Wszystko widział, ruszył na pomoc. Bohater z Chorzowa mówi, jak było
- Ta osoba jeszcze żyła, oddychała, dawała jakieś oznaki życia, była świadoma - relacjonuje pan Sebastian, który udzielał pierwszej pomocy Ukraińcowi - oferze nożownika z Chorzowa. Mężczyzna został zaatakowany na ulicy, nie przeżył. Policja zatrzymała 47-letniego Polaka w kryzysie bezdomności, w niedzielę usłyszał zarzuty.
- Było jedno wielkie zamieszanie. Koleżanka nagle zaczęła mówić, że po ulicy biega ktoś z nożem, kogoś mordują. Zerknąłem przez okno. Rzeczywiście widziałem napastnika i widziałem ofiarę, która już słania się na nogach – przekazał w rozmowie z TVN24 pan Sebastian.
Mężczyzna przyznał, że działając zgodnie z mottem Wojsk Obrony Terytorialnej: "zawsze gotowy, zawsze blisko", wziął saszetkę ze sprzętem do udzielania pierwszej pomocy i wybiegł na podwórko. Kiedy zobaczył, jak jego kolega z innymi ludźmi obezwładnia napastnika, postanowił zająć się ofiarą.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wsiadł na motor mimo zatrzymania prawa jazdy. Jechał 220 km/h.
- Zacząłem udzielać pomocy tej biednej osobie, która po prostu leżała cała we krwi. W pierwszym momencie skupiałem się na tym, żeby zatamować krwawienie z rany. Niestety, później ta osoba przestała oddychać i przeszedłem do resuscytacji krążeniowo oddechowej z pomocą jednego funkcjonariusza policji. Nie znam nazwiska funkcjonariusza, ale był bardzo pomocny. Jak już się zmęczyłem, funkcjonariusz przejął resuscytację i tak w kółko, dopóki nie przyjechał pierwszy zespół ratownictwa medycznego, z którym jeszcze działaliśmy, też wspólnie - powiedział na antenie TVN24 mężczyzna.
Bohaterów jednak było dwóch. Zanim pan Sebastian zaczął udzielać pomocy, pan Przemysław ruszył, by obezwładnić mężczyznę.
- Wiedziałem, że jeżeli napastnik ma nóż, to nie podchodzimy do niego, trzymamy dystans nie mniejszy niż półtora metra. Do tego dystansu potrzebowałem kija - mówił z kolei pan Przemysław, który wytrącił z ręki narzędzie zbrodni i obezwładnił napastnika. Z pomocą rurki, z pobliskiej furgonetki budowlanej, sprawił, że nóż wypadł agresorowi z ręki. Potem obalił mężczyznę na ziemię. Podciął mu nogi, dzięki czemu ten się przewrócił.
- To może trwało kilka minut. Na początku, zanim zacząłem cokolwiek robić, ta osoba jeszcze żyła, oddychała, dawała jakieś oznaki życia, była świadoma - dodał pan Sebastian.
Wszyscy znali podejrzanego 47-latka
Pan Sebastian przyznał, że zna napastnika. Podejrzany 47-latek jest osobą w kryzysie bezdomności, w niedzielę prokurator przedstawił mu zarzut zabójstwa. Mieszkańcy okolicy często dawali mu jedzenie, zwykle przebywał na popularnym skrzyżowaniu, zwanym "krajcokiem". Mieszkańcy w rozmowie z mediami relacjonowali, że często mówił sam do siebie i zaczepiał przechodniów. W piątek miał od razu wejść do sklepu mięsnego, ukraść nóż i tym narzędziem zaatakować Ukraińca.
- Każdy z nas tutaj go znał. Przechodziliśmy setki, jak nie tysiące razy obok niego. Nieważne, czy to była godzina szósta rano, czy 22:00. Nikt nie przypuszczał, że dojdzie do takiej tragedii, do takiego zdarzenia. Myślę, że na pewno można było mu pomóc. Trzeba teraz znaleźć dziurę w systemie, którą trzeba wyleczyć, żeby do takich sytuacji nie dochodziło - podsumował świadek zdarzenia.
Czytaj też: