"Dezinformacja". Ekspert wyjaśnia sprawę zapełniania zbiorników
- Nie wiemy, z jaką skalą kataklizmu będziemy mieli do czynienia. To jest główna niepewność dotycząca prognoz - mówi Wirtualnej Polsce o zagrożeniu powodziowym prof. Janusz Zaleski, dyrektor Projektu Ochrony Przeciwpowodziowej w Dorzeczu Odry i Wisły. Wyjaśnia, że pogłoski o zapełnionych zbiornikach retencyjnych są fałszywe.
Systemy retencyjne zadziałają, zbiorniki nie są przepełnione, jednak scenariusz zagrożenia przeciwpowodziowego jest aktualny. Wiele zależy od lokalizacji przestrzennej i intensywności opadów. - Nie wiemy, z jaką skalą kataklizmu będziemy mieli do czynienia, ani w jakich miejscach. Dopóki woda jest zmagazynowana w chmurach, nie sposób przewidzieć, gdzie dokładnie spadną intensywne deszcze i czy spowoduje to katastrofalną powódź. Sytuacja jest ciągle jeszcze niepewna - komentuje dane o nadciągającej fali opadów prof. Janusz Zaleski, dyrektor Projektu Ochrony Przeciwpowodziowej w Dorzeczu Odry i Wisły, autor programu "Odra 2006", podczas powodzi w 1997 roku wojewoda wrocławski.
W jego ocenie z prognoz meteorologicznych wynika, iż bardziej zagrożone może być górne dorzecze Wisły. - Zazwyczaj powodzie koncentrują się między tymi dwoma wododziałami Odry i Wisły. Czasem bardziej po stronie Odry, czasem – jak w 2010 roku i być może teraz – po stronie Wisły. Prognozy wskazują, że będzie to chyba jednak bardziej skupione nad Wisłą niż Odrą. Ale to się może zmieniać w zależności od dalszego zachowania niżu genueńskiego - mówi dalej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Niszczycielskie burze na Podkarpaciu. Cztery osoby ranne
Nieprawdziwe informacje o nieopróżnionych zbiornikach
Równolegle z prognozami i ostrzeżeniami w sieci zaczęły krążyć informacje, jakoby zbiorniki retencyjne w Polsce były przepełnione, a państwowy nadzorca systemu, czyli Wody Polskie zaspały i są nieprzygotowane na nadchodzący żywioł. Zdaniem prof. Zaleskiego to dezinformacja, która nie ma pokrycia w faktach. - Mamy całkiem sporą rezerwę na wszystkich zbiornikach. Nie ma żadnego, w którym poziom wody przekraczałby normalne piętrzenie. Wręcz przeciwnie, w większości napełnienie jest niższe od średniego. To skutek długotrwałej suszy - wskazuje prof. Zalewski.
"Sytuacja na zbiornikach przeciwpowodziowych jest stabilna i na bieżąco monitorowana. Zbiorniki posiadają pojemności powodziowe równe bądź większe niż wymagane w instrukcjach gospodarowania wodą. Z uwagi na panującą suszę hydrologiczną w większości kraju większość zbiorników ma zwiększone pojemności powodziowe. Suche zbiorniki przeciwpowodziowe nie piętrzą wody, są przygotowane do podjęcia pracy w przypadku wystąpienia opadów" - podały Wody Polskie w komunikacie z 7 lipca.
Ekspert przypomina, że przez wiele tygodni Polska zmagała się z bardzo niskimi przepływami w rzekach. - Na 70 proc. cieków wodnych notowano bardzo niskie stany wody. Rekordy padły m.in. na Wiśle w Warszawie. Tak wyglądała sytuacja jeszcze kilka dni temu. Teraz będziemy mieć skrajnie inną sytuację: groźne, punktowe, bardzo intensywne opady - dodaje prof. Zaleski.
Od lat przestrzega przed skutkami kolejnych powodzi i potrzebą systemowego przygotowania. Już w 2024 roku w rozmowie z money.pl podkreślał, że katastrofalne zdarzenia powodziowe są nieuniknione. - Kolejna powódź na pewno przyjdzie, pytanie tylko, kiedy: za rok, za 10 albo za 30 lat - mówił wtedy.
Jesteśmy gotowi na ulewy i nawałnice?
Jak zaznacza prof. Zaleski, system ochrony przeciwpowodziowej w Polsce funkcjonuje poprawnie, szczególnie w dorzeczu Odry. Tam właściwie zakończono zasadnicze działania związane z redukcją ryzyka powodziowego. - Nawałnice z września 2024 roku były testem, ten system działa. Nieco gorzej wyglądała sytuacja na dopływach Odry, zwłaszcza na Nysie Kłodzkiej czy Bobrze - dodaje.
Na Wiśle system jest częściowo gotowy, ale wciąż wymaga rozbudowy. - Zrealizowaliśmy m.in. zbiornik Świnna Poręba i jest kaskada innych zbiorników powyżej Krakowa z rezerwą powodziową. Obecnie projektujemy kolejne, 11 suchych polderów i 2 mokre zbiorniki z funkcją rezerwy powodziowej. To oznacza dodatkowe 60–70 mln metrów sześciennych retencji powyżej Krakowa. Taki bufor znacząco podniósłby poziom bezpieczeństwa - ocenia rozmówca WP.
Zaleski nie ukrywa, że sytuacje ekstremalne takie jak tzw. powodzie błyskawiczne stają się coraz bardziej realnym zagrożeniem. - Jeśli komórka burzowa zrzuci w krótkim czasie 30–40 cm deszczu, to infrastruktura może nie być w stanie tego przechwycić. Flash flood - błyskawiczna powódź - może nastąpić już przy 20 cm intensywnego opadu w ciągu doby - ocenia.
Zmiany klimatu: okresy suszy a potem opady nawalne
- Jesteśmy na to skazani. Zmiany klimatyczne oznaczają, że mamy coraz dłuższe okresy suche, a gdy w końcu zaczyna padać – opady są gwałtowne, intensywne i niebezpieczne - tłumaczy prof. Zaleski. - To właśnie zderzenie suszy z gwałtownym deszczem tworzy największe zagrożenie powodziowe. I tego typu zdarzeń będzie coraz więcej - dodaje.
Ekspert przypomina też, że system retencyjny to tylko jedna strona medalu. Drugą jest gotowość lokalnych społeczności, służb i administracji do działań ratunkowych. Odniósł się do pytania czy w związku z zagrożeniem już teraz nie należałoby tworzyć lokalnych sztabów kryzysowych – zwłaszcza na poziomie powiatów i gmin. Zaleski nie ma wątpliwości: - Oczywiście. Działania kryzysowe to kompetencja władz gminnych, powiatowych i wojewodów. To oni odpowiadają za przygotowanie, ostrzeganie ludności, a w razie potrzeby za ewakuację i zapewnienie bezpiecznych miejsc dla mieszkańców.
Decydujące będą dane z IMGW
Kiedy będzie można powiedzieć z większą pewnością, czy prognozy się sprawdzają i zagrożenie jest realne? Kluczowe będą dane IMGW. - To pytanie do dyrektora Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej i jego zastępcy ds. służby hydrologiczno-meteorologicznej. Wody Polskie opierają się całkowicie na prognozach IMGW, a instytut publikuje prognozy na bieżąco wraz z rozwojem sytuacji synoptycznej.
Jak wyjaśnia Zaleski, dopiero gdy deszcz faktycznie spadnie, mamy do czynienia z rzeczywistymi danymi, a nie prognozami, które jako przewidywania są niepewne. Wody Polskie mogą wtedy przejść do optymalnych działań opartych na rzeczywistej sytuacji i zagrożeniu powodziowym w zlewni.
- Dysponujemy wodowskazami na zbiornikach, ale te wolnostojące na rzekach i ciekach obsługuje IMGW. To z tych danych dowiadujemy się, co dzieje się w terenie. Na razie woda jest w chmurach. Ale każda godzina może przesądzić, czy najbliższy czas będzie tylko trudny czy zmieni się w katastrofę - podsumowuje rozmówca.
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski