ŚwiatPolska znów o krok od międzynarodowego skandalu

Polska znów o krok od międzynarodowego skandalu

O godz. 13.00 czasu polskiego na warszawskim Okęciu podczas kontroli straż graniczna zatrzymała byłego kandydata na prezydenta Białorusi Alesia Michalewicza. Opozycjonista zmierzał do Londynu, gdzie miał się spotkać z przedstawicielami brytyjskiego parlamentu i ministerstwa spraw zagranicznych. Po południu Michalewicz został zwolniony. Jak tłumaczyła rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Warszawie Monika Lewandowska, Białoruś wycofała się ze ścigania Alesia Michalewicza, wobec czego prokuratura nakazała natychmiastowe jego zwolnienie.

Polska znów o krok od międzynarodowego skandalu
Źródło zdjęć: © PAP | Tomasz Gzell

12.12.2011 | aktual.: 12.12.2011 18:41

Lewandowska powiedziała, że po otrzymaniu informacji o zatrzymaniu prokurator zwrócił się do Interpolu o niezbędne informacje, w tym o to, czy Białoruś wystąpiła z formalnym wnioskiem o jego tymczasowe aresztowanie.

- Uzyskaliśmy informację, że nie oraz że strona białoruska wycofała się z międzynarodowych poszukiwań tego pana - dodała. - W tej sytuacji prokuratura nie ma żadnych podstaw do wykonywania z nim żadnych czynności - podkreśliła prokurator.

Jednocześnie Lewandowska oświadczyła, że polska prokuratura nie polecała zatrzymania Michalewicza. - Mówienie, że zatrzymanie jest pomyłką prokuratury to wprowadzanie w błąd opinii publicznej - powiedziała. Dodała, że był on poszukiwany przez Białoruś za pośrednictwem Interpolu za "organizowanie masowych demonstracji".

Wcześniej rzecznik komendanta głównego policji insp. Mariusz Sokołowski wyjaśniał, że Aleś Michalewicz był poszukiwany na wniosek Białorusi przez Interpol. Białoruski opozycjonista był poszukiwany przez tamtejsze organa ścigania za "uszkodzenie mienia i udział w zamieszkach".

- Ta informacja została przekazana do Biura Międzynarodowej Współpracy Komendy Głównej Policji. Biuro było zobowiązane do wprowadzenia takich informacji do bazy danych. Uczyniono to w kwietniu 2011 roku - wyjaśnił Sokołowski.

Na skraju skandalu - znowu

Sam Michalewicz po zwolnieniu poinformował, że polski MSZ kupił mu bilet do Londynu. - Decyzją prokuratora generalnego zostałem zwolniony. Za parę godzin wylatuję - powiedział. Dodał, że o zwolnieniu został poinformowany ok. godz. 17.30. Przed godz. 18.00 podpisywał ostatnie dokumenty. Jak ocenił, przez cały czas zatrzymania "był traktowany tak, jak to powinno być w państwie prawa". - Cały czas mogłem rozmawiać przez telefon komórkowy, mogłem swobodnie się poruszać po dużym pomieszczeniu - powiedział.

- Przez cały czas pomagał mi wiceszef polskiego MSZ Krzysztof Stanowski - dodał.

Gdy tylko informacja o zatrzymaniu dotarła do MSZ, resort starał się nie dopuścić do kolejnego skandalu. Wszak po sprawie innego opozycjonisty - Alasia Bialackiego, którego Białorusini zatrzymali i skazali, gdy polska prokuratura przekazała im informacje z jego kont bankowych - takie sytuacje miały się nie powtórzyć. - Według naszej najlepszej wiedzy jest to pomyłka prokuratury, która uwierzyła w list gończy wydany przez władze białoruskie - powiedział komentował rzecznik ministerstwa Marcin Bosacki.

Minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski, pytany o sprawę zatrzymania Michalewicza, powiedział, że na jego polecenie natychmiast osobiście interweniował wiceminister spraw zagranicznych. Sikorski dodał, że otrzymał już informację, iż "dzięki tej interwencji prokuratura wydała opinię o zwolnieniu pana Michalewicza".

"Jestem pewien, że to jest zemsta władz Białorusi"

Michalewicz, który stawił się do kontroli granicznej na wylot do Londynu, legitymował się czeskim dokumentem uchodźczym. Podróżny widniał w systemach jako osoba poszukiwana w celu doprowadzenia do prokuratury - informowała Straż Graniczna. Białorusin

- Prawdopodobnie ścigają mnie w ramach tej samej dwustronnej umowy o współpracy między Polską, a Białorusią, na podstawie której wydano rachunki Alesia Bialackiego - mówił zaraz po zatrzymaniu Michalewicz w telefonicznej rozmowie z Wirtualną Polską.

W marcu bieżącego roku Aleś Michalewicz, po wyjściu z więzienia KGB, jako pierwszy opowiedział o torturach, stosowanych przez władze Białorusi wobec więźniów politycznych. Wkrótce musiał uciekać z kraju, pozostawiając żonę i dwójkę dzieci. Otrzymał azyl polityczny w Czechach. Władze w Mińsku wydały międzynarodowy list gończy w celu wydania go Białorusi.

- Jestem pewien, że to jest zemsta władz Białorusi za ujawnione przeze mnie informacje - mówi były kandydat na prezydenta Białorusi. - Po więzieniu KGB perspektywa więzienia w Polsce nie wydaje się być aż tak straszliwa. Chciano mnie już umieścić w celi, ale nalegałem na tym, że nie jestem jeszcze oficjalnie aresztowany, lecz tylko zatrzymany - dodał Michalewicz.

W październiku władze Czech decyzją sądu odmówiły ekstradycji Alesia Michalewicza na Białoruś.

(Aleh Barcewicz,wp.pl/ PAP)

Źródło artykułu:PAP
Komentarze (884)