Nic nie wiedzą, czekają. Z pożaru uciekali, jak stali
- Nic nie wiemy, czekamy. Nie wiadomo też, kiedy będziemy mogli wejść do naszych mieszkań - słyszymy od ludzi, którzy w piątek pojawili się przed spalonym blokiem przy ulicy Powstańców w Ząbkach. Strażacy nadal prowadzą swoje czynności, na miejscu pojawił się Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego.
- Tak jak teraz stoimy, tak wczoraj wybiegliśmy z mieszkań. Nic nie wiemy, nie wpuszczają nas, nie wiemy co jest w środku. Czekamy na jakiekolwiek informacje. U nas na dole myślę, że nie było ognia, ale mieszkanie na pewno jest zalane. Noc spędziliśmy u córki - mówi w rozmowie z WP Adam Chmielewski, który w piątek na osiedlu przyglądał się ogromowi zniszczeń w bloku na osiedlu w Ząbkach.
W piątek straż pożarna do południa przeczesywała pogorzelisko, sprawdzała dach, szukała zarzewi ognia. - Nasza akcja na pewno się dziś zakończy. Wtedy przekażemy teren policji i prokuraturze. Wiemy, że na miejscu jest też Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego - tłumaczy rzecznik prasowy powiatowej straży pożarnej w Wołominie, mł. kpt. Jan Sobków.
W piątek na ulicy Powstańców nie ma już takich tłumów, jak w dniu pożaru. Są jednak mieszkańcy i właściciele mieszkań. Niektórzy płaczą, inni szukają informacji.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Pożar w Ząbkach nie był przypadkowy? "Może być drugie dno"
- Ludzie nic nie pozabierali, zostawili auta na parkingach. Byliśmy do 21 wczoraj tutaj. Noc spędziliśmy u znajomych i dopiero teraz idziemy zobaczyć, co z naszym mieszkaniem, czy nie jest spalone. Klucze musieliśmy oddać policji, bo mają być oględziny mieszkań. Mamy czekać na dalsze informacje - relacjonuje Dariusz Kwiatkowski.
Boi się, ze zostanie bez pomocy
Jak słyszymy na miejscu, nie wszyscy mieli wykupione ubezpieczenie. Nie wszyscy, którzy byli na miejscu chcieli też, by ich cytować. Spotkaliśmy kobietę, której całe mieszkanie spłonęło i boi się, że nie dostanie pomocy i teraz nie wie, co ze sobą zrobić.
Dużo osób wynajmowało też mieszkania na osiedlu.
- Ja mam mieszkanie na górze, dostałem telefon, że się wszystko pali. Wynajmowałem tutaj, z właścicielem już się kontaktowałem. Cały dorobek tam został, sprzęty, dokumenty, to pewnie stracone wszystko jest, ale może coś się uratowało. Tragedia. Ciekawe, przez co to się wszystko stało. Słyszałem, że przez kilka dni nikt nie będzie mógł wejść do środka. Zostawiłem w środku kluczyki od samochodu, teraz czekam na zastępcze. Coś mnie tknęło, że nie zaparkowałem w garażu podziemnym, który się spalił, tylko na zewnątrz – opowiada Michał.
Noc w samochodzie
Wśród poszkodowanych jest też Bułgar Waidin, który - choć jego mieszkanie się paliło - pomagał w ewakuacji innych na osiedlu. - Nie wiem, co teraz będzie. Wszystko prawdopodobnie jest zniszczone. Nie mam dokumentów, nie mam nic. Wczoraj zdążyłem tylko wziąć dzieci pod pachę i uciekać. Dzieci poszły do znajomych, a ja spałem tutaj, w samochodzie - relacjonuje Waidin.
Jak pisaliśmy w Wirtualnej Polsce, akcja strażaków była utrudniona przez problemy z wodą w hydrantach, gapiów nagrywających filmy oraz kierowców, którzy nieprawidłowo zaparkowali swoje samochody.
Mateusz Dolak, dziennikarz Wirtualnej Polski
Czytaj także: Ekspert o pożarze. "Zdziwienie budzi brak wydzieleń"