Ryszard Czarnecki ukarany. Mamy komentarz europosła
Eurodeputowany do Parlamentu Europejskiego Ryszard Czarnecki znowu otrzymał karę. Tym razem nie chodzi o jego kontrowersyjne wypowiedzi, ale obecność w Azerbejdżanie. W rozmowie z Wirtualną Polską odniósł się do sprawy i nie zabrakło mocnych słów. - To przykład hipokryzji - ocenił.
Zakaz udziału w misjach obserwacyjnych europarlamentu do końca kadencji - to kara dla Ryszarda Czarneckiego i innego eurodeputowanego Prawa i Sprawiedliwości Kosmy Złotowskiego oraz brytyjskiego parlamentarzysty Davida Bannermana. Powód? Niesubordynacja. Wszyscy trzej są członkami europarlamentarnej frakcji ECR - Europejskich Konserwatystów i Reformatorów. Wybrali się do Azerbejdżanu, by obserwować odbywające się tam wybory prezydenckie. Problem w tym, że pojechali tam wbrew woli DEG - specjalnego zespołu europarlamentu, zajmującego się wsparciem i monitorowaniem demokracji poza UE (DEG - Democracy Support and Election Coordination Group).
Co na to Czarnecki? Jak podkreślił w rozmowie z reporterem WP Oskarem Górzyńskim, była to oficjalna delegacja ECR, której szefem był Złotowski. - My uważamy, jako europejscy konserwatyści i polscy politycy, że odwracanie się plecami do krajów Kaukazu Południowego - czy to Gruzji, Armenii czy Azerbejdżanu to jest spychanie tych państw w łapy Rosji. Być może kraje Europy Zachodniej tego nie rozumieją, nie rozumieją specyfiki tego obszaru, a my musimy ją rozumieć - powiedział europoseł PiS.
- Uważam, że oddawanie tam pola Rosjanom jest ciężkim błędem geopolitycznym Zwracam też uwagę, że ta sytuacja to przykład hipokryzji - dodał. Zwrócił uwagę, że usiłuje się karać polskich polityków, chociaż inni - chociażby kanclerz Niemiec Angela Merkel - spotykali się z premierem Azerbejdżanu. - Kiedy spotykają się polscy politycy to już przeszkadza - zaznaczył.
Zobacz także: Paweł Lisicki: ze strony PiS to był nokaut
- Uważam, że trzeba kontynuować zainteresowanie tym regionem, które zapoczątkował w sposób spektakularny prezydent Lech Kaczyński, który i Gruzję, i Azerbejdżan odwiedzał - podkreślił Czarnecki.
Jak dodał, w przeciwieństwie do autorów listu on był na miejscu. Nie chciał jednak oceniać procesu wyborczego. Przyznał, jednak, że wybory przebiegły spokojnie. - Kraje Kaukazu Południowego pewnie mają nieco inne standardy polityczne niż kraje Europy Zachodniej. Nie przeszkadza to jednak pani Merkel czy Junkerowi spotykać się dość systematycznie z reprezentantem tego kraju. Skoro oni to robią, to czemu Polacy mają tego nie robić? - zapytał.
Czarnecki zapewnił też, że za delegację płacił ECR. - Bilety kupowane w biurze PE, hotele płacone przez nas na miejscu - mówił. Dodał, że byli tam też inni polscy politycy m.in. Dominik Tarczyński czy Arkadiusz Mularczyk.
Według azerskiej agencji informacyjnej Azertac misja obserwacyjna Europejskiej Grupy Konserwatystów i Reformatorów z Parlamentu Europejskiego, w której brał udział Ryszard Czarnecki, uznała wybory za "spełniające wysokie standardy, w pełni zapewniona była wolność i tajność wyborów, a proces wyborczy był odpowiedni i zgodny z międzynarodowymi standardami i praktyką".
Reakcja DEG
O karze na piśmie poinformowali współprzewodniczący DEG. Podkreślili, że "DEG zajęła jasne i jednogłośne stanowisko", a europosłowie go nie uznali. DEG jest przeciwna wysyłaniu oficjalnych delegacji europarlamentu do obserwacji tych wyborów z powodu pogarszającego się "klimatu demokracji" w Azerbejdżanie.
Według DEG europosłowie "podważają uczciwość Parlamentu Europejskiego i wysoce narażają na szwank wiarygodność" PE jako niezależnego obserwatora procesu wyborczego. Ponadto, współprzewodniczący zwrócili uwagę, że medialne wypowiedzi europarlamentarzystów w Azerbejdżanie są zupełnie niezgodne z ocenami OBWE ws. uczciwości wyborów.
Jak tłumaczyli współprzewodniczący DEG, "obecność podczas wyborów prezydenckich 11 kwietnia (w Azerbejdżanie - przyp. red.) oraz publiczne komentarze były, delikatnie mówiąc, dużą niespodzianką".
Szef delegacji EKR europoseł PiS Kosma Złotowski tłumaczy jednak, że nie jest członkiem DEG i nie jest związany wewnętrznymi decyzjami tego ciała.
- W żadnej swojej wypowiedzi dla mediów oraz w żadnej rozmowie z przedstawicielami azerskich władz nie stwierdziłem, że nasza delegacja reprezentuje cały Parlament Europejski. Zawsze podkreślałem, że nasza delegacja reprezentuje jedynie Grupę EKR - mówi WP polityk. - Uważam natomiast, że mechanizm obserwacji wyborów nie miałby sensu, gdyby stosować go tylko do tych krajów, gdzie proces wyborczy nie budzi żadnych zastrzeżeń. Rezygnowanie z wysłania oficjalnej misji obserwacyjnej z powodu zagrożenia wyborów fałszerstwem brzmi niepoważnie - dodaje.
W przeciwieństwie do oficjalnej misji OBWE grupa ECR nie stwierdziła żadnych fałszerstw i uchybień, a nawet chwaliła poziom ich organizacji.
List DEG zamieściła też na swoim profilu na Twitterze europosłanka Róża Thun.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Możliwa dodatkowa kara
Okazuje się, że konsekwencje dla Czarneckiego mogą być większe. Współprzewodniczący DEG proszą bowiem szefostwo ECR, by zastanowiło się, czy "biorąc pod uwagę wcześniejsze działania i wypowiedzi" Czarneckiego, nadal powinien on ją reprezentować.
Przypomnijmy, że wcześniej Czarnecki został zdymisjonowany z funkcji wiceszefa PE. Za to, że porównał Różę Thun do szmalcownika.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl