6‑latka dwukrotnie zasłabła. Przedszkole nie wezwało karetki
W jednym z krakowskim przedszkoli 6-letnia dziewczynka dwukrotnie zasłabła. Mimo to personel placówki nie wezwał karetki. Wszystko wskazuje, że stan dziewczynki był spowodowany złym traktowaniem w placówce.
Jedna z matek wysłała do kuratorium oświaty skargę oraz powiadomiła policję. Jak podaje "Gazeta Wyborcza", jej córka "dwukrotnie straciła przytomność" w przedszkolu. Personel jednak nie wezwał karetki.
Pracownicy przedszkola próbowali skontaktować się z matką dziewczynki. Kobieta była za granicą, o czym personel wiedział. Z ojcem nie próbowano się początkowo kontaktować, z obawy o jego reakcję. W końcu mężczyzna przyjechał po dziecko i pojechał z nim do szpitala. Personel przedszkola miał naciskać, by nie jechać z dzieckiem na SOR, tylko do prywatnego gabinetu. Ojciec dziewczynki zignorował te prośby.
W szpitalu stwierdzono, że powodem zasłabnięcia był napad silnego stresu. Jak wynika z pisma matki, 6-latka miała być podenerwowana nieodpowiednim traktowaniem przez nauczycielki, które miały na nią krzyczeć. Dyrektorka miała jej nawet powiedzieć, że ma "wredny uśmiech" i nie powinna się uśmiechać. Izolowano ją też od rówieśników. Tuż przed zasłabnięciem, między dziećmi miało dojść do kłótni o zabawkę.
Rodzice wypisali dziecko z przedszkola. Kuratorium z kolei przeprowadziło kontrolę. Władze podkreślają, że wezwanie karetki powinno być pierwszą rzeczą w przypadku zasłabnięcia dziecka. Ale przedszkole ma stać na stanowisku, że nie popełniło błędów.
Przedszkole się broni. "Nie było zagrożenia"
Dyrektorka Katarzyna Seremak-Kędzior przekazała "GW", że dziewczynce została udzielona pomoc według procedur, a przekaz matki jest "zmanipulowany".
"Mamy dziewczynki nie było na sali, jest to przedstawienie sytuacji niezgodnej z prawdą. Oboje rodzice zostali poinformowani w odstępie kilku minut, mama telefonicznie, tata osobiście, zbliżała się już godzina odbioru dzieci i zamknięcia" - napisała.
Dodaje, że objawy zasłabnięcia "ustąpiły praktycznie niezwłocznie", a ponieważ nie było dalszych problemów, to uznano, że nie ma potrzeby wzywania pogotowia, gdyż "nie była to sytuacja zagrożenia życia".
Czytaj więcej:
Źródło: "Gazeta Wyborcza"