Da się zarobić 500 zł dziennie? Sprawdziłem, czy to prawda

Ogłoszeń z ofertami pracy sezonowej w rolnictwie nie brakuje. Zbierać można truskawki, maliny, bób, ale pracowników sezonowych brakuje - narzekają rolnicy. Czy zniechęcają przede wszystkim niskie zarobki? Postanowiłem sprawdzić to samemu.

Sprawdziłem dlaczego brakuje pracownikówSprawdziłem, dlaczego brakuje pracowników do zrywanie owoców
Źródło zdjęć: © WP | Paweł Buczkowski
Paweł Buczkowski

Kończy się wyjątkowo długi sezon na truskawki. W tamtym roku wiosna była cieplejsza i lubelskie chłodnie kończyły skup już w połowie czerwca. Teraz słyszę, że jeszcze do połowy najbliższego tygodnia truskawki będą skupowane. Chłodny czerwiec opóźnił dojrzewanie owoców.

Różnicę widać też w cenie. Rok temu w skupie lubelskiej chłodni Agram truskawka przemysłowa, czyli do mrożenia była skupowana po 6-7 złotych. W tym roku nawet za 10-11 złotych.

- Truskawek w tym roku było mniej niż rok temu. Spowodowane to było przymrozkami na wiosnę. Moim zdaniem zmniejszyła się też trochę powierzchnia upraw - komentuje w rozmowie z WP Mariusz Ozygała z Agramu.

Nie ma komu zrywać truskawek? Idę w pole

Cena wyższa, truskawek mniej, a rolnicy i tak mają problem, bo podobno nie ma komu zrywać. Gustaw Jędrejek z Lubelskiej Izby Rolniczej wskazuje, że spadła liczba pracujących w rolnictwie obywateli Ukrainy.

- Osoby, które przyjeżdżały wcześniej, były tu, bo chciały pracować w gospodarstwach. Teraz są osoby z całymi rodzinami, mają świadczenia. Może wolą także lżejszą pracę znaleźć. Praca w rolnictwie jest bardzo ciężka - mówi prezes LIR Gustaw Jędrejek.

Postanowiłem sam sprawdzić, czy rzeczywiście truskawek nie ma komu zbierać. A jeśli tak, to dlaczego. W popularnym serwisie ogłoszeniowym widzę ofertę, gdzie rolnik kusi zarobkiem nawet 500 złotych za dzień. Wybieram inną, bo znacznie bliżej Lublina. Ruszam następnego dnia o świcie.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Bez pani z bazarku i wsypywania do reklamówki. Kupiliśmy truskawki w automacie

Najważniejsze: nie przegapić żadnej truskawki

- Nie będzie panu za zimno w tych krótkich spodniach - gospodyni spogląda na mnie krzywo.

Jest kilka minut po 6 rano i rzeczywiście chłodno. Uśmiecham się, macham ręką i biorę od starszej pani cztery puste łubianki. Pole jest ogromne. 2,5 hektara, około 100 tysięcy krzaczków truskawek. Gospodyni prowadzi mnie do rządków, gdzie poprzedniego dnia ktoś inny skończył zrywać.

- Co tu się wczoraj działo? - mówi niezadowolona niby do siebie, ale tak naprawdę do mnie. Co chwilę schyla się po niezebrany owoc z miejsc, w których już powinno ich nie być.

- Trzeba dokładnie przepatrzeć po bokach, wszystko, co czerwone, zbieramy. Nic nie może zostać - instruuje stanowczo. - O tak. Trzeba jedną ręką przytrzymać za szypułkę, drugą oderwać truskawkę. Wtedy jest szybciej.

To właśnie wtedy dowiaduję się, że owoce zrywamy bez szypułek, bo trafiają nie na stragan czy do marketu, tylko do chłodni. Jeszcze nie mam świadomości, ile czasu w tej robocie zajmuje obrywanie szypułek. Szybko orientuję się za to, że truskawka to bardzo przebiegły owoc. Patrzysz w dół: zielono. Trzeba rozchylać, trząść, grabić dłońmi. Wtedy pojawia się czerwone. A i tak wystarczy zmiana kąta, żeby dostrzec więcej. Nieco się stresuję, kiedy widzę kątem oka, jak gospodyni przechodzi przez moje rządki i coś dorywa.

Najszybciej zbierać chyłkiem. W godzinę mam cztery łubianki. Po kilku godzinach tempo zrywania znacznie jednak spada, a plecy coraz częściej domagają się wyprostowania. Szukam innej pozycji. Klękam, to na jedno, to na drugie kolano, na oba. Spacer z pełnymi łubiankami do skrzynek na środku pola jest wybawieniem i chwilową ulgą.

Kiedy myślę o swoich plecach, przypominam sobie, że gospodarz dzień wcześniej dokładnie przed tym przestrzegał.

- Bolą plecy, bolą nogi, do tego upał. Nie chcę zniechęcać, ale mówię, jak jest. Jeśli ktoś ma spryt, to coś zarobi. Nie mogę powiedzieć, ile pan zarobi, mogę podać stawkę od kilograma i reszta w pana rękach. Są ludzie, co zbiorą 30 kilo, a są tacy, co zbiorą i 300 - mówił.

Stawka u niego to 2 zł za kilogram. Mało. Coraz częściej zaczynam liczyć, ile do tej pory zarobiłem i nie jestem dobrej myśli. A jeszcze w głowie grają mi słowa gospodarza, że nie płaci przed godziną 15, bo ma dużo zajęć w ciągu dnia i nie ma czasu na rozliczanie się ze zrywaczami wcześniej.

Pole truskawek
Pole truskawek © WP

Ile da się zarobić na zrywaniu truskawek

Wcześnie rano na polu jestem sam tylko przez chwilę. Kilkanaście minut po mnie pojawiają się kolejne osoby. W tym Sylwia. Tego dnia wstała po 4:00, wypiła kawę, przygotowała się do wyjścia i wsiadła na rower. Ze swojej wsi do Końskowoli, gdzie zatrzymuje się bus do Garbowa rowerem ma tylko ok. 3 km. Rower przypina pod samą kamerą monitoringu, bo raz spuścili jej powietrze z kół, a drugi raz ukradli. Busem do Garbowa jedzie się ok. 20 minut. Z przystanku na pole piechotą było jeszcze ok. 4 kilometry, więc po takich pracowników właściciel gospodarstwa przyjeżdża swoim busem i dowozi na pole.

Sylwia przyznaje, że to ciężka praca, ale przekonuje, że sprawia jej satysfakcję.

- Odłożę sobie i dzięki temu mogę coś dzieciom kupić, na życie jest. Ale ogólnie też lubię taką pracę. Maliny zrywać też lubię - śmieje się Sylwia Baranowska, kiedy patrzę na nią z niedowierzaniem.
Sylwia zaraża swoją energią i chęcią do pracy
Sylwia zaraża swoją energią i chęcią do pracy © WP

Ile da się zarobić? Na to pytanie każdy odpowie inaczej.

Para w wieku około 30 lat, pochodzą z Ukrainy. Na truskawkach są trzeci dzień. Ona mówi, że dziennie zarobi około 250 złotych, ale on już tylko z 50 zł, bo zbiór owoców to nie dla niego.

- Teraz z pracą w Lublinie dla Ukraińców już nie jest tak dobrze. Trochę więcej ludzi, jak kiedyś - mówi ona. Dlatego przyjeżdżają zrywać owoce.

Sylwia wspomina, jak dwa lata temu zbierała przez tydzień i zarobiła w sumie 2,5 tys. zł. Każdego dnia przywoziła z pola około 500 zł.

Pani Agata, mama Igora, mówi mi, że dzień wcześniej jej 15-latek nazrywał za 130 złotych. Cieszy się, że synowi chce się pracować i zarobić swoje pierwsze pieniądze.

- Gdybym ja mu nakazała, to by nie chciał. To jego pomysł, sam zadzwonił, umówił się. A co ma siedzieć w domu? Wczoraj wieczorem był trochę zmęczony, ale dziś rano w ogóle się nie opierał - chwali Agata Wojciechowska.

Uczniów takich jak Igor jest więcej. Pojawiają się na polu około godz. 9-10. Ale gospodyni, starsza pani, nie ma o nich najlepszego zdania.

- Młodzież to teraz nie nadaje się do roboty fizycznej. Było takich dwóch wczoraj, ale porobili do obiadu i koniec. Mówią, że oni już wysiadają - przyznaje.

Słyszę te słowa i myślę sobie, że też wysiadam. Twardo jednak zrywam do 14, żeby wyszło w sumie około 8 godzin pracy. W międzyczasie zaliczam przerwę na kawę z termosu i obiad w postaci zimnego kotleta. Podjadam też truskawki, ale te mniej dojrzałe, które przypadkiem się zerwą, a do skupu się nie nadają. Jak ktoś chce skorzystać z przerwy na toaletę, to na skraju pola stoi drewniana sławojka.

Na polu słyszę kilka osób ze wschodnim akcentem. Polacy jednak rzeczywiście przeważają. Eliza mieszka we wsi obok.

- Przyszłam dorobić parę groszy. Dziś pogoda dobra, nie pada. Jakby było gorąco, to mi też nie przeszkadza, przyzwyczajona jestem. Jestem trzeci dzień. Wczoraj zebrałam 9 skrzynek - mówi.

Do każdej skrzynki na truskawki powinny wpaść trzy łubianki, w sumie około 7-9 kilogramów owoców. Za 9 skrzynek Eliza dostała dzień wcześniej około 150 złotych. To niewiele jak dla osoby dorosłej. - Ale fajnie jest, można posiedzieć na powietrzu. Posłuchać skowronków - uśmiecha się Eliza.

W tej pracy nie przetrwa nikt, kto nie będzie myślał równie pozytywnie jak Eliza czy Sylwia.

- Ludzie nie chcą pracować, wolą żeby opieka im wszystko dała. A ja wolę dla własnej przyjemności przyjechać i sobie zarobić. Dzisiaj i mniejsza truskawka była i trochę chaszcze, to mniejszy zarobek, ale jutro może będzie lepiej - podnosi na duchu Sylwia.

Ostatecznie tego dnia zebrała 100 kilo owoców i zarobiła 200 złotych.

25 osób na polu. Przydałoby się trzy razy więcej

W sumie na polu w pewnym momencie jest nawet około 25 osób. Wydaje się, że to sporo.

- Ale na takie pole potrzeba z 70 osób - twierdzi gospodarz. Zgadza się, że w tym sezonie cena, jaką dostaje w skupie, jest wysoka. Ale jak mówi, zbiory są niższe o 70 proc. z powodu przymrozków. Wylicza też od razu, jakie nakłady musi ponieść, zanim coś zarobi. Pole przygotowuje się na trzy lata. Sadzonka truskawki kosztuje około 1 zł. Na pole takie jak 2,5 hektara trzeba wydać 100 tysięcy złotych na same sadzonki.

- Do tego wkładamy 25 tysięcy rocznie na nawozy i inne środki. Pierwszego roku jest skromny zbiór i dopiero w drugim zaczyna się pomału zwracać, jeśli nic nie pognije czy pomrozi. W trzecim roku się zarabia. To długoterminowa inwestycja - przekonuje gospodarz.

Z tematu upraw płynnie przechodzimy na politykę i rząd.

- A można niecenzuralnie? - dopytuje gospodarz. - Najlepiej, żeby się nie wp****alali - mówi mój pracodawca o rządzących.

- A nie chcecie dostawać większego wsparcia? - pytam.

- Wsparcia? Ostatnio dostaliśmy rachunek za prąd, 120 procent w porównaniu do poprzedniego. To jest właśnie rządowe wsparcie - rozkłada ręce.

Gospodarz ma ze sobą hulajnogę elektryczną, a w kieszeni petardy. Na moim polu przez większość dnia słychać skowronka, a od czasu do czasu wystrzały. To właśnie rolnik na hulajnodze przemierza swoje areały i rzuca petardami w rzędy borówek, gdzie grasują szpaki. Na polu są też kamery i czujnik ruchu. Jak nocą przyjechał złodziej, gospodarz od razu dostał powiadomienie na telefon i mógł porozmawiać z nieproszonym gościem.

Już wiem, ile zarobiłem

Wbrew słowom z rozmowy telefonicznej gospodarz wjeżdża z wagą na pole już po godzinie 14. Ważymy sześć moich skrzynek (wsypałem tam 18 łubianek). Wychodzi 49 kg, czyli zarobiłem 98 zł. Sądziłem, że będzie gorzej. Gospodarze też chwalą, że jak na pierwszy raz to całkiem dobrze. Ale wiem, że są po prostu mili, bo z moimi umiejętnościami i kondycją nie utrzymałbym rodziny, zrywając truskawki. Na samo paliwo wydałem około 15-20 złotych. Gospodarze w gratisie proponują, że mogę narwać łubiankę truskawek do domu.

- Jak ktoś nam pomaga w polu, to my też pomagamy - mówi żona gospodarza. To ona prowadzi truskawkową buchalterię i to od niej dostaję banknot 100-złotowy.

Mój dzienny urobek po pracy na polu truskawek
Mój dzienny urobek po pracy na polu truskawek © WP | Paweł Buczkowski

- Panu się spodobało? - pyta mnie na koniec Sylwia.

Trochę się krzywię, mówię, że wszystko mnie boli. Ale dodaję, że za kilka dni, jak już dojdę do siebie, mógłbym wrócić na pole.

Podpowiedź przychodzi szybciej, niż podejrzewam. Automat z serwisu ogłoszeniowego, w którym szukałem pracy przy truskawkach, podpowiada już następnego dnia.

"To może być praca dla Ciebie!" - czytam. Namawiają na zrywanie bobu. Dzwonię pod wskazany numer, okazuje się, że można zarobić 12 zł za zebrany worek. Właścicielka mówi, że wprawny zbieracz może narwać za 250 zł, dzieci za 100. Ale też trzeba się schylać.

To może maliny? W ogłoszeniu czytam, że można zarobić 5000-8000 brutto miesięcznie. Dzwonię. Zarobek jest na akord, gospodarz płaci po 6 zł za łubiankę, do której wchodzi ok. 2,8 kg owoców.

- Dobry pracownik na dobrej plantacji jest w stanie urwać od 40 do 60 łubianek malin. Ja miałem takie Ukrainki, które rwały nawet 70 łubianek - mówi Krzysztof, właściciel około 3-hektarowej plantacji malin w gminie Borzechów (pow. lubelski).

Gdybym zerwał 50 łubianek, miałbym 300 zł. Ale rolnik, zamiast zatrudniać codziennie nowe osoby, preferuje jedną ekipę na 6 tygodni, z zakwaterowaniem. Opis pracy nie zachęca.

- Maliny się rwie 1,5 miesiąca od poniedziałku do niedzieli, po 12-14 godzin, plus ten upał, jeśli będzie. Trzeba być zdeterminowanym, żeby wytrzymać. Niektórzy odjeżdżają wcześniej - mówi.

Paweł Buczkowski, dziennikarz Wirtualnej Polski

Napisz do autora: pawel.buczkowski@grupawp.pl

Wybrane dla Ciebie
Sprawa działki pod CPK. Komorowski: powinni mieć twardy zadek
Sprawa działki pod CPK. Komorowski: powinni mieć twardy zadek
W Hongkongu taniej kupisz mieszkanie. Jeśli uznane jest za nawiedzone
W Hongkongu taniej kupisz mieszkanie. Jeśli uznane jest za nawiedzone
Ukraiński atak dronowy. Doszło do pożaru tankowca
Ukraiński atak dronowy. Doszło do pożaru tankowca
Atak na dziewczynki w Halloween. "Był w amoku"
Atak na dziewczynki w Halloween. "Był w amoku"
Rosjanie uderzyli. Tysiące Ukraińców bez prądu
Rosjanie uderzyli. Tysiące Ukraińców bez prądu
NATO patroluje Bałtyk. Rosja eskortuje tankowce "floty cieni"
NATO patroluje Bałtyk. Rosja eskortuje tankowce "floty cieni"
Spadnie deszcz. IMGW wydał ostrzeżenia
Spadnie deszcz. IMGW wydał ostrzeżenia
Tragedia w Meksyku. Wybuch w sklepie pochłonął 23 życia
Tragedia w Meksyku. Wybuch w sklepie pochłonął 23 życia
USA uderzyły na Karaibach. Trump kazał zniszczyć statek przemytników
USA uderzyły na Karaibach. Trump kazał zniszczyć statek przemytników
2-letnie dziecko wpadło do basenu. W stanie hipotermii trafiło do szpitala
2-letnie dziecko wpadło do basenu. W stanie hipotermii trafiło do szpitala
Wenezuela rozmieściła rosyjskie systemy Buk-M2E. Chce odstraszyć USA?
Wenezuela rozmieściła rosyjskie systemy Buk-M2E. Chce odstraszyć USA?
Dzień Zaduszny. Procesje i zaduszki w całej Polsce
Dzień Zaduszny. Procesje i zaduszki w całej Polsce