ŚwiatChińczycy "kupują" sobie żony. Kwitnie bezduszny handel młodymi dziewczynami

Chińczycy "kupują" sobie żony. Kwitnie bezduszny handel młodymi dziewczynami

Cierpiący na dotkliwy deficyt kobiet Chińczycy coraz częściej sprowadzają sobie żony z zagranicy. Jednak za tym procederem niejednokrotnie kryje się bezduszny handel ludźmi, którego ofiarą padają nieświadome niczego nastolatki.

Chińczycy "kupują" sobie żony. Kwitnie bezduszny handel młodymi dziewczynami
Źródło zdjęć: © AFP | Hoand Dinh Nam

04.07.2014 12:02

Kiab (imię zmienione) miała 16 lat, kiedy starszy brat w ramach prezentu urodzinowego obiecał zabrać ją do turystycznego miasteczka na pograniczu wietnamsko-chińskim. Wymarzona wycieczka okazała się być jednak koszmarem z najgorszych snów. Dziewczyna wylądowała w Chinach, sprzedana przez własnego brata jako panna młoda jednej z tamtejszych rodzin.

Po miesiącu spędzonym z nowym mężem Kiab udało się uciec i wrócić do Wietnamu. Ale jej historia, opisana przez reporterów AFP, nie jest odosobniona. Podobne opowieści można usłyszeć na pograniczu z Birmą, Koreą Północną czy Kambodżą. Okazuje się, że coraz drastyczniejsza dysproporcja płci w Chinach powoduje, iż kwitnie proceder handlu nastolatkami, kupowanymi przez zamożnych Chińczyków na żony.

Wielomilionowy deficyt kobiet

Państwo Środka od lat boryka się z narastającym problemem zachwianej proporcji mężczyzn i kobiet, będącego w dużej mierze pokłosiem osławionej polityki jednego dziecka oraz panującej w wielu regionach Azji tradycji preferencji syna. W chińskim społeczeństwie panuje silne przekonanie, że jedynie męski potomek jest w stanie zapewnić rodzinie dobrobyt oraz przetrwanie rodu. Ponadto według tamtejszej tradycji, córka po zamążpójściu staje się częścią rodziny pana młodego.

W konsekwencji nagminną praktyką stały się aborcje ze względu na płeć. Dokonuje się ich w podziemiu, bo oficjalnie są zakazane prawem. Często okrutny los spotyka już nowo narodzone dziewczynki - eksperci wskazują, że dzieciobójstwo w Państwie Środka jest bardzo powszechne. W najlepszym przypadku niemowlęta są po prostu porzucane. Nie zawsze udaje się je wszystkie uratować.

Rezultat jest taki, że według oficjalnych chińskich statystyk stosunek płci nowo narodzonych dzieci w 2010 roku wynosił 118 mężczyzn na 100 kobiet, kiedy w naturalnych warunkach jest to około 105 do 100. Nieoficjalne szacunki mówią o jeszcze drastyczniejszej dysproporcji, a i tak jest to tylko średnia dla całego kraju, ponieważ są prowincje, gdzie relacja ta wynosi nawet ponad 130 do 100.

W praktyce oznacza to, że miliony chińskich mężczyzn nie mogą znaleźć sobie kandydatek na żony. Dlatego ci, których na to stać, sprowadzają sobie panny młode z bliskiej zagranicy. Niejednokrotnie jest to jednak przykrywka dla bezdusznego handlu ludźmi. Organizacje praw człowieka alarmują, że proceder ten staje się głównym czynnikiem napędzającym przemyt osób przez chińską granicę.

Panna młoda na sprzedaż

Według przytaczanych przez serwis internetowy Vocativ wietnamskich szacunków tylko w latach 2005-2009 do Państwa Środka sprzedano co najmniej kilka tysięcy obywatelek Wietnamu. Lecz nieoficjalne statystyki są najpewniej jeszcze bardziej ponure, bo na ogół ofiary pochodzą z obszarów biedy na głębokiej prowincji, więc ich historie nie zawsze wypływają na światło dzienne. Te z dziewcząt, które zostają żonami Chińczyków i tak mogą mówić o szczęściu w nieszczęściu, bo wiele z nich kończy na ulicy lub w agencjach towarzyskich, zmuszane do świadczenia usług seksualnych.

Historie nastolatek zazwyczaj są bardzo podobne. Najsmutniejsze jest to, że zazwyczaj padają ofiarą osób im bliskich - rodzeństwa, krewnych, rzekomych przyjaciół czy sympatii. Przeważnie mamione perspektywami dobrze płatnej pracy, dobrowolnie przedzierają się przez chińską granicę w nadziei na lepszą przyszłość. Czasami jednak są po prostu zmuszane przez najbliższą rodzinę do wyjścia za mąż w zamian za sowitą zapłatę. Tak było w przypadku 13-letniej May Na z zamieszkującego północny Wietnam ludu Hmong, którą wujek wywiózł za granicę i zmusił do ślubu z Chińczykiem.

Zyski z handlu pannami młodymi czerpią też organizacje przestępcze, dla których jest to intratny biznes. Zainteresowani bardzo łatwo znajdą stosowne oferty w internecie. Kupno żony z zagranicy to spora oszczędność, bo koszt transakcji zamyka się w 5 tys. dol., tymczasem na posag dla chińskiej narzeczonej trzeba wyłożyć nawet kilka razy więcej. Takich kwot oczekuje się od chińskich mężczyzn, którzy chcą poślubić miejscową wybrankę. Łatwo się domyślić, że to wynik ostrej konkurencji na rynku matrymonialnym, wywołanej deficytem potencjalnych kandydatek.

Jest popyt, będzie podaż

Chińskie władze w ogromnej mierze zamiatają problem pod dywan. Trudno nie dostrzec, że w pewnym sensie ślubny biznes jest im na rękę, bo łagodzi napięcia społeczne wynikające z dysproporcji płci. Z kolei w Wietnamie sprawa sprzedawania kobiet Chińczykom stała się na tyle poważna, że nawet wymusiła reakcję komunistycznych władz. W efekcie w przygranicznych miejscowościach uruchomiono programy edukacyjne, które przestrzegają Wietnamki, by nie ufały obcym. Szkopuł w tym, że zdecydowana większość dziewcząt pada ofiarą osób im bliskich, więc rządowa kampania jest kompletnie nietrafiona. Wietnamscy aktywiści apelują, by zamiast tego zaostrzyć kary dla szmuglerów, zajmujących się przemycaniem ludzi przez granicę.

Bezczynne państwo starają się zastąpić organizacje praw człowieka. W Lao Cai, wietnamskim mieście położonym przy granicy z Chinami, powstał specjalny ośrodek dla dziewcząt, które uciekły od chińskich mężów lub sutenerów. To właśnie tam dziennikarze znaleźli Kiab. - W moich oczach mój brat nie jest już człowiekiem. Sprzedał własną siostrę do Chin - mówi z goryczą.

Niestety, można się spodziewać, że podobnych ofiar będzie przybywać. Bo tam gdzie jest popyt, zawsze znajdzie się i podaż.

Źródło: AFP, Vocativ, WP.PL

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)