PolskaJan Gołębiowski o mordzie w Rakowiskach: młodzi mogli chcieć dać się złapać

Jan Gołębiowski o mordzie w Rakowiskach: młodzi mogli chcieć dać się złapać

Jan Gołębiowski o mordzie w Rakowiskach: młodzi mogli chcieć dać się złapać
Źródło zdjęć: © PAP / Facebook
18.12.2014 12:09, aktualizacja: 18.05.2018 11:23

18-letnia aspirująca poetka Zuzanna M. wraz ze swoim chłopakiem zabiła jego rodziców. Małżeństwo N. najprawdopodobniej nie akceptowało związku syna. Zdaniem Jana Gołębiowskiego, psychologa kryminalnego młodzi mogli chcieć dać się złapać. - Być może liczyli na to, że będą robić karierę niczym bohaterowie "Urodzonych morderców" Olivera Stone'a - mówi. A może sytuacja wymknęła się spod kontroli? - Może najpierw fantazjowali, był to rodzaj gry, chcieli siebie "wkręcić" nawzajem, że zabiją rodziców, tak jak nieraz nastolatkowie bawią się w ucieczki z domu, aż przekroczyli granicę - zastanawia się.

Najwięcej ciężkich przestępstw, w tym też tych z użyciem przemocy, popełniają mężczyźni, dlatego kiedy zbrodni dopuszczają się kobiety natychmiast skupia to uwagę mediów. Kobieta jako sprawczyni potwornej zbrodni - taki obraz nam psychologicznie "nie pasuje". Historia kryminologii dowodzi jednak, że zdarzają się kobiety-potwory, jak ostatnio matka Madzi z Sosnowca czy wcześniej Monika Szymańska, która w czerwcu 1997 r. kierowała bandą odpowiedzialną za bestialskie zabicie 19-letniego maturzysty Tomka Jaworskiego - wskazuje w rozmowie z WP Jan Gołębiowski, psycholog policyjny. Zdaniem biegłego sądowego, wykładowcy Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej, autora licznych publikacji na temat profilowania nieznanych sprawców przestępstw niezdrowe zainteresowanie mediów zabójczyniami wywołuje rodzaj sprzężenia zwrotnego, przyczyniając się do wzrostu przestępstw popełnianych przez kobiety.

"Zbrodnia nie ma twarzy kobiety - taki obraz medialny jest skrzywiony"

Z psychologiem zgadza się Katarzyna Bonda, pisarka, autorka książki "Polskie morderczynie". W rozmowie z WP tłumaczyła, że zabójstwa nagłaśniane w mediach w ostatnim czasie to w większości dzieło kobiet, ale ten obraz medialny jest skrzywiony, nie oddaje rzeczywistości. - Agresja nie leży w naturze kobiet, są one sprawczyniami tylko 2 proc. najcięższych przestępstw. Media zachłystują się tymi przypadkami, bo traktują je jako odchylenie od normy, coś szczególnie szokującego, mamy większą skłonność do piętnowania kobiet, bo stereotypowo kobieta winna chronić rodzinne ognisko, być łagodną, bierną, uległą - mówiła. Prawdą jest też jednak, że skłonność kobiet do zbrodni jest dziś większa niż dawniej. - Wynika to z faktu, że zmienia się ich pozycja w życiu społecznym, coraz więcej jest kobiet silnych, androgynicznych, o cechach psychopatycznych (co nie oznacza, że są złe, po prostu są przedsiębiorcze, dominujące). Kobiety są coraz bardziej śmiałe, zajmują kierownicze stanowiska, zakładają własne firmy, przejmują
władzę w rodzinie. Mężczyźni są z kolei coraz słabsi, w pracy taka rywalizacja jest w porządku, ale w relacjach damsko-męskich skutki mogą być znacznie poważniejsze - mówiła.

Przeczytaj cały* wywiad z Katarzyną Bondą: Katarzyna W. jest ofiarą wywiad z Katarzyną Bondą: Katarzyna W. jest ofiarą*

Odnosząc się do informacji śledczych, że dziewczyna bez emocji opowiedziała im krok po kroku jak przebiegała zbrodnia - to jak przygotowali się do popełnienia morderstwa, w jaki sposób zadawali ciosy nożami oraz to, że w jej głosie nie było skruchy, wręcz przeciwnie - okazywała satysfakcję, Gołębiowski zwraca uwagę, że do tego, co mówią sprawcy po zatrzymaniu, należy podchodzić z dystansem. - Pytanie, jakiej reakcji należałoby się spodziewać, czy tego, że będzie płakała, lamentowała? Znamy sprawców, którzy odczuwają emocje pozytywne, chwalą się swoim czynem. Być może opowiadała bez współczucia czy skruchy, ale to mógł być objaw mechanizmu, który w psychologii nazywamy dysocjacyjnym, takiego odcięcia, zdystansowania się, odrealnienia, jakby sprawca był za szybą. To mógł być przejaw szoku po zatrzymaniu - stwierdza.

- Dziewczyna zajmowała się poezją, jest więc z natury ekspresyjna, opisywała swoje stany wewnętrzne, przelewała je na papier i publikowała, także w mediach internetowych o zasięgu globalnym. Dlatego takie chłodne opowiadanie trochę do niej nie pasuje, ale została zatrzymana, sprawa jest bardzo poważna, grozi jej dożywocie, na pewno zdaje sobie z tego sprawę, może być w szoku - komentuje psycholog policyjny.

Wątpliwości eksperta budzą też opowieści zatrzymanych o skrupulatnym planowaniu zbrodni. - Zuzanna M. pozowała na intelektualistkę, oboje nastolatkowie mieli zdolności intelektualne, żeby lepiej to morderstwo zorganizować, bardziej kalkulatywnie: wyrobić sobie alibi, zatrzeć ślady, np. podpalić dom, żeby opóźnić znalezienie zwłok, albo upozorować napad rabunkowy, byle nie dać się złapać, jeśli rzeczywiście wcześniej powzięli zamiar o morderstwie. Tutaj nic takiego nie miało miejsca, drzwi domu zostawili otwarte, ściany były umazane krwią... Sprawa była tak ewidentna, że nastolatków zatrzymano w ciągu kilkunastu godzin. Ich zachowanie było bardzo niedojrzałe, co pasuje do tej kategorii wiekowej - wskazuje.

Myśleli, że będą jak bohaterowie z "Urodzonych morderców"?

Gołębiowski zastanawia się, czy młodzi nie chcieli przypadkiem dać się złapać. - Być może liczyli na to, że zrobią karierę niczym bohaterowie "Urodzonych morderców" Olivera Stone'a - mówi. A może sytuacja wymknęła się spod kontroli? - Może najpierw fantazjowali, był to rodzaj gry, chcieli siebie wkręcić nawzajem, że zabiją rodziców, tak jak nieraz nastolatkowie bawią się w ucieczki z domu, aż przekroczyli granicę - dodaje.

Rozmówca WP nie wyklucza, że młodzi mogli być pod wpływem substancji odurzających. - Ludzie różnie reagują na tego rodzaju środki, poczynając od alkoholu, a kończąc na dopalaczach. Jeden pójdzie spać, a drugiego nosi. To czynnik, który należy uwzględnić, bo po zażyciu zatraca się możliwość samokontroli - stwierdza. Na razie nic nie wskazuje na to, by nastolatkowie działali pod wpływem ciężkich narkotyków. Przyznali, że przed zabójstwem wypalili jedynie jointa.

Bonda zwracała z kolei uwagę, że ten, kto zabija nie jest twardzielem, przeciwnie - jest słaby. - Kobietę, która dopuszcza się tak makabrycznego mordu, ktoś kiedyś bardzo skrzywdził, złamał, więc stworzyła sobie rodzaj zbroi, która ma ją chronić przed światem. Wydaje się zdolna do wszystkiego, bo jej odczuwanie jest inne niż normalnego człowieka. Kobiety-zabójczynie to najczęściej typy androgyniczne, męskie, ale ten zespół cech bierze się w ich wypadku z przeżytej traumy. One wcale nie są choleryczkami, nie są agresywne werbalnie, to raczej flegmatyczki. Bardzo długo tłumią w sobie emocje, aż następuje wybuch, bunt, jak z czajnika spada gwizdek, kiedy woda się zagotuje, bo para musi znaleźć ujście. Musiały być wcześniej bardzo długo ofiarami - męża, ojca, otoczenia - opowiadała w rozmowie z Wirtualną Polską.

Zwróciła też uwagę, że trafienie do aresztu to wielki cios dla osadzonych. - Niektóre załamują się, próbują się targnąć na swoje życie, często nieudolnie, to próba zwrócenia na siebie uwagi, na zasadzie: zobaczcie, jaka jestem biedna, pomóżcie mi - wskazywała. I dodawała: - Zdarza się, że wchodzą w rolę twardzielki, wszyscy wtłaczają je w rolę "monstera", więc one zaczynają zachowywać się tak, jak się tego od nich oczekuje. Z czasem orientują się, że udawanie siły, faktycznie im ją daje. Niewiele jest takich zabójczyń, wszystkie zostały potępione przez media i stały się sławne: Małgorzata Rozumecka, która zleciła zamordowanie dwóch dealerów Ery, Monika Osińska ps. Osa, zabójczyni 22-letniej sekretarki Jolanty Brzozowskiej, której zadano dwanaście ciosów nożem (m.in. w okolice oczu) oraz siedem ciosów nogą od stolika w głowę, czy Monika Szymańska, "mózg" bandy, która zakatowała na śmierć 19-letniego maturzystę, Tomka Jaworskiego. Także Katarzyna W. wpisywała się w ten schemat - chciała uchodzić za krwawą Lady
Makbet.

We wtorek sąd aresztował na trzy miesiące Kamila N. i Zuzannę M. Prokuratura poinformowała też o leżącym w sądzie akcie oskarżenia przeciw dziewczynie w sprawie o molestowanie seksualne małoletniej poniżej lat 15 i udzielanie nieletnim marihuany - w tym jej chłopakowi Kamilowi N. Według śledczych młoda poetka razem ze swoim chłopakiem w nocy z 12 na 13 grudnia zabili jego rodziców. Zadali Jerzemu N. i Agnieszce N. kilkanaście ciosów trzema nożami, powodując rany kłute i cięte na całym ciele. Ciała pułkownika i jego żony, nauczycielki, wyglądały tak, jakby ktoś wpadł w atak szału i zadawał ciosy - w twarz, szyję, tułów, ręce i nogi - aż opadł z sił. Ofiary musiały spać, bo oficer straży granicznej był dobrze zbudowany i na pewno by się bronił. To jego zaatakowano jako pierwszego. Żonie udało się uciec, ale zabójcy dopadli ją przed domem i zawlekli z powrotem. Poderżnęli gardło. Obrażenia męża wskazują na to, że próbowano odciąć mu rękę.

Zuzanna ponoć nie podobała się rodzicom Kamila, z którymi mieszkał na osiedlu domków jednorodzinnych na obrzeżach Białej Podlaskiej. Mieli pretensje, że chłopak przez nią wagaruje i rzekomo bierze narkotyki. Martwiło ich, że dziewczyna zdominowała ich syna. To ona miała namówić Kamila do zbrodni, po której nawet ściany w domu umazane były krwią. Wcześniej razem oglądali "American Psycho" z Christianem Bale'em w reżyserii Mary Harron. Film na podstawie powieści Breta Eastona Ellisato to portret seryjnego zabójcy, w którym sceny morderstw zostały odwzorowane z przerażającym realizmem. Jego bohater Patrick Bateman to typowy amerykański yuppie, który zaczyna mordować ludzi, chcąc oderwać się od rutyny. Kiedy Zuzanna zaproponowała "zabijmy twoich rodziców", początkowo oboje potraktowali to jako żart i śmieli się z tego, ale stopniowo plan stawał się realny i zdecydowali się na zabójstwo. Nastolatkowie inspirowali się też filmami Quentina Tarantino i Davida Lyncha.

Młodzi znali się ze szkoły. Uczyli się w katolickim gimnazjum w Białej Podlaskiej. Ona grała w piłkę nożną (stała na bramce), on był koszykarzem. Z sukcesami radziła sobie w szkole, o czym świadczą "Złote pióra", wyróżnienia przyznawane przez prezydenta miasta dla najlepszych uczniów. W 2012 r. była nawet laureatką konkursu historycznego. Potem Zuzanna i Kamil razem poszli do liceum, ale dziewczyna musiała zmienić szkołę, gdyż nie była akceptowana przez rówieśników. W trzeciej klasie odnowili znajomość i zakochali się w sobie. Dyrektorzy placówek, do których chodzili nastolatkowie zaznaczają, że nie sprawiali oni większych problemów wychowawczych. - Jedynym jego problemem była bardzo niska frekwencja - podkreślał w rozmowie z "Faktami" TVN Ireneusz Szubarczyk, wicedyrektor liceum, w którym uczył się Kamil. - Opuszczała, ale nic niepokojącego na terenie szkoły nie zauważono - mówiła z kolei o Zuzannie Małgorzata Kaczmarek, dyrektor szkoły, do której chodziła. Uczniowie z klasy Kamila N. niechętnie się
wypowiadają. Mówią jednak, że to jego dziewczyna manipulowała ludźmi i Kamil bardzo zmienił się pod jej wpływem. Wszyscy podkreślają, że oboje byli bardzo inteligentnymi ludźmi.

"Bezczelnie młoda i bezczelnie zdolna"

Zuzanna M. mieszkała w Białej Podlaskiej tylko z matką, która jest nauczycielem akademickim na jednej z siedleckich uczelni. Jej ojciec zmarł kilka lat temu. Był jej idolem, choć poznała go dopiero, gdy miała kilkanaście lat. Mówiła o sobie, że jest "bezczelnie młoda i bezczelnie zdolna". Pisała wiersze pod pseudonimem Maria Goniewicz. Po zbrodni pojechała na wieczór autorski do Krakowa. Justyna Sobolewska, krytyczka literacka, dziennikarka "Polityki" ujawniła, że podejrzana o morderstwo 18-latka wysyłała jej swoje wiersze. Zwróciła uwagę na to, że młoda dziewczyna nie chciała opinii, ale pochwał. Kiedy spotkała się z krytyką, odpowiedziała, że "trzeba mieć wrażliwość, żeby je zrozumieć". Nie chciała porady literackiej ani oceny, bo według niej utwory były "bezwarunkowo piękne". "Zdziwiły mnie u niej radykalne sformułowania i ambicje, i to, że w wierszach pisała o sobie nieustannie 'poetka' - z taką pewnością" - napisała Sobolewska na swoim blogu "Oczytany". To zachowanie nie dziwi, kiedy się przeczyta, co
dziewczyna mówiła w wywiadzie dla portalu Biała Się Dzieje: "Krytyka nie rusza mnie ani trochę. Znam wartość swojej twórczości, więc nie przejmuję się opinią kilku jednostek, które nie rozumieją 'co autor miał na myśli'. Podzielam tu zdanie Witkiewicza i również 'mam wstręt taki do hołoty umysłowej, że rzygam'".

A jak teksty ocenia profesjonalna krytyk literacka? "No cóż. Powtarzały jeden szablon miłosnego opisu, jeden format wiersza. Na zarzut powtarzalności przysłała też inne, ale z założeniem, że zabawy słowami jej nie interesują, a tylko 'wielka wrażliwość'. Wydawało mi się to wszystko młodzieńczą egzaltacją. Aż do dziś, kiedy przeczytałam nagłówki portali informacyjnych" - stwierdziła Sobolewska. Zaapelowała też, by nie pisać o dziewczynie "poetka". "Owszem, ta nastolatka pisała wiersze, ale czy każdy, kto je pisze, od razu jest poetą?" - pytała retoryczne.

Do napisania pierwszego wiersza zainspirowała M. śmierć ojca. "Mój własny koniec świata był powodem, dla którego zaczęłam szukać jakiejś formy wyrażania siebie. Pierwszy wiersz, o ile można go tak nazwać, powstał równo dwa lata temu. Nie pamiętam dokładnie okoliczności, ale wiem, że bardzo tęskniłam, stąd jego tytuł 'Tęsknoty'" - opowiadała w rozmowie z Biała Się Dzieje.

"Thank you for the tragedy. I need it for my art. Piszę, kiedy nie wiem już jak radzić sobie z emocjami. To jest moja ucieczka od rzeczywistości" - stwierdziła. Debiutancki tomik wierszy zatytułowała "33". Skąd wziął się taki tytuł? "To liczba mistrzowska, idealna. Właśnie taki jest ten zbiór wierszy" - tłumaczyła. Czym zdaniem M. wyróżniała się jej twórczość wśród innych autorów? "Tym, że każdy wiersz jest o czymś. Nie jest to grafomania. Wszystko powstawało pod wpływem impulsu, a nie przymusu czy też, co gorsza, po prostu chęci zostania poetą, bo to teraz modne. Nie. Uważam wrażliwość za swoją największą wadę czy może nawet zgubę, dlatego staram się jej pozbyć pisząc wiersze" - mówiła.

Tomik zbierał optymistyczne recenzje. "To przede wszystkim zapis emocji kobiety, która przeżywa historię miłosną. Jest to uczucie trudne, skomplikowane, prawdopodobnie jednostronne, o niezwykłej sile oddziaływania na podmiot. Podmiot '33' prowadzi monologi skierowane do siebie, do ludzi z jej otoczenia oraz do tego kogoś. Czy jest to mężczyzna? Pewnie tak, choć tylko kilka wierszy potwierdza taką teorię" - to fragment jednej z nich. Wiersz, który jest Zuzannie M. najbliższy to "Odbiór". "Bardzo mocno utożsamiam się w nim z podmiotem lirycznym i to się już chyba nigdy nie zmieni" - stwierdziła.

Wcześniej w środę sąd zadecydował o środkach zapobiegawczych wobec studentów, którzy mieli przywieźć samochodem Kamila i Zuzannę na miejsce zbrodni. Linda M. została objęta policyjnym dozorem, a Marcin S. musi zapłacić kaucję w wysokości 10 tys. złotych. Studentom postawiono zarzut poplecznictwa, za który grozi im do 5 lat więzienia.

Marcinowi S. i Lindzie M. zarzucono, że: w okresie od 13 do 14 grudnia 2014 r. w Rakowiskach i Krakowie, działając wspólnie i w porozumieniu, utrudniali postępowanie karne, pomagając Kamilowi N. i Zuzannie M., sprawcom zabójstwa Jerzego N. i Agnieszki N., uniknąć odpowiedzialności karnej w ten sposób, że bezpośrednio po zdarzeniu przewieźli ich samochodem z Rakowisk do Krakowa oraz zacierali ślady przestępstwa, zabierając ze sobą w celu zniszczenia plecak zawierający dowody w postaci narzędzi zbrodni, rękawiczek oraz elementów ubioru sprawców. Linda M., jak jej koleżanka, też jest fanką filmów pełnych przemocy, takich jak: "Urodzeni mordercy", "Pulp Fiction", "Fight Club", "Requiem dla snu" oraz programów TV: "American Horror Story", "Skins" czy "Magia Kłamstwa".

Sąd uznał jednak, że nie trafią do aresztu. - Podejrzani sami zgłosili się na policję i złożyli obszerne wyjaśnienia, stąd zastosowanie wymienionych środków - poinformowała TVN24 Beata Syk-Jankowska z Prokuratury Okręgowej w Lublinie.

Zatrzymani nastolatkowie, jak tłumaczyła we wtorek prokuratura, "formalnie nie przyznali się" do zarzucanego im czynu, ale też "nie kwestionowali" uczestnictwa w wydarzeniach. - Z oskarżoną o zabójstwo Zuzanną M i Kamilem N. poznali się na jednym z wakacyjnych festiwali - mówiła Syk-Jankowska. Jak podaje "Gazeta Wyborcza" chodziło o gdyński Opener.

Według lubelskich policjantów Marcin S. i Linda M. przywieźli Zuzannę M. i Kamila N. citroenem w nocy z piątku na sobotę w okolice domu małżeństwa N., a następnie zabrali do Krakowa. Początkowo nie wiedzieli, po co konkretnie jadą do Białej Podlaskiej, ale później w drodze do Krakowa Zuzanna M. wyraźnie rozemocjonowana przekazała im makabryczne szczegóły mordu. Jak informuje "Gazeta Wyborcza", poznańscy studenci bronią się teraz, że nie potraktowali tych wynurzeń poważnie.

Joanna Stanisławska, Wirtualna Polska

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (547)
Zobacz także