RELACJA ZAKOŃCZONA

Dron wleciał prosto w budynek. Uderzenie w jednostki Kadyrowa [RELACJA NA ŻYWO]

Wojna w Ukrainie trwa. Poniedziałek to 551. dzień rosyjskiej inwazji. W okupowanym Enerhodarze doszło do wybuchu w budynku, używanym przez oddziały podlegające przywódcy Czeczenii Ramzanowi Kadyrowowi - informuje ukraiński wywiad. "W wyniku operacji miejscowego ruchu oporu, koordynowanego przez wywiad, 'ucierpiały' prowizoryczne 'koszary' oddziału gwardii narodowej (...) Achmat 1" - czytamy w komunikacie. Achmat 1 to jednostka Oddziałów Specjalnych Szybkiego Reagowania (SOBR), wchodzących w skład rosyjskiej Gwardii Narodowej. W przypadku Czeczenii jednostki formalnie należące do Rosgwardii faktycznie podlegają Kadyrowowi. Śledź relację na żywo Wirtualnej Polski.

Dron wleciał prosto w budynek. Uderzenie w jednostki Kadyrowa
Dron wleciał prosto w budynek. Uderzenie w jednostki Kadyrowa
Źródło zdjęć: © Ukraiński wywiad
Mateusz CzmielVioletta Baran

Najważniejsze informacje
Relacja zakończona

Dziękujemy. To wszystko w tej części naszej relacji z wydarzeń związanych z wojną w Ukrainie. To, co dzieje się dalej, można śledzić TUTAJ.


W ubiegłym tygodniu, pytany o to samo, prezydent Biden odrzekł, że jego służby starają się "dokładnie ustalić" okoliczności katastrofy. Dodał jednak, że nie był zaskoczony śmiercią Prigożyna, wskazując na swoje poprzednie komentarze, kiedy mówił, że na miejscu Rosjanina uważałby na to, co je i czym podróżuje.

"Jesteśmy coraz bardziej pewni, że Prigożyn zginął w katastrofie samolotu, która miała miejsce 23 sierpnia" - powiedziała rzeczniczka podczas briefingu prasowego. Odnosząc się do przyczyny rozbicia Embraera Legacy 600 z szefem Grupy Wagnera na pokładzie, stwierdziła jedynie, że nie ma do przekazania żadnej nowej oceny na ten temat.

Jesteśmy coraz bardziej pewni, że Jewgienij Prigożyn zginął w katastrofie samolotu - oświadczyła w poniedziałek rzeczniczka Białego Domu Karine Jean-Pierre. Nie sprecyzowała jednak, czy jego śmierć była wynikiem zamachu na jego życie.

Skibicki wyraził przy tym ocenę, że przyszłe ataki nie będą tak zmasowane, jak jesienią i zimą 2022 r., gdy liczba jednocześnie odpalanych rosyjskich rakiet sięgała od 70 do 100. Wywiad spodziewa się, że Rosjanie przejdą do ataków łączonych, stosując jednocześnie 10-30 pocisków rakietowych i wielką liczbę dronów oraz że będą atakować ten sam obiekt do trzech razy, by całkowicie go zniszczyć.


Jesienią i zimą 2022 r. najbardziej poszkodowane w wyniku nalotów dronów były stacje elektronergetyczne, które są kluczowym elementem systemu energetycznego - przypomina RBK Ukraina.

Wiceszef ukraińskiego wywiadu wojskowego (HUR) Wadym Skibicki ocenił w poniedziałek, że latem br. Rosjanie mogli zmniejszyć liczbę używanych w ostrzałach pocisków rakietowych po to, by zgromadzić zapasy do nowych ataków jesienią na infrastrukturę energetyczną Ukrainy.


Skibicki w wywiadzie dla portalu RBK Ukraina prognozował, że ataki na obiekty energetyczne rozpoczną się pod koniec września br. bądź w październiku. Rosjanie - jego zdaniem - jeszcze zbierają dane o ukraińskich obiektach energetycznych, szukają słabych miejsc i badają, gdzie rozlokowane są systemy obrony przeciwlotniczej. W ten sposób chcą zaplanować optymalne trasy uderzeń.

W marcu rząd Ukrainy zatwierdził mechanizm pozwalający przeprowadzać obowiązkowe ewakuacje dzieci z terenów objętych działaniami wojennymi. Władze wprowadziły przymus ewakuacji w związku z tym, że część rodziców i opiekunów pomimo zagrożenia nie zgadza się na opuszczenie miejsc objętych walkami z siłami rosyjskimi. Dzieci są wywożone w towarzystwie jednego z rodziców lub opiekuna prawnego. 

Wereszczuk, cytowana przez portal Ukrinform, przypomniała, że obowiązkowa ewakuacja dzieci odbywa się już w obwodzie charkowskim w rejonie kupiańskim. Miejscowości wymieniane przez wicepremier znajdują się w sąsiedztwie linii frontu. W rejonie połohowskim znajduje się Robotyne - wieś zajęta przez siły ukraińskie w sierpniu br. w trakcie kontrofensywy w obwodzie zaporoskim.

Wicepremier Ukrainy Iryna Wereszczuk poinformowała w poniedziałek, że władze ogłoszą obowiązkową ewakuację dzieci z dwóch przyfrontowych rejonów (powiatów) obwodu zaporoskiego na południu kraju: wasyliwskiego i połohowskiego. Z pięciu miejscowości ma wyjechać 54 dzieci.

Jak podał HUR, po zajęciu przez Rosjan Enerhodaru kadyrowcy "zagarnęli i przystosowali do swoich potrzeb" budynek, gdzie wcześniej mieścił się oddział jednego z banków ukraińskich. Rankiem w poniedziałek doszło w tym gmachu do eksplozji i pożaru.


"Dane o liczbie zabitych i rannych kadyrowców są ustalane" - oświadczył HUR. Zapewnił, że "nie ma zabitych i poszkodowanych wśród ludności cywilnej".


Enerhodar leży w okupowanej przez Rosjan części ukraińskiego obwodu zaporoskiego. Obok miasta znajduje się Zaporoska Elektrownia Atomowa - największa siłownia atomowa w Europie, którą wojska rosyjskie zajęły w marcu ubiegłego roku. 

W okupowanym Enerhodarze doszło do wybuchu w budynku, używanym przez oddziały podlegające przywódcy Czeczenii Ramzanowi Kadyrowowi - informuje ukraiński wywiad. "W wyniku operacji miejscowego ruchu oporu, koordynowanego przez wywiad, 'ucierpiały' prowizoryczne 'koszary' oddziału gwardii narodowej (...) Achmat 1" - czytamy w komunikacie. Achmat 1 to jednostka Oddziałów Specjalnych Szybkiego Reagowania (SOBR), wchodzących w skład rosyjskiej Gwardii Narodowej. W przypadku Czeczenii jednostki formalnie należące do Rosgwardii faktycznie podlegają Kadyrowowi. 

Biuro Modiego podało, że indyjski premier rozmawiał przez telefon z Putinem i "wyraził niezrozumienie" dla decyzji rosyjskiego prezydenta o nieobecności na szczycie, który zaplanowany jest na 9–10 września.


W marcu br. Międzynarodowy Trybunał Karny (MTK) wydał nakaz aresztowania Putina pod zarzutem zbrodni wojennych za deportację ukraińskich dzieci, ale Indie nie są sygnatariuszem Statutu Rzymskiego, stanowiącego podstawę działania MTK.

Prezydent Rosji Władimir Putin nie pojedzie na szczyt G20, który w przyszłym miesiącu odbędzie się w Indiach - poinformowało w poniedziałek biuro premiera Indii Narendry Modiego. Rosję w New Delhi ma reprezentować szef rosyjskiego MSZ Siergiej Ławrow.

Partie opozycyjne oraz największe estońskie dzienniki wezwały w piątek premier do dymisji. Ona sama uznała, że "nie widzi potrzeby rezygnowania ze stanowiska, gdyż nie zrobiła nic złego". W przeprowadzonej przez Instytut Studiów Spraw Społecznych ankiecie 57 proc. respondentów uznało, że premier Kallas powinna w związku ze skandalem opuścić swoje stanowisko.


Mąż Kallas w oświadczeniu skierowanym do mediów zobowiązał się do sprzedaży swoich udziałów w firmie i zrezygnowania ze wszystkich piastowanych w niej funkcji. Biuro Bezpieczeństwa Wewnętrznego (KAPO) Estonii zaznaczyło, że "działania firm powiązanych z mężem premier nie złamały nałożonych na Rosję sankcji".

"Mój mąż także udowodnił, że rozumie szkodliwość prowadzenia interesów w Rosji - sprzedał swoje udziały w firmie, którą budował przez lata. Nie wiem, jak lepiej można by zaprezentować wzięcie za coś odpowiedzialności" - powiedziała estońska premier.


W ubiegłym tygodniu telewizja ERR poinformowała o kontynuowaniu przez firmę transportową, której współwłaścicielem jest mąż premier, współpracy z podmiotami rosyjskimi. "Przewozy do Rosji trwają od początku rosyjskiej agresji na Ukrainę, a dyrektor nie chce podać informacji na temat liczby wykonanych od tego momentu kursów" - przekazała ERR.

"Jako premier organizuję konferencje prasowe w każdy czwartek, podczas których odpowiadam publicznie na wszystkie pytania. Mam też zamiar wznowić sesje pytań w parlamencie, podczas których w każdą środę będę odpowiadać deputowanym. Trudno więc zgodzić się z tezą, że unikam jakichś pytań" - zauważyła w rozmowie z ERR Kallas.


Przyznała, że oczekuje wotum nieufności ze strony opozycji, po którym zgodnie z regulaminem odpowie przed parlamentem. "Jedyne, co mogę teraz zrobić, to jeszcze raz potępić takie działania w Rosji, jak robiłam to już wielokrotnie. To, czego zrobić nie mogę, to odpowiadać za działania każdej firmy w naszym kraju" - wskazała Kallas.

Estońska premier powiedziała, że nie stawi się przed komisją, ponieważ sprawa, o której miałaby rozmawiać, nie leży w gestii zapraszającej ją grupy posłów. Kallas miała w tym tygodniu wziąć udział w dwóch oddzielnych posiedzeniach komisji specjalnej parlamentu.


W poniedziałek deputowani mieli rozmawiać z nią o finansach biura prezydenckiego, we wtorek - o działalności biznesowej jej męża w Rosji. Premier zapowiedziała wcześniej, że na poniedziałkowej komisji reprezentować będzie ją minister finansów. Po tej informacji spotkanie zostało odwołane.

Premier Estonii Kaja Kallas odmówiła w poniedziałek stawienia się przed komisją parlamentarną, mającą wyjaśnić związki jej męża z rosyjskim biznesem; jej posiedzenie zaplanowano na wtorek - poinformowała estońska telewizja publiczna ERR.

Kreml przygotował projekt dekretu rosyjskiego dyktatora Władimira Putina w sprawie ogłoszenia mobilizacji - informuje portal ZN.UA, powołujący się na źródła w ukraińskich służbach specjalnych.
 

Tegoroczne wielkie manewry Zapad mogą nie dojść do skutku. - Byłby to dobry sygnał dla Europy, to byłaby bardzo dobra wiadomość - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską gen. Stanisław Koziej.

Źródła: PAP, Ukraińska Prawda, Twitter, Meduza, Ukrinform, Reuters, Radio Swoboda, CNN, UNIAN