Krzysztof Rutkowski świadkiem w procesie Katarzyny W.
Krzysztof Rutkowski przez cztery godziny zeznawał w katowickim sądzie jako świadek w procesie Katarzyny W. Kobieta jest oskarżona o zabicie półrocznej córki Magdy. W pewnym momencie sędzia zapytał Rutkowskiego o to, "jakiego rodzaju urządzenie znajduje się przed nim?". Świadek był bardzo swobodny i odpowiedział, że to jego legitymacja. - Myślę, że tu pani sędzia w okularach tym się tak podnieciła. Ale to tylko legitymacja - zwrócił się Rutkowski do jednej z ławniczek.
18.03.2013 | aktual.: 20.05.2013 15:36
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
- Katarzyna W. swym zachowaniem od początku zdradzała, że może mieć związek z zaginięciem córki; to osoba, która patologicznie kłamie - mówił przed sądem Krzysztof Rutkowski. Zapewnił, że nie czuje do niej nienawiści.
Rutkowski był jednym w pierwszych świadków przesłuchanych w procesie W., oskarżonej o zabicie półrocznej córki Magdy. Zeznawał przez blisko cztery godziny. Świadek jest właścicielem agencji detektywistycznej zaangażowanej w poszukiwania dziecka. Opowiadał przed sądem, jak dzień po dniu wyglądała jego praca nad tą sprawą. - Nie traktowałem tej sprawy jako wyścigu - kto pierwszy zatrzyma sprawcę - oświadczył.
Sprawa Katarzyny W. zaczęła się 24 stycznia 2012 r., gdy policja przekazała mediom informację o zaginięciu dziewczynki z Sosnowca. Według relacji matki miała zostać porwane z wózka w centrum miasta. Ostatecznie na początku lutego ciało dziecka znaleziono w zrujnowanym budynku w parku przy torach kolejowych w Sosnowcu.
To właśnie Rutkowskiemu Katarzyna W. wyznała, że dziecko w rzeczywistości nie zostało uprowadzone. Rutkowski zeznał, że o pomoc w odszukaniu dziecka zwrócił się do niego pełnomocnik rodziny W. Zgodził się pracować nad tą sprawą za darmo. Jak wspominał, największą aktywność od początku przejawiali rodzice Bartłomieja - ojca Magdy, sam ojciec dziecka i inne osoby; natomiast Katarzyna zachowywała dystans. - Była na uboczu, jakby nie identyfikowała się z tym zdarzeniem - dodał.
- Jej stosunek do mnie był niezrozumiały. Z doświadczenia kontaktów z rodzicami porwanych dzieci wiem, że matki reagują zawsze bardzo emocjonalnie - zeznał świadek. Dodał, że zastanawiające dla niego było też, że matka nie chciała zgodzić się, by jego współpracownik na czas akcji poszukiwawczej zamieszkał z rodziną W. i jej niechęć do kontaktu z mediami. Kobieta nie chciała brać udziału w konferencjach prasowych, a przed wywiadem dla jednej ze stacji telewizyjnych miała zamknąć się w łazience. Kiedy już przekonano ją do występu przed kamerą, po wszystkim miała podejść do Rutkowskiego i powiedzieć ze złością: "Macie ten swój wywiad". - To był sygnał, że coś jest nie tak - zeznał świadek.
Rutkowski powiedział też, że na początku - poza mężczyzną w kapturze, który miał porwać jej dziecko z wózka - jako potencjalnych podejrzanych wskazała sąsiadów, młodych ludzi, którzy - jak sama mówiła - zazdrościli jej i Bartłomiejowi córki. Ta teza szybko okazała się nieprawdziwa. Rutkowski powiedział też, że gdy nabrał pewności, że to Katarzyna W. sama stoi za zniknięciem dziecka, poinformował o tym policję.
W przeciwieństwie do męża, Katarzyna W. - podkreślił Rutkowski - od początku unikała badania wariografem. Aby wydobyć prawdę na temat zniknięcia Magdy, Rutkowski uciekł się do podstępu. Umówił się z Katarzyną W. na rozmowę w jednym z hoteli, pod drzwiami kazał stać swojemu znajomemu z narzeczoną. Katarzynie W. powiedział, że to świadkowie, którzy widzieli jak Katarzyna - jak sama twierdziła - wcale nie została zaatakowana, ale sama położyła się na chodniku i uderzyła głową o podłoże; nikt też nie zabrał jej dziecka z wózka. Katarzyna miała wówczas powiedzieć: "Niech oni trzymają się swojej wersji, ja będę trzymała się swojej". Chwilę później jednak W. powiedziała Rutkowskiemu, że dziecko wypadło jej z rąk, uderzyło o podłogę lub próg i zmarło. Rozmowa Rutkowskiego z W. została zarejestrowana przez kamery jednej z gazet, a później przekazane mediom.
O nagrania i kulisy organizowanych konferencji prasowych z udziałem bliskich Magdy, także samej Katarzyny W. pytał Rutkowskiego obrońca oskarżonej. Świadek odpowiadał, że nikogo nie namawiał do kontaktu z mediami, a konferencje organizował, by uporządkować pojawiające się w mediach informacje, nieraz nieprawdziwe.
- Jest to osoba, która patologicznie kłamie - powiedział o Katarzynie W. Rutkowski, a sędzia zwrócił mu uwagę, by skupił się na faktach, a nie na ocenach.
W dalszej części zeznań Rutkowski oświadczył, że nie czuje do Katarzyny W. nienawiści, złości, czy niechęci, mimo że składała obciążające go zeznania. Chodzi o śledztwo dotyczące zaangażowania Rutkowskiego w sprawę Magdy.
Śledztwo w tej sprawie umorzyła gliwicka prokuratura, nie dopatrując się przestępstwa. Poza samym Rutkowskim, sąd przesłuchał w poniedziałek też pracowników jego biura. Jeden z nich zeznawał w kamizelce z nazwą agencji Rutkowskiego. Wychodząc z sali założył na głowę kominiarkę.
Poniedziałkowa rozprawa była trzecią w procesie, który ruszył miesiąc temu. 23-letnia Katarzyna W. oświadczyła wtedy, że nie przyznaje się do winy i odmówiła złożenia wyjaśnień. Zdaniem prokuratury Katarzyna W. udusiła swoją córkę, a plan zabójstwa przygotowywała co najmniej od 19 stycznia, wcześniej próbując zatruć córkę tlenkiem węgla. 24 stycznia miała cisnąć dzieckiem o podłogę, a kiedy okazało się, że mimo to niemowlę przeżyło, dusić je przez kilka minut. Sama oskarżona twierdzi, że Magda zmarła na skutek wypadku. Według oskarżonej dziecko wypadło jej z rąk na podłogę, gdzie zmarło po kilku nieudanych próbach nabrania powietrza.