociski Nasr (mogące przenosić głowice o sile do 5 kiloton TNT) są przypisane do pakistańskich jednostek frontowych. Dyslokowane są blisko granicy z uwagi na ich niewielki zasięg, wynoszący zaledwie 60 kilometrów. Zachodzi więc ryzyko, że w razie militarnej konfrontacji może dojść do sytuacji określanej przez specjalistów terminem "use it or lose it" ("użyj albo strać"), czyli użycia tej broni wbrew wcześniejszym intencjom, z obawy jej utraty na rzecz nacierającego wroga.
- Taki scenariusz jest jak najbardziej możliwy - potwierdza Ciastoń. - Niemniej jednak, w przypadku jakichś posunięć militarnych ze strony Indii, pakistańscy przywódcy również musieliby trzymać nerwy na wodzy, bo zdawaliby sobie sprawę z tego, że użycie broni jądrowej spowodowałoby nuklearną odpowiedź Hindusów. Indie co prawda deklarują politykę "no first use", ale stanowczo powtarzają, że nie zawahają się sięgnąć po ten arsenał w odpowiedzi na atak jądrowy na ich wojska na własnym terytorium oraz gdziekolwiek one by się nie znalazły. Taka wymiana byłaby niekorzystna dla Pakistanu i oni doskonale zdają sobie z tego sprawę - podkreśla ekspert.
Intensywne zbrojenia atomowe Islamabadu nie uszły uwadze społeczności międzynarodowej. Na przestrzeni ostatniego roku w zachodniej prasie, zwłaszcza amerykańskiej, pojawiały się liczne głosy o potrzebie wypracowania porozumienia nuklearnego z Pakistanem, który ograniczy rozbudowę jego potencjału do "rozsądnych" rozmiarów. W chwili obecnej jest to jednaj raczej niewykonalne zadanie.
- Wydaje się, że próby wywarcia nacisku na Islamabad mogą odnieść skutek dopiero wtedy, gdy uzna on, że ma tych głowic wystarczająco wiele, by zrównoważyć strategiczną dysproporcję sił w stosunku do Indii. Myślę, że dla Pakistanu będzie to poziom co najmniej 300-400 sztuk - ocenia Ciastoń. Dziś pakistański arsenał jądrowy szacowany jest na 120-130 głowic.