PolskaG. Miecugow: widać, jak rozsypuje się telewizja

G. Miecugow: widać, jak rozsypuje się telewizja

Od początku tego stulecia widać jak rozsypuje się telewizja – powiedział dziennikarz Grzegorz Miecugow w wywiadzie udzielonym Wirtualnej Polsce. Zapraszamy do kolejnej części cyklu na temat przemian w Polsce po 1989 roku.

G. Miecugow: widać, jak rozsypuje się telewizja

15.05.2009 | aktual.: 22.05.2009 07:21

Uwolnienie mediów stawia często przed dziennikarzem konieczność dokonywania wyboru pracodawcy i linii programowej. Kolejnym wyborem, którego dawniej w ogóle nie brano pod uwagę jest dobro pracodawcy. Obecnie trzeba bardzo ważyć słowa. Prostym przykładem może być podanie informacji o kimś kto wypił napój z butelki po wodzie mineralnej i ciężko poparzył sobie usta, bo w środku był kwas. Jeśli nie zachowamy należytej staranności i nie dojdziemy do tego czy była to wina producenta, czy po prostu ktoś przelał do butelki kwas, to możemy narazić naszego pracodawcę na ogromne straty. Dla producenta wody mineralnej taka informacja rujnuje to, co ma najcenniejszego, czyli zaufanie społeczne. Jeśli się pospieszymy z podaniem nazwy wody mineralnej, to możemy wpędzić w kłopoty nie tylko tamtą fabrykę, ale i samych siebie.

20 lat temu

Trafiłem do radia „Trójki” na chwilę przed upadkiem komunizmu, która była poza zainteresowaniem rozsypującego systemu. System pilnował centralnych mediów – takich bardziej poważnych, jak telewizja i centralne gazety. Na przykład Monika Olejnik jako jedyna dziennikarka brała z nagrań na konferencji co chciała. Miałem okazję pracować wówczas w mediach wolnych psychicznie i nie mających nad sobą ciężaru właścicielskiego.

Z uwolnieniem mediów ważna była wolność psychiczna. Pomimo tego, że „Trójka” nie była w zasięgu zainteresowań systemu, to mieliśmy psychiczne obciążenie. Działała autocenzura, czyli poczucie, że pewnych rzeczy na pewno nie można. Jest to ciężki balast. Wiedziałem, że nie możemy nagrać Jacka Kuronia, ale nigdy nie próbowałem tego sprawdzić. Należało jechać do Kuronia i go nagrać, a potem zobaczyć co się będzie działo. Może nic by się nie stało, ale jednak miałem wewnętrzną blokadę.

Bez gadających głów

Jedną ze zmian na gorsze jest to, że zarówno w radio, jak i telewizji zniknęły całe przestrzenie, które dawniej były normą. Dzisiaj relacja radiowa to jest najczęściej 20 sekundowe streszczenie reportera, nie ma opowiadania mikrofonem. Nie ma mini reportażyków w blokach informacyjnych. Wszystko się skróciło. Z telewizji wyparte zostały gadające głowy. Cokolwiek się o nich mówi, to one jednak pogłębiały problemy. Czasami się kłócili, czasami niewiele można było z tego zrozumieć, ale była jakaś dysputa. Dzisiaj nie ma już żadnej dysputy w największych stacjach telewizyjnych, czy w większych kanałach radiowych. Ale gdzieś ona jest – w programach informacyjnych, w programach biznesowych, również w radio – ale to są nisze.

Media uświadomiły sobie, że kierunek ich rozwoju nadaje odbiorca. Jeżeli odbiorca nie chce pogłębionej debaty, to jej nie dostanie. Dużo kanałów proponuje rozrywkę i odbiorca się na to godzi. Gdyby chciał mieć tą dyskusję, to by to wymusił. Ludzie tworzący media tworzą również interesy i nie ma sensu postępować przeciwko widzowi. A obecnie interesem widza jest, by było zabawnie, szybko, kolorowo i bezproblemowo. I to jest pierwsze nieszczęście w rozwoju mediów, które teraz widzę.

Rok 1989 jak trzęsienie ziemi

W 1989 roku stała się dla środowiska dziennikarskiego rzecz bardzo ważna, to znaczy zatrzęsły się podwaliny i wyleciało z mediów, a przede wszystkim z telewizji, mnóstwo osób, które dawały telewizji twarz. Po 1989 roku, a właściwie po 1990 ci ludzie zaczęli znikać. Szukano nowych osób, powstawały nowe stacje radiowe i telewizyjne. Było głośne zassanie tłumu nowych ludzi, którzy dopiero we własnych stacjach albo na własnych błędach uczyli się warsztatu.

Po 20 latach wydawałoby się, że to środowisko powinno już być zupełnie odświeżone. I ono takie jest – jest mnóstwo komentatorów, którzy mają obecnie 45 lat, czyli zaczynali jak byli świeżo po studiach 20 lat temu. I ci ludzie mają pewną powagę, bo bardzo trudno wytrzymać komentarz polityczny człowieka, który ma 26 lat. Do tego można się przyzwyczaić na giełdzie, gdzie człowiek, który ma 30 lat może mówić o trendach na rynku finansowym. Natomiast są dzisiaj jeszcze ludzie z posiwiałymi skroniami, którzy nie wyszli z PRL-owskiej szkoły dziennikarskiej.

Stała się również inna bardzo ważna rzecz – środowisko dziennikarskie przestało być jednolite. I dzisiaj z grubsza wiadomo co napisze dziennikarz z jednego tytułu, a jak się zachowa dziennikarz z innego. Prasa pękła na prasę związaną z konkretnymi opcjami politycznymi. To niby jest podobnie na świecie, bo gazety mają swoje profile, natomiast dla mnie jako obserwatora, widza i odbiorcy jest to drugorzędne. Chciałbym sądu, który nie wynika z tego, że ktoś lubi PO, a ktoś inny PiS, tylko takiego, który wynika z wiedzy głębszej i własnej. Są tacy dziennikarze, ale nie ma ich wielu i to uważam za porażkę. Co się będzie zmieniało w najbliższym czasie?

Trend zmian jest oczywisty jak dla mnie. Od początku tego stulecia widać jak rozsypuje się telewizja. Coraz bardziej rozpychają się małe stacje. Dla zilustrowania powiem tylko, że w roku 2001, jak się oglądało rysunek ciastka telewizyjnego, czyli udział w rynku poszczególnych stacji, to największe stacje, które działają w otwartej przestrzeni: TVP1, TVP2, Polsat, TVN i z niewielkim udziałem TVP3 zajmowały prawie 90% rynku. Dzisiaj zajmują 75%. Czyli w ciągu ośmiu lat skurczyła się przestrzeń, w której duże stacje telewizyjne się rozwijają, a powiększa się ta grupa stacji, która w badaniach zwyczajowo określana jest jako inne. To są stacje, której mają około procenta udziału w rynku, a czasami nawet dużo mniej.

To z jednej strony zjawisko bardzo pozytywne, bo pojawiają się stacje specjalistyczne, np. stacje uczące języków albo zajmujące się historią. To są stacje dla pasjonatów, ludzi którzy się czymś interesują i jak już coś znajdą taką stację, to przy niej zostaną. W tym gronie są również stacje, które proponują czystą rozrywkę i zabierają widzów, którzy oglądają tą rozrywkę w dużych stacjach telewizyjnych. Obecnie duże stacje nadają 99% rozrywki i 1% nie-rozrywki. To będzie się rozwijało w dalszym ciągu, zwłaszcza że od 2013 roku będzie zakaz nadawania analogowego. Wejdzie nadawanie cyfrowe, które powiększa możliwość dotarcia do ludzi bez żadnego pośrednika, jak talerz czy kablówka. Cyfryzacja spowoduje, że te stacje się jeszcze bardziej rozpadną.

W przyszłości telewizja zostanie zjedzona przez internet. Możliwości internetu, który będzie coraz bardziej powszechny, bo już dzisiaj dociera do 50% Polaków, a w 2001 roku to było jakieś 12-15%. To jest duży rozwój i duża zmiana. Już się słyszy, że w przyszłości miasta będą pokrywały swoje terytorium darmowym internetem – to się dzieje na całym świecie.

W pogoni za widzem

Internet ma coraz większe możliwości zawieszania plików telewizyjnych. To, co było dla mnie problemem w 1996 roku, gdy pracowałem w „Wiadomościach”, bo wiedziałem, że muszę jako wydawca doprowadzić do tego, żeby materiał telewizyjny był precyzyjny, bo widz ma jedną szansę na obejrzenie, dzisiaj nie stanowi najmniejszej przeszkody. Gdy jestem ciekawy, jak koledzy z innej redakcji zrobili daną wiadomość, to wchodzę na ich stronę i oglądam tą informację. Obecnie widz ma dużo szans, tylko nie chce z nich korzystać i to jest największy problem mediów.

Słabością mediów są ich odbiorcy. Nie możemy abstrahować od rzeczy, które widz chce oglądać. Widzę niebezpieczeństwo tabloidyzacji mediów, która się dzieje na naszych oczach i która bierze się z pogoni za widzem, i maszerowaniem w kierunku, który wytycza widz. Internet jest od tego niewolny. Nie bez powodu tylko przez sześć tygodni na pierwszym miejscu wyszukiwarek najczęściej szukanego hasła znalazł się Osama bin Laden i to było od 11 września do końca października 2001 roku. Następnie wrócił seks na numer jeden wśród przeglądarek. W czasach pokoju i dostatku, a w takich czasach przyszło nam żyć, ludzie w mediach szukają rozrywki, a nie informacji. Generalizowanie nie jest dobre, ale jest to przeważająca część społeczeństwa. Tłumy rządzą mediami, a media aby być wpływowe muszą iść tam, gdzie tłumy i to jest niebezpieczne.

Upadek prasy

W 1989 roku nie mogliśmy się spodziewać odwrotu mediów tradycyjnych, czyli prasy. Jeszcze 10 lat temu nic nie zapowiadało katastrofy, jaką przeżywają dziś tygodniki. Lider tygodników, jakim jest „Polityka” sprzedawała pół miliona egzemplarzy 10 lat temu, 20 lat temu pewnie ok. miliona, a dzisiaj z trudem ok. 140 tysięcy. Nie można się było spodziewać również takiej zapaści w dziennikach. 10-11 lat temu każdego dnia sprzedawano osiem i pół miliona egzemplarzy gazet, a dzisiaj sprzedaje się dwa miliony 500 tysięcy. Ludzie znajdują informacje w internecie, już nie potrzebują kupić dziennika.

Z drugiej strony coraz wyraźniej widać ucieczkę od komentarza. Już coraz mniej ludzi chce komentarzy Janiny Parandowskiej czy Jacka Żakowskiego – filarów „Polityki”. Tych komentarzy już się nie znajduje w internecie. Informacja zwykła o wypadku, wynikach sportowych można znaleźć w internecie szybko i potem nie potrzebujemy gazet. Pojawiła się inwazja dziennikarstwa obywatelskiego. Jest bardzo dużo blogerów, lecz niewielka ich część przyciąga odbiorców i trudno nawet powiedzieć dlaczego. Fenomen bloga jest czymś, czego nikt nie przewidział i on zaczyna być coraz ważniejszą częścią naszego życia politycznego.

Z Grzegorzem Miecugowem rozmawiała Sylwia Mróz, Wirtualna Polska

Grzegorz Miecugow (ur. w 1955 roku) dziennikarz, wydawca i prezenter. Pracował w Trójce, TVP1, a obecnie w TVN i TVN24. Prowadził pierwszą polską edycję reality show "Big Brother" dla TVN. Obecnie w stacji telewizyjnej TVN24 prowadzi na zmianę z Tomaszem Sianeckim program "Szkło kontaktowe".

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Zobacz także
Komentarze (473)