Trwa ładowanie...
Jak Amerykanie zgotowali Indianom holokaust
Źródło: Wikimedia Commons CC0
02-03-2018 11:01

Jak Amerykanie zgotowali Indianom holokaust

Siedzący Byk milczał. Gdy wyprowadzono go z chaty, wokół zebrali się wojownicy. Jeden z nich powiedział, że nie wypuszczą wodza, i otworzył ogień do policji. Po raz pierwszy prezentujemy pasjonujące fragmenty książki "Powrócę jako piorun. Historia Dzikiego Zachodu" Macieja Jarkowca.

Kiedyś było tu inne muzeum. Reklamował je billboard stojący przy głównej drodze, 51 mil stąd. „Miejsce Masakry nad Wounded Knee. Masowy grób” – zachęcał czcionką znaną z westernów. W muzeum stał Indianin z wosku, na ścianach wisiały stare strzelby i pióropusze. W najbliższym sklepie Lakotom sprzedawano mięso w puszkach, kawę i zupy Campbell kilka razy drożej niż poza rezerwatem, a nielicznym turystom kartki pocztowe z reprodukcjami starych zdjęć: wygięty trup Wielkiej Stopy na szarym śniegu; jakiś dzieciak, też martwy, mały ciemny kształt na matowej bieli, nad nim kawalerzysta, patrzy w obiektyw zdezorientowany (chyba nie jest pewny, czy powinien się uśmiechnąć); to ze zbiorowym grobem też było.

Być może ktoś nakleił na nie znaczek i wysłał: „Pozdrowienia z Wounded Knee. Pusto, zimno i wieje. Wyjeżdżamy”. Wszystko zniknęło w 1973 roku razem z właścicielami, rodzinami Gildersleeve’ów i Czywczynskich. To, co jest teraz, niski okrągły budynek, piętnaście lat temu z własnych pieniędzy i datków postawili Walczący Jastrząb z braćmi, kuzynami i wujami. Walczący Jastrząb pokazuje mi zdjęcia z budowy. Słońce. Młodzi i silni, uśmiechnięci, dźwigają sosnowe bele.

{"width":600,"height":350,"photo":{"id":"821651720-1057504063","url":"https://d.wpimg.pl/821651720-1057504063/Wounded_Knee_aftermath5.jpg","title":"","author":"","source":"Wikimedia Commons - Brak Praw Autorskich CC0","width":"1180","height":"813"}}

d3zth3i

Jak skończyły się indiańskie wojny

Dzisiaj ruina. Złuszczone, brudne ściany, dziurawy dach, kałuża pośrodku, stary fotel przy szybie. Siedzi w nim młody, otyły Lakota i z telefonu słucha rapera Tupaca Shakura. Za szybą preria i wiatr, że łeb urywa.

Na ścianach namalowani bohaterowie: Siedzący Byk, Szalony Koń i Russell Means.

Napisy: „Wojny indiańskie się nie skończyły”. „Indiańska duma. Dekolonizacja. Niepodległość. Wolność”.

I jeszcze taki: „W latach 70. w rezerwacie Pine Ridge skorumpowany przewodniczący Rady Plemiennej i jego gangsterzy wspólnie z FBI zaprowadzili terror. Lakoci pielęgnujący tradycję byli mordowani. Wodzowie zebrali się i postanowili wezwać Ruch Amerykańskich Indian AIM na pomoc. 27 lutego 1973 roku w tym miejscu rozpoczęło się powstanie. Wojna trwała 71 dni. Dwóch Lakotów poległo w boju. AIM zapoczątkował zmianę, która trwa do dziś. Nastąpiło duchowe odrodzenie”.

{"width":600,"height":350,"photo":{"id":"1640320177-367729350","url":"https://d.wpimg.pl/1640320177-367729350/Woundedknee1891.jpg","title":"","author":"","source":"Wikimedia Commons - Brak Praw Autorskich CC0","width":"1180","height":"852"}}

Wojownicy na pokłądzie arki

Nad nimi gwieździste, mroźne niebo. Suną jedna za drugą, pięćdziesiąt cztery fury, w większości wysłużone, odrapane, długie i szerokie – roczniki z lat sześćdziesiątych. Gładka asfaltowa droga wije się jak rzeka między pagórkami przyprószonymi śniegiem, światła reflektorów zbite w ciasną karawanę z oddali wyglądają jak arka – bezpieczna, chroniona przez duchy, odpływająca w mrok. Wojownicy na jej pokładzie wolni od lęków i zwątpienia. Gotowi na śmierć – tak będą mówić w wywiadach.

Jest 27 lutego 1973 roku. Wyruszyli spod kościoła w Calico. To malutka osada na północnych przedmieściach Pine Ridge. W pierwszym aucie jedzie jeden z liderów AIM Dennis Banks i najważniejsi wodzowie lakockiej starszyzny, w tym najstarszy – 80-letni szaman Przechytrzy Wronę. Wysoki i mocny, o granitowej twarzy, w okrągłych okularach na gumce i kruczoczarnej, zaplecionej w warkocze peruce, którą zawsze zakłada na specjalne okazje. Zna angielski, ale nigdy publicznie go nie używa. W języku lakota, przez tłumacza, będzie negocjował zawieszenie broni, wygłosi oświadczenie w siedzibie ONZ w Nowym Jorku, pomodli się za zgodę z senackiej mównicy w Waszyngtonie.

d3zth3i

Samochody za nimi nabite młodymi miastowymi wojownikami AIM i ludźmi z rezerwatu. Jest ponad setka kobiet. Przejeżdżają koło budynków Rady Plemiennej i Biura do spraw Indian w Pine Ridge, gdzie zgromadzili się bojówkarze prezydenta rady Dicka Wilsona oraz siły policji federalnej. Mundurowi z karabinami w dłoniach patrzą na mijający ich konwój, rozwrzeszczany wyzwiskami, wojennymi okrzykami, klaksonami; z każdego auta przez opuszczone szyby środkowe palce wystawione w ich stronę. Do celu kilkanaście mil, na wschód drogą nr 18.

Russ jest w ostatnim samochodzie. To on dowodzi. Zdobył zaufanie starszyzny. Przed dwoma laty pod okiem wodza Przechytrzy Wronę odprawił swój pierwszy w życiu Taniec Słońca. Złożył duchom ofiarę. Jest swój. Teraz wodzowie zdają się na biegłość, z jaką porusza się w świecie mediów, i na posłuch, jaki ma wśród szeregowych członków AIM.

W zamykającym konwój aucie Russ ma podsłuch na radia policji:

– Minęli szpital… Przybywa samochodów, już osiemdziesiąt, może dziewięćdziesiąt… Przekroczyli potok… Mijają więzienie… Kierują się na wschód… Nie zatrzymują się… Nie zatrzymują się.

Zbliża się koniec świata

Idą przez ośnieżoną równinę już dziesiąty dzień, grupa ponad 300 Indian – wojowników, kobiet i dzieci. Jest mróz. Wódz Wielka Stopa ma sześćdziesiąt trzy lata, zachorował na zapalenie płuc. Leży w wozie opatulony kocami. Nie podnosi się nawet na posiłki. Kobiety go karmią.
Zapasy są skromne. Suche placki z mąki, trochę fasoli.

Jest 28 grudnia 1890 roku. Większość prowadzonych przez Wielką Stopę wierzy, że zbliża się koniec świata. Wkrótce na ziemię wróci Chrystus. Dawno temu został przysłany przez Boga, żeby nauczać białych ludzi, ale oni potraktowali go źle, zadali mu rany, więc powrócił do nieba. Teraz pojawi się znowu jako Indianin. Gdy trawa sięgnie kolan, stary świat się skończy i Chrystus powoła nowy. Biali ludzie znikną pod ziemią. Powrócą wielkie stada bizonów. Indianie odzyskają siłę, zdrowie i pokój. Z martwych wstaną ich przodkowie, a także bracia, siostry i mężowie zabici przez białych.

Biały człowiek i wojna nigdy nie powrócą. Wszystko będzie jak dawniej.

{"width":600,"height":350,"photo":{"id":"695217159--1353257710","url":"https://d.wpimg.pl/695217159--1353257710/sioux-ghost-dance-1890-granger.jpg","title":"","author":"","source":"Wikimedia Commons - Brak Praw Autorskich CC0","width":"1180","height":"823"}}

d3zth3i

Tak naucza prorok Wovoka z plemienia Pajutów w Nevadzie. W czasie zaćmienia słońca 1 stycznia 1889 roku miał widzenie. Kolejne, ma już ponad trzydziestkę, a pierwsze przyszły, kiedy był chłopcem. Wśród Pajutów cieszył się sławą jako ten, który zaprzyjaźnił się z duchami. Kształcił się u najstarszych szamanów plemienia. Potrafił promieniem słońca rozpalić fajkę. Albo sprowadzić z nieba sople w letni dzień.

Jednocześnie pracując u zaprzyjaźnionej rodziny pobożnych białych ranczerów, poznawał Biblię.

Wieść o jego mesjańskiej wizji niesie się przez Zachód jak wiatr. Lakoccy i dakoccy pielgrzymi ruszają w podróż do Nevady, by wysłuchać Wovoki. Do zabiedzonych plemion na prerii wracają z dobrą nowiną.

Zanim nadeszła, wspólnoty pogrążały się w coraz głębszej apatii. Na równinie nie ma już bizonów. Ustał taniec i śpiew. Przegrane zostały wojny z białymi, utracona ziemia, klany rozbite. Rodziny żyją samotnie na działkach przydzielonych przez białych. Dzieci zabierane są do zamkniętych szkół, ubierane w mundurki, uczone angielskiego. Słynny wódz Czerwona Chmura wspominał: „Nie było już nic. Zdało się, że Bóg o nas zapomniał. Ludzie pochwycili nową nadzieję”.

Taniec Ducha

Prorok Wovoka naucza, że aby doczekać nowego świata, trzeba żyć w pokoju. Nie krzywdzić nikogo, nie walczyć. Postępować prawie. I tańczyć Taniec Ducha.

W drugiej połowie 1890 roku Taniec Ducha trwa niemal nieprzerwanie w niezliczonych osadach na prerii. Dzieci nie chodzą do szkół, ustały prace na farmach, handel. Kobiety, wojownicy, dzieci i starcy tańczą w kołach, godzinami, od świtu do zmierzchu, śpiewając i rzucając pod niebo garście ziemi.

Agent Biura do spraw Indian w Pine Ridge notuje: „Trudno wyobrazić sobie, aby ludzie, którzy już niemal przekraczali próg cywilizacji, zostali opętani przez bardziej złowieszczą religię”.

Inny nadaje do Waszyngtonu: „Indianie tańczą na śniegu, są dzicy i opętani. Potrzebujemy ochrony. Natychmiast. Należy bezzwłocznie aresztować wodzów i odizolować ich od klanów, aż wszystko się uspokoi”.

Ze stolicy na Zachód idzie rozkaz, aby powstrzymać Taniec Ducha. Wysyłane są dodatkowe oddziały kawalerii.

Jeden z urzędników depeszuje: „Radzę pozwolić im tańczyć. Przybycie oddziałów bardzo ich wystraszyło. Gdy Adwentyści Dnia Siódmego gromadzą się w oczekiwaniu na drugie nadejście zbawiciela i wniebowstąpienie, armia Stanów Zjednoczonych nie zostaje zmobilizowana, żeby ich powstrzymać. Dlaczego podobny przywilej nie miałby dotyczyć Indian. Zapewniam, że jeśli oddziały tu pozostaną, niechybnie nadejdą kłopoty”.

d3zth3i

Ale to odosobniony głos. Z dowództwa armii w Chicago przychodzi rozkaz, żeby aresztować Siedzącego Byka, wodza, który razem z Szalonym Koniem poprowadził Lakotów do zwycięstwa nad oddziałami Custera pod Grzbietem Tłustej Trawy.

Wódz kilka lat przebywał na wygnaniu w Kanadzie. Później przez cztery miesiące jeździł po USA z trupą Bufallo Billa. Dostawał 50 dolarów tygodniowo za jeden przejazd na koniu wokół cyrkowej areny.

{"width":600,"height":350,"photo":{"id":"1848169034-688805849","url":"https://d.wpimg.pl/1848169034-688805849/DeadBigfoot.jpg","title":"","author":"","source":"Wikimedia Commons - Brak Praw Autorskich CC0","width":"1180","height":"575"}}

Co powie Czerwony Topór

Teraz mieszka w drewnianej chacie w rezerwacie Standing Rock. Wkrótce, po jego śmierci, zostanie ona rozebrana, przewieziona do Chicago i złożona ponownie jako eksponat na Światowej Wystawie Kolumbijskiej.

Zezwolił on swoim ludziom na Taniec Ducha, ale sam nie tańczy. Wizja Wovoki go nie przekonała. W amerykańskim dowództwie panuje jednak pewność, że to on jest prowodyrem religijnej gorączki. Biali obawiają się, że obrzęd da początek nowej rewolcie. Tańczą przecież tysiące wojowników, większość z nich ma broń, nie wiadomo, do czego popchnie ich opętanie. Wojskowi chcą zamknąć Siedzącego Byka i zmusić go, by nakazał Lakotom powrót do pracy i szkół.

15 grudnia 1890 roku przed świtem jego chatę otacza czterdziestu trzech mężczyzn z indiańskiej policji. To ostrzyżeni na krótko Lakoci w ciepłych granatowych mundurach, niektórzy w kapeluszach, inni w czapkach z daszkiem, każdy z karabinem. Jest pośród nich wielu wojowników akicita – tych, którzy kiedyś strzegli porządku w obozach tiospaye i dowodzili łowcami w czasie polowań. Gdy klany osiadły w rezerwatach, niektórzy dali się zwerbować białym.

Wiele lat później jeden z nich, Czerwony Topór, opowie, co się wydarzyło tamtego grudniowego ranka:

„Byłem sierżantem indiańskiej policji. Siedzący Byk był moim przyjacielem. Tak go zabiłem.

Poszliśmy razem z żołnierzami. Oni zostali na wzgórzach, w odległości jednej mili. My podeszliśmy na koniach do obozu. Zaszliśmy od strony zagrody, nikt nas nie widział. Podeszliśmy do chaty. Przywiązałem konia do belki. Otworzyliśmy drzwi i weszliśmy do środka. Siedzący Byk spał i został przez nas obudzony.

d3zth3i

Chyba śpiewał i tańczył długo, bo wyglądał na zmęczonego. Powiedzieliśmy mu, żeby poszedł z nami. Trzymałem go za lewe ramię, w drugiej dłoni miałem broń. Powiedziałem, żeby nie wołał. Że wtedy go zabiję. Wyszliśmy z chaty, ale on krzyknął. Przybiegł jego syn i jeszcze inni. Syn zginął jako pierwszy. Potem strzeliłem w bok Siedzącego Byka. Upadł na twarz. Strzeliłem jeszcze raz w kark. Był martwy. Potem rozpętała się bitwa. Zginęli oni i nasi. Nadjechali żołnierze. Strzelali, jakby chcieli nas też, policjantów, pozabijać. Nawet z armaty.

Źródło: Wydawnictwo Agora

Wieść o śmierci Siedzącego Byka

Potem rozebrali Siedzącego Byka. Jeden żołnierz uderzył jego martwe ciało chomątem. Załadowaliśmy go na wóz razem z trupami policjantów i odwieźliśmy do Fort Yates. Tam teraz mieszka. Byłem pod rozkazami, więc go zabiłem. Nie powinien był krzyczeć”.

Inne źródła mówią, że Siedzący Byk milczał. Gdy wyprowadzono go z chaty, wokół zebrali się wojownicy. Jeden z nich powiedział, że nie wypuszczą wodza, i otworzył ogień do policji.

Po śmierci wodza wychodząca w Aberdeen w Dakocie Południowej gazeta „Saturday Pioneer” publikuje tekst pióra L. Franka Bauma, autora Czarnoksiężnika z Krainy Oz: „Biali, prawem podboju, mocą cywilizacyjnej sprawiedliwości, są panami kontynentu amerykańskiego. Bezpieczeństwo osadników na pograniczu można zapewnić tylko przez całkowitą anihilację niewielu pozostałych tu Indian”.

Wieść o zabiciu Siedzącego Byka dociera do obozu nad potokiem Cherry Creek pod granicą rezerwatu Cheyenne River, gdzie grupa Wielkiej Stopy od wielu dni tańczy Taniec Ducha. Wódz postanawia przeprowadzić swoich ludzi przez prerię do Pine Ridge. Tam rozbił się obóz ostatniego z wielkich wodzów – Czerwonej Chmury, który ułożył się z rządem USA. Pod jego ochroną można dalej tańczyć, aż trawa wzejdzie, sięgnie kolan i Chrystus powróci jako Indianin.

Dziesiątego dnia marszu, gdy zbliżają się do potoku Wounded Knee, dostrzegają cztery odziały kawalerzystów. Umęczony zapaleniem płuc Wielka Stopa podnosi się pierwszy raz od wielu dni. Każe zatknąć na wozie białą flagę.

Wyłączono komentarze

Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.

Paweł Kapusta - Redaktor naczelny WP
Paweł KapustaRedaktor Naczelny WP

Podziel się opinią

Więcej tematów