Afgańscy wojskowi molestowali małych chłopców. Żołnierzom USA dowódcy kazali odwracać wzrok
Dowództwo USA w Afganistanie kazało swoim żołnierzom ignorować liczne przypadki molestowania małych chłopców przez lokalnych wojskowych. Wszystko w imię utrzymania amerykańsko-afgańskiego sojuszu, skierowanego przeciwko talibom. Takie szokujące wnioski płyną z dziennikarskiego śledztwa przeprowadzonego przez "New York Times".
22.09.2015 | aktual.: 22.09.2015 17:19
- Byliśmy tu z powodu okropności, jakie talibowie wyczyniali wobec ludzi, jak łamali prawa człowieka. Ale ludzie, których umieszczaliśmy u władzy, dopuszczali się rzeczy, które były jeszcze gorsze - mówi dziennikarzowi "NYT" Dan Quinn, były kapitan amerykańskich sił specjalnych. Z armii wyleciał po tym, jak pobił jednego z afgańskich dowódców. Nie wytrzymał, gdy dowiedział się, że mężczyzna wykorzystywał seksualnie małego chłopca, trzymając go przykutego łańcuchami do łóżka.
Opowieść Quinna jest ponurym świadectwem odrażającego procederu, który amerykańscy żołnierze mieli rozkaz milcząco tolerować. Nawet, gdy dochodziło do niego na terenie baz wojskowych, w których stacjonowali w Afganistanie - wynika z ustaleń "NYT".
Baczczebazi
Baczczebazi w języku dari oznacza dosłownie "zabawę z chłopcami". To uwarunkowana kulturowo, zakorzeniona w tradycji Pasztunów praktyka, pod którą nie kryje się nic innego jak zwykła pedofilia, tyle że szeroko akceptowana przez społeczeństwo. Baczczebazi towarzyszy plemionom pasztuńskim od wieków, jego źródeł należy doszukiwać się jeszcze w czasach przedislamskich. Otaczający lokalnego wodza wianuszek młodych chłopców mógł stanowić oznakę prestiżu i świadczyć o wysokim statusie społecznym.
Gdy do władzy w Afganistanie doszli talibowie, uznali proceder za homoseksualizm i - zgodnie z surową interpretacją prawa szariatu - karali go śmiercią. Lecz tradycji nigdy nie udało się wyplenić i kiedy talibańskie rządy zostały obalone, baczczebazi wróciło z całą mocą. Wprawdzie obowiązujący w Afganistanie kodeks penalizuje to zjawisko, ale na głębokiej prowincji mało kto przejmuje się ustanawianymi w dalekiej stolicy prawami.
- W nocy słyszymy ich krzyk, ale zabroniono nam z tym cokolwiek robić - skarżył się swojemu ojcu kapral Gregory Buckley, żołnierz piechoty morskiej, który stacjonował pod Hindukuszem. Tak się złożyło, że Buckley mieszkał w jednych barakach z oficerami afgańskiej policji, którzy sprowadzili ze sobą grupę "herbacianych chłopców" - tak określa się nastoletnich służących, często traktowanych w roli seksualnych niewolników. Według relacji "NYT" ojciec zasugerował mu, by zgłosił sprawę swoim przełożonym. Ale oficerowie kazali kapralowi "patrzeć w drugą stronę, ponieważ taka jest ich (Afgańczyków) kultura".
Odwracanie głowy
W tej jednej historii zawiera się sedno polityki amerykańskich władz wobec szokujących praktyk i nadużyć ze strony afgańskich sojuszników. - To sukin, ale nasz sukin - mawiali amerykańscy dyplomaci i politycy w latach zimnej wojny, tłumacząc poparcie dla prawicowych dyktatorów w krajach Trzeciego Świata. Okazuje się, że od tamtych czasów niewiele się zmieniło. Dla dobra afgańsko-amerykańskiego przymierza jankescy dowódcy byli skłonni wybaczyć naprawdę wiele.
"Generalnie oskarżenia o molestowanie dzieci przez personel afgańskiego wojska czy policji są sprawą podlegającą pod afgański kodeks karny" - odpowiedział "NYT" rzecznik sił USA w Afganistanie. Przyznał jednak, że amerykański personel nie ma obowiązku zgłaszania takich spraw, poza przypadkami, gdy gwałt jest wykorzystywany jako "narzędzie wojny".
Gazeta pisze jednak, że żołnierze byli instruowani wprost, by ignorować przypadki wykorzystywania seksualnego dzieci przez członków lokalnych sił bezpieczeństwa czy milicji finansowych i szkolonych przez USA. Dowództwo traktowało te sprawy jako kwestię kulturową, w którą nie należy się mieszać. Nie dotyczyło to jedynie baczczebazi, bowiem przymykano oko również na przypadki gwałtów na nieletnich dziewczynkach czy nawet tzw. honorowe zabójstwa.
Smutnym epilogiem tej historii była śmierć wspomnianego kaprala Buckleya, który został zastrzelony na terenie bazy w 2012 roku. Zginął z ręki jednego z wykorzystywanych seksualnie młodzieńców, który chwycił za karabin i zaczął strzelać do amerykańskich żołnierzy.
Gdzie amerykańskie wartości?
"Pobłażliwa, a nawet współsprawcza postawa Pentagonu wobec pedofilów w szeregach afgańskich milicji, które finansuje i szkoli, jest nie do obrony. Stoi w sprzeczności z amerykańskimi wartościami i prawem międzynarodowym, którego promowania podjął się Waszyngton" - napisał "NYT" w komentarzu redakcyjnym.
"Czternaście długich lat i miliardy wydanych dolarów pokazały, że Stany Zjednoczone nie są w stanie zmienić Afganistanu. Ale nie powinno być żadnych wątpliwości, że amerykańskie wojsko nie może pozwolić na takie praktyki ani w jakikolwiek sposób dawać Afgańczykom do zrozumienia, że będą one tolerowane. Żaden żołnierz nie powinien być też karany za odmowę odwrócenia wzroku, gdy chłopiec jest trzymany jako seksualny niewolnik" - podsumowuje amerykański dziennik.