575 mln zł na nagrody dla urzędników. "Tak się należy"
58,8 tys. Polaków musi przez cały rok płacić podatki dochodowe, VAT i akcyzę, aby budżet uzbierał 574,8 mln zł na nagrody dla urzędników służby cywilnej, stanowiących jedynie 12 proc. całej administracji. Na same nagrody dla kilkunastu osób z kierownictwa Kancelarii Sejmu poświęciliśmy podatki płacone przez 100 osób. Według oceny firmy konsultingowej Deloitte, w 2009 roku administracja kosztowała nas 51 mld zł (68 proc. to pensje urzędników), co stanowiło 20 proc. budżetu Polski.
20.02.2013 | aktual.: 20.02.2013 14:38
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Przeczytaj też: Rząd dał sobie nagrody. Już 41 mln zł Skandal w NFZ! Nas nie leczą, a sobie dali olbrzymie premie
- Uważam, że tak się należy. To jest uczciwe postawienie sprawy i byłabym ostatnią osobą, która namawiałaby ich do tego, by oddawali premie - wyjaśniała 19 lutego marszałek sejmu Ewa Kopacz, odnosząc się do 976 tys. zł, które w postaci nagród otrzymało kierownictwo kancelarii sejmu. Marszałek uzasadniała, że nagrody wynikają z "aktów prawnych, które są co najmniej od lat 80."
W podobnym tonie wypowiedział się wcześniej Sławomir Brodziński, szef Służby Cywilnej, odnosząc się do nagród otrzymywanych przez podległych mu urzędników. - Nie zgadzam się z lansowaną ostatnio tezą, że przyznanie urzędnikowi nagrody lub podwyżki za dobrą pracę jest traktowane jako działanie nieetyczne. Nie podzielam też przekonania o wygórowanych wynagrodzeniach w korpusie służby cywilnej, bo za kwalifikacje i włożony w pracę wysiłek trzeba adekwatnie płacić - pisze w oświadczeniu opublikowanym na stronie internetowej Serwisu Służby Cywilnej. Brodziński argumentuje, że w służbie cywilnej pracuje proporcjonalnie więcej specjalistów i ludzi z wyższym wykształceniem niż w całej gospodarce, dlatego pensje urzędników są wyższe przeciętnie o ponad 1,2 tys. zł brutto od średniej krajowej (wszystkie dane dotyczą 2011 roku). Tyle trzeba zapłacić, aby przyciągnąć specjalistów niezbędnych m.in. ministerstwom i placówkom zagranicznym.
Rzeczywiście, z danych przytoczonych przez szefa służby cywilnej wynika, że nagrody większości urzędników, szczególnie niższego i średniego szczebla, są nie do pozazdroszczenia - średnią zawyżają wysokie nagrody dla kierownictwa. W najgorzej nagradzanej kategorii - powiatowej administracji zespolonej, wynoszą średnio zaledwie 135 zł. Najlepiej pod względem nagród mają Urzędy Kontroli Skarbowej - mogą liczyć przeciętnie na 772 zł dla każdego pracownika. Stosunkowo wysokie roczne dodatki do pensji w tym przypadku mogą być zrozumiałe, ponieważ pracownicy kontroli skarbowej są szczególnie narażeni na propozycje korupcyjne, dlatego odpowiednie nagrody są w tym segmencie niezbędne.
Suma wszystkich nagród, nawet jeśli są one niewielkie, w skali kraju jest ogromna. Jak wyjaśniała Ewa Kopacz, regulacje dotyczące rocznych premii pochodzą jeszcze z lat 80. U schyłku PRL, dodatki do pensji miały prawdopodobnie utrzymać lojalność urzędników, w obliczu coraz większej niechęci społeczeństwa do aparatu władzy. Podobnie jak PZPR, również wszystkie partie rządzące po 1989 roku potrzebowały przychylności coraz szerszej rzeszy urzędników, dlatego nikt nie ośmielił się odbierać nagród.
Problem w tym, że w 1989 roku w Polsce było 160 tys. urzędników, dziś jest ich znacznie więcej. Według danych GUS, w 2011 roku w administracji pracowało 630,3 tys. osób. Po doliczeniu służb mundurowych, cała administracja to ok. 952,8 tys. pracowników. Nieco inne dane podaje Eurostat, oceniając polski aparat biurokratyczny na 1,064 mln ludzi. Według oceny firmy konsultingowej Deloitte, w 2009 roku administracja kosztowała 51 mld zł (68 proc. to pensje urzędników), co stanowiło 20 proc. budżetu Polski.
Oszacowanie nagród dla wszystkich urzędników, wliczając w to samorządy i administrację służb mundurowych jest trudne, ponieważ nie ma oficjalnych komunikatów, które przekazywałyby precyzyjne dane na ten temat. Regularne raporty dotyczące zatrudnienia, kosztów i regulaminowych nagród prowadzi służba cywilna, stanowiąca 12 proc. całej administracji. Na jej utrzymanie trzeba przeznaczać 6,39 mld zł (w 2011 roku). Nagrody dla zatrudnianych tam 122,9 tys. pracowników kosztowały nas 574,8 mln zł. W skali budżetu to niewiele, jednak w odniesieniu do podatków płaconych przez "przeciętnego Kowalskiego", to pieniądze trudne do wyobrażenia.
Aby zrozumieć, ile wysiłku podatnicy wkładają w finansowanie nagród dla administracji, można porównać je z grupą przeciętnych obywateli, przeznaczających podatki przez cały rok na jeden cel. Według raportu na temat wynagrodzeń opublikowanego przez firmę Sedlak&Sedlak, mediana zarobków w Polsce w 2011 roku wynosiła 3,8 tys. zł brutto. Tyle zarabiał obywatel znajdujący się na skali dochodów dokładnie w środku - połowa Polaków zarabiała więcej od niego, a połowa mniej. Po odliczeniu składek na ubezpieczenie społeczne i służbę zdrowia, sam podatek dochodowy płacony przez przeciętnego podatnika to 2 745 zł. Wypłacenie nagród dla samej służby cywilnej, wymaga poświęcenia podatków dochodowych płaconych przez 209,4 tys. podatników - to liczba zbliżona do całej populacji Torunia lub Kielc.
Podatek dochodowy to tylko niewielka część przychodów budżetu państwa, dlatego po zsumowaniu podatków dochodowych od osób fizycznych i firm, VAT i akcyzy, średnia obciążeń podatkowych przypadających na każdego płacącego podatki jest wyższa i wynosi 9 775 zł. Aby zarobić na nagrody dla urzędników służby cywilnej, budżet musi poświęcić wszystkie podatki płacone przez 58,8 tys. średniozamożnych obywateli - przy tym porównaniu "poświęcamy" na nagrody mniejsze miasto - Białą Podlaską lub Piekary Śląskie.
Marcin Bartnicki, Wirtualna Polska