NA ŻYWO

Ciężkie starcia na froncie. Rosjanie tracą ludzi [RELACJA NA ŻYWO]

Ciężkie starcia na froncie. Rosjanie tracą ludzi
Ciężkie starcia na froncie. Rosjanie tracą ludzi
Źródło zdjęć: © Sztab Generalny Ukrainy
Mateusz CzmielPaulina Ciesielska

11.07.2024 | aktual.: 12.07.2024 21:09

Wojna w Ukrainie trwa. Piątek to 870. dzień rosyjskiej inwazji. Wróg kontynuuje aktywne działania ofensywne i próbuje przełamać obronę wojsk ukraińskich na całej linii frontu. W ciągu ostatniej doby doszło do 120 starć bojowych - podał ukraiński Sztab Generalny. W odpowiedzi Ukraińcy dokonali 6 uderzeń na obszary koncentracji rosyjskich wojsk. W ciągu ostatnich 24 godzin Rosjanie stracili ponad tysiąc żołnierzy. Śledź relację na żywo Wirtualnej Polski.

Najważniejsze informacje
  • Rosja reaguje na ustalenia szczytu NATO. Ambasador Rosji w USA Anatolij Antonow stwierdził, że Stany Zjednoczone i ich sojusznicy chcą przejąć rolę "światowego policjanta", żądając, aby wszyscy przestrzegali zasad wymyślonych w Waszyngtonie.
  • Orban poleciał do Trumpa, by omówić "pokój w Ukrainie" - poinformował rzecznik premiera Węgier. Tematem dyskusji były "możliwości pokoju" w Ukrainie, ale nie podano jednak żadnych szczegółów dotyczących przebiegu spotkania na Florydzie. Ambasada Węgier w Waszyngtonie odmówiła jakiegokolwiek komentarza na ten temat.
Relacja na żywo

Uczynię wszystko, by poziom wydatków na obronność był utrzymany – zadeklarował w piątek w Polsat News prezydent Andrzej Duda. Zaznaczył, że mimo innych rozbieżności w tej sprawie nie było dotychczas różnicy między nim a rządem.

"Z pełną odpowiedzialnością podchodzę do tego, co jest dzisiaj kwestią najważniejszą, czyli kwestii bezpieczeństwa. Jedyne, co mnie zaniepokoiło do tej pory, to było to, że słyszałem, że przygotowywana jest redukcja wydatków na obronność" – powiedział.

Dodał, że wicepremier, szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz powiedział mu, "że nic o tym nie wie i że jeżeli by doszło do takiej sytuacji, że taka propozycja zostanie na poważnie postawiona, będzie zmuszony podać się do dymisji, bo on absolutnie tego nie może przyjąć". "Ja przyjąłem to zapewnienie szefa resortu obrony narodowej, dla mnie ono jest jasne i oczywiste, natomiast te pogłoski dalej są. Pytanie, co będzie się działo dalej w tej sprawie. Ja z całą pewnością uczynię wszystko, żeby poziom wydatków na obronność był utrzymany" – oświadczył.

"Do tej pory robiliśmy to w sposób zgodny, to jest dzisiaj najważniejsza sprawa" – powiedział, nawiązując do jednolitego stanowiska ośrodka prezydenckiego i rządu w sprawach nakładów na obronność.

Polska przeznacza obecnie na obronność ok. 4 proc. PKB, 3 proc. to środki budżetowe, 1 proc. pochodzi z Funduszu Wsparcia Sił Zbrojnych. Na bieżący rok daje to łącznie blisko 160 mld zł. W ubiegłym tygodniu telewizja Republika podała, że MON planuje ograniczyć wydatki na obronność o ok. 57 mld zł w latach 2025-2028. Szef prezydenckiego Biura Bezpieczeństwa Narodowego Jacek Siewiera wyjaśnił, że chodzi o VAT od zakupów finansowanych z Funduszu Wsparcia, a podatek ma być odprowadzony z części budżetu państwa na centralne plany rzeczowe MON.

Resort obrony zdementował informację o planowanych cięciach, zaznaczając, że zamierza zwiększyć budżet obronny o 10 procent.

Zagrożenie dla szefa niemieckiego koncernu zbrojeniowego Rheinmetall Armina Pappergera, który miał być celem nasłanych przez Rosję zamachowców, "było najwyraźniej bardziej konkretne" niż wcześniej sądzono - podał portal tygodnika "Spiegel".

Jak pisze portal życie Pappergera zmieniło się drastycznie w ciągu ostatnich kilku miesięcy; w dzień i w nocy towarzyszy mu ochrona. Przed siedzibą główną koncernu Rheinmetall w Duesseldorfie, gdzie od 2013 roku pełni on funkcję dyrektora generalnego, stoi radiowóz. Dwóch umundurowanych mężczyzn z pistoletami maszynowymi pilnuje, a ochroniarze sprawdzają każdego gościa w holu firmy.

"Tak wysoki poziom bezpieczeństwa jest nietypowy dla przedsiębiorcy" - twierdzi "Spiegel". Według portalu przypomina to czasy działalności lewackiej organizacji terrorystycznej Frakcja Czerwonej Armii, kiedy to po serii ataków najwyżsi rangą szefowie niemieckiej gospodarki musieli być silnie chronieni. Wrogiem nie jest teraz grupa terrorystyczna z własnego kraju, "ale prawdopodobnie państwo rosyjskie" - zauważa "Spiegel".

Według portalu "na początku było to prawdopodobnie tylko niejasne podejrzenie". W maju niemieckie organy bezpieczeństwa otrzymały ostrzeżenie od zagranicznego partnera, że istnieją przesłanki wskazujące na możliwe plany zabójstwa Pappergera przez rosyjskie służby specjalne - napisał "Spiegel". Jak podała telewizja CNN, informacja pochodziła z USA.

"Zwiększono ochronę Pappergera i zmieniono trasy jego podróży. Niedługo później stało się jasne, że środki te były uzasadnione. Dowody na możliwe plany ataku nasiliły się" - czytamy w artykule.

Zdaniem "Spiegla", w kolejnych tygodniach zachodnie służby wywiadowcze namierzyły kilka podejrzanych osób, których podróże były odtąd uważnie obserwowane.

"Według europejskich sił bezpieczeństwa mężczyźni mają pochodzić z różnych krajów byłego Związku Sowieckiego, a co najmniej jeden z nich jest Rosjaninem. Niektórzy z nich byli już w strefie Schengen, podczas gdy inni zamierzali do niej wjechać. Podejrzani przebywali w pobliżu centrali (firmy) w Duesseldorfie, a także w miejscach podróży Pappergera za granicą" - pisze portal.

Z tego powodu środki bezpieczeństwa były stale dostosowywane. Wyżsi urzędnicy zakładają, że osoby te mogły być tak zwanymi "proxies" rosyjskich służb specjalnych, tj. agentami wynajętymi przez Moskwę specjalnie do wykonania misji. Podobno jednak nie było wystarczających dowodów, aby dokonać aresztowań.

"Od tego czasu sytuacja nieco się uspokoiła, ponieważ podejrzani agenci najwyraźniej nie trzymali się swoich możliwych planów" - napisał "Spiegel".

Przewodniczący komisji obrony w niemieckim Bundestagu Marcus Faber powiedział portalowi dziennika "Bild", że "to po raz kolejny pokazuje, iż Rosja przenosi swoją wojnę i terror do Europy. Reżim Putina próbuje teraz także zabijać niemieckich obywateli", co jest "dodatkowym wyzwaniem dla naszych organów bezpieczeństwa".

Z kolei szef komisji spraw zagranicznych w Bundestagu Michael Roth zauważył w rozmowie z "Bildem", że każdy, kto mierzy się z Rosją, potępia jej imperializm, kwestionuje wszechmoc Putina i krytykuje go, "musi liczyć się z najgorszym". Zdaniem Rotha "naszą odpowiedzią musi być twardość demokratycznego państwa prawa, a nie ustępstwa".

Z rosyjskiej perspektywy firma zbrojeniowa Rheinmetall jest kluczowym graczem wspierającym ukraińską armię. Jest jednym z największych pojedynczych dostawców sprzętu wojskowego i amunicji dla Ukrainy - przypominają niemieckie media.

Jeśli utrzymamy presję i zamkniemy luki w sankcjach, w ciągu roku-, dwóch Rosja dojdzie do ściany i może jej zabraknąć środków na prowadzenie wojny - ocenił szef MSZ Radosław Sikorski podczas wystąpienia w American Enterprise Institute (AEI). Stwierdził też, że Polska będzie się starać łagodzić tarcia między USA i Chinami.

"Upadek rosyjskiej gospodarki nie jest jeszcze spektakularny, ale jest rzeczywisty (...). Strategia Zachodu działa, jedyne co musimy zrobić, to utrzymać kurs, naprawiając jednocześnie luki. Jeśli to zrobimy, w ciągu 12-24 miesięcy Rosja dojdzie do ściany" - powiedział Sikorski. Dodał, że historia pokazuje, że wojny kończą się nie tylko bezwarunkową kapitulacją czy wynegocjowanym porozumieniem, lecz także gdy prowadzącym wojnę zabraknie środków na jej kontynuowanie.

"Tak było podczas I wojny światowej" - przypomniał minister.

Odwiedzając swoje byłe miejsce pracy w Waszyngtonie - Sikorski był w przeszłości członkiem think tanku AEI - minister wygłosił przemówienie mające rozprawiać się z popularnymi mitami dotyczącymi Rosji i przedstawić perspektywę pokonania Moskwy. Stwierdził m.in., że Rosja wcale nie jest bastionem wartości judeochrześcijańskich, lecz jest społeczeństwem w anomii, pozbawionym jakichkolwiek wartości i prowadzonym przez byłego oficera KGB.

"To, że wciąż są ludzie na Zachodzie, którzy uważają Putina, byłego pułkownika KGB za obrońcę chrześcijaństwa, byłoby perwersyjnie zabawne, gdyby nie było tak beznadziejnie głupie" - stwierdził.

Przekonywał też, że Rosja nie jest państwem nie do pokonania i w istocie przegrała wiele wojen, od wojny krymskiej po Afganistan. Jak mówił, Zachód może równocześnie starać się pokonać Rosję i być gotowym do powstrzymywania Chin, a rosyjska agresja ma bezpośredni związek z możliwymi agresywnymi ruchami Chin i Iranu. Podkreślił, że wbrew narracji w USA Europa jest wartościowym sojusznikiem dla Stanów Zjednoczonych.

Odnosząc się do tego ostatniego wątku, zwracał uwagę, że państwa europejskie przeznaczyły na pomoc Ukrainie więcej środków niż USA.

"W tym względzie nie jesteśmy pasażerami na gapę (...). Era jazdy na gapę z opóźnieniem się kończy" - powiedział Sikorski. Zaznaczył jednocześnie, że sojusznicy na własną obronę powinni wydawać jeszcze więcej niż wymagane obecnie 2 proc. PKB. Zwrócił uwagę, że Polska już teraz wydaje na to najwięcej w NATO, w przyszłym roku jeszcze zwiększy wydatki, lecz stwierdził, że podział ciężaru w tej kwestii w Europie powinien być sprawiedliwszy, bo Polska w efekcie jest dla Europy Zachodniej "miną przeciwczołgową".

Sikorski stwierdził też, mówiąc o projekcie stworzenia unijnych sił szybkiego reagowania, że UE powinna być zdolna do radzenia sobie sama z pewnymi zagrożeniami na swoim obszarze. Wśród przykładów wymienił tu m.in. działalność Grupy Wagnera - przemianowanej na Africa Corps - w Libii.

"Nie powinniśmy być tak żałośni, jak byliśmy podczas wojny na Bałkanach podczas administracji (Billa) Clintona" - powiedział.

Pytany o perspektywę udzielenia Ukrainie gwarancji bezpieczeństwa lub członkostwa w NATO, Sikorski stwierdził, że może do tego dojść dopiero po ukraińskim zwycięstwie, dodając że "nie ma niczego niebezpieczniejszego niż niewiarygodne gwarancje".

"One czynią cię odważniejszym, niż powinieneś być. Gwarancje bezpieczeństwa powinny być udzielane tylko wtedy, kiedy jesteśmy rzeczywiście gotowi iść na wojnę. W tej chwili nie ma na to apetytu, ale jest apetyt i wola do długoterminowego wsparcia Ukrainy" - zaznaczył. Minister opowiedział się również za umożliwieniem Ukrainie rażenia celów w głębi rosyjskiego terytorium, np. niszczenia bombowców prowadzących ostrzał Ukrainy.

"Nie sądzę, żeby to było szczególnie eskalacyjne" - ocenił.

Odpowiadając na pytanie o rolę Polski w perspektywie tarć między USA i Chinami, Sikorski stwierdził, że Polska nigdy nie miała konfliktu z Chinami, nie brała udziału w kolonialnych działaniach, szanuje Państwo Środka za wyciągnięcie milionów ludzi z ubóstwa i sugerował, że naciski ChRL powstrzymały ZSRR od zbrojnej interwencji w Polsce w 1956 r. Zaznaczył jednak, że ponieważ Chiny są największym konkurentem największego sojusznika Polski "czyni to sprawy interesującymi". Zapowiedział, że Polska będzie działała na rzecz łagodzenia rywalizacji obu mocarstw i starać się, by nie przerodziła się ona w "gorącą" wojnę, która miałaby niszczycielskie skutki dla Polski.

Szczyt NATO w Waszyngtonie dowiódł jednomyślności państw członkowskich w kwestii dalszego wspierania Ukrainy - ocenił w rozmowie z PAP hiszpański politolog prof. Salvador Sanchez Tapia z Uniwersytetu Nawarry. Zaznaczył jednak, że największe zagrożenie dla światowego pokoju pochodzi z regionu Indo-Pacyfiku.

Hiszpański ekspert w dziedzinie wojskowości i bezpieczeństwa międzynarodowego zauważył, że podczas szczytu NATO, odbywającego się od wtorku do czwartku w Waszyngtonie, członkowie organizacji wykazali się polityczną jednością w kwestii obrony Ukrainy, którą "potraktowano jako terytorium sojusznicze".

Zagrożenie ze strony Rosji zostało w deklaracji z Waszyngtonu określone "w sposób jasny oraz jednoznaczny" - podkreślił prof. Sanchez Tapia. Odnotował jednak, że dla USA kluczowym obszarem zainteresowania jest region Indo-Pacyfiku, a najważniejszym wyzwaniem - zagrożenie ze strony Chin.

Rozmówca PAP uważa, że w perspektywie średnioterminowej jest ryzyko rozbieżnych interesów państw członkowskich NATO, zwłaszcza USA i krajów Europy. Jak dodał, uzależnione to jest od "dalszego rozwoju europejskiej autonomii strategicznej".

"Dziś taki scenariusz jest mało prawdopodobny, ponieważ wiele krajów UE nie zaakceptowałoby rozwoju autonomii militarnej kosztem Sojuszu Północnoatlantyckiego. Nie ma bowiem opcji zastąpienia (czymś innym) odstraszania nuklearnego, zapewnianego przez Stany Zjednoczone" - wyjaśnił Sanchez Tapia.

Odnotował, że USA sukcesywnie przesuwają swoje zaangażowanie o charakterze strategicznym do regionu Indo-Pacyfiku. Jak przyznał, takie działanie jest zrozumiałe. "W przyszłości główne zagrożenie dla globalnego bezpieczeństwa i stabilności będzie pochodzić właśnie z tego regionu, dlatego Amerykanie muszą ustalić priorytety, jeśli chodzi o wykorzystanie zasobów, aby nie popaść w tzw. nadmierną ekspansję strategiczną. Taka sytuacja zniszczyłaby bowiem w dłuższej perspektywie ich pozycję jako wiodącej globalnej potęgi" - ocenił ekspert.

Zdaniem politologa z Uniwersytetu Nawarry europejskie kraje NATO wobec zagrożenia ze strony Rosji muszą konsekwentnie podnosić wydatki na siły zbrojne. Profesor podkreślił, że aktualnie problemem pozostaje nie tylko ocena realnego zagrożenia militarnego ze strony Moskwy dla UE, ale też skuteczne przezwyciężenie zaniedbań w sektorach obronnych europejskich członków NATO.

"Kraje UE próbują to robić, jednak nierównomiernie. Przykładem może być Hiszpania, która, niestety, należy do państw wydających najmniej na obronność w stosunku do swojego PKB" - zauważył Sanchez Tapia.

"Stary Kontynent żył przez wiele lat bez troski o swoją obronę, łudzony fałszywym przekonaniem, że wojna została wygnana z Europy. Oszustwo to było w dużej mierze możliwe, ponieważ wygodnie czuliśmy się pod amerykańskim parasolem bezpieczeństwa" - podsumował hiszpański ekspert.

Z ostatniej chwili

Jak podał amerykański departament, szef Pentagonu odbył w piątek drugą rozmowę telefoniczną z ministrem obrony Rosji Andriejem Biełousowem.

Lloyd Austin w rozmowie podkreślił znaczenie utrzymywania otwartych kanałów komunikacji między Rosją a Stanami Zjednoczonymi.

Ministerstwo Obrony Rosji poinformowało, że rozmowa telefoniczna Biełousowa z szefem Pentagonu Austinem odbyła się z inicjatywy strony rosyjskiej.

Poruszano kwestię zapobiegania zagrożeniom bezpieczeństwa i ograniczania ryzyka ewentualnej eskalacji - podaje RIA Novosti.

Komentatorzy hiszpańskiego dziennika "El Pais" oceniają po szczycie NATO w Waszyngtonie, że spotkanie to przyniosło deklarację jedności i klarownie wskazało na zagrożenia, ale na horyzoncie pojawiła się niepewność, szczególnie w sprawie dalszych działań poszczególnych członków Sojuszu.

Podsumowująca w piątek szczyt NATO, gazeta zwróciła uwagę, że w Waszyngtonie nie zauważono "poważnych rozbieżności" w stanowisku sojuszników wobec zagrożeń dla Sojuszu.

Odnotowała, że po raz pierwszy w dokumencie ze szczytu NATO napisano o aktywnej roli Chin w prowadzonej przez Rosję wojnie przeciwko Ukrainie. ChRL określono tam jako czynnik zdolny oddziaływać na ten konflikt zbrojny poprzez "lawinę eksportową z Chin do Rosji do celów zarówno cywilnych, jak i wojskowych".

"To eksport obejmujący surowce i części elektroniczne oraz optyczne, które można wykorzystać np. do produkcji dronów" - napisał hiszpański dziennik.

Według gazety pojawiająca się "na horyzoncie niepewność" to w głównej mierze niejasność co do postawy krajów członkowskich NATO wobec zagrożeń dla Sojuszu, jakie stanowią dziś Rosja i Chiny.

Przykładem tego jest dwuznaczna zdaniem "El Pais" postawa premiera Węgier Viktora Orbana w polityce zagranicznej. Dziennik przypomniał, że przed szczytem w Waszyngtonie Orban odbył podróż do Moskwy i Pekinu, "rzekomo w ramach misji pokojowej".

Gazeta zauważyła, że w NATO istnieje dziś rozdźwięk co do polityki wsparcia dla Ukrainy, a wizyta prezydenta Wołodymyra Zełenskiego na szczycie nie zakończyła się sukcesem, jakiego oczekiwał przywódca Ukrainy.

"Prezydent Zełenski uzyskał obietnice pomocy wojskowej i przyszłego wejścia Ukrainy do NATO, ale nie formalną ofertę jej członkostwa, na którą liczył", napisała.

Inną poważną niepewnością co do przyszłości Sojuszu Północnoatlantyckiego jest stan zdrowia prezydenta USA Joe Bidena, który jest zdecydowany ubiegać się o reelekcję mimo coraz liczniejszych gaf i błędów w publicznych wypowiedziach - ocenił madrycki dziennik.

"Niektórzy z jego sojuszników szukają już najmniej traumatycznego sposobu, aby przekonać go do rezygnacji" - napisał "El Pais", odnotowując, że istnieją poważne wątpliwości w szeregach jego Partii Demokratycznej co do możliwości startu Bidena w listopadowych wyborach w USA, państwa, które jest filarem NATO.

Kijów udokumentował zgony ok. 300 cywilów od rosyjskich min i zbiera dowody, które chce przedstawić Międzynarodowemu Trybunałowi Karnemu (MTK), poinformowała w piątek Służba Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU). Według niej ponad 1 tys. osób odniosło rany wskutek eksplozji min, a 297 zginęło.

Najwięcej przypadków miało miejsce w obwodach donieckim i charkowskim. "Aby zamaskować miny, okupanci wykorzystywali różnorodne przedmioty, łącznie z dziecięcymi zabawkami czy bombonierkami" - przekazała SBU w oświadczeniu. "Dodatkowo rosyjskie grupy dywersyjne bardzo często minowały teren, aby osłaniać odwrót z linii frontu i obszarów przygranicznych".

Rosja zaprzeczyła, jakoby podczas inwazji na Ukrainę atakowała ludność cywilną. SBU oświadczyła, że przygotowuje szeroką bazę dowodów, które zostaną przesłane do Hagi.

MTK to pierwszy w historii stały sąd międzynarodowy powołany do sądzenia osób fizycznych oskarżanych o popełnienie najcięższych zbrodni wagi międzynarodowej, takich jak zbrodnie ludobójstwa czy zbrodnie przeciwko ludzkości. (

NATO ma 32 państwa członkowskie, dziesiątki tysięcy czołgów i samolotów, miliony żołnierzy, budżet wojskowy idący w setki miliardów euro. Sojuszowi "brakuje tylko jednego: prawdziwego przywódcy"; świat potrzebuje nowego Winstona Churchilla, napisał niemiecki dziennik "Bild" po szczycie NATO.

Przy całej swojej potędze NATO nie zdołało powstrzymać Rosji przed zaatakowaniem europejskiego kraju. Do dziś pozwala Putinowi bombardować ukraińskie kliniki pediatryczne, zaznaczył "Bild" w komentarzu zamieszczony na jego portalu w czwartek wieczorem.

"Brakuje polityka, który sprostałby zadaniu stulecia - obronie naszego wolnego świata", podkreślił dziennik.

"Kogoś, kto rzeczywiście wyciągnął wnioski z historii i nie traktuje jej jako pustego frazesu", kogoś takiego jak legendarny brytyjski premier Winston Churchill, który "w obliczu nazistowskiego zagrożenia zdał sobie sprawę, że ustępstwa i tchórzostwo to droga do przepaści. I był gotów objąć przywództwo", czytamy w komentarzu.

Zmęczony prezydent USA, niezdecydowany kanclerz Niemiec, zaabsorbowany sobą prezydent Francji nie są zdaniem "Bilda" odpowiednimi kandydatami na nowego Churchilla. "A może odważna premier Estonii Kaja Kallas?", zastanawia się dziennik.

"Świat potrzebuje nowego Winstona Churchilla. Pilniej niż kiedykolwiek", podsumował "Bild".

Sojusz Północnoatlantycki jest raczej ostrożny w kwestii Ukrainy, nie wyznaczając konkretnego terminu przystąpienia tego kraju do NATO – oceniła w rozmowie z PAP dr Amelie Zima z Francuskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (IFRI).

"Ukraina nie może być w pełni zadowolona ze szczytu (w Waszyngtonie). Komunikat odnosi się do +nieodwracalnej drogi+ (Ukrainy do NATO - PAP), ale powtarza, podobnie jak (na szczycie Sojuszu) w Wilnie (w 2023 roku), że Ukraina przystąpi do organizacji tylko wtedy, gdy warunki (ku temu) będą odpowiednie" – zauważyła Zima. "Nic się nie zmieniło, ponieważ Stany Zjednoczone i Niemcy (nadal) są przeciwne przystąpieniu Ukrainy do NATO" – podkreśliła.

Ustępujący sekretarz generalny Sojuszu Jens Stoltenberg poinformował podczas szczytu w Waszyngtonie, że państwa członkowskie proporcjonalnie wesprą Ukrainę sumą co najmniej 40 mld euro w ciągu najbliższego roku. Następnie kwota ta zostanie poddana rewizji podczas przyszłorocznego szczytu w Hadze.

Wśród innych decyzji Szczytu znalazło się też powołanie Centrum Analiz, Szkolenia i Edukacji NATO - Ukraina (JATEC) w Bydgoszczy, które zajmie się m.in. szkoleniem ukraińskich żołnierzy i wymianą informacji dotyczących wojny z Rosją. Sojusznicy podpisali również wspólną deklarację o intensyfikacji współpracy i zwiększeniu produkcji przemysłów obronnych, obejmującą m.in. wspólne zakupy sprzętu wojskowego.

"Są obietnice dotyczące pomocy, szkoleń i 40 mld euro (dla Ukrainy), ale nie ma niczego bardziej konkretnego" – oceniła rozmówczyni PAP.

Ekspertka zaznaczyła, że trwają dyskusje na temat wykorzystywania przez Ukraińców broni otrzymanej z Zachodu do uderzeń w głębi Rosji, czego Amerykanie dotąd odmawiali.

W jej przekonaniu duża część państw członkowskich NATO nie jest jeszcze gotowa wydawać więcej niż 2 proc. PKB na obronność w skali roku. Jak dodała, niekoniecznie chodzi jednak o to, aby wydawać więcej, ale o to, aby "wydawać inteligentnie".

W konkluzjach szczytu NATO w Waszyngtonie podkreślono m.in., że Chiny "stały się decydującym czynnikiem wspierającym wojnę Rosji przeciwko Ukrainie poprzez tzw. partnerstwo bez granic i wsparcie na dużą skalę rosyjskiej bazy przemysłu obronnego". W związku z tym - oceniono - ChRL stanowi "systemowe wyzwanie dla bezpieczeństwa euroatlantyckiego".

"Chiny rzucają (Sojuszowi) wyzwania gospodarcze, finansowe i handlowe, którym NATO nie jest w stanie sprostać" – uważa analityczka. Jak przyznała, Rosja wciąż jest postrzegana jako główne zagrożenie, a Sojusz nie ma wystarczających zasobów, aby utrzymać swoją obecność zarówno w Europie, jak i na Pacyfiku.

"Retoryka (NATO) jest bezprecedensowa, ale niekoniecznie oznacza zaangażowanie NATO na Pacyfiku, zwłaszcza że Węgry nie są jedynym państwem członkowskim, które się temu sprzeciwia" – zauważyła Zima.

Francuskie media komentowały, że prezydent Emmanuel Macron był mało widoczny podczas szczytu, choć dotychczas lubił odgrywać pierwszoplanową rolę podczas ważnych międzynarodowych spotkań.

"Wynika to z sytuacji wewnętrznej, która osłabia pozycję Francji na arenie międzynarodowej" – oceniła Zima, przypominając wynik niedawnych wyborów parlamentarnych we Francji, wygranych przez lewicową koalicję Nowy Front Ludowy.

Ekspertka zaznaczyła jednak, że lewicowy rząd nie zmieniłby podejścia Francji do NATO, UE czy pomocy dla Ukrainy - w odróżnieniu od skutków ewentualnego zwycięstwa skrajnie prawicowego Zjednoczenia Narodowego.

Forma zdrowotna prezydenta USA Joe Bidena i rosnące w związku z tym prawdopodobieństwo powrotu Donalda Trumpa do Białego Domu przyćmiły wszystkie inne kwestie na waszyngtońskim szczycie NATO – oceniły w piątek brytyjskie media.

"Financial Times" napisał, że po szczycie sojuszu przyćmionym pytaniami o to, czy amerykański prezydent może kontynuować walkę o reelekcję przeciwko Trumpowi, najbliżsi zachodni sojusznicy Bidena opuszczą Waszyngton niepewni co do zaangażowania USA w NATO po styczniu przyszłego roku.

"Sojusznicy z NATO rzetelnie powstrzymywali się od jakichkolwiek publicznych uwag związanych ze zdrowiem Bidena w obawie przed ingerencją w listopadowe wybory lub wytrąceniem z równowagi krytycznego sojusznika. Jednak cisza ta przeczyła ostrej nerwowości wśród europejskich sojuszników w związku z wyborami, biorąc pod uwagę antynatowskie stanowisko Trumpa i znaczenie amerykańskich obietnic bezpieczeństwa dla europejskich stolic" – ocenił "FT".

"Na pierwszy rzut oka był to pracowity szczyt NATO, na którym nie brakowało rezultatów: bardzo potrzebne systemy obrony powietrznej i myśliwce dla Ukrainy oraz zobowiązanie, że Kijów jest na +nieodwracalnej ścieżce+ do członkostwa, a także ostrzeżenie Sojuszu w kierunku Chin za dyskretną pomoc dla Rosji, która kontynuuje atak na Ukrainę. Jednak za tą aktywnością czai się urwisko w postaci wyborów w USA. W waszyngtońskiej gorączce zmartwieniem jest nie tyle zdrowie Joe Bidena, co zdolność Demokratów do pokonania Donalda Trumpa w listopadowych wyborach. Rzeczywistość jest taka, że NATO nie będzie dawać swojej rady, jeśli Stany Zjednoczone będą sceptyczne, niezdecydowane lub niezaangażowane" – skomentował "The Guardian".

Jak zauważa dziennik, poprzednią prezydenturę Trumpa NATO przetrwało, ale miała ona miejsce w czasie mniejszej niż obecnie niepewności geopolitycznej, gdy na krawędzi Europy trwa wojna na pełną skalę.

"The Guardian" napisał, że amerykańskie media są zdominowane przez obawy o zdrowie Bidena i jego zdolność do sprawowania prezydentury, a choć jego przemówienie zostało wygłoszone w sposób wystarczająco stanowczy, długie zmagania, by założyć kończącemu kadencję sekretarzowi generalnemu NATO Jensowi Stoltenbergowi szarfę z prezydenckim Medalem Wolności były widocznym przypomnieniem problemu.

"Daily Telegraph" cytuje źródła dyplomatyczne, które przyznały, że gafy Bidena, w tym zwłaszcza nazwanie ukraińskiego prezydenta Wołodymyra Zełenskiego Władimirem Putinem i pomylenie własnej zastępczyni Kamali Harris ze swym rywalem Donaldem Trumpem, zrujnowały miesiące ciężkiej pracy i podważyły efekty całego szczytu.

"To było okropne" – powiedział gazecie jeden z cytowanych urzędników. Jak relacjonuje "Daily Telegraph", wśród wypowiadających się anonimowo dyplomatów i urzędników "panowała pełna zgoda co do tego, że zajęło mniej niż minutę, aby zmieniła się cała narracja na temat szczytu" i przyznawali, że "będą zmuszeni czytać o tej gafie na pierwszych stronach jutrzejszych gazet zamiast o sukcesach (szczytu)".

"Podczas czwartkowej konferencji prasowej NATO w Waszyngtonie, Biden po raz kolejny dał jasno do zrozumienia, że jest zdeterminowany, aby kontynuować swoją kampanię na rzecz reelekcji, w występie, który nie był wystarczająco dobry, aby uciszyć krytyków w jego partii, ale nie na tyle zły, aby go przekreślił" – ocenił "The Times".

Jak zwrócił uwagę dziennik, wyraźnym znakiem, że Biden zaprzecza będącej efektem jego wieku pogarszającej się sprawności, była długa odpowiedź na proste pytanie: czy naprawdę mógłby poradzić sobie z Władimirem Putinem lub Xi Jinpingiem podczas rozmowy twarzą w twarz w ciągu roku lub dwóch? Choć dla wszystkich było jasne, że podtekstem pytania była pogarszająca się kondycja umysłowa prezydenta, Biden odpowiadając, że nie ma realnego powodu, by rozmawiać z Putinem i wdając się w rozważania, czy Putin jest gotowy do rozmowy, "wydawał się szczerze myśleć, że dotyczy ono geopolityki, a nie jego osobistych ograniczeń".

Rosaviation: Samolot, który rozbił się w rejonie Moskwy, wykonywał lot bez pasażerów.

Ministerstwo Sytuacji Nadzwyczajnych potwierdziło, że samolot rozbił się w obwodzie moskiewskim, a wszystkie trzy osoby na pokładzie zginęły, nie było innych ofiar.

Pilne

BAZA: Superjet rozbił się trzy godziny po konserwacji. Był to jego pierwszy lot po naprawie.

Samolot należał do linii lotniczych Gazpromavia. Wystartował z lotniska w Łuchowicach i poleciał do Wnukowa. Przed katastrofą samolot wysłał sygnał o niebezpieczeństwie - próbowano wprowadzić samolot w krąg awaryjny, ale spadł. Na pokładzie było trzech członków załogi, którzy zginęli. Rozbity Superjet latał od 2015 roku.

Pilne

Tak wyglądała trasa samolotu, który runął pod Moskwą. Nieoficjalnie maszyna wykonywała próbne loty po naprawie.

Pilne

Służby operacyjne podały, że wszyscy trzej piloci, którzy byli na pokładzie rozbitego samolotu w obwodzie moskiewskim, zginęli.

Pilne

Służby operacyjne podały, że samolot Superjet rozbił się w regionie kolomenskim w obwodzie moskiewskim. Według wstępnych ustaleń na pokładzie nie było pasażerów, a jedynie 3 członków załogi.

Pilne

W obwodzie moskiewskim sprawdzane są informacje o katastrofie samolotu z trzema osobami na pokładzie – poinformowały służby operacyjne.

Premier Węgier Viktor Orban wyrządził już poważne szkody swoimi działaniami podczas pierwszych 12 dni prezydencji swojego kraju w Radzie UE - oceniło w piątek niemieckie MSZ.

"Musimy zobaczyć, jak dalej będzie przebiegać węgierska prezydencja w Radzie" - powiedział rzecznik ministerstwa, zapytany o to, jak Berlin zamierza zareagować na ostatnie wizyty Orbana w Chinach i Rosji.

"Jesteśmy teraz w dwunastym dniu (prezydencji) i już spowodowała wiele szkód" - dodał rzecznik, cytowany przez agencję Reutera.

Węgry objęły półroczną prezydencję w Radzie UE 1 lipca. Dzień później Orban złożył niezapowiedzianą wizytę w Kijowie, a trzy dni później w Moskwie. Następnie, kontynuując samozwańczą "misję pokojową" w sprawie wojny Rosji przeciwko Ukrainie, udał się do Pekinu.

Rosja zaminowuje port w pobliżu portu w Noworosyjsku, podaje ukraińska Pravda za donosami na Telegramie. Jeden z partyzantów odkrył cztery duże statki desantowe eksploatujące wejście do portu w pobliżu

""W obawie przed całkowitym zniszczeniem Floty Czarnomorskiej przez ukraińskie drony Rosjanie dotarli już do fortyfikacji portu morskiego w Noworosyjsku. Oczywiście jest mało prawdopodobne, że to im pomoże" - napisał.

Źródło artykułu:WP Wiadomości