"Przeleciał 1250 km". Dronami własnej produkcji zaatakowali Petersburg [RELACJA NA ŻYWO]
NA ŻYWO

"Przeleciał 1250 km". Dronami własnej produkcji zaatakowali Petersburg [RELACJA NA ŻYWO]

Atak dronów na Petersburg w Rosji
Atak dronów na Petersburg w Rosji
Źródło zdjęć: © Licencjodawca
Mateusz CzmielTomasz Waleński
17.01.2024 21:18, aktualizacja: 18.01.2024 21:32

Czwartek to 694. dzień rosyjskiej inwazji na Ukrainę.- Drony użyte do ataku na składy ropy w obwodzie leningradzkim w Rosji zostały wyprodukowane w Ukrainie - potwierdził minister przemysłu strategicznego Ukrainy Oleksandr Kamyszyn. Do ataku doszło w nocy ze środy na czwartek. Bezzałogowiec spadł na terminal naftowy w Petersburgu - największy rosyjski terminal przeładunkowy produktów naftowych w regionie Morza Bałtyckiego. - Dziś wieczorem trafiliśmy w cel i tej nocy dron przeleciał dokładnie 1250 kilometrów - dodał Kamyszyn. Koszt produkcji jednego drona opiewa na 350 dolarów (ok. 1,4 tys. zł). Śledź relację na żywo Wirtualnej Polski.

Najważniejsze informacje
Relacja na żywo

Jeśli Rosja przegra na polu walki, będziemy świadkami liberalnych zmian w tym kraju, który reformował się za każdym razem, kiedy przegrywał wojnę – powiedział w czwartek minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski podczas debaty na temat Rosji w ramach 54. Światowego Forum Ekonomicznego w Davos.

W przypadku zwycięstwa Rosji na Ukrainie zachęci to z kolei Chiny do zajęcia Tajwanu – stwierdził polityk.

Komentując stosunki rosyjsko-chińskie Sikorski ocenił, że po okresie dominacji Kremla, to znów Pekin jest silniejszym partnerem w relacjach dwustronnych. "Rosja potrzebuje Chin w dużo większym stopniu niż Chiny potrzebują Rosji" – zaznaczył szef polskiej dyplomacji.

Potwierdzeniem tego są umowy energetyczne, na podstawie których Rosja dostarcza Chinom surowce po dużo niższych cenach, niż sprzedawała na rynek europejski – zauważył Sikorski.

"Pokazuje to różnicę pomiędzy interesem Rosji, a interesem jej prezydenta" – ocenił. "Zbig Brzeziński mawiał, że Rosja jest albo sojusznikiem Zachodu, albo wasalem Chin" – dodał.

Według polskiego ministra nie ma szans na odciągnięcie Rosji od Chin, ponieważ przywódcy obu państw widzą korzyści we współpracy dla przetrwania ich reżimów.

Sikorski przypomniał, że podczas kierowania resortem spraw zagranicznych w latach 2007-2014 próbował znormalizować stosunki z Rosją, która była chętna do dialogu z Unią Europejską.

"Putin przyjechał do Gdańska, co było przyznaniem, że to tam rozpoczęła się II wojna światowa i odejściem od stalinowskiej wersji historii" – stwierdził minister. Przypomniał również o wizycie Putina w Katyniu oraz o współpracy polskich i rosyjskich historyków.

W jego ocenie po zakończeniu zimnej wojny Zachód wyciągnął rękę do Rosji, zapraszając ją do wielu międzynarodowych instytucji, ale Moskwa zaczęła łamać podstawowe zasady, które w nich obowiązywały.

"Nie można mieć normalnych stosunków z państwem, które atakuje swoich sąsiadów" – powiedział szef polskiej dyplomacji. Według niego Putin przekroczył punkt, z którego nie ma powrotu

W debacie prócz Sikorskiego wzięli udział ministrowie spraw zagranicznych Rumunii i Litwy - Luminita-Teodora Odobescu i Gabrielius Landsbergis, a także wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej Valdis Dombrovskis.

Rosja uderzyła w Ukrainę rzadkim, 4-tonowym pociskiem przeciwokrętowym - podaje ukraiński portal Defense Express. "To pierwszy znany przypadek jego zastosowania" - podaje serwis.

Prezydent RP Andrzej Duda oświadczył w czwartek w Davos, że trwająca od wielu miesięcy agresja rosyjska przeciw Ukrainie pokazuje, iż Rosja ma możliwości odbudowania swego potencjału militarnego do poziomu, który stanowi zagrożenie dla NATO, szczególnie dla państw wschodniej flanki Sojuszu.

"Plany Moskwy nie kończą się na Ukrainie. Agresja prowadzona przez Rosję od tak wielu miesięcy pokazuje, że Rosja ma możliwości odbudowania swego potencjału militarnego aż do poziomu, który stanowi prawdziwe zagrożenie dla Sojuszu, a szczególnie - dla jego członków na wschodniej flance" - powiedział prezydent RP.

Duda późnym popołudniem w dyskusji w Domu Trójmorza, zatytułowanej "NATO oraz przyszłość odstraszania i obrony na wschodnim froncie Europy" ("NATO and the Future of Deterrence and Defense on Europe's Eastern Front").

Tematem panelu były zagrożenia stojące przed NATO, wymagające skutecznego odstraszania i obrony, a także działania, które mogą podjąć państwa Trójmorza należące do NATO na rzecz wzmocnienia sojuszu. W panelu uczestniczyli ambasadorowie Polski, Estonii i Słowacji przy NATO: Tomasz Szatkowski, Juri Luik i Peter Bator, dyskusję moderował ekspert think tanku Atlantic Council, Ian Brzeziński.

Sarts zaznaczył, że w odpowiedzi na takie działania należy być racjonalnym. Trzeba przygotować się do tego, że najgorsze scenariusze mogą być realizowane, ale jednocześnie robić wszystko, by do tego nie doszło. "Jeśli Ukraina wygra wojnę, nie będzie zrealizowany żaden ze złych scenariuszy" - ocenił ekspert.

Dzień wcześniej prezydent Łotwy Edgars Rinkeviczs oznajmił, że należy przygotowywać się na wszelkie scenariusze, ale nie w poczuciu nadchodzącej zagłady.

Nie można wykluczyć scenariusza napaści Rosji na NATO w średnioterminowej perspektywie - uważa Janis Sarts, dyrektor Centrum Eksperckiego NATO ds. Komunikacji Strategicznej w Rydze. Zaznacza, że Rosja prowadzi operacje w sferze informacyjnej, by podgrzewać emocje w społeczeństwach.

"Trzeba przyznać, że sytuacja na Ukrainie nie jest tak wspaniała, jak byśmy chcieli. Zachód niedostatecznie wspiera (Ukrainę) bronią, na świecie odbędzie się szereg wyborów, co skutkuje polityczną niepewnością i dlatego obecnie nie można w średnioterminowej perspektywie wykluczyć też negatywnych scenariuszy" - powiedział Sarts, cytowany w czwartek przez portal LSM. Zaznaczył, że nie jest to jednak nieuniknione.

Szef ośrodka przy NATO wyjaśnił, że Rosja prowadzi operacje w sferze informacyjnej, których celem jest m.in. podgrzanie emocji w społeczeństwach i wywołanie poczucia beznadziei, przekonanie ludzi, że Ukraina przegra, Zachód będzie następny, a kraje bałtyckie przepadną.

Konsultacje są często wykorzystywane przez władze Węgier, by skonsolidować obywateli wokół różnych aspektów polityki rządu. Poprzednie, w 2022 roku, dotyczyły unijnych sankcji przeciw Rosji. Wzięło w nich udział 1,4 mln na 8 mln uprawnionych do głosowania (17,5 proc.). Rząd podał, że 97 proc. odesłanych kwestionariuszy było przeciwnych sankcjom.

Jak zauważają opozycyjne media na Węgrzech, dane na temat frekwencji w konsultacjach są trudne do zweryfikowania. Jednak zainteresowanie było dużo mniejsze w porównaniu z konsultacjami z 2017 roku w sprawie migrantów, w których - jak podano oficjalnie - wzięło udział 2,3 mln osób.

Przedstawiciele Komisji Europejskiej skrytykowali wcześniej postawione w formularzu pytania, opatrzone rządowym komentarzem. Wiceprzewodnicząca Komisji Europejskiej Viera Jourova stwierdziła, że kwestionariusz zawiera kłamstwa, a związana z konsultacjami kampania plakatowa, wymierzona m.in. w szefową KE Ursulę von der Leyen, jest "oburzająca, skandaliczna i obraźliwa".

Kontrowersje wokół konsultacji wzbudzała ponadto możliwość oszustw w związku ze słabo zabezpieczonym formularzem internetowym oraz koszty ich organizacji.

W zakończonych w środę narodowych konsultacjach wzięło udział ponad 1,5 mln osób – poinformowała w czwartek rzeczniczka rządu w Budapeszcie Alexandra Szentkiralyi. Rząd Viktora Orbana będzie powoływał się na nie przed szczytem UE w sprawie pomocy finansowej dla Ukrainy.

W przeciwieństwie do innych krajów Unii Europejskiej, obywatele Węgier mieli okazję wypowiedzieć się w takich kwestiach, jak migracja czy polityka wobec Kijowa – zaznaczyła Szentkiralyi.

"Rząd będzie ciężko pracował, aby głos Węgrów został usłyszany w Brukseli" – dodała.

Choć rzeczniczka nie podała dokładnych wyników, to biorąc pod uwagę poprzednie narodowe konsultacje można spodziewać się dużego poparcia dla stanowiska rządu Orbana przed zapowiedzianym na 1 lutego nadzwyczajnym posiedzeniem Rady Europejskiej w sprawie Ukrainy.

Zakończone w środę o północy konsultacje zostały ogłoszone w połowie listopada, tym razem pod hasłem obrony suwerenności. Cztery z 11 pytań dotyczyły unijnej polityki wobec Kijowa, w tym finansowej pomocy dla Ukrainy w wysokości 50 mld euro i członkostwa tego kraju w UE. Każde pytanie było opatrzone rządowym komentarzem.

Na rządowej stronie internetowej napisano, że "na Węgry wciąż wywierana jest duża presja, by wsparły Ukrainę".

Aktualna mapa alarmów powietrznych.

TG
TG© TG

Rozpoczął się proces deportacji 985 obywateli Federacji Rosyjskiej, którzy nie spełnili wymogów ustawy imigracyjnej, nie zdali egzaminu z języka obcego i nie złożyli wniosku o inny rodzaj zezwolenia na pobyt. Do tych osób zostały wysłane pisma z zaproszeniem do wyjazdu w ciągu dwóch tygodni lub do ustalenia statusu prawnego na Łotwie - pisze portal lsm.lv.

Łotwa przystąpiła do traktatu w 2005 r. Rosja nie jest stroną porozumienia.

"Kwestia konwencji ottawskiej ma zarówno wymiar militarny, jak i polityczny. Dla mnie jako ministra obrony ważna jest ocena ze strony Narodowych Sił Zbrojnych" - oznajmił Spruds. Polityczny wymiar tej decyzji mógłby mieć potencjalne konsekwencje związane ze stanowiskiem naszych partnerów - kontynuował minister.

W czwartek w Rydze rozpoczęły się dwudniowe rozmowy ministrów obrony Łotwy, Litwy i Estonii - Andrisa Sprudsa, Arvydasa Anuszauskasa i Hanno Pevkura. Ich tematem jest m.in. bezpieczeństwo w regionie i wzmocnienie zdolności sił zbrojnych. Ministrowie rozmawiają też o wzmocnieniu granic zewnętrznych NATO i UE.

Siły zbrojne opracowują obecnie plan zagwarantowania bezpieczeństwa na wschodniej granicy i odstraszania przeciwnika przy wykorzystaniu różnych środków. Do końca miesiąca projekt ma być zaprezentowany rządowi - napisała agencja LETA.

Jednocześnie w internecie trwa zbiórka podpisów pod petycją o wystąpieniu Łotwy z konwencji ottawskiej - podał LSM. Autor petycji podkreślił, że jest to konieczne, by Łotwa mogła bronić się w obecnej sytuacji geopolitycznej.

Traktat ottawski zakazuje użycia, składowania, produkcji i przekazywania min przeciwpiechotnych. LETA zaznaczyła, że miny przeciwpancerne i zdalnie sterowane miny przeciwpiechotne nie są zakazane przez tę podpisaną w 1991 r. konwencję.

Władze Łotwy czekają na opinię sił zbrojnych na temat zaminowania wschodniej granicy państwa. O bezpieczeństwie, w tym na granicy zewnętrznej NATO i UE, rozmawiają w Rydze w czwartek ministrowie obrony państw bałtyckich.

Minister obrony Łotwy Andris Spruds podkreślił, że miny przeciwpancerne i przeciwpiechotne to ważna część łotewskich zdolności obronnych. Jak dodał, broń ta jest na uzbrojeniu Narodowych Sił Zbrojnych Łotwy.

Wcześniej w czwartek Lecornu zaproponował podczas połączenia wideo z Umerowem utworzenie "koalicji artyleryjskiej" z udziałem 23 państw sojuszniczych, w tym Polski, która miałaby sfinansować zakup 78 dział Caesar dla Ukrainy.

"Koalicja artyleryjska" ma skupiać 23 sojusznicze kraje: USA, Niemcy, Wielką Brytanię, Belgię, Kanadę, Czechy, Słowację, Danię, Estonię, Finlandię, Grecję, Chorwację, Łotwę, Litwę, Holandię, Norwegię, Polskę, Rumunię, Hiszpanię, Szwecję, Turcję, Francję i Ukrainę.

Armia ukraińska stoi w obliczu niedoboru amunicji – ostrzegł w czwartek minister obrony Ukrainy Rustem Umerow we wpisie na platformie X po rozmowie z szefem resortu obrony Francji Sebastienem Lecornu, który zaproponował utworzenie "koalicji artyleryjskiej" z udziałem 23 państw.

Według Umerowa braki w amunicji na Ukrainie powodują, że przeciwstawienie się siłom rosyjskim jest "realnym i pilnym" problemem.

"Niedobór amunicji to bardzo realny i palący problem, przed którym stoją obecnie nasze siły zbrojne – napisał Umerow. - Musimy wzmocnić zdolności obronne Ukrainy, aby chronić wolny świat przed rosyjskim zagrożeniem".

Rosyjski Kamaz doszczętnie spalony w obwodzie chersońskim.

Warto wiedzieć

NATO planuje zmobilizować 90 tys. żołnierzy do manewru mającego na celu odstraszenie rosyjskiej agresji w ramach największych ćwiczeń zorganizowanych przez sojusz od zakończenia zimnej wojny - informuje niemiecka agencja dpa.

Rosjanie wciąż próbują otoczyć Awdijiwkę w obwodzie donieckim. Jak informuje Sztab Generalny Sił Zbrojnych Ukrainy w ciągu ostatnich godzin, odparto 27 ataków. Rosjanie zintensyfikowali ofensywę, próbują przeciąć także drogi dostaw.

Rzecznik 110. oddzielnej brygady zmechanizowanej Anton Kotsukon powiedział, że Rosjanie zaczęli atakować z większą siłą. - Znowu zaczęli używać pojazdów opancerzonych, ale nasi obrońcy niszczą wroga - zapewnił.

W sieci pojawiło się także nagranie, na którym widać pojedynek między rosyjskim czołgiem T-90 i ukraińskim wozem piechoty Bradley. Film został nakręcony w Stepowe, niedaleko od Awdijiwki.

Największą stratę podczas wojny z Ukrainą rosyjska marynarka wojenna poniosła w kwietniu 2022 roku, gdy zatopiono krążownik rakietowy Moskwa - flagowy okręt Floty Czarnomorskiej. Według Kremla na krążowniku zginął zaledwie jeden członek załogi, a 27 uznano za zaginionych. Faktyczna liczba poległych była prawdopodobnie znacznie większa. W ocenie niezależnych obserwatorów śmierć mogło ponieść nawet ponad 400 rosyjskich żołnierzy.

Atesz to ukraińsko-tatarski ruch oporu działający w Rosji, a także na Krymie i innych terytoriach Ukrainy okupowanych przez Kreml. Doniesienia o pierwszych skutecznych operacjach partyzanckich Ateszu pojawiły się na początku lutego 2023 roku. Jak wówczas informowano, partyzanci wysadzili w powietrze samochód, którym podróżowali dwaj oficerowie rosyjskiej Gwardii Narodowej (Rosgwardii).

W późniejszych miesiącach Atesz wielokrotnie informował, że współpracuje z ukraińską armią podczas ataków na cele wroga m.in. na Krymie. Partyzanci podkreślali, że dysponują siecią agentów po stronie przeciwnika, m.in. we Flocie Czarnomorskiej.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Zobacz także