Polska"Dla nich zwierzę to kawałek mięsa..."

"Dla nich zwierzę to kawałek mięsa..."

Rozgorączkowane oczy, rozpaczliwe ryki i setki przerażonych, często poranionych zwierząt – taki obraz targu bydła w Bodzentynie koło Kielc wyłania się z raportów obrońców praw zwierząt. To jedno z największych targowisk zwierzęcych w Polsce - w ciągu jednego dnia przewija się przez nie setki sztuk bydła. Obrońcy praw zwierząt od lat alarmują ws. fatalnych warunków, w jakich odbywa się tutaj handel. Burmistrz Bodzentyna nie widzi jednak problemu. Sprawą zainteresowali się ostatnio Austriacy.

"Dla nich zwierzę to kawałek mięsa..."
Źródło zdjęć: © WP.PL

Już w 2001 roku stowarzyszenie ekologiczno-kulturalne "Klub Gaja" złożyło doniesienie do prokuratury ws. łamania praw zwierząt w Bodzentynie. Ze zdjęć i filmów, wykonanych przez ekologów na targu, wynikało m.in., że zwierzęta - przewożone w za małych samochodach - były w bardzo złym stanie. Właściciele bili je, wiele z nich było w stanie agonii.

Według obrońców praw zwierząt, którzy regularnie pojawiają się na bodzentyńskiej giełdzie, od tego czasu niewiele się zmieniło. Dramatem polskich zwierząt zainteresowały się także zagraniczne organizacje prozwierzęce. Pod koniec stycznia tego roku targi odwiedzili działacze austriackiej fundacji "Tier-WeGe". Byli wstrząśnięci tym, co zobaczyli. Swoją relację zatytułowali: „Przeraźliwa brutalność na polskiej giełdzie bydła w Bodzentynie”. Zawarli w niej opisy znęcania się nad zwierzętami, którego byli świadkami.

"Giełda pełna okrucieństwa..."

„Szliśmy przez tą pełną okrucieństwa giełdę. Wciąż ukazywały nam się nowe, straszne obrazy: zwierzęta bito drewnianymi i żelaznymi pałkami bezpośrednio w pyski albo w inne wrażliwe miejsca na ciele; ogony wykręcano i łamano, żeby pod wpływem bólu zwierzęta szybciej wchodziły na przyczepy; ciosy w brzuch i wymiona były zupełnie normalne (…); u dwóch krów widzieliśmy złamane nogi, które jeszcze przed sprzedażą były bardzo spuchnięte; wiele krów nie zostało wcześniej wydojonych – ich wielkie, ociekające mlekiem i ropą wymiona musiały sprawiać trudny do zniesienia ból” – to tylko fragment opisu austriackich działaczy.

Podczas styczniowej wizyty członkom "Tier-WeGe" towarzyszyli działacze z Komitetu Pomocy dla Zwierząt w Tychach. Jego prezes, Dominik Nawa opowiada Wirtualnej Polsce, że Austriacy byli zszokowani tym, co zobaczyli w Bodzentynie. - Ja tam jeżdżę od paru lat, jestem już trochę uodporniony. Natomiast nasi koledzy z Austrii chodzili po targu i mieli przerażenie w oczach. Chcieli stamtąd jak najszybciej wyjść, bo nie byli w stanie znieść tego widoku – tłumaczy.

"Dla nich zwierzę to kawałek mięsa..."

Nawa przyznaje, że sytuacja jest nieco lepsza niż jeszcze kilka lat temu, ale traktowanie krów i koni na targowisku nadal pozostawia wiele do życzenia. Wciąż łamane są tam przepisy ustawy o ochronie zwierząt. Podobnie uważa prezes Fundacji Viva! Akcja Dla Zwierząt, Cezary Wyszyński. Jego zdaniem problemem jest przede wszystkim brak odpowiedniego nadzoru. I nie dotyczy to tylko giełdy w Bodzentynie, ale także wielu innych targów w całej Polsce. – Na setki zwierząt, które przywożone są na targowisko, przypada dwóch weterynarzy. To stanowczo za mało – przekonuje.

Wyszyński mówi, że brutalne traktowanie zwierząt w Bodzentynie jest normą. Potwierdzają to materiały zebrane przez lata przez różne organizacje broniące praw zwierząt. – Dla hodowców zwierzę to kawałek mięsa, który trzeba zawlec do ubojni i przerobić na parówki – dodaje.

W jego opinii jedynym sposobem, by zmienić stosunek ludzi do zwierząt, jest egzekwowanie kar. Hodowcy muszą zdawać sobie sprawę, że za brutalne traktowanie zwierząt grozi odpowiedzialność karna. Od jakiegoś czasu działacze Fundacji Viva! filmują osoby, które znęcają się nad zwierzętami i przekazują nagrania do prokuratury. Czy jest to jednak skuteczne?

Z danych Komendy Wojewódzkiej Policji w Kielcach wynika, że w 2009 roku ws. znęcania się nad zwierzętami w Bodzentynie wpłynęły cztery zgłoszenia. Dwa przypadki zgłosił powiatowy lekarz weterynarii w Kielcach, dwa - obrońcy praw zwierząt. Ostatecznie ukarana została jedna osoba. Pozostałe trzy sprawy umorzono z powodu braku materiałów dowodowych. W 2010 roku było podobnie - znów wpłynęły cztery zawiadomienia; tym razem jednak żadna ze spraw nie skończyła się postawieniem zarzutów.

Komisarz Zbigniew Pedrycz z Kielc mówi, że patrole policji są wysyłane za każdym razem, gdy działa targ, czyli w każdy poniedziałek i sobotę. Policjanci zajmują się jednak przede wszystkim kontrolą ruchu. Wlepiają mandaty za zły stan techniczny samochodów czy złe parkowanie. Przyznaje, że interwencje ws. złego traktowania zwierząt należą do rzadkości. Wynika to m.in. z faktu, że w Bodzentynie policja dysponuje ograniczoną liczbą patroli. Zdarzały się przypadki, że ktoś widząc brutalne traktowanie zwierząt, wzywał policję. Patrol przyjeżdżał... po dwóch godzinach. W tym czasie hodowca spokojnie zdążył odjechać, zabierając ze sobą umęczone krowy czy konie.

Nieudolność policji sprawia, że właściciele zwierząt mogą czuć się właściwie bezkarnie. A szkoda, bo wydaje się, że tylko surowe kary mogą wpłynąć na zmianę ludzkiej mentalności. Przekonana jest o tym Agata Rybkowska, wolontariuszka jednej z organizacji broniącej praw zwierząt. Jej zdaniem często wystarczy jeden mandat. - Jeśli ktoś raz zostanie dotkliwie ukarany za znęcanie się nad zwierzętami, więcej tego nie zrobi, bo mu się to nie będzie opłacało – przekonuje. Tłumaczy też, że brutalność wobec zwierząt wiele osób wynosi z domu. Z tym, niestety, trudno walczyć.

"Winny chaos organizacyjny"

Powiatowy lekarz weterynarii Wiesław Wyszkowski tłumaczy, że od listopada zeszłego roku prowadzi postępowanie administracyjne ws. chaosu organizacyjnego na targu w Bodzentynie. W końcu grudnia pismo ws. zlikwidowania wykrytych uchybień trafiło do burmistrza Stanisława Kraka, który jest organizatorem targów. Wkrótce odbędzie się kolejna kontrola. W oparciu o rozporządzenie ws. organizacji targów zwierząt powiatowy weterynarz ma możliwość wstrzymania działalności targów. Wyszkowski tłumaczy, że problemy w Bodzentynie pojawiają się cyklicznie: - W zeszłym roku było to samo. Sytuacja się poprawiła, gdy wskutek naszych starań policja zaczęła kontrolować samochody przed wjazdem na targ. Trwało to jednak tylko do czasu, gdy latem zmienił się komendant policji. Dodaje, że inspektorat weterynaryjny nie ma uprawnień do karania hodowców. Jedyne co może zrobić, to sygnały o znęcaniu się nad zwierzętami przekazać do organów ścigania.

"To wszystko nieprawda"

Burmistrz Bodzentyna Stanisław Krak twierdzi, że oskarżenia obrońców praw zwierząt to pomówienia. Przekonuje, że warunki na targu są dobre, a przypadki znęcania się nad zwierzętami występują bardzo rzadko. - Średnio mamy jeden taki przypadek rocznie. To normalne przy tak dużej liczbie zwierząt. Wszystko mamy udokumentowane – mówi.

Krak twierdzi, że wszelkie doniesienia organizacji prozwierzęcych o brutalnym traktowaniu zwierząt na giełdzie w Bodzentynie są nieprawdziwe. Podobnie jak raport działaczy austriackiej organizacji "Tier-WeGe", który ukazał się pod koniec stycznia.

Przyznaje, że zdjęcia krwawiących krów, które widnieją na stronie fundacji "Tier-WeGe" obok relacji austriackich działaczy z Polski, rzeczywiście pochodzą z tutejszego targu. Zrobił je jeden z pracowników urzędu miasta. - Doszło do małego wypadku. Zdjęcie zrobił jeden z moich współpracowników, żeby udokumentować to zdarzenie. Nie świadczy to jednak o tym - jak próbują to przedstawić obrońcy praw zwierząt - że na targu dochodzi do maltretowania zwierząt - podkreśla.

Zdaniem burmistrza nie przesądzają tego też nagrania, które pokazują brutalne metody traktowania bydła przez hodowców. - Filmy, które rzekomo świadczą o znęcaniu się nad zwierzętami, często nie pochodzą z Bodzentyna, ale z innych miejsc w całej Polsce. Są to zlepki nagrań z różnych zakątków kraju - przekonuje.

"Nagle ktoś wyciągnął pręt..."

Trudno jednak wierzyć w te zapewnienia, jeśli weźmie się pod uwagę, że ws. szokujących praktyk wobec zwierząt w Bodzentynie od lat alarmują różne niezależne od siebie organizacje prozwierzęce. Co kilka miesięcy organizowane są zakamuflowane kontrole, z których wniosek płynie jeden - sytuacja zwierząt na targu jest zła.

W najbliższym czasie na targu ma zostać zainstalowany monitoring. – Będziemy mieć nagrania, więc będziemy mogli udowodnić, że zwierzętom nie dzieje się żadna krzywda. U nas jest bieda, targ jest naszym małym zakładem pracy, dlatego po trupach będę o niego walczył – podkreśla burmistrz.

Do tej pory filmy pochodziły jedynie od działaczy z organizacji broniących praw zwierząt. Były one robione z ukrycia, podobnie jak zdjęcia. Na widok kamer i aparatów hodowcy reagowali bowiem agresją. Może to dziwić, skoro nie mają nic do ukrycia. Gdy w styczniu jeden z członków organizacji „Tier-WeGe" robił zdjęcia zakrwawionej krowie został zaatakowany przez kilku hodowców.

Oto relacja Austriaka: "Nagle ktoś zaczął krzyczeć i kląć, dwóch lub trzech uczestników giełdy zaatakowało mnie. W końcu otoczyła mnie cała grupa mężczyzn – jeden z nich wyciągnął żelazny pręt i bez wahania uderzył mnie nim w plecy. (...) Próbowałem chronić aparat fotograficzny i moją głowę, kiedy trafił mnie drugi cios". Ostatecznie udało mu się uciec, ale sytuacja wyglądała bardzo poważnie.

Podobne targi bydła są organizowane w wielu miejscach w Polsce, m.in. w Nowym Targu, Łącku, czy Szamocinie. Wiele z nich jest nielegalnych, a to oznacza, że nie ma na nich żadnej kontroli. Na jednej z takich giełd działacze organizacji prozwierzęcej nagrali ukrytą kamerą wstrząsający film pokazujący przypadki okrutnego traktowania świń. Zwierzęta były przewożone w workach w bagażnikach samochodów. Sprawą zajęła się prokuratura.

Niestety, na polskiej wsi wciąż wiele osób traktuje zwierzęta przedmiotowo. Chodzi o to, by jak najwięcej na nich zarobić. Nikt nie przejmuje się tym, że krowa, świnia czy koń też cierpią, też odczuwają ból. Choć same nie mają jak nam o tym powiedzieć, wystarczy spojrzeć w ich zrezygnowane, pełne smutku oczy. Taki widok ciężko wymazać z pamięci. Nie wolno nam pozostawić tego niemego wołania o pomoc bez odpowiedzi. - Dlatego tak ważne jest, by piętnować wszelkie przejawy znęcania się nad zwierzętami - podkreśla Dominik Nawa z Komitetu Pomocy dla Zwierząt w Tychach.

Paulina Piekarska, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (741)