Dowódca Sił Specjalnych uderza w Zełenskiego. "Równoległa rzeczywistość" [RELACJA NA ŻYWO]
Wojna w Ukrainie trwa. Wtorek to 818. dzień rosyjskiej inwazji. Ukraińskim oddziałom udało się zatrzymać rosyjskie natarcie w rejonie Charkowa, przenosząc tam elitarne jednostki, ale rozmowa o tym, dlaczego armia Putina tak łatwo była w stanie zorganizować drugą inwazję, trwa nadal. "Bojownicy na pierwszej linii frontu zarzucają władzom regionalnym, które przez półtora roku nie przygotowały pól minowych i obiektów obronnych w pobliżu granicy, o sabotaż i upiększanie rzeczywistości dla władzy. W samym Kijowie prezydent i Naczelny Wódz Wołodymyr Zełenski zaczęli podejrzewać, że nie otrzymuje wszystkich informacji z frontu" - donosi "The Economist". 12 maja dowódca sił specjalnych Denis Jarosławski w swoim wpisie zwrócił uwagę na bezproblemowe przełamanie linii przez Rosjan. "Ukraiński model zarządzania państwem na poziomie regionalnym nie różni się od rosyjskiego" - stwierdził. Dodał, że dla Zełenskiego "tworzona jest równoległa rzeczywistość, która nie odpowiada wydarzeniom w sferze realnej". Jarosławski wezwał Zełenskiego, by ten "nie naśladował Putina, którego życie kręci się wokół kartek papieru, które przynoszą mu asystenci". Śledź relację na żywo Wirtualnej Polski.
- "W Południowym Okręgu Wojskowym rozpoczął się pierwszy etap ćwiczeń obejmujący szkolenie praktyczne z zakresu przygotowania i użycia taktycznej broni nuklearnej" - informuje rosyjskie Ministerstwo Obrony Narodowej. W komunikacie dodano, że w ramach ćwiczeń Siły Powietrzno-Kosmiczne wyposażą pociski Kindżał "w specjalne głowice bojowe, które przeniesione zostaną w rejon patrolowania".
- - Ukraińska obrona powietrzna zestrzeliła 28 z 29 dronów Shahed-131/136, którymi wojska rosyjskie zaatakowały Ukrainę ostatniej nocy - poinformował we wtorek rano dowódca ukraińskich sił powietrznych generał Mykoła Ołeszczuk.
- - Zachodni sojusznicy zbyt długo zwlekają z podjęciem kluczowych decyzji w sprawie wsparcia wojskowego dla Ukrainy - powiedział prezydent Wołodymyr Zełenski w ekskluzywnym wywiadzie dla agencji Reuters. Dodał, że namawia partnerów, aby bardziej bezpośrednio zaangażowali się w wojnę z Rosją.
- Czekając na śmierć, Lida sadzi kwiaty przy zgliszczach swojego bloku. Razem z nią czeka cały Łyman. Miasto przeżyło grozę okupacji i euforię wyzwolenia. Teraz pogrążyło się w marazmie. Tak jak cały front. A Rosjanie właśnie ruszyli.
Były dowódca 58. Armii Sił Zbrojnych Rosji, generał Iwan Popow, został zatrzymany w ramach sprawy karnej dotyczącej oszustwa na szczególnie dużą skalę - podaje TASS. Portal The Moscow Times określa go mianem generała, który "mówił Putinowi prawdę o wojnie".
Dajcie nam broń, abyśmy mogli walczyć z Rosją u naszych granic - powiedział amerykańskiemu dziennikowi "The New York Times" prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski. Prezydent apeluje do krajów sojuszniczych, aby zwiększyły dostawy broni i amunicji do Ukrainy oraz zaczęły zestrzeliwać rosyjskie rakiety nad Ukrainą.
Zełenski w wywiadzie przekazał, że Ukraina ma dwie możliwości, aby bronić się przed nalotami i ostrzałami, i przy obu potrzebna jest zachodnia broń.
"Pierwsza to zestrzeliwanie rakiet, gdy wlecą nad terytorium Ukrainy; do tego potrzebujemy obrony powietrznej - mówił. "Druga to ostrzeliwanie rosyjskich pozycji, które są położone 100 km w głąb Rosji. Do tego potrzebujemy rakiet dalekiego zasięgu i zgody na dokonywanie ataków w głąb Rosji" - zaznaczył, odnosząc się do faktu, iż Stany Zjednoczone wciąż nie wyraziły zgody, aby broń przez nie dostarczana była używana do ataków w głębi Rosji. Podkreślił też, że nie rozumie, dlaczego kraje NATO nie mogą zestrzeliwać rosyjskich rakiet, skoro i tak podnoszą swoje samoloty do śledzenia toru lotu rosyjskich pocisków.
Jak zaznacza "New York Times", starania prezydenta Ukrainy o zwiększenie dostaw broni i amunicji przez Zachód są bezpośrednio wynikiem problemów armii ukraińskiej na wschodzie kraju i zwłoki USA z dostarczeniem pakietu pomocy, który po miesiącach oczekiwania został zatwierdzony przez amerykański Senat. Według amerykańskiego dziennika Ukraina mierzy się z najcięższą sytuacją od początku pełnowymiarowej rosyjskiej inwazji 24 lutego 2022 r.
Zełenski przyjął z zadowoleniem deklaracje wielu krajów o zamiarach wysłania swoich wojsk do Ukrainy w celach szkolenia oddziałów ukraińskich. Jednocześnie zaznaczył, że w tym momencie "są to tylko słowa". Przekazał też, że decyzja o dostarczeniu większej ilości zestawów broni dalekiego zasięgu może zapaść na szczycie NATO w lipcu tego roku, który odbędzie się w Waszyngtonie.
Zełenski został wybrany w demokratycznych wyborach w 2019 r. Jego głównymi postulatami wyborczymi były starania o pokojowe rozwiązanie konfliktu z Rosją - zapoczątkowanego inwazją Krymu w 2014 r. - oraz walka z korupcją. Koniec jego mandatu przypada na 21 maja br., a wybory, które miały odbyć się w marcu, zostały odwołane ze względu na wojnę. Pytany o to, Zełenski, który w lutym br. cieszył się 60 proc. poparciem (dane Kijowskiego Międzynarodowego Instytutu Socjologii), odpowiedział: "jeśli chodzi o demokrację, Ukraina nie musi nikomu niczego udowadniać ".
Niemiecka minister spraw zagranicznych Annalena Baerbock oświadczyła we wtorek w Kijowie, że Niemcy uznają prezydenta Wołodymyra Zełenskiego za prawowitego szefa państwa po upływie jego pięcioletniej kadencji, bo Ukraina nie jest w stanie przeprowadzić wyborów prezydenckich z powodu wojny.
Kadencja prezydenta wygasła w poniedziałek po pięciu latach. Zgodnie z ukraińską konstytucją pozostaje on na stanowisku do czasu przeprowadzenia nowych wyborów. Na Ukrainie w tej sprawie panuje szeroki konsensus społeczny, aby obecnie nie organizować nowych wyborów.
Baerbock podkreśliła, że w konstytucjach innych krajów, także w Niemczech, są podobne przepisy, przewidujące, że wybory nie mogą odbywać się w czasie stanu wojennego. .
Jej zdaniem Rosja prowadzi "perfidną grę" i podaje w wątpliwość mandat Zełenskiego. "To bardzo niska gra: ludzie, którzy rozpoczęli tę wojnę i uniemożliwili wybory, teraz mówią światu, że prezydent jest rzekomo nielegalny, ponieważ nie został ponownie wybrany" - zaznaczyła Baerbock. "Razem będziemy nadal z powodzeniem realizować stojące przed nami zadania, współpracować w obronie Ukrainy, współpracować we wszystkich procesach reform" – tak o dalszej współpracy Niemiec z prezydentem Zełenskim wypowiedziała się w Kijowie polityczka Zielonych.
Szefowa MSZ powiedziała też, że "ludzie tutaj, na Ukrainie, nie życzyliby sobie niczego bardziej niż możliwości swobodnego głosowania w wolnym, nieokupowanym kraju". "Osobą, która to uniemożliwiła, jest rosyjski prezydent, który prowadzi brutalną wojnę z naruszeniem prawa międzynarodowego, okupując część Ukrainy" – zaznaczyła Baerbock.
Od początku marca tego roku, rosyjskie siły powietrzne przypadkowo zrzuciły na terytorium Rosji i na okupowanej części Ukrainy łącznie 53 bomby lotnicze. Tylko w ciągu ostatniej doby, trzy takie bomby zostały "zgubione" w obwodzie biełgorodzkim - informuje niezależny rosyjski kanał na Astra.
Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski na spotkaniu w Kijowie z szefową MSZ Niemiec Annaleną Baerbock omówił m.in. dostawę systemów obrony powietrznej dla Ukrainy. - poinformowała służba prasowa kancelarii prezydenta.
Zełenski na spotkaniu szczegółowo poinformował niemiecką minister o sytuacji na froncie i priorytetowych potrzebach obronnych Ukrainy. Omówiono wspólną inicjatywę ministrów spraw zagranicznych i obrony Niemiec w celu poszukiwania dodatkowych systemów Patriotów i innych systemów obrony powietrznej dla Kijowa, a także możliwość, że dodatkowe systemy rakietowe z Niemiec mogą wkrótce chronić ukraińskie niebo.
Prezydent odnotował wsparcie ukraińskiej formuły pokojowej przez Niemcy i potwierdzenie osobistego udziału w inauguracyjnym szczycie pokojowym w dniach 15-16 czerwca w Szwajcarii przez kanclerza federalnego Olafa Scholza.
Podczas spotkania omówiono też postępy Ukrainy na drodze do członkostwa w UE oraz organizację międzynarodowej konferencji ws. odbudowy Ukrainy (URC 2024), która odbędzie się w czerwcu w Berlinie, a także skoordynowały działania mające na celu wypełnienie jej konkretnymi projektami.
"Dziękujemy za pomoc w obronie naszej niepodległości, europejskiego stylu życia i naszych obywateli przed rosyjskim terrorem" - napisał Zełenski na Telegramie.
Jest to siódma wizyta Annaleny Baerbock na Ukrainie od początku inwazji rosyjskiej na pełną skalę.
Ukraina prosi partnerów o rozważenie możliwości zestrzelenia z ich terytorium pocisków rakietowych wystrzelonych przez Rosję na teren Ukrainy - przekazał we wtorek szef ukraińskiej dyplomacji Dmytro Kułeba na wspólnej konferencji prasowej z szefową niemieckiego MSZ Annaleną Baerbock.
"Nie ma ani jednego argumentu prawnego, z zakresu bezpieczeństwa lub moralnego, który stałby na przeszkodzie naszym partnerom w zestrzeliwaniu rosyjskich rakiet na Ukrainie z ich terytorium. Ci, którzy twierdzą, że takie działania byłyby eskalacją, manipulują" - powiedział Kułeba.
Szef ukraińskiej dyplomacji podkreślił również, że Ukraina już wielokrotnie słyszała argument o potrzebie unikania eskalacji, ale jedyną stroną, która jest zaangażowana w eskalację, jest Federacja Rosyjska.
"Po pierwsze: prosimy naszych partnerów o rozważenie możliwości, w których rosyjskie rakiety - nie rosyjskie samoloty z pilotami na pokładzie, ale kawałki żelaza, które niosą śmierć z Federacji Rosyjskiej na Ukrainę - byłyby przechwytywane z terytorium krajów naszych partnerów" - zaznaczył.
"Istnieje alternatywne rozwiązanie, jeśli nie chcecie tego robić, to po prostu zapewnijcie nam wszystkie niezbędne do tego środki, rozmieścimy je na terytorium Ukrainy i sami przechwycimy te pociski" - zauważył minister spraw zagranicznych.
Jak wyjaśnił, chodzi o systemy obrony powietrznej i samoloty bojowe o odpowiednich możliwościach technicznych.
Armia rosyjska ogłosiła we wtorek, że rozpoczęła w pobliżu Ukrainy ćwiczenia wojskowe z użyciem taktycznej broni nuklearnej. Manewry te zostały na początku maja zarządzone przez prezydenta Rosji Władimira Putina. Według ministerstwa obrony w Moskwie jest to odpowiedź na "zachodnie zagrożenia".
"Rosyjskie siły zbrojne rozpoczęły w Południowym Okręgu Wojskowym pierwszy etap ćwiczeń wojskowych polegających na praktycznym szkoleniu w zakresie przygotowania i użycia niestrategicznej broni nuklearnej" – poinformowało rosyjskie ministerstwo obrony.
Resort sprecyzował, że w pierwszym etapie ćwiczeń wykorzystano rakiety Iskander i Kindżał.
"Ćwiczenia mają na celu zapewnienie gotowości jednostek i sprzętu do bojowego użycia niestrategicznej broni nuklearnej w celu reagowania i bezwarunkowego zapewnienia integralności terytorialnej i suwerenności państwa rosyjskiego w odpowiedzi na prowokacyjne oświadczenia i groźby poszczególnych zachodnich przedstawicieli wobec Federacji Rosyjskiej" – podało ministerstwo.
Resort przytoczył przy tym niedawne wypowiedzi prezydenta Francji Emmanuela Macrona, który mówił o możliwości wysłania wojsk europejskich na Ukrainę, oraz brytyjskiego ministra spraw zagranicznych Davida Camerona, który stwierdził, że Ukraina ma prawo użyć broni dostarczonej przez Londyn do ataków na cele w Rosji.
Południowy Okręg Wojskowy Rosji graniczy z Ukrainą i obejmuje również część Ukrainy kontrolowaną obecnie przez Moskwę.
Rosyjskie ministerstwo obrony 6 maja zapowiedziało przeprowadzenie ćwiczeń z użyciem niestrategicznej broni jądrowej. Resort powiadomił wówczas, że manewry odbędą się "na polecenie naczelnego zwierzchnika sił zbrojnych", czyli Władimira Putina.
Agencja Reuters oceniała wtedy, że oświadczenie resortu można interpretować jako zapowiedź ćwiczeń, których scenariusz zakłada przetestowanie użycia taktycznych pocisków nuklearnych, rakiet zdolnych do przenoszenia ładunku nuklearnego na odległość maksymalnie około 500 km.
Sztab Generalny ukraińskiej armii potwierdził we wtorek zniszczenie u wybrzeży Krymu małego rosyjskiego okrętu rakietowego Cyklon podczas akcji, która miała miejsce w nocy z soboty na niedzielę.
"Według szczegółowych informacji, w nocy 19 maja Siły Obronne Ukrainy uderzyły w rosyjski okręt rakietowy Cyklon w Sewastopolu" - podał sztab w komunikacie.
O prawdopodobnym zniszczeniu jednostki w poniedziałek informował rzecznik ukraińskiej marynarki wojennej Dmytro Płetenczuk.
"Jeśli doniesienia o Cyklonie się potwierdzą, (będzie to oznaczało), że na Krymie nie ma obecnie żadnej (rosyjskiej) jednostki przenoszącej pociski manewrujące" - powiadomił Płetenczuk w rozmowie z Radiem Swoboda.
Zniszczony okręt był uzbrojony m.in. w pionowe wyrzutnie rakiet Onyx i Kalibr-NK.
W ocenie rzecznika Cyklon był prawdopodobnie najnowocześniejszym małym okrętem rakietowym Floty Czarnomorskiej, który niedawno został przyjęty do służby jako komponent sił obrony powietrznej w Sewastopolu, ale "nie wystrzelił (jeszcze) żadnej rakiety".
Premier Donald Tusk poinformował we wtorek, że wydał zarządzenie ws. powołania komisji ds. badania wpływów rosyjskich i białoruskich w Polsce w latach 2004-2024. Jej szefem będzie szef SKW gen. Jarosław Stróżyk. W skład komisji wejdzie od 9 do 13 członków rekomendowanych przez poszczególnych ministrów.
O zarządzeniu ws. powołania nowej komisji, która zajmie się badaniem wschodnich wpływów w Polsce, premier Donald Tusk poinformował po wtorkowym posiedzeniu rządu. Jak wskazał, komisja, która ma mieć charakter rządowy i w której będą zasiadać eksperci, ma zająć się badaniem lat 2004-2024 r. Na jej czele stanie szef SKW gen. Jarosław Stróżyk.
"To był w swojej bogatej karierze i dyplomata, oczywiście dowódca wojskowy, wiceszef wywiadu NATO, a także naukowiec, doktor od spraw nauki o bezpieczeństwie, człowiek bardzo kompetentny" - podkreślił szef rządu. "Jego zadaniem będzie koordynacja komisji, która będzie składała się, o czym rozstrzygniemy ostatecznie w przyszłym tygodniu, z 9 do 13 uczestników" - dodał Tusk.
Jak tłumaczył, kandydatów do komisji będą rekomendować ministrowie spraw wewnętrznych, obrony narodowej, finansów, spraw zagranicznych, aktywów państwowych, informatyzacji oraz kultury i dziedzictwa narodowego. "Żeby uprzedzić znaki zapytania i spekulacje, będziemy chcieli zbadać także ewentualny wpływ na media. Nic nowego, wiemy dobrze, że ta rosyjska i białoruska dywersja w Polsce i w Europie, ona także dotyczy także kwestii szeroko pojętej komunikacji społecznej" - zaznaczył Tusk.
Szef rząd przekazał, że pierwszy raport gremium powinien pojawić się już po wyborach do PE - "żeby nie mieszać pracy komisji z kampanią wyborczą". "Komisja będzie działała dyskrecjonalnie. Nie będą to medialne przesłuchania, nie będzie mediów w czasie prac tej komisji, natomiast będziemy systematycznie informować o efektach pracy. Latem będziemy mieli pierwszy raport cząstkowy. Mam nadzieję, że do końca roku większość tych spraw, które bulwersowały opinię publiczną, znajdzie swój opis, niekoniecznie wyjaśnienie, bo to nie będzie komisja śledcza" - zapowiedział szef rządu.
Wcześniej, z inicjatywy PiS, badaniem rosyjskich wpływów zajmowała się komisja sejmowa, która w swoim raporcie cząstkowym z 29 listopada 2023 r. zarekomendowała, by w związku z uznaniem w latach 2010-2014 r. rosyjskiej Federalnej Służby Bezpieczeństwa za służbę partnerską Donaldowi Tuskowi, Jackowi Cichockiemu, Bogdanowi Klichowi, Tomaszowi Siemoniakowi, Bartłomiejowi Sienkiewiczowi nie były powierzane stanowiska publiczne odpowiadające za bezpieczeństwo państwa. Tego samego dnia Sejm odwołał członków komisji.
"Nawet mi do głowy nie przyszło, by efektem pracy tej komisji był np. zakaz kandydowania Jarosława Kaczyńskiego do parlamentu. (...) Nie będziemy ścigać przeciwników politycznych" - zapewnił we wtorek Tusk. Podkreślił, że efektem prac komisji "najprawdopodobniej będą wnioski do prokuratury i opinie, dlaczego zaniechano badania tych spraw w uprzednich latach".
W kontekście zwalczania wschodnich wpływów Tusk mówił też m.in. o presji na polską wschodnią granicę. "Dostaliśmy potwierdzenie – i to jest niepokojący scenariusz - że presja na wschodnią granicę Polski to nie spontaniczna migracja ludzi, którzy uciekają z różnych krajów. Ponad 90 proc. tych, którzy przekraczają polską granicę nielegalnie, to ludzie dysponujący rosyjskimi wizami" – mówił premier.
"Nie mamy żadnych wątpliwości, to fakty zgromadzone także przez nasze służby: to państwo rosyjskie stoi za organizacją rekrutacji, transportu, a później prób przemytu tysięcy ludzi" – podkreślił premier. Mówiąc o organizacji całego procederu, wskazywał, że są to przede wszystkim osoby z Somalii, Erytrei, Jemenu i Etiopii, które przez "jedno z państw arabskich" przybywają drogą lotniczą do Moskwy, skąd "w sposób zorganizowany, transportem kołowym lub kolejowym, trafiają na Białoruś".
"W tej chwili zlokalizowano kilka miejsc koncentracji, na terenie Rosji, dużych, zorganizowanych grup migrantów. Mówimy tu o tysiącach ludzi" - podkreślił Tusk.
Ukraińskim oddziałom udało się zatrzymać rosyjskie natarcie w rejonie Charkowa, przenosząc tam elitarne jednostki, ale rozmowa o tym, dlaczego armia Putina tak łatwo była w stanie zorganizować drugą inwazję, trwa nadal.
"Bojownicy na pierwszej linii frontu zarzucają władzom regionalnym, które przez półtora roku nie przygotowały pól minowych i obiektów obronnych w pobliżu granicy, o sabotaż i upiększanie rzeczywistości dla władzy. W samym Kijowie prezydent i Naczelny Wódz Wołodymyr Zełenski zaczęli podejrzewać, że nie otrzymuje wszystkich informacji z frontu" - donosi "The Economist".
12 maja dowódca sił specjalnych Denis Jarosławski w swoim wpisie zwrócił uwagę na bezproblemowe przełamanie linii przez Rosjan. "Ukraiński model zarządzania państwem na poziomie regionalnym nie różni się od rosyjskiego" - stwierdził. Dodał, że dla Zełenskiego "tworzona jest równoległa rzeczywistość, która nie odpowiada wydarzeniom w sferze realnej".
Jarosławski wezwał Zełenskiego, by ten "nie naśladował Putina, którego życie kręci się wokół kartek papieru, które przynoszą mu asystenci".
Premier Donald Tusk przekazał we wtorek informację - pozyskaną, jak podkreślił, w wyniku współpracy z sojuszniczymi służbami - iż na terenie Rosji znajdują się wielotysięczne, zorganizowane grupy migrantów wykorzystywanych w wojnie hybrydowej z Polską.
"To informacja z wczoraj, wynikająca z naszej współpracy z państwami sojuszniczymi, w tej chwili zlokalizowano kilka miejsc koncentracji na terenie Rosji dużych, zorganizowanych grup migrantów. Mówimy tu o tysiącach ludzi" - powiedział premier na konferencji prasowej po posiedzeniu rządu.
Podkreślił, że mówi o tym, by uświadomić jak "wymagającą, ciężką, a czasami nawet niebezpieczną pracę" mają służby strzegące granicy. Wymienił Straż Graniczną, policję i wojsko.
"Ważne jest pełne zabezpieczenie granicy zabezpieczenie granicy z Białorusią, a w perspektywie także granicy z okręgiem królewieckim, z Rosją. Ona na razie nie jest tak wrażliwa, jeśli chodzi o presję migracyjną, ale w każdej chwili może się to zmienić" - dodał szef rządu.
Premier: ponad 90 proc. osób nielegalnie przekraczających granicę ma rosyjską wizę.
Premier Donald Tusk wydał zarządzenie ws. powołania komisji ds. badania wpływów rosyjskich i białoruskich w Polsce w latach 2004-2024; jej szefem będzie szef SKW gen. Jarosław Stróżyk.
Premier: komisja ds. wpływów rosyjskich i białoruskich będzie liczyła od 9 do 13 osób, kandydatów przedstawią ministrowie, pierwszy cząstkowy raport z jej prac będzie latem.
Od początku marca rosyjskie samoloty omyłkowo zrzuciły nad terytorium Rosji i okupowaną częścią Ukrainy 53 bomby lotnicze; tylko w ciągu ostatniej doby trzy takie bomby "zgubiono" w obwodzie biełgorodzkim - podał we wtorek niezależny rosyjski kanał na Telegramie ASTRA.
Kilka dni wcześniej ASTRA informowała, że 16 maja w regionie biełogorodzkim zrzucono aż osiem bomb. Zarówno wówczas, jak i w poniedziałek udało się uniknąć ofiar wśród cywilów, ponieważ ładunki wybuchowe nie eksplodowały bądź nie spadły bezpośrednio na budynki mieszkalne lub obiekty użyteczności publicznej,
Kolejne przypadkowe zrzuty bomb z rosyjskich samolotów nad własnym terytorium pokazują, że rosyjskie siły powietrzne wciąż mają problem ze skutecznym uderzaniem w zamierzone cele - zauważyło 11 maja brytyjskie ministerstwo obrony.
Resort w Londynie podkreślił wówczas, że takie incydenty stały się częste w ostatnich miesiącach. Przypomniano, że 18 lutego bomba FAB-250 została zgubiona nad miejscowością Sołoti w obwodzie biełgorodzkim, co skutkowało ewakuacją 150 osób, natomiast tylko w marcu i kwietniu w regionie przypadkowo zrzucono 20 bomb.
Brukselscy urzędnicy naciskają na rozpoczęcie już w czerwcu formalnych negocjacji w sprawie przystąpienia Ukrainy do Unii Europejskiej - podał we wtorek portal Politico dodając, że Węgry stają w obliczu ponownej presji, by porzucić swój sprzeciw wobec kandydatury Kijowa.
Według Politico dyplomaci intensywnie pracują za kulisami nad przekonaniem węgierskiego rządu do wyrażenia zgody na rozpoczęcie rozmów w sprawie przystąpienia Ukrainy do UE. Pięciu dyplomatów, wypowiadających się pod warunkiem zachowania anonimowości, oświadczyło, że celem jest rozpoczęcie formalnych negocjacji 25 czerwca.
Otwarcie rozmów podniosłoby morale Ukraińców, którzy od ponad dwóch lat odpierają rosyjską inwazję na pełną skalę - pisze portal.
Przywódcy UE powiedzieli ukraińskiemu prezydentowi Wołodymyrowi Zełenskiemu w grudniu ubiegłego roku, że chcą, aby Ukraina i Mołdawia dołączyły do Wspólnoty, zwiększając liczbę krajów członkowskich do 29. Jednak formalna procedura prawna mająca na celu rozpoczęcie rozmów o członkostwie została wstrzymana przez sprzeciw Węgier.
Według dyplomatów, zarówno Bruksela jak i Kijów angażują się w intensywną dwustronną dyplomację z Budapesztem, aby rozwiać obawy dotyczące mniejszości węgierskiej na Ukrainie.
Po kwietniowych rozmowach Andrija Jermaka, szefa kancelarii prezydenta Ukrainy, z węgierskim ministrem spraw zagranicznych Peterem Szijjarto "strony odnotowały pozytywną dynamikę dialogu", zgodnie z ukraińskim podsumowaniem tego dialogu. Według jednego z dyplomatów, Kijów odpowiedział na listę 11 punktów przedstawionych przez Budapeszt i oczekuje na odpowiedź Węgier.
Jeden z unijnych dyplomatów uważa, że Węgry mogą chcieć pozbyć się kwestii rozmów akcesyjnych z Ukrainą przed objęciem sześciomiesięcznej prezydencji w Radzie UE w lipcu. "Było poczucie, że nie należy tego robić przed wyborami do Parlamentu Europejskiego 9 czerwca, ponieważ może to stać się kwestią wyborczą" - powiedział unijny dyplomata, oddając nastroje panujące wśród wielu urzędników w Brukseli. "Teraz szukamy tego miejsca w czerwcu. Węgrzy woleliby mieć to (dyskusje o członkostwie Ukrainy) za sobą przed prezydencją" - dodaje.
Po tym, jak przywódcy UE udzielili Ukrainie politycznego poparcia, kolejnym krokiem w procesie akcesyjnym jest rozpoczęcie formalnych rozmów za pośrednictwem konferencji międzyrządowej. Oznaczałoby to rozpoczęcie negocjacji członkowskich.
Aby tak się stało, kraje UE muszą uzgodnić tzw. ramy negocjacyjne. 27 stolic negocjuje ten dokument, odkąd Komisja Europejska przesłała go do nich w marcu. Jak dotąd negocjacje na poziomie technicznym idą dobrze - powiedziało dwóch dyplomatów, którzy spodziewają się, że nowy projekt zostanie wysłany do ambasadorów przy UE w nadchodzących tygodniach, aby mogli dopracować najbardziej drażliwe kwestie.
Ukraina i jej zwolennicy w UE wzywają do zorganizowania konferencji międzyrządowej jeszcze przed objęciem przez Węgry rotacyjnej prezydencji w Radzie UE 1 lipca.
Jak pisze Politico premier Węgier Viktor Orban był największą przeszkodą przy realizacji wsparcia UE dla Ukrainy w ciągu ostatnich dwóch lat. Wielokrotnie groził zablokowaniem decyzji dotyczących finansowania Ukrainy przez UE, a także negocjacji akcesyjnych i sankcji wobec Rosji. Przed wyrażeniem zgody na ramy negocjacyjne Budapeszt chce uzyskać więcej gwarancji dotyczących poprawy ochrony prawnej mniejszości węgierskiej na Ukrainie.
Jednocześnie Węgrom zależy na udanej prezydencji w Radzie UE - twierdzą dyplomaci. Belgowie, którzy obecnie sprawują rotacyjną prezydencję, również starają się przekonać Węgrów, że jest to w ich interesie politycznym, a zablokować przystąpienie Ukrainy do UE będą mogli także w późniejszym terminie.
Reuters: Niemcy planują zwiększyć pomoc wojskową dla Ukrainy o 3,8 miliarda euro.