"Epidemia będzie się rozszerzać; Niemcy są bezsilni"
W Polsce potwierdzono trzeci przypadek zakażenia bakterią Escherichia coli typu 0104 (EHEC), tej samej, która w Niemczech zabiła już 25 osób. Jej nosicielem okazał się 7-letni chłopiec, który w stanie ciężkim przebywa w jednym z warszawskich szpitali. Rzecznik Głównego Inspektoratu Sanitarnego Jan Bondar podkreśla w rozmowie z Wirtualną Polską, że dziwi go, że Niemcy tak długo nie potrafią zidentyfikować źródła zakażeń. A dopóki to się nie stanie, epidemia będzie się rozszerzać. W Polsce nadzorem epidemiologicznym objętych jest kilkadziesiąt osób i liczba ta wciąż rośnie.
08.06.2011 | aktual.: 08.06.2011 15:56
Do wtorku w Niemczech odnotowano 1900 zakażeń EHEC, z czego u 670 osób choroba ma ciężki przebieg. Co najmniej 25 osób zmarło. To jedna z najpoważniejszych epidemii związanych z tą bakterią, jakie dotychczas miały miejsce na świecie. Przedstawiciele niemieckich władz przyznają, że możliwe, że nigdy nie uda się ostatecznie zidentyfikować źródła zakażeń.
Niemiecki minister zdrowia Daniel Bahr podczas nadzwyczajnego spotkania poświęconego walce z epidemią podkreślił, że z danych berlińskiego Instytutu im. Roberta Kocha wynika, iż liczba nowych infekcji spadła. Nie wykluczył jednak, że będą kolejne przypadki śmiertelne choroby, jak również że w kolejnych dniach przybędzie nowych infekcji. - Jest za wcześnie, by odwoływać alarm - powiedział Bahr.
EHEC w Polsce
Pierwszy przypadek zakażenia bakterią Escherichia coli tego samego typu jak ten, który wywołuje zachorowania w Niemczech, wykryto w naszym kraju w maju u 29-letniej Polki. Kobieta wciąż przebywa w szpitalu w Szczecinie. Wiadomo, że wcześniej była w Niemczech. Drugim zakażonym okazał się mężczyzna z Giżycka. On też niedawno wrócił z Niemiec. To od niego najprawdopodobniej bakterią zaraził się jego 7-letni syn. Dziecko w stanie ciężkim przebywa w warszawskim szpitalu.
Ten ostatni przypadek jest szczególnie niepokojący, gdyż może świadczyć o tym, że bakteria potrafi przenosić się z człowieka na człowieka. Jak mówi Jan Bondar z Głównego Inspektoratu Sanitarnego jest to mało prawdopodobne, ale możliwe. – Escherichia coli należy do bakterii kałowych - żeby się nią zarazić, musimy ją, kolokwialnie mówiąc, „zjeść”. Jeżeli nie zachowano elementarnych zasad higieny, bakteria mogła się przenieść za pośrednictwem np. brudnych rąk – tłumaczy.
"Epidemia będzie się rozszerzać"
Bondar przyznaje, że jest zaskoczony, że niemieckie służby sanitarne tak długo nie potrafią zlokalizować źródła niebezpiecznej bakterii. A dopóki to się nie stanie, epidemia będzie się rozszerzać. – Gdyby taka sytuacja miała miejsce w Polsce, nie zostawiono by na nas suchej nitki – podkreśla. Jego zdaniem Niemcy nie radzą sobie z epidemią, a najlepiej świadczy o tym działanie Komisji Europejskiej, która zdecydowała się wysłać do Niemiec własnych ekspertów.
- Niemcy zareagowali zbyt późno. Mieli pecha, ponieważ pierwsze przypadki zakażenia bakterią Escherichia coli wystąpiły pośród uczestników wycieczki ze Szwecji. Niemcy uznali, że do zarażenia doszło poza ich terytorium. Że jest inaczej, przekonali się dopiero w kolejnych dniach, kiedy do niemieckich szpitali zaczęło się zgłaszać coraz więcej osób z objawami zatrucia – mówi rzecznik GIS. Obecnie, gdy liczba chorych rośnie z każdym dniem, ustalenie przyczyny zakażeń, jest bardzo trudne.
Bondar uspokaja jednak, że w Polsce sytuacja jest opanowana, a Główny Inspektorat Sanitarny jest dobrze przygotowany w razie ewentualnego wystąpienia u nas zwiększonej liczby zakażeń. Zagrożone są jedynie osoby, które przebywały w ostatnim czasie w Niemczech. - Jeśli po powrocie, w przeciągu 14 dni zauważymy u siebie jakiekolwiek, nawet najlżejsze, objawy zatrucia pokarmowego, powinniśmy udać się do lekarza i koniecznie poinformować go o pobycie w tym kraju – przestrzega.
Pierwszym objawem zakażenia jest ból brzucha i biegunka, która po 2-3 dniach przechodzi w biegunkę krwawą. Chory powinien jak najszybciej zgłosić się do lekarza. Podczas leczenia trzeba dbać przede wszystkim o to, by pacjent się nie odwodnił (w aptekach dostępne są specjalne mieszanki do rozpuszczenia w wodzie). U części chorych może rozwinąć się zespół hemolityczno-mocznicowy, wynikający z uszkodzenia naczyń krwionośnych w nerkach, a także w płucach, mózgu i sercu. Zespół hemolityczno-mocznicowy objawia się rozpadem krwinek czerwonych oraz niewydolnością nerek, często wymagającą dializ. W części przypadków uszkodzenie nerek może być trwałe.
Kilkadziesiąt osób pod obserwacją
Nadzorem epidemiologicznym objętych jest w Polsce kilkadziesiąt osób. Wśród nich jest m.in. sześciu zawodników młodzieżowego zespołu siatkarskiego, którzy właśnie wrócili z zawodów w Niemczech. Chłopcy skarżą się na dolegliwości podobne do objawów wywołanych przez bakterię Escherichia coli. Jeden z nich został hospitalizowany. Ponieważ Niemcy są naszym bliskim sąsiadem i jeździ tam mnóstwo Polaków, jeśli wkrótce nie uda się ustalić źródła zakażeń, osób objętych obserwacją mogą być niedługo setki.
Bondar uspokaja jednak, że nie każde zatrucie oznacza zakażenie groźną bakterią. – Nie wpadajmy w panikę. Latem zawsze następuje wzrost występowania zatruć – wiele osób skarży się na ból brzucha czy biegunkę. To normalne – dodaje.
Zrezygnujmy z podróży do Niemiec
Mimo że nie wydano żadnego oficjalnego zalecenia, odradzającego podróżowanie do Niemiec, na razie lepiej zrezygnować z udawania się w tym kierunku. – Do czasu kiedy Niemcy nie znajdą źródła zakażeń - a póki co są bezsilni - lepiej tam nie jeździć. Jeżeli już musimy, powinniśmy zachowywać się tam jak w kraju tropikalnym, czyli bezwzględnie przestrzegać zasad higieny – podkreśla Bondar.
Przede wszystkim należy jak najczęściej myć ręce, nie tylko przed posiłkiem, ale po każdym powrocie z miejsc publicznych, gdzie gromadzi się dużo ludzi - czyli kawiarni, kin, supermarketów, czy środków komunikacji miejskiej. Drugą rzeczą, o której trzeba pamiętać, jest kupowanie żywności obrobionej termicznie. Nie jedzmy żadnych surowych warzyw, owoców, niepasteryzowanego mleka, czy niedopieczonego mięsa. Nie pijmy też wody niewiadomego pochodzenia. - Ponieważ Niemcy wciąż nie potrafią wskazać, co jest źródłem zakażenia, każdą nieprzetworzoną termicznie żywność należy traktować jako potencjalne zagrożenie – uczula rzecznik GIS.
Pytany, czy polska żywność jest bezpieczna, Bondar uspokaja, że Polacy nie mają czego się obawiać. Źródło zakażenia bakterią Escherichia coli znajduje się gdzieś w północnych Niemczech. Nie musimy bać się polskich warzyw czy mleka. Zawsze należy jednak przestrzegać podstawowych zasad higieny, by uchronić się przed innymi zatruciami pokarmowymi.
Paulina Piekarska, Wirtualna Polska