ŚwiatKupowali przychylność polityków i policjantów. Potężny kartel z Cali pogrążył ich własny człowiek

Kupowali przychylność polityków i policjantów. Potężny kartel z Cali pogrążył ich własny człowiek

- Kartel z Cali był największym i najbogatszym zbrodniczym syndykatem w historii przestępczości. Był odpowiedzialny za mordy i korupcję na masową skalę - ocenia w rozmowie z Wirtualną Polską amerykański dziennikarz śledczy William C. Rempel. Za upadkiem tej przestępczej organizacji stoi dawny pracownik "ojców chrzestnych" - Jorge Salcedo. Rempel opisał jego historię w książce "Uwikłany", która dzięki wydawnictwu Znak miała premierę w polskich księgarniach 14 stycznia.

Kupowali przychylność polityków i policjantów. Potężny kartel z Cali pogrążył ich własny człowiek
Źródło zdjęć: © AFP | Pedro Ugarte / Policia Nacional
Małgorzata Gorol

13.01.2015 | aktual.: 15.01.2015 12:27

W 1989 r. Jorge Salcedo, kolumbijski inżynier, biznesmen i oficer rezerwy, dostał od głów rodziny Rodriguez Orejuela - ojców chrzestnych narkotykowego kartelu z Cali - propozycję zorganizowania zabójstwa ich rywala z Medellin: Pablo Escobara. Zgodził się, bo uważał go za poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa całej Kolumbii.

Podczas gdy Escobar eliminował wrogów, w tym policjantów, wojskowych i polityków, za pomocą bomb, bossowie z Cali woleli zdobywać ich przychylność za pomocą pudełek pełnych pieniędzy. Właśnie dlatego byli nazywani "dżentelmenami". W pewnym momencie chwalili się nawet, że kupili stanowisko prezydenta Kolumbii. William C. Rempel, któremu Salcedo opowiedział swoją historię, pisał, że swego czasu kartel z Cali "w dziedzinie handlu narkotykami odnosił takie sukcesy, jak Walmart czy Google na innych polach".

Salcedo przez sześć lat zajmował się m.in. ochroną jednego z bossów z Cali. Jako inżynier stał się " MacGyverem" tej przestępczej organizacji. Przez ten czas widział i słyszał niejedno. Przekonał się też, że łagodność "dżentelmenów" to tylko pozory. Nie mógł złożyć wymówienia z pracy w kartelu, więc w końcu doprowadził do jego zniszczenia.

WP: Napisał Pan w książce, że poznał Jorge Salcedo na sali sądowej w USA. Jak długi musiał Pan go namawiać do rozmowy i pracy nad książką?

William C. Rempel, autor książki "Uwikłany": Nim poznałem na sali sądowej pana Salcedo, przedstawiłem się jego adwokatowi Robertowi Dunlappowi. Odniosłem wrażenie, że Jorge był już wtedy gotowy opowiedzieć swoją historię jakiemuś dziennikarzowi, a przynajmniej komuś, kto zachowałby ostrożność w kwestii jego bezpieczeństwa. Zawsze pozostanę za to Jorge osobiście i zawodowo wdzięczny.

WP: Dzięki Salcedo poznał Pan wiele szczegółów dotyczących kartelu z Cali i opłacanych przez nich ludzi, często wysoko postawionych. Czy przez to, czego się Pan dowiedział, znalazł się Pan kiedyś w niebezpieczeństwie? Domyślam się, że wiele osób z Kolumbii wolałoby, by książka się nie ukazała.

Niektóre opowieści pana Salcedo były tak mrożące krew w żyłach, przerażające i niepokojące, że nie pozwalały mi zasnąć w nocy. Wyobrażałem sobie, co zrobiłbym na jego miejscu. Ale to istotna różnica: mój strach był wyobrażony, dla Jorge i jego rodziny, otoczonej przez bezwzględnych kryminalistów, ten strach był zawsze realny.

WP: Jakie były reakcje w Kolumbii po publikacji książki?

Byłem zachwycony odzewem po ukazaniu się mojej książki w Kolumbii, gdzie stała się z miejsca bestsellerem. Kolumbijscy czytelnicy bardzo ją chwalili. Stacja telewizyjna z Bogoty, Teleset, wyprodukowała i właśnie wyemitowała telenowelę opartą na hiszpańskojęzycznej wersji książki ("En la Boca del Lobo"). To bardzo satysfakcjonujące, gdy widzi się, że historia Jorge Salcedo po tylu latach przyciąga taką uwagę. WP: Choć Salcedo nie brał bezpośrednio udziału w narkotykowej działalności kartelu, był jednak jej świadkiem, opłacanym przez narkobossów. Na pewno próbował Pan więc na wszelkie możliwe sposoby weryfikować jego historię. Jak się to Panu udawało?

Przy potwierdzaniu historii pana Salcedo mogłem liczyć na eksperckie i niezawodne wsparcie wielu agentów federalnych USA, zwłaszcza z DEA (Drug Enforcement Administration, amerykańskiej agencji ds. legalnego obrotu - red.) i Służb Celnych. Ci oficerowie amerykańskich organów ścigania spędzili całe lata na prowadzeniu dochodzeń przeciwko kartelom kokainowym, a niektórzy agenci ryzykowali życiem, blisko współpracując z Jorge. Wszyscy potwierdzili kluczowe fragmenty jego historii. Zgodnie chwalili też jego odwagę i znaczenie jego wysiłków w zniszczeniu kartelu. Moja książka zwiera zbiór dokumentów i dodatkowych źródeł użytych do weryfikacji zdumiewającej opowieści Jorge.

WP: Salcedo zgodził się na współpracę z szefami kartelu, ponieważ sądził, że jego zadaniem będzie zabicie Pablo Escobara. Potem, jak myślał, wycofa się - co wydaje się dość naiwne. Czy mógł wtedy odmówić? Pytał Pan go o to?

To ważny aspekt historii Salcedo. Przystąpienie do kartelu w 1989 r. wydaje się z perspektywy czasu w najlepszym razie naiwne. Niektórzy czytelnicy są nawet bardziej krytyczni, sugerując, że był on oportunistą. Ale już Kolumbijczycy okazują większą sympatię dla Jorge i uważają, że nie miał on wyboru. Nikt nie mówi "nie" kartelowi, by potem tego nie żałować. Poza tym Escobar stanowił publiczne zagrożenie. Jego płatni mordercy zabijali policjantów, sędziów, kandydatów politycznych. Przeprowadzili nawet zamach bombowy na komercyjny odrzutowiec - zginęło ponad 100 pasażerów i załoga. Policja na całym świecie chciała aresztować Escobara. Tak więc pomoc w wytropieniu i zabiciu Pabla byłaby przysługą dla władz, jak i dla jego rywali, baronów narkotykowych z Cali.

Zawsze fascynowały mnie dylematy, które stawały przed Jorge aż do końca jego 6,5-letniej współpracy z kartelem. Jego słabości czynią go podobnym do reszty z nas. Łatwo wyobrazić sobie, jak w podobnych okolicznościach dobry człowiek zostaje nakłoniony do pracy na rzecz bardzo złej organizacji. Teraz czekam na opinie polskich czytelników.

WP: Czy opowiedzenie którejś części historii, opisanej w książce, przychodziło Salcedo wyjątkowo trudno? I czy były jakieś tematy, o które nie mógł Pan pytać?

Podczas toczonych na przestrzeni lat długich rozmów na pewno znalazło się wiele momentów, gdy Salcedo musiał ujawnić bolesne i godne ubolewania chwile z jego przeszłości. Nie było żadnych granic. Właściwie, zagłębiałem się najbardziej w te obszary, które nadal sprawiały mu największe trudności. Cieszę się, że Jorge wyjawił przede mną nie tylko swoje wspomnienia, ale i odsłonił duszę. Czytelnicy mają rzadko możliwość takiej "podróży" przez koszmary drugiego człowieka. WP: Pisanie książki zajęło Panu ponad dekadę. Czy staliście się przez ten czas z Salcedo przyjaciółmi?

Jorge i ja zdecydowanie jesteśmy przyjaciółmi, ale w pewien dziwny i kłopotliwy sposób. Np. do dziś nie mam pojęcia, gdzie mieszka. Nie znam też nazwiska, który mu przypisano w programie ochrony świadków. Nigdy nie poznałem jego żony i dzieci. Nie mogę pojawić się w jego sąsiedztwie i zaprosić go na kawę czy drinka. Rzadko się spotykamy. Kiedy to robimy, Jorge dyktuje wszystkie warunki bezpieczeństwa. Liczę, że kiedyś nasze rodziny będą się mogły poznać. Ale przede wszystkim mam nadzieję, że strach, który ich tak izoluje, opadnie, a oni w końcu nie będą czuli potrzeby żyć w ukryciu. Jeśli ten dzień kiedyś nastąpi, Jorge obiecał zabrać mnie na tradycyjną kolumbijską ucztę do swojego domu.

WP: Mimo że szefowie kartelu Cali trafili do więzień z długimi wyrokami, Salcedo nadal przebywa w ukryciu. Z piętnem kartelu żyje się do końca swoich dni?

Kartel z Cali był największym i najbogatszym zbrodniczym syndykatem w historii przestępczości. Był odpowiedzialny za mordy i korupcję na masową skalę. Nie może więc dziwić, że napiętnowany jest każdy, kto służył interesom kartelu... wielkim czy małym.

Jednak Jorge Salcedo stracił znacznie więcej niż reputację. Stracił swoje nazwisko, opuszczając Kolumbię. Stracił swoją ojczyznę, dom, zostawił rodzinę i przyjaciół, których prawdopodobnie nigdy już nie zobaczy. Zapłacił wysoką cenę za swoją decyzję o przyłączeniu się do kartelu. Ale Jorge dokonał też zadośćuczynienia. Podejmując ogromne ryzyko, pomógł w zdemaskowaniu rozmiaru korupcji instytucji rządowych - policji, wojska, systemu sprawiedliwości, kongresu, gabinetu prezydenta - za którą stał kartel. Rząd praktycznie należał do baronów narkotykowych. Dowody i świadkowie, których chronił Jorge, pomogły Kolumbijczykom odzyskać ich kraj.

WP: Jakiś czas temu WP miała okazję rozmawiać z synem Pablo Escobara. Już wcześniej mówił on, że po śmierci ojca dostał od jego "wroga" propozycję nie do odrzucenia: będzie żył, jeśli nie pójdzie w ślady Escobara seniora. Choć upłynęły lata, syn przywódcy kartelu z Medellin nie chciał powiedzieć, kto mu wtedy groził. Czy czystki wśród ludzi kartelu z Cali, kolumbijskich stróżów prawa i polityków mogły się okazać niewystarczające, by rozbić tę organizację?

Na terenie Kolumbii nadal działają gangi narkotykowe. Przemyt kokainy ma się nieźle, a przestępczość zorganizowana pozostaje zagrożeniem dla kraju. Jednak kartelu z Cali już nie ma. Żadna z grup przestępczych, które pojawiały się do teraz, nie była w stanie tak skonsolidować władzy - finansowej i politycznej - jak pod wodzą "dżentelmenów z Cali". Uważam, że rola, jaką Jorge Salcedo odegrał w zadaniu kartelowi z Cali śmiertelnego ciosu, czyni go prawdziwym, choć nie wolnym od skaz, bohaterem kolumbijskiej historii.

Rozmawiała Małgorzata Gorol, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Zobacz także
Komentarze (74)