Droga Osamy bin Ladena do światowego dżihadu
Osama bin Laden, zawsze zachowujący wystudiowany spokój i łagodność, panowanie nad sobą stracił tylko raz - gdy poczuł się zdradzony i znieważony przez własną ojczyznę. O okolicznościach tamtych wydarzeń i wielu innych epizodach z życia byłego lidera Al-Kaidy pisze Mark Bowden w książce "Zabić bin Ladena", która właśnie ukazała się w polskich księgarniach nakładem Wydawnictwa Pascal.
Osama był jednym z niewielu dzieci swojego ojca - a miał ich on aż 54 - które większość edukacji zdobyły w Arabii Saudyjskiej. Nauki pobierał głównie w islamskich szkołach religijnych, a islam stanowił swoiste antidotum na świeckość jego rodziny. Oczywiście uczył się też wielu innych przedmiotów, w tym języka angielskiego, który opanował w zadowalającym stopniu już w młodym wieku. W rezultacie był jednym z najlepiej wykształconych Saudyjczyków swojego pokolenia.
Pracę zaczynał w branży budowlanej, na której miliardy zbił jego ojciec. Przeszedł przez wszystkie szczeble kariery - od prostego robotnika do kierownika budowy. W czasie pracy poznał z bliska muzułmańskich robotników pochodzących z różnych zakątków świata. Dzięki temu jego pogląd na islam był znacznie szerszy niż u innych Saudyjczyków. To leżało u źródeł utopijnej wizji świata, w którym wszyscy wyznawcy Allaha zjednoczeni są pod jednym sztandarem.
Skromne i religijne życie
W tamtym czasie młody bin Laden wiódł coraz bardziej religijne i skromne życie. W przeciwieństwie do własnej rodziny, wyrzekł się luksusowego życia i unikał kontaktów z kobietami poza własnymi żonami, z których pierwszą poślubił już w wieku 17 lat. Jego radykalizm wzmógł się, gdy odkrył prace egipskiego uczonego Sayyida Qutba, uznawanego za ojca współczesnego islamskiego fundamentalizmu.
Młodego Saudyjczyka porwała "czysta, prosta ideologia" życia prowadzonego jak najściślej według nauk zawartych w Koranie. Qutb domagał się od wszystkich muzułmanów, by najpierw utworzyli jedno państwo, w którym obowiązywać będzie prawo szariatu, a następnie nawrócili na islam resztę świata, w razie potrzeby posługując się ogniem i mieczem. Bin Laden słowa mistrza wziął sobie bardzo do serca.
Ludzie, którzy go znali, widzieli w nim człowieka małomównego i dość przeciętnego. Ale dwóch rzeczy mu nie brakowało - ambicji i pieniędzy. A trzeba pamiętać, że po tragicznie zmarłym ojcu odziedziczył wielką fortunę, już w młodym wieku stając się multimilionerem. W przeciwieństwie do rodzeństwa, nie zamierzał jej jednak wydawać na zbytki i prowadzenie wystawnego życia. Sam żył w prostocie i swoje zainteresowania koncentrował wokół religii. Pobożny cel dla swojego bogactwa znalazł, gdy Związek Radziecki najechał Afganistan.
Na wojnie z niewiernymi
Osama bardzo szybko przyłączył się do palestyńskiego islamisty i uczonego Abdullaha Azzama, który wywołał burzę w świecie arabskim wydając fatwę wzywającą wszystkich muzułmanów do walki z niewiernymi Sowietami w Afganistanie. Późniejszy przywódca Al-Kaidy dołączył do niego w Pakistanie, osiadając tuż przy afgańskiej granicy. Co ciekawe, był na tyle lojalnym obywatelem Arabii Saudyjskiej, że najpierw wystarał się o zgodę króla Fahda.
Bowden zauważa, że "w tamtych czasach pieniądze bin Ladena miały większą wartość dla sprawy niż jego przywództwo czy nawet życie". Pierwsze lata afgańskiej wojny spędził z dala od frontu, pomagając werbować i organizować kolejnych bojowników. Osama był jednak romantykiem i fanatykiem, który chciał osobiście walczyć z niewiernymi, i to nie tylko z Sowietami w Afganistanie. "Toczył większą wojnę niż ta, którą popierał Azzam" - pisze Bowden.
W końcu Bin Laden utworzył własny oddział, złożony jedynie z arabskich bojowników i walczący wyłącznie w imię wartości religijnych, a nie w obronie afgańskiego nacjonalizmu. Na jego czele wjechał do Afganistanu i przystąpił do budowy ufortyfikowanej placówki, tuż pod nosem o wiele silniejszego garnizonu radzieckiego. Teren ten nie miał żadnego znaczenia strategicznego, ale późniejszemu liderowi Al-Kaidy "nie chodziło o przetrwanie ani o pokonanie Sowietów w walce, lecz o pokazanie takiego heroizmu i poświęcenia, które rozpaliłyby ducha walki w całym narodzie muzułmańskim". Rosjanie natychmiast potraktowali obóz napalmem oraz potężnym gradem bomb i pocisków, przystąpili do oblężenia, które trwało 21 dni. Obie strony poniosły ciężkie straty, ale wojska radzieckie dały w końcu za wygraną. Wszyscy świadkowie zgodnie twierdzą, że sam Osama walczył dzielnie i narażał się na niebezpieczeństwo, solidarnie dzieląc z innymi wszystkie trudy wojny. W jednym ze starć otarł się nawet o śmierć, tracąc dużo krwi. To
poświęcenie i straceńcza determinacja szybko nadały mu wielki rozgłos i miano bohatera, jak również bezgraniczny posłuch wśród innych bojowników.
Droga do światowego dżihadu
Zwycięstwo było dla niego znakiem niebios, dowodem na słuszność obranej drogi. Umocniło jego religijność i przekonanie o przeznaczeniu. Bin Laden przez całe życie wierzył w cuda i znaki, był pewien, że są to dowody łaski Boga. Takim cudem było dla niego wycofanie się ZSRR z Afganistanu, a później rozpad sowieckiego imperium. Według Bowdena Osama i jego współtowarzysze wierzyli, że to oni, natchnieni przed samego Boga, byli fundamentem tego wielkiego triumfu, dlatego nazwali się "Bazą", czyli Al-Kaidą.
To wtedy zaczął już na dobre kreować się na świątobliwego męża - wizerunek ten miał w sobie rys teatralności, ale w przeważającej mierze był szczery. Osama odrzucił nie tylko wszelkie luksusy, ale też zrezygnował z podstawowych udogodnień jak elektryczność, lodówka czy klimatyzacja, a przez jeden lub dwa dni w tygodniu zachowywał ścisły post. Do tego ascetycznego trybu życia dostosować musiała się rodzina, ale dzięki temu on sam i jego bliscy byli przygotowani do wojennych niedostatków i życia w ukryciu.
Do Arabii Saudyjskiej wrócił otoczony wielką sławą, łatwo zdobywał więc kolejnych zwolenników. Ale ludzie lgnęli do niego nie tylko ze względu na jego legendę - wciąż główną rolę odgrywała wielka fortuna, która dla wielu była gwarancją utrzymania. Gdy upadał ZSRR, liderowi Al-Kaidy wydawało się, że "może zrealizować każdy, najbardziej fantastyczny scenariusz wypływający z jego niepohamowanej ambicji". Dlatego kiedy Saddam Husajn najechał Kuwejt, bin Laden napisał do saudyjskiego króla kilka listów, domagając się w nich, by nie wpuszczał do Arabii Saudyjskiej wojsk USA i innych pogańskich państw. W zamian proponował utworzenie armii mudżahedinów, które miały pokonać irackich najeźdźców.
Król Fahd oczywiście zignorował te żądania. Według wieloletniego przyjaciela Osamy była to jedyna sytuacja, w której zachowujący zawsze wystudiowany spokój i łagodność Saudyjczyk stracił panowanie nad sobą. Poczuł się wtedy zdradzony i znieważony, tym bardziej, że wkrótce jego własna ojczyzna uznała go za człowieka niebezpiecznego i osadziła w areszcie domowym. Dzięki staraniom braci, lider Al-Kaidy odzyskał wolność, ale musiał na zawsze opuścić Arabię Saudyjską. Najpierw trafił do Pakistanu, później mieszkał w Sudanie, ale ostatecznie znów wylądował w Afganistanie, gdzie zaczął snuć kolejne ambitne zamierzenia.
Największy sukces - największe przekleństwo
Al-Kaida już od początku lat 90. była zaangażowana w zamachy i spiski przeciw USA. Jednak najbardziej spektakularny plan użycia samolotów pasażerskich do ataku na wieże World Trade Center narodził się w 1995 roku. Co ciekawe, Osama nawet w najśmielszych marzeniach nie przypuszczał, że samoloty mogą doprowadzić do całkowitego zniszczenia wieżowców.
- Myślałem, że pożar spowodowany płonącym paliwem lotniczym doprowadzi do stopienia stalowej konstrukcji budynku, co spowoduje zawalenie się pomieszczeń w tym punkcie, w który uderzy samolot, oraz pięter nad nim. Nie liczyliśmy na nic więcej - mówił na prywatnym nagraniu, które wpadło w ręce amerykańskich żołnierzy w Afganistanie.
Oszałamiający sukces terrorystów był dla Osamy kolejnym cudem, w którym widział palec Boży. Dla niego był to kolejny kamień milowy w jego walce, ale paradoksalne jego największe zwycięstwo okazało się być przekleństwem, które doprowadziło go do ostatecznego upadku. Już przed 2001 rokiem, z powodu kilku przeprowadzonych przez Al-Kaidę zamachów, jego życie stawało się coraz trudniejsze. Jednak teraz stał się najbardziej poszukiwanym człowiekiem świata, bezwzględnie tropionym przez dysponujące nieograniczonymi środkami supermocarstwo. Przez kolejne lata życia w ukryciu, bin Laden stawał się coraz bardziej odizolowany od swoich zwolenników i sfrustrowany, a prowadzoną przez niego organizację dziesiątkowano na jego oczach.
Życie w klatce
Cały świat terrorysty skurczył się do dwóch pięter posiadłości w Abbotabadzie na północy Pakistanu, której ani on sam, ani nikt z członków jego rodziny nie mieli odwagi opuszczać. Rezydencja była nowa i znajdowała się na niezwykle rozległej parceli w kształcie trójkąta. Trzykondygnacyjny dom otoczony był niezwykle wysokim murem, w niektórych miejscach sięgającym pięciu i pół metra wysokości, zwieńczonym drutem kolczastym.
Przywódca światowego dżihadu zajmował wraz z rodziną górne piętra. Miał przy sobie dwie z czterech pierwszych żon oraz nową - Amal, z którą dzielił łoże. Wraz z nimi gnieździło się 12 dzieci - najmłodszy syn miał zaledwie dwa lata. Bowen pisze, że choć Osama nigdy nie podnosił głosu, życie z nim z pewnością było trudne. Rządził rodziną twardą ręką, lubił pouczać swoje żony i wygłaszać długie tyrady. Codziennie musiały też wysłuchiwać nauk związanych z zagadnieniami religijnymi.
W tamtym czasie lider Al-Kaidy przywiązywał ogromną wagę do swojej prezencji. W młodości wyróżniał się sprawnością fizyczną i chętnie grywał w piłkę nożną oraz siatkówkę. Gdy ukrywał się w swej kryjówce, jedyną namiastką ćwiczeń fizycznych były spacery po otoczonej wysokim murem posiadłości - przed ciekawskimi spojrzeniami chronił go rozpostarty nad ogródkiem brezent. Pomimo tego zachował szczupłą i wyprostowaną sylwetkę, martwiły go za to siwiejące włosy.
Jak podkreśla Bowden, najbardziej poszukiwany terrorysta świata bardziej martwił się nie tym, że ktoś go rozpozna, ale tym, że nie zostanie rozpoznany w... telewizji. Przez te wszystkie lata w ukryciu widziała go zaledwie garstka osób, tymczasem jego nagrania i oświadczenia przemycane przez kurierów rozpowszechniano w mediach na całym globie.
Wygląd przywódcy Al-Kaidy został nadgryziony przez ząb czasu, ale ludzie wciąż mieli w głowach jego wizerunek sprzed dekady. Dlatego przed kolejnymi nagraniami Osama farbował włosy i zarost na czarno, co od razu rzucało się w oczy, bo nie robił tego profesjonalnie - włosy miały zbyt ciemny i jednolity kolor. "Szejk wyglądał jak własna karykatura: Osama bin Laden z tanią farbą na głowie" - komentuje Mark Bowden.
W świecie fantazji
Choć przebywał w zamknięciu i nie mógł osobiście kontrolować swojej organizacji, przez cały czas pisał sążniste listy z instrukcjami, wysyłane za pośrednictwem zaufanych kurierów do ludzi, których uznawał za swoich przedstawicieli. Jednak jego rozkazy coraz bardziej rozmijały się z rzeczywistością i były dowodem na to, że bin Laden żyje w świecie fantazji.
"Zamienił się w szalonego oficera, który wymachuje szablą i zbiera rozbite oddziały, zagrzewając je do rzucenia się na oślep w zmasowany ogień wroga, przy czym sam zostaje z tyłu. Szejk rozesłał po swoich ludziach obszerne analizy strategiczne i wezwał do przeprowadzenia konkretnych akcji, których realizacja była po prostu niemożliwością, a nawet szaleństwem" - pisze Bowden.
Przywódca Al-Kaidy pisząc te listy, mógł się czuć całkowicie bezpieczny. Nie miał żadnych podejrzeń, że ktokolwiek spoza najbliższego otoczenia zna miejsce jego pobytu, a przez lata spędzone w ukryciu, przyzwyczaił się do wszystkich rygorystycznych zasad dotyczących jego bezpieczeństwa. Nie mógł bardziej się mylić.
Jak na ironię, w ostatnim liście napisanym przed śmiercią, bin Laden przechwalał się swoim doświadczeniem w sprawach związanych z bezpieczeństwem i ukrywaniem się. Mówił o środkach ostrożności, których "dzięki łasce Allaha" przestrzega od dziewięciu lat. Był 29 kwietnia 2011 roku. Pięć dni później najbardziej poszukiwany człowiek świata już nie żył.
Tomasz Bednarzak, Wirtualna Polska