NA ŻYWO

"Najbardziej zmasowany" atak tej wojny. Ukraina szykuje odpowiedź i F‑16 [RELACJA NA ŻYWO]

Wojna w Ukrainie trwa. Poniedziałek to 915. dzień rosyjskiej inwazji. To był "najbardziej zmasowany" atak Rosji - podały Siły Powietrzne Ukrainy. - Rosjanie wystrzelili w poniedziałek na Ukrainę 127 pocisków rakietowych i 109 dronów szturmowych, z czego 102 pociski i 99 bezzałogowych statków powietrznych zostało zestrzelonych - poinformował w poniedziałek wieczorem dowódca Sił Powietrznych Ukrainy generał Mykoła Ołeszczuk. Rosjanie atakowali z powietrza, lądu i morza. Według Ukraińskiej Prawdy, atak ten kosztował Rosję 1,26 mld dolarów. Także wieczorem prezydent Zełenski ogłosił, że omawiał z naczelnym dowódcą Ołeksandrem Syrskim reakcję na zmasowany atak. Zełenski dodał, że rozmowa dotyczyła także wykorzystania myśliwców F-16 na terytorium obwodu kurskiego. Śledź relację na żywo Wirtualnej Polski.

Atak na Kijowską Elektrownię Wodną / Myśliwce F-16
Atak na Kijowską Elektrownię Wodną / Myśliwce F-16
Źródło zdjęć: © East News, TG
Mateusz CzmielKamila Gurgul

Najważniejsze informacje
  • Dwóch dziennikarzy zostało rannych - poinformował na Telegramie Wadym Filaszkin, szef Donieckiej Obwodowej Administracji Wojskowej. Ciało trzeciego wydobyto spod gruzów po kilku godzinach poszukiwań. W nocnym ataku na hotel w Kramatorsku na wschodzie Ukrainy ucierpiała też polska dziennikarka.
Relacja na żywo

Alarmy we wschodniej Ukrainie:

TG
TG© TG
Pilne

Ukrinform: w wyniku zmasowanego ataku powietrznego wojsk rosyjskich zginęło 7 osób, a kolejnych 47 zostało rannych, w tym czworo dzieci.

Sztab generalny Sił Zbrojnych Ukrainy w poniedziałek podjął decyzję o wzmocnieniu sił na kierunku pokrowskim w obwodzie donieckim - poinformował prezydent Wołodymyr Zełenski. Rosyjskie wojsko zbliża się do Pokrowska, przez który przebiega ważny szlak zaopatrzeniowy.

"Naczelny dowódca Ołeksandr Syrski przedstawił raport na temat sytuacji operacyjnej, w tym obrony Pokrowska. Postanowiliśmy dalej wzmacniać ten obszar" - napisał Zełenski na Telegramie.

Ponad 60-tysięczny przez rosyjską inwazją Pokrowsk jest ważnym węzłem transportowym. Miasto leży przy trasie będącej szlakiem zaopatrzeniowym do innych miejscowości kontrolowanych przez wojska ukraińskie, m.in. operacyjnie ważnego Czasiw Jaru oraz Kostiantyniwki.

Ukraiński minister obrony Rustem Umierow oświadczył wcześniej, że po zmasowanym rosyjskim ostrzale Ukrainy w poniedziałek jego kraj "przygotowuje odpowiedź" - broń własnej produkcji. Wezwał partnerów, by znieśli ograniczenia na korzystanie z podarowanej Ukrainie broni do atakowania obiektów wojskowych wroga.

Zełenski wcześniej przekazał, że Rosja zaatakowała jego kraj ponad setką rakiet i blisko setką dronów. Zaatakowana została większość regionów jego kraju oraz że są ofiary śmiertelne i dziesiątki rannych - podał. Jego zdaniem rosyjski dyktator Władimir Putin jest "chorą istotą", ale robi to, na co pozwala mu świat.

Rosjanie wystrzelili w poniedziałek na Ukrainę 127 pocisków rakietowych i 109 dronów szturmowych, z czego 102 pociski i 99 bezzałogowych statków powietrznych zostało zestrzelonych - poinformował w poniedziałek wieczorem dowódca Sił Powietrznych Ukrainy generał Mykoła Ołeszczuk.

"Rosyjscy okupanci rozpoczęli zmasowany, połączony atak na krytyczną infrastrukturę Ukrainy, w tym sektor paliwowy i energetyczny kraju, wykorzystując różne rodzaje pocisków wystrzeliwanych z powietrza, lądu i morza" - czytamy w komunikacie.

Użyto 3 pocisków balistycznych Ch-47M2 Kindżał, 6 pocisków balistycznych Iskander-M/KN-23, 77 pocisków manewrujących Ch-101, 28 pocisków manewrujących Kalibr, 3 pocisków manewrujących Ch-22, 10 pocisków kierowanych Ch-59/Ch-69, 109 bezzałogowych samolotów szturmowych Shahed-131/136.

Do odparcia ataku lotniczego wykorzystano całą dostępną broń i sprzęt: lotnictwo, przeciwlotnicze wojska rakietowe Sił Powietrznych, mobilne grupy ogniowe Sił Obronnych Ukrainy i jednostki walki elektronicznej. "Łącznie w walce powietrznej zestrzelono 201 celów powietrznych - 102 pociski rakietowe i 99 atakujących dronów bojowych" - podkreślił Ołeszczuk.

Dowódca Sił Powietrznych dodał, że ponadto kilka dronów zostało utraconych na terytorium Ukrainy, a dwa kolejne przekroczyły granicę państwową z Republiką Białorusi.

W Winnicy wszystkie stacje wodociągowe stanęły z powodu przerwy w dostawie prądu.

Pilne

Podczas dzisiejszego połączonego ataku armia rosyjska wystrzeliła na terytorium Ukrainy co najmniej 127 rakiet i 109 dronów. Poinformował o tym prezydent Zełenski.

Dyrektor generalny Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (MAEA) Rafael Grossi przekazał w poniedziałek na kanale X, że podczas wtorkowej wizyty osobiście przeprowadzi inspekcję elektrowni atomowej w mieście Kurczatow w obwodzie kurskim.

"Biorąc pod uwagę poważną sytuację, osobiście pokieruję jutrzejszą misją MAEA w kurskiej elektrowni jądrowej w Rosji" – oznajmił Grossi. "Powtarzam, że bezpieczeństwo obiektów jądrowych nie może być w żadnym wypadku zagrożone" – dodał.

Kurska elektrownia nuklearna znajduje się w rejonie, gdzie 6 sierpnia siły ukraińskie rozpoczęły atak. w efekcie Rosja oskarżyła Ukrainę o akt "terroryzmu nuklearnego".

Rosyjska państwowa agencja informacyjna TASS, powołując się na anonimowe źródło, podała, że rosyjska armia zestrzeliła ukraińskiego drona w pobliżu magazynu wypalonego paliwa jądrowego na terenie elektrowni. Reutersowi nie udało się potwierdzić w niezależnych źródłach tego incydentu.

Gubernator obwodu kurskiego Aleksiej Smirnow poinformował Władimira Putina, że sytuacja w elektrowni jest "stabilna" - podał Reuters.

Kurczatow to 42-tysięczne miasto, w którym zlokalizowana jest jedna z największych rosyjskich elektrowni jądrowych. Siłownia w Kurczatowie to jedyna elektrownia atomowa, w której budowane są nowe bloki energetyczne - poinformował serwis Ważnyje Istorii.

- Mieszkam blisko tego rejonu poszukiwań i widzę, że one są kontynuowane. Na ten moment to wszystko, co wiemy - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Wojciech Baj z Urzędu Miejskiego w Tyszowcach. Jak dodaje, wojsko nie przekazuje żadnych oficjalnych informacji gminie.

Reuters: Paweł Durow został zatrzymany za odmowę współpracy przy dochodzeniu w sprawie przestępstw cybernetycznych i finansowych w Telegramie.

Służby specjalne Rosji na Telegramie prowadzą rekrutację do dalszych aktów sabotażu w Europie i dlatego zachodnie agencje wywiadu mogą chcieć uzyskać dostęp do informacji z tego komunikatora, jednak wywiad Ukrainy też wykorzystuje go do pozyskiwania przydatnych danych - powiedział szef Centrum Przeciwdziałania Dezinformacji Andrij Kowalenko.

W związku z tym nie należy się spieszyć z blokowaniem w Ukrainie komunikatora - podkreślił Kowalenko w poniedziałek w komentarzu dla kanału portalu RBK-Ukraina na YouTube. Telegram umożliwia wysyłanie szyfrowanych wiadomości.

Według niego sytuacja ma dwa aspekty, a pierwszym z nich jest zaostrzenie regulacji dotyczących funkcjonowania mediów społecznościowych w Europie. Zatrzymany w sobotę we Francji założyciel Telegrama Paweł Durow, który sprzeciwiał się tego rodzaju regulacjom, znalazł się z ich powodu pod presją. Według Kowalenki Europa przypomina Durowowi, że jego działania muszą być zgodne z prawem, ponieważ oprócz rosyjskiego ma on również obywatelstwo francuskie.

Drugi element dotyczy działań rosyjskiego wywiadu. Według Kowalenki we Francji wykorzystuje on Telegram do rekrutowania ludzi do wykonywania różnych zadań: od ataków informacyjnych, takich jak antyukraińskie graffiti, po akty sabotaży, np. wysadzanie torów kolejowych.

Paweł Durow
Paweł Durow © Durow

Zdaniem szefa Centrum Przeciwdziałania Dezinformacji rekrutacja odbywa się na Telegramie, więc możliwe jest, że zachodnie agencje wywiadowcze są zainteresowane dostępem do informacji z tej platformy w celu ujawnienia rosyjskiej sieci agentów rosyjskiego Sztabu Generalnego.

Według Kowalenki przyszłość komunikatora zależy od działań Durowa: jeśli podejmie właściwe decyzje, komunikator może stać się bezpieczniejszy. Ważne jest, by wziąć pod uwagę zarówno aspekt geopolityczny, jak i legislacyjny - podkreślił.

Odnosząc się do sytuacji w Ukrainie, Kowalenko ostrzegł przed pochopnymi decyzjami o zakazie korzystania z Telegramu. Podkreślił, że ukraińskie służby wywiadowcze również wykorzystują Telegram do pozyskiwania przydatnych informacji.

Jak ocenił, zakaz bez odpowiedzi na pytania dotyczące wymiany i operacji wywiadowczych może przynieść więcej szkody niż pożytku.

W sobotę Durow został zatrzymany na paryskim lotnisku Le Bourget. Rosjanin z francuskim paszportem, który przyleciał bezpośrednio z Azerbejdżanu, był poszukiwany przez francuski wymiar sprawiedliwości za brak współpracy z organami ścigania w związku z działaniem stworzonego przez siebie komunikatora, wykorzystywanego przez przestępców.

W poniedziałek Dowództwo Operacyjne poinformowało o kolejnym wtargnięciu niezidentyfikowanego obiektu w polską przestrzeń powietrzną podczas rosyjskiego nalotu na Ukrainę. To kolejne takie zdarzenie po upadku rakiety w Przewodowie, pod Bydgoszczą i chwilowych naruszeniach polskiej przestrzeni.

Od rozpoczęcia pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę 24 lutego 2022 roku wojska rosyjskie regularnie prowadzą zmasowane uderzenia powietrzne na wszystkie regiony Ukrainy. Podczas tych ataków pociski kilkukrotnie naruszyły polską przestrzeń powietrzną.

Za reagowanie w takich sytuacjach odpowiada Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych, pozostające w kontakcie z MON i Sztabem Generalnym Wojska Polskiego. To Dowódca Operacyjny - obecnie jest nim gen. Maciej Klisz - i podległe mu Centrum Operacji Powietrznych odpowiadają za monitorowanie sytuacji i śledzenie obiektów mogących stanowić zagrożenie, a w razie potrzeby - decyzję o poderwaniu myśliwców i ewentualną decyzję o strąceniu nadlatujących obiektów.

Pierwszy raz rakieta - prawdopodobnie przeciwlotnicza, wystrzelona z terytorium Ukrainy dla obrony przed rosyjskimi pociskami - spadła w położonym przy granicy ukraińskiej Przewodowie (woj. lubelskie) 15 listopada 2022 roku. Pocisk uderzył w budynek suszarni zboża na terenach dawnego PGR, gdzie pracowało dwóch mężczyzn. Obaj zginęli w wyniku uderzenia pocisku.

Kolejny raz rakieta wleciała na terytorium Polski najprawdopodobniej 16 grudnia tego samego roku, również podczas zmasowanych nalotów Rosjan na Ukrainę. Rakieta manewrująca Ch-55 - jak informowano, bez głowicy bojowej - najprawdopodobniej przeleciała wtedy nad dużą częścią Polski, by ostatecznie spaść w lesie w miejscowości Zamość niedaleko Bydgoszczy.

O znalezieniu szczątków rakiet w lesie MON, kierowane ówcześnie przez Mariusza Błaszczaka (PiS), poinformowało dopiero pod koniec kwietnia 2023 r.; szczątki rakiety miał znaleźć przypadkowy przechodzień. Prokuratura Okręgowa w Gdańsku wszczęła wtedy śledztwo. Ówczesny Dowódca Operacyjny RSZ, gen. Tomasz Piotrowski, mówił wtedy, że są hipotezy, wedle których znalezienie szczątków można łączyć z atakiem z 16 grudnia.

Sprawa wywołała burzę w mediach i wśród polityków; ówczesna opozycja apelowała wtedy o dymisję Błaszczaka, który - jak oceniano - przez kilka miesięcy miał ukrywać fakt, że rosyjska rakieta spadła głęboko na polskim terytorium, a następnie przez kilka miesięcy nie została odnaleziona. W MON powstał wtedy raport, według którego cała sytuacja miała być efektem zaniedbań ze strony Dowództwa Operacyjnego; sam Błaszczak przekonywał, że po 16 grudnia nie był informowany o całej sprawie.

BBN informowało wtedy jednak, że według wiedzy prezydenta Andrzeja Dudy nie było uzasadnienia dla ew. zmian w kadrze dowódczej WP, a prezydent nie otrzymał żadnego wniosku w tej sprawie. W marcu b.r. wiceszef MON Cezary Tomczyk (KO) informował natomiast w Sejmie, że 16 grudnia 2022 r. Błaszczak jako szef MON wiedział o zagrożeniu, a 17 grudnia otrzymał meldunek o naruszeniu polskiej przestrzeni przez rosyjską rakietę. W reakcji na tę wypowiedź Tomczyka Błaszczak zadeklarował, że podtrzymuje swoje słowa.

W kolejnych miesiącach opinia publiczna została poinformowana jeszcze o dwóch naruszeniach polskiej przestrzeni powietrznej w związku z rosyjskimi atakami na Ukrainę. Dowództwo Operacyjne RSZ poinformowało 29 grudnia 2023 r., że tego dnia rano w przestrzeń powietrzną RP od strony granicy z Ukrainą wleciał niezidentyfikowany obiekt powietrzny, który od momentu przekroczenia granicy do miejsca zaniku sygnału obserwowany był przez środki radiolokacyjne.

"Wszystko wskazuje na to, że rosyjska rakieta wtargnęła w polską przestrzeń powietrzną, którą następnie opuściła. Mamy na to potwierdzenie radarowe narodowe i sojusznicze" – mówił wtedy po naradzie w BBN szef Sztabu Generalnego WP gen. Wiesław Kukuła.

Kolejne naruszenie miało miejsce nad ranem 24 marca b.r.; ponownie była to rosyjska rakieta dalekiego zasięgu, która - według komunikatu DORSZ wleciała w polską przestrzeń powietrzną w rejonie miejscowości Oserdów (woj. lubelskie) i przebywała w niej 39 sekund, po czym ją opuściła. Podkreślono, że w trakcie całego przelotu był obserwowany przez wojskowe systemy radiolokacyjne.

Do naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej doszło również w poniedziałek, ponownie podczas zmasowanego nalotu wojsk rosyjskich na Ukrainę. Jak poinformował Dowódca Operacyjny gen. Maciej Klisz, o godz. 6.43 na wysokości ukraińskiego miasta Czerwonogród wleciał na terytorium Polski obiekt powietrzny i prawdopodobnie wciąż się tu znajduje. Jest to prawdopodobnie bezpilotowy statek powietrzny; w gminie Tyszowce w woj. lubelskim trwają poszukiwania z udziałem m.in. żołnierzy WOT

Morskie drony Magura, których prototyp powstał w kijowskim garażu, są tajemnicą sukcesu Ukrainy w bitwach z rosyjską flotą na Morzu Czarnym – czytamy w artykule opublikowanym w poniedziałek na łamach magazynu "Time". Broń ta uszkodziła lub zniszczyła ponad 20 rosyjskich okrętów wojennych.

Jak zauważył dziennikarz Simon Shuster, ukraińskie morskie drony przypominają z wyglądu statki badawcze przeznaczone do pomiaru ruchów pływów. Koszt wyprodukowania jednej sztuki to około 200 tys. dolarów.

"Time" podał, że dzięki tej broni strona ukraińska zniszczyła jedna trzecią rosyjskiej Floty Czarnomorskiej, w tym duże okręty desantowe warte miliardy dolarów.

"Magura to plaga rosyjskiej marynarki wojennej - morski dron, który pomógł zmienić bieg wojny w Ukrainie, przebić się przez rosyjską blokadę Morza Czarnego i zrewolucjonizować wojnę morską" – napisano w artykule. Dodano, że "ataki te zmusiły rosyjską marynarkę wojenną do wycofania się z wybrzeży Ukrainy, co niemal oznaczało porażkę w największej bitwie morskiej, jaką Europa widziała od czasów II wojny światowej".

W tekście przypomniano, że status Rosji jako morskiej potęgi sięga ostatnich trzech stuleci - początku XVIII wieku, czyli czasów cara Piotra Wielkiego. Według "Time" rosyjska marynarka wojenna obecnie jest "bezużyteczna na froncie". Wspomniano także, że Władimir Putin w lutym br. zwolnił dowódcę Floty Czarnomorskiej, a miesiąc później zdymisjonował szefa całej rosyjskiej marynarki wojennej, gdy ukraińskie ataki dronów się nasiliły.

Narodziny ukraińskich morskich dronów miały miejsce w garażu stającym na przedmieściach Kijowa. Grupa przyjaciół, wśród której byli urzędnicy, inżynierowie, dyrektorzy korporacji i inwestorzy technologiczni, zaczęła majsterkować, aby stworzyć nową broń. "Wszyscy zdaliśmy sobie sprawę, że nie będziemy zbyt przydatni, biegając z karabinami szturmowymi" – powiedział w rozmowie z "Time" jeden z twórców dronów. Oprócz morskich dronów, grupa ta stworzyła także lekkie drony bojowe, zwane przez stronę rosyjską "Baba Jaga".

"Czy takie drony wystarczyłyby, aby zakończyć wojnę?" – zastanawia się amerykański magazyn, odpowiadając, że "z pewnością nie same w sobie". "Zełenski i jego generałowie podkreślają, że największy znaczenie tej broni to wpływ psychologiczny. (Ataki dronów morskich) demonstrują słabość arsenału Rosji" – wyjaśniono w tekście.

"Kiedy Ukraina uderzyła na rosyjską marynarkę wojenną, Putin wycofał swoje okręty, aby je utrzymać. Nie sięgnął po swój arsenał nuklearny nawet wtedy, gdy Ukraina rozpoczęła inwazję. Na razie Ukraińcy nadal utrzymują kontrolę nad rosyjskim miastem Sudża w obwodzie kurskim, wraz z dziesiątkami pobliskich wiosek, a Kreml boryka się z przygotowaniem odpowiedzi na ten atak" - dodano.

Nazwa ukraińskiego morskiego drona nie jest przypadkowa - Magura to bogini wojny i zwycięstwa w słowiańskiej mitologii.

Strącenie rosyjskiego drona ogniem maszynowym.

Nie mamy na razie potwierdzenia, aby spadł jakikolwiek obiekt powietrzny. Dotychczas nic nie znaleziono - powiedział PAP wojewoda lubelski Krzysztof Komorski. Na terenie gminy Tyszowce (Lubelskie) trwa akcja poszukiwawcza rosyjskiego obiektu powietrznego, który rano wleciał na terytorium Polski.

Dowódca Operacyjny Rodzajów Sił Zbrojnych gen. Maciej Klisz poinformował w poniedziałek, że trwa akcja poszukiwawcza rosyjskiego obiektu powietrznego, który rano wleciał na terytorium Polski. To prawdopodobnie bezpilotowy statek powietrzny. Według generała, obiekt poszukiwany jest na terenie gminy Tyszowce (pow. hrubieszowski), tj. ok. 30 km od granicy z Ukrainą.

Wojewoda lubelski przekazał PAP, że w poniedziałek rano ok. godz. 6.40 urządzenia radiolokacyjne zidentyfikowały obiekt, który wleciał na teren Polski, po czym znikł z radarów. "Nie mamy potwierdzenia, aby cokolwiek spadło. Trwają standardowe poszukiwania w takiej sytuacji. Służby są na miejscu, m.in. Żandarmeria Wojskowa, Wojska Obrony Terytorialnej" – zaznaczył wojewoda.

Dodał, że dotychczas nie ma żadnych informacji o ewentualnej eksplozji, ofiarach, czy rannych. "Na razie nic nie znaleziono" – zaznaczył.

Burmistrz Tyszowiec Robert Bondyra powiedział PAP, że od rana na terenie gminy wojsko prowadzi prace poszukiwacze, obecność żołnierzy zaobserwowali mieszkańcy gminy.

"Nie mamy żadnej oficjalnej informacji o poszukiwaniach, ani czego te poszukiwania dotyczą" – podkreślił burmistrz. Jak zaznaczył, dopóki nie ma oficjalnych informacji o jakichkolwiek potencjalnych zagrożeniach, samorząd nie ma powodu, aby podejmować dodatkowe działania.

Gen. Klisz podał, że o godz. 6.43 na wysokości ukraińskiego miasta Czerwonogród wleciał na terytorium Polski obiekt powietrzny i prawdopodobnie wciąż się tu znajduje; trwają poszukiwania.

W nocy z niedzieli na poniedziałek piętnaście obwodów Ukrainy znalazło się pod zmasowanym ostrzałem rakietowym Rosji. Wśród zaatakowanych obwodów są również regiony leżące przy granicy z Polską.

Ponad 70 żołnierzy Wojsk Obrony Terytorialnej poszukuje rosyjskiego obiektu powietrznego, który w poniedziałek rano wleciał na terytorium Polski. Teren poszukiwań jest zawężony do gminy Tyszowce w powiecie tomaszowskim (Lubelskie) – powiedział PAP rzecznik DORSZ ppłk Jacek Goryszewski.

Dowódca Operacyjnych Rodzajów Sił Zbrojnych generał Maciej Klisz poinformował, że w poniedziałek o godz. 6.43 na wysokości ukraińskiego miasta Czerwonogród wleciał na terytorium Polski obiekt powietrzny i prawdopodobnie wciąż się tu znajduje. Jest to prawdopodobnie bezpilotowy statek powietrzny.

W rozmowie z PAP rzecznik Dowództwa Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych ppłk Jacek Goryszewski poinformował, że ponad 70 żołnierzy Wojsk Obrony Terytorialnej z Chełma i Lublina bierze udział w akcji poszukiwawczej. Zaznaczył, że prawdopodobnie te siły będą wzmocnione.

"Obecnie rejon poszukiwań zawężony jest do gminy Tyszowce, dokładnie na północny-zachód od miejscowości Tyszowce. Poszukiwania trwają również z powietrza za pomocą śmigłowców" – sprecyzował.

Dopytywany o rodzaj poszukiwanego obiektu powietrznego wskazał, że trajektoria lotu, jego prędkość i wysokość z jaką się poruszał "pozwala nam sądzić, domniemywać, że był to bezzałogowy statek powietrzny np. typu Shahed, jakiego używają Rosjanie atakując Ukrainę.

"Natomiast wykluczamy, że mogłaby to być rakieta z uwagi właśnie na te dane. Nie doszło do wizualizacji tego obiektu, więc nie mamy stuprocentowej pewności" – zaznaczył Goryszewski.

Rzecznik lubelskiej policji nadkom. Andrzej Fijołek dodał, że w związku z sytuacją funkcjonariusze policji szukają na terenie powiatu tomaszowskiego i hrubieszowskiego ewentualnych świadków zdarzenia i pytają m.in. o charakterystyczne hałasy.

Dowódca Operacyjny Rodzajów Sił Zbrojnych gen. Maciej Klisz podczas konferencji prasowej w Warszawie zapewnił, że będzie raportował na bieżąco o dalszych postępach w poszukiwaniach obiektu. Przekazał, że jest w stałym kontakcie ze wszystkimi służbami, które "są predysponowane do tego typu poszukiwań".

W nocy z niedzieli na poniedziałek piętnaście obwodów Ukrainy znalazło się pod zmasowanym ostrzałem rakietowym Rosji. Wśród zaatakowanych obwodów są również regiony leżące przy granicy z Polską. Wybuchy słychać było w sąsiadującym z Polską obwodzie lwowskim oraz oddalonym o godzinę drogi od granicy Łucku, gdzie w wyniku ataku uszkodzony został m.in. budynek mieszkalny.

Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski w mediach społecznościowych podał, że Rosja zaatakowała Ukrainę ponad setką rakiet różnych typów i wystrzeliła około 100 Shahedów. "Było to jedno z największych uderzeń – kombinowane. (…) Podobnie jak większość poprzednich rosyjskich ataków, ten był równie podły, bo wymierzony w krytyczną infrastrukturę cywilną" – powiedział Zełenski

Gmina Tyszowce (pow. tomaszowski) położona jest w linii prostej ok. 30 km od granicy z Ukrainą.

Rosja przeprowadziła zmasowany atak na Ukrainę. Armia Putina wystrzeliła 100 rakiet i 100 dronów, które spadły na 15 obwodów. Była to odpowiedź Moskwy na rajd Ukraińców na obwód kurski.

- Celem ataku były obiekty energetyczne - powiedział minister energii Ukrainy. Uszkodzona została Kijowska Elektrownia Wodna. Tama nie została przerwana.

W wyniku masowego ostrzału uszkodzone zostały budynki mieszkalne i prywatne, obiekty kolejowe, samochody, magazyny i inne obiekty cywilne. Są zabici i ranni. Podczas ataku na Ukrainę w polską przestrzeń powietrzną wleciał niezidentyfikowany jeszcze obiekt, który spadł na terytorium Polski.

Rosyjska rakieta wpadająca do Zbiornika Kijowskiego:

Relacja z Łucka:

Rosja przeprowadziła zmasowany atak rakietowo-dronowy na Ukrainę w poniedziałek, a nie w obchodzonym w niedzielę Dniu Niepodległości, by pokazać, że jej działań nie da się przewidzieć – ocenił w rozmowie z PAP Ołeksandr Musijenko, szef Centrum Badań Wojskowych i Prawnych w Kijowie.

"Rosja zasadniczo prawie nigdy nie atakuje bezpośrednio w ważnym dniu, ale uderza albo dzień wcześniej, albo zaraz po nim. Dlatego (Rosjanie) nie przekroczyli tutaj swoich granic. W ubiegłym tygodniu przewidywałem, że Rosja może zaatakować Ukrainę w dniach 25-26 sierpnia" – przypomniał Musijenko.

"Oni chcą być, jak sami uważają, nieprzewidywalni. Dlatego nie uderzają przy okazji ważnych dat" – dodał.

Musijenko ocenił, że do ataku użyto około 120 pocisków rakietowych. "Były trafienia w obiekty infrastruktury energetycznej. Doszło do nich w różnych częściach Ukrainy, a konsekwencje tego ataku są jeszcze w stadium oceny" – oznajmił.

Ukraina oczekiwała na zmasowany atak Rosji od 6 sierpnia, gdy jej siły zbrojne wkroczyły do obwodu kurskiego. Prognozowano, że uderzenie może nastąpić w Dniu Niepodległości Ukrainy, czyli w 33. rocznicę uchwalenia Aktu Niepodległości, która była obchodzona w niedzielę.

W sobotę niezapowiedzianą wizytę na Ukrainie złożyli prezydent Andrzej Duda i premier Litwy Ingrida Szimonyte.

Z ostatniej chwili

Ukraiński minister obrony Rustem Umierow oświadczył w poniedziałek, że po zmasowanym rosyjskim ostrzale Ukraina "przygotowuje odpowiedź" - broń własnej produkcji. Wezwał partnerów, by znieśli ograniczenia na korzystanie z podarowanej Ukrainie broni na obiekty wojskowe wroga.

"Zeszłej nocy Rosja ponownie uderzyła w nasze miasta. Cywile zostali ranni, domy zniszczone, a infrastruktura krytyczna uszkodzona" - zauważył Umierow w mediach społecznościowych.

"Po raz kolejny dowodzi to, że aby wygrać, potrzebujemy zdolności dalekiego zasięgu i zniesienia ograniczeń dotyczących ataków na cele wojskowe wroga. Ukraina przygotowuje swoją odpowiedź - broń własnej produkcji" - zapowiedział.

Minister złożył też najgłębsze kondolencje rodzinom ofiar poniedziałkowego ostrzału.

Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski wcześniej oświadczył, że Rosja zaatakowała jego kraj ponad setką rakiet i blisko setką dronów. Jego zdaniem rosyjski dyktator Władimir Putin jest chory, ale robi to, na co pozwala mu świat. Szef państwa ukraińskiego poinformował, że zaatakowana została większość regionów jego kraju i są ofiary śmiertelne oraz dziesiątki rannych.

Na Morzu Czarnym zapaliły się wszystkie ukraińskie platformy wiertnicze kontrolowane przez Rosję, znane jako platformy Bojki - poinformował w poniedziałek kanał Krymskij Wietier (pol.: Krymski Wiatr) na Telegramie, powołując się na dane ze zdjęć satelitarnych.

"Wszystkie trzy platformy wiertnicze na wschód od Wyspy Węży zostały zaatakowane. Od 24 sierpnia środkowa platforma płonie, a z platformy nr 3 wydobywa się słup dymu" - napisano w komunikacie.