Kto filmował smoleńskie lotnisko tuż po katastrofie?
Opublikowany przez serwis eOstrołęka.pl film to jak do tej pory najlepszej jakości nagranie z miejsca katastrofy Tu-154. Widać, że jego autor swobodnie poruszał się po smoleńskim lotnisku. Kim był? Czy za kamerą mógł stać funkcjonariusz którejś z rosyjskich służb? Zdaniem eksperta ds. lotnictwa, prezesa Agencji Lotniczej Altair, Tomasza Hypkiego, podobny film mógł nakręcić niemal każdy. - W pierwszej fazie po katastrofie Tu-154 na teren lotniska mogło wejść dużo osób, zarówno Polaków, jak i Rosjan – tłumaczy w rozmowie z Wirtualną Polską. Dodaje, że nagranie nie jest żadną sensacją.
Trwający ponad dziesięć minut film pojawił się w sieci w środę. Został opublikowany przez serwis eOstrołęka.pl. Materiał pokazuje lotnisko Siewiernyj kilka godzin po katastrofie Tu-154, gdy pracowały tam już rosyjskie służby ratownicze i śledcze. Na nagraniu widać m.in. zbliżenia szczątków samolotu oraz ciał ofiar (te zamazano). Ponieważ materiał jest bardzo dobrej jakości, a jego autor bez problemu porusza się po miejscu katastrofy, redaktorzy ostrołęckiego serwisu przypuszczają, że za kamerą mógł stać funkcjonariusz którejś z rosyjskich służb.
Na lotnisko mógł wejść każdy?
Tomasz Hypki sceptycznie podchodzi do takiej hipotezy. Jego zdaniem, tuż po wypadku prezydenckiego samolotu na terenie lotniska Siewiernyj panowało zamieszanie. Byli tam Rosjanie i Polacy. Nikt nie wiedział, co dokładnie robić, bo katastrofa była zupełnie nietypowa i trzeba było brać pod uwagę jej skutki polityczne. Trudno więc dziś stwierdzić, kto mógł nagrać film: któryś z funkcjonariuszy rosyjskich służb czy przypadkowa osoba, która niepostrzeżenie weszła na lotnisko. - Gdyby to była katastrofa dotycząca jednego kraju, to sytuacja byłaby zupełnie inna - każdy by wiedział, kto jest kim. Obcy od razu zwróciłby na siebie uwagę – mówi.
Natomiast w Smoleńsku mieliśmy do czynienia z katastrofą międzynarodową. To nietypowa sytuacja, na miejscu było wiele osób zarówno z Polski, jak i z Rosji. - Ci ludzie się nie znali, nie znali też swoich kompetencji. Rosjanie nie wiedzieli, co mogą Polacy, Polacy - co mogą Rosjanie – zwraca uwagę ekspert. Rosjanie nie chcieli drażnić Polaków, Polacy z kolei czuli się niezbyt pewnie, jeśli chodzi o Rosjan, którzy byli przecież gospodarzami na tym terenie.
Dlatego też na lotnisko w pierwszej fazie po katastrofie mógł wejść praktycznie każdy. Nikt nad tym specjalnie nie czuwał. Hypki przypomina, że lot do Smoleńska 10 kwietnia był wizytą oficjalną. Na samolot czekało wiele ludzi: dyplomatów, ochroniarzy – polskich i rosyjskich. - Jak ktoś wyglądał odpowiednio "poważnie" to mógł zapewne dość swobodnie poruszać się po terenie lotniska - twierdzi prezes Agencji Lotniczej Altair.
Tym bardziej, że był to olbrzymi obszar, który trudno kontrolować. W przypadku każdej katastrofy najpierw trzeba ocenić jej rozmiar, ustalić, gdzie samolot spadał, gdzie gubił części. Szczątki maszyny często są rozrzucone na odcinku setek metrów. Ogrodzenie całego terenu nie jest proste. Czasami trzeba użyć do tego kilku kilometrów taśmy. Wszystko to może trwać nawet kilka godzin.
W tym kontekście Hypki przywołuje katastrofę w Lesie Kabackim z 1987 r. (samolot pasażerski Ił-62M rozbił się przy podchodzeniu do lądowania; śmierć poniosły 183 osoby; była to największa katastrofa w historii polskiego lotnictwa - przyp. red.). - Na miejscu wypadku, zanim jeszcze przyjechały odpowiednie służby i zabezpieczyły teren, pojawiło się wiele przypadkowych osób, w tym iluś szabrowników – przypomina ekspert.
Kim jest autor filmu?
Według Hypkiego ujawniony przez serwis eOstrołęka.pl film może pochodzić ze źródeł oficjalnych. Ktoś z rosyjskich służb, kto robił nagranie dokumentujące miejsce wypadku, mógł je skopiować i teraz udostępnić. Równie dobrze nagranie mogło jednak być nakręcone przez przypadkową osobę, której udało się wejść na teren lotniska. W opinii eksperta, żeby nakręcić podobne nagranie, nie trzeba profesjonalnego sprzętu. Nie można wykluczyć, że film został zmontowany z kilku materiałów autorstwa różnych osób. Dziś można to zrobić na niemal każdym komputerze, wystarczy mieć odpowiedni program. – Żadnej możliwości nie można wykluczyć – mówi.
Podobnych filmów jest wiele. Czy ten czymś się wyróżnia? - Opublikowane nagranie nie jest żadną sensacją, nie ma znaczenia dla prowadzonego śledztwa czy wyjaśnienia przyczyn katastrofy – uważa ekspert. Film może być ważny jedynie z jednego względu - pokazuje, co się działo na lotnisku Siewiernyj w pierwszym okresie po wypadku. – Widać dosyć sprawną, spokojną akcję rosyjskich służb. Nie było tam jakiejś nadzwyczajnej nerwowości. Nic z tych rzeczy, o których mówili zwolennicy teorii spiskowych m.in. o podmienianiu ciał ofiar czy części rozbitego samolotu itp. - podkreśla Hypki.
Dodaje, że na nagraniu można zobaczyć także szczegóły, które pokazują np. skalę zniszczeń, jakim uległy silniki Tu-154. Na ten temat pojawiało się wcześniej wiele dziwnych teorii.
Takich filmów będzie więcej?
Prezes Agencji Lotniczej Altair przyznaje, że film jest dobrej jakości, co praktycznie wyklucza możliwość, że mógł zostać sfałszowany. Z ostateczną oceną należy jednak poczekać do czasu zbadania nagrania przez polską prokuraturę. Hypki przypuszcza, że gdy śledczy skończą prace, takich filmów, czy zdjęć zostanie udostępnionych więcej. - Takie rzeczy będą wypływać. Nagrań i zdjęć dokumentujących miejsce katastrofy jest mnóstwo. Pamiętajmy, że Rosjanie filmowali teren z powietrza, robili też zdjęcia dokumentujące położenie szczątków samolotu. Praktycznie wszystkie nagrania kiedyś zostaną ujawnione. To tylko kwestia czasu - podsumowuje.
Rozmawiała Paulina Piekarska, Wirtualna Polska