Nie ma wątpliwości co do tego, iż biegunka nie budzi zbyt pozytywnych skojarzeń. Nie inaczej ma się sprawa w przypadku "biegunki legislacyjnej" czyli politycznej odmiany schorzenia, na które, jak w życiu, cierpi czasem każdy (w tym przypadku każdy rząd), ale nikt nie chce się do tego przyznać. Problem w tym, że efekt takiej biegunki jest widoczny, a co gorsza, odczuwalny przez wszystkich. I nie chodzi tu bynajmniej o nasuwające się w pierwszej chwili skojarzenie, ale o długofalowe skutki dla przeciętnego polskiego obywatela, któremu przy okazji załatwiania przyziemnych spraw, przyjdzie zmierzyć się z kolejną komplikującą życie ustawą, wyprodukowaną przez rząd na fali "biegunki legislacyjnej".