Trwa ładowanie...
d21du73
04-04-2005 06:42

Znaczona zwierzyna

Wietnamską społeczność tworzy emigracja najstarsza - naukowców, pisarzy, inżynierów, przedsiębiorców - która jeszcze za PRL-u przybyła na polskie studia. Poza nimi jest grupa tych, co przyjechali po 1989 r., w czasie boomu na robienie biznesu. Ich śladem ruszyli niezamożni, zwabieni opowieściami o dobrobycie. To oni właśnie stwarzają problem nielegalnej imigracji - pisze Anna Machcewicz w "Tygodniku Powszechnym".

d21du73
d21du73

Nielegalnych przybyszów z Wietnamu jest w Polsce co najmniej kilkanaście tysięcy. Ilu dokładnie - nikt nie jest w stanie oszacować. Jedni wjechali legalnie, ale stracili prawo pobytu, inni przemycani są przez zorganizowane grupy z Rosji i Ukrainy. - Kontakt w Wietnamie złapać nietrudno - mówi dyplomatycznie Vinh, który pokonał tę drogę w kilka miesięcy. W Polsce mieszka od czterech lat, przyjechał w ślad za rodzeństwem. Jak wielu jego rodaków mieszka na osiedlu za Żelazną Bramą, bo tu jest najtaniej. Zna Warszawę z okien tramwaju, który wiezie go na Stadion.

Zjawisko nielegalnej imigracji nasila się od kilku lat. Wietnam należy do krajów, których władze po cichu sprzyjają wyjazdom. Obywatelom takich państw niechętnie wydaje się wizy. Wietnamczyka niełatwo też deportować. - Po zatrzymaniu nielegalnego imigranta zaczyna się procedura ustalania tożsamości, zwracamy się wtedy do ambasady Wietnamu, ale często zdarza się, iż w odpowiedzi otrzymujemy informację, że nie ma takiego obywatela - wyjaśnia Jan Węgrzyn, dyrektor Urzędu ds. Repatriacji i Cudzoziemców. - Chyba, że jest to człowiek, którego władze w Wietnamie same poszukują - dodaje Robert Krzysztoń, dziennikarz od kilku lat pomagający Wietnamczykom - wtedy reagują szybko.

Ks. Edward Osiecki wiele lat spędził na Nowej Gwinei. Gdy przed ośmioma laty wrócił do Polski, wybrał się do ośrodka dla uchodźców i odkrył, że pracy misyjnej jest dość na miejscu. W Dębaku na Mszy spotkał Wietnamczyka - katolika, który na migi wytłumaczył, że chciałby się wyspowiadać. Dziś wietnamska parafia księdza Osieckiego liczy już kilkaset osób. Pomoc dla niej wykracza poza ramy posługi duszpasterskiej, a parafianie mówią do niego “tato”: - Odwiedzam nielegalnych imigrantów w aresztach - staram się z nimi po prostu być, podtrzymać na duchu, czasem załatwić lepsze jedzenie.

Van Anh studiuje socjologię. Wraz z rodzicami przyjechała do Polski 12 lat temu. Przez rok z kolegami ze studiów wydawała wietnamską gazetę. Oni wyjechali do Londynu na staż w BBC. Van Anh nie chciała. - To dlatego, że czuję się tu potrzebna - wyjaśnia. Uczy swoich rodaków polskiego, pomaga im jako tłumacz. - Przed wejściem w życie ustawy abolicyjnej (1 września 2003 r.) dla przebywających nielegalnie w Polsce cudzoziemców zorganizowaliśmy wspólnie z ojcem Osieckim dyżur prawnika, tłumaczyłam dokumenty, towarzyszyłam Wietnamczykom podczas wizyt w urzędzie wojewody.

d21du73

Polskie korzenie

W ramach tzw. małej abolicji mogły się ujawniać osoby, które przyjechały do Polski po 1 stycznia 1997 r. Po dokonaniu niezbędnych ustaleń (np. czy nie dokonały przestępstw), mogły wyjechać z Polski bez wpisu do rejestru niepożądanych cudzoziemców. Nielegalni z dłuższym stażem mogli się ujawniać do końca 2003 r. i otrzymać roczne zezwolenie na pobyt czasowy, by dokończyć interesy lub udokumentować władzom trwałe więzy z Polską, które umożliwiłyby im otrzymanie zgody na dalsze przebywanie w kraju. - Spodziewaliśmy się sporego zainteresowania, a przyszło zaledwie kilkadziesiąt osób - mówi ks. Osiecki. Dlaczego? Wietnamczycy nie rozumieli, na czym polega korzyść tej ustawy. Zabrakło informacji, akcji promocyjnej. Z możliwości tej nie mogli skorzystać ci, którzy przekroczyli zieloną granicę. No bo jak to udokumentować? - pisze Anna Machcewicz.

- Wietnamczycy są rozpoznawalni, więc są łatwą ofiarą - mówi ks. Osiecki. Dotyczy to zarówno pospolitych przestępców, którzy bezkarnie okradają ich na ulicy, jak i, niestety, przedstawicieli służb porządkowych.

Ksiądz podaje jeszcze inne przykłady, które do absurdu sprowadzają pojęcie praw człowieka. - Policja zatrzymuje bandytów i wśród rzeczy znajduje portfel skradziony Wietnamczykowi. Wie, kto jest jego właścicielem, bo w środku jest zdjęcie i paszport, ale napadnięty zniknął. Co ma robić, skoro z punktu widzenia prawa poszkodowany też jest przestępcą, bo przebywa w Polsce nielegalnie? - Anna Machcewicz w "Tygodniku Powszechnym".

d21du73
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d21du73
Więcej tematów