PolskaProf. Krystyna Pawłowicz dla wp.pl: tragiczna śmierć Madzi jest efektem stylu życia feministek

Prof. Krystyna Pawłowicz dla wp.pl: tragiczna śmierć Madzi jest efektem stylu życia feministek

Prof. Krystyna Pawłowicz dla wp.pl: tragiczna śmierć Madzi jest efektem stylu życia feministek
Źródło zdjęć: © PAP | Przemysław Piątkowski
12.08.2012 21:57, aktualizacja: 22.08.2012 10:34

Tragiczna śmierć Madzi jest efektem stylu życia, który propagują feministki, buntu przeciwko tradycyjnej hierarchii wartości, w której najważniejsza jest rodzina, brak egoizmu. One zamiast tego proponują filozofię totalnego luzactwa, lekceważenie innych. Najważniejsze są gry i zabawy, z jakimi mamy do czynienia u Wojewódzkiego. Wypychanie na siłę kobiet z ich naturalnych ról społecznych i biologicznych prowadzi do nieszczęścia. To jest prawdziwy antyfeminizm - mówi prof. Krystyna Pawłowicz w rozmowie z Wirtualną Polską.

WP: Joanna Stanisławska: Mówią o pani "kobieta-pistolet", "karabin maszynowy PiS". Będzie pani tajną bronią PiS?

Prof. Krystyna Pawłowicz: Potrafię mówić i przekonywać, a tylko takie osoby w polityce "zdobywają teren", uznaje się je za zwycięzców. Myślę, że te wszystkie ataki na mnie wynikają tak naprawdę z zazdrości, że nie działam na rzecz ich partii. Każdy by chciał mieć w swoich szeregach taki pistolet. Ostatnio tak żartuję, bo dziennikarze tak mnie nazwali.

WP:

Dlaczego ataki? W polityce wyrazistość i umiejętność bronienia swoich racji to walor.

- Zgadzam się. I nawet pan Wenderlich docenił u mnie te cechy, choć stoczyłam z nim zażarty bój, po którym mam nadzieję już się docucił.

WP: W sejmie jest pani dopiero od listopada, trudno o inną, tak błyskawiczną karierę.

- Nie jestem w sejmie dla kariery. Jestem profesorem nadzwyczajnym, byłam członkiem Trybunału Stanu, trzykrotnie pomyślnie przeszłam przesłuchania na sędziego Trybunału Konstytucyjnego, moje ekspertyzy prawne spotykały się z uznaniem. A, że zostałam jakoś dostrzeżona to pewnie dlatego, że jestem może bardziej ekspresyjna. Tak samo prowadziłam zajęcia ze studentami, argumenty muszą się ścierać. Nie może być tak, że napijemy się kawki, podamy sobie rączki, każdy wygłosi swoje przemówienie i sobie pójdzie. Ważne tylko, żeby nikogo nie obrażać. Poza tym, w dyskusji ważne są argumenty, ale trochę emocji też się przydaje.

WP:

Przez prawie cztery dekady była pani oddana pracy akademickiej. Skąd więc ta polityka?

- Zmuszona zostałam do odejścia z Uniwersytetu Warszawskiego, bo przez ostatnich parę lat pozostawałam w sporze z panią Hanną Gronkiewicz-Waltz, która jest kierownikiem Zakładu Administracyjnego Prawa Gospodarczego i Bankowego na Wydziale Prawa i Administracji UW, w którym pracowałam. Sytuacja, w jakiej postawiła mnie ostatnio pani Waltz była dla mnie już nie do zaakceptowania, m.in. systematycznie ograniczała mój kontakt ze studentami. Dlatego odeszłam z UW i przyjęłam propozycję prowadzenia Katedry Publicznego Prawa Gospodarczego na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego.

WP:

KIedy poczuła pani polityczną smykałkę?

- W 1981 r. porwała mnie "Solidarność". Brałam udział w obradach Okrągłego Stołu, gdzie współprzygotowałam projekt nowej ustawy o zgromadzeniach, którą uchwalono w 1990 r.

WP:

To wtedy poznała pani Jarosława Kaczyńskiego?

- Poznałam pana prezesa dużo później. Podczas Obrad Okrągłego Stołu widziałam panów Kaczyńskich. Wydawali mi się zawsze bardzo sympatyczni, pamiętam kiedyś wpadliśmy na siebie w drzwiach, obaj uśmiechnęli się do mnie i wydało mi się to bardzo zabawne.

WP: Sympatia musiała być odwzajemniona, bo kiedy przed ostatnimi wyborami zabiegała pani o start w wyborach z list PiS, prezes znalazł dla pani jedynkę w Siedlcach.

- Tak napisał "Newsweek" i minął się z prawdą. Propozycja wyszła od pana prezesa. Znajomi powiedzieli mi, żeby się nie zastanawiać, bo z moim usposobieniem w sejmie się odnajdę.

WP:

Lokalni działacze pewnie niezbyt ciepło witali "spadochroniarza".

- Taka była decyzja polityczna prezesa. Myślę, że w okręgu już mnie zaakceptowano.

WP: Pani główny konkurent w regionie Czesław Mroczek (PO) twierdzi, że nie jest pani zainteresowana pracą w okręgu.

- To pan Mroczek jest z mojego okręgu? Nie widzę go na spotkaniach z mieszkańcami, przy odsłanianiu tablic smoleńskich. Widać mamy inne środowisko, chodzimy innymi drogami.

WP:

Zdaniem Marka Suskiego dobrze się pani rozumie z prezesem PiS. Jest pani jego ulubienicą?

- To miło, że pan poseł Suski tak to ocenia.

WP: Poseł Artur Dunin (PO), z którym zasiada pani w Komisji Odpowiedzialności Konstytucyjnej zarzuca, że jest pani napastliwą osobą, nie przyjmującą żadnych argumentów od przeciwników; ma wytyczony kurs i kurczowo się go trzyma. Co pani na to?

- Muszę reagować, kiedy niektórzy posłowie, w tym pan Dunin, naruszają prawnicze abecadło, nie mając żadnych argumentów i brakuje im wiedzy. Nie wynoszę się, ale siłą rzeczy lepiej od niektórych znam się na prawie. W końcu sejm to fabryka ustaw, a nie kółko towarzyskie.

WP:

Czy to prawda, że zdarzyło się pani po głosowaniu obrazić i wyjść z sali?

- Owszem, ale sprowokował mnie do tego właśnie pan Dunin, który jest dość nawiedzony, to taki Lepper Platformy. Podczas jednego z posiedzeń komisji zamiast odpowiedzieć na moje merytoryczne uwagi, uciął dyskusję i zażądał głosowania, którego wynik był z góry przesądzony ze względu na sejmową arytmetykę. Nie było powodu, bym dłużej na sali pozostawała. Dlatego wstałam i wyszłam.

WP: * Pani Agnieszka Pomaska (PO) zarzuca pani z kolei, że ma pani tendencję do traktowania innych posłów jak studentów i rugania ich. Do niej podobno zdarzyło się pani zwrócić: - Nie odzywaj się, dziecko. Twierdzi też, że krzyczała pani na wiceszefa komisji ds. UE Andrzeja Gałażewskiego.*

- Mam usposobienie polemiczne, ale z drugiej strony w parlamencie nie siedzą same delikatne anioły i mimozy. Sytuacja opozycji, zwłaszcza w tym sejmie nie odpowiada standardom europejskich parlamentów. Opozycja jest całkiem lekceważona i bardzo ograniczana. Czasem trzeba się jakoś bronić.

WP: Na wrzesień PiS szykuje fajerwerki. Zaatakuje nowymi inicjatywami społecznymi i gospodarczymi. Pani wraz z prof. Józefą Hrynkiewicz będzie grała pierwsze skrzypce?

- Po wakacjach PiS zaprezentuje Polakom swą wizję państwa. Pokażemy, co i jak trzeba naprawić, co koalicja rządowa psuła i psuje. Będziemy się starali dotrzeć bezpośrednio do wyborców. Też wezmę udział w tej kampanii, pokazując naruszenia przez władzę praw i wolności obywatelskich i destrukcję państwa.

WP: O tym, że jest pani świetnym ekspertem w obszarze wolności gospodarczej jest przekonana prof. Jadwiga Staniszkis. To pani schlebia? Panie się znają?

- Nie, ale bardzo cenię jej publicystykę i medialne wypowiedzi, a przede wszystkim naukowe osiągnięcia. Posiada umiejętność głębokiej analizy, jednocześnie bardzo podoba mi się jej spokój i klasa, które zachowuje podczas dyskusji, może dlatego, że sama jestem bardziej żywiołowa. Nigdy nie daje się zbić z tropu.

WP: Pani profesor w ostatnim felietonie dla Wirtualnej Polsce mocno punktuje PiS. Zarzuca partii milczenie, w sytuacji, gdy powinna wykazać się refleksem, mobilizacją i intelektualną czujnością. Przecież tyle się dzieje: najpierw afera taśmowa PSL, potem sprawa Amber Gold, a opozycja pojechała na urlop.

- Łatwo tak mówić, jak się jest na zewnątrz. Trwają wakacje i różne duże imprezy sportowe: najpierw mistrzostwa Europy, teraz olimpiada, media bardzo dokładnie przykrywają nasze inicjatywy. Co z tego, że przedstawimy różne pomysły, jak na końcu i tak zrobią news z tego, że prezes ma rozwiązane sznurowadło.

WP: Prof. Staniszkis ubolewa też, że w mediach w imieniu PiS-u wszędzie wypowiada się europoseł Czarnecki "ze swoimi, już męczącymi, banałami".

- Pani profesor ma prawo do swej oceny. Ja się z tą opinią nie zgadzam.

WP: Jej zdaniem nie widać fachowców PiS, a pomysły "nie są zintegrowane w nową, całościową, alternatywną formułę. To wciąż tylko korekta obecnej katastrofy".

- Nie mam takiego wrażenia. Przecież przy okazji ustawy emerytalnej wypowiadali się prof. Józefa Hrynkiewicz, prof. Jerzy Żyżyński, poseł Przemysław Wipler, minister Fotyga i Witold Waszczykowski, Piotr Naimski. Nasza ciężka sejmowa praca niestety nie przebija się w mediach, które nie są zainteresowane w jej przedstawieniu. WP: Na jesieni Prawo i Sprawiedliwość ma odsunąć na bok Antoniego Macierewicza i jego zespół oraz sprawę katastrofy smoleńskiej. Dla pani, "bojowniczki o prawdę smoleńską", musi to być rozczarowanie?

- Smoleńsk nie przestał być ważny. Komisja smoleńska przedstawiła swoje ustalenia, przez dwa i pół roku udało jej się zebrać wszystko to, co było na tym etapie możliwe. Wraku nie ma i pewnie długo nie będzie, do wielu dokumentów nie mamy dostępu, więc nie można było ciągnąć jej prac w nieskończoność. Zespół dalej będzie pracował, a my wszyscy doceniamy pracę jego szefa pana posła Antoniego Macierewicza.

WP:

A może to kara za to, że Macierewicz zbytnio manifestował swoją niezależność?

- Ale pan Macierewicz zawsze był niezależny i nie przestanie takim być. Myślę, że jest to próba zasiania fermentu pomiędzy Macierewiczem a prezesem PiS.

WP:

Macierewicz niedawno wstąpił do PiS. Pani też zamierza?

- Na razie członkostwo w klubie PiS w zupełności mi wystarcza.

WP: Na pierwszym posiedzeniu sejmu po wakacjach, czyli pod koniec sierpnia, klub Platformy Obywatelskiej chce przedyskutować projekt ustawy o związkach partnerskich, autorstwa Artura Dunina. Pani o związkach partnerskich mówiła "niegodne uczynki". Będzie gorąco?

- Pan poseł Dunin, tylko firmuje swoją twarzą tę ustawę. Wykonuje polityczne polecenie. W ten sposób PO chce się przypodobać wyborcom Ruchu Palikota i SLD. Ta ustawa godzi w tradycyjny model rodziny, jest sprzeczna z konstytucją. Państwo polskie chroni tylko instytucję prawną o nazwie małżeństwo, czyli związek kobiety i mężczyzny zawarty przed urzędnikiem stanu cywilnego. W tym zawarta jest polityka państwa, bo jest zainteresowane w funkcji prokreacyjnej, społecznej i opiekuńczej, jaką takie małżeństwo w społeczeństwie spełnia.

WP: Ten projekt różni się tym od poprzednich autorstwa SLD i Ruchu Palikota, że nie przewiduje dla związków partnerskich ulg i przywilejów podatkowych. Ta zmiana się pani nie podoba?

- Nie przewiduje, ale utrzymuje wszystkie inne.

WP: Czy jednak nie jest hipokryzją niedostrzeganie, że rodziny homoseksualne żyją w Polsce i nierzadko wychowują dzieci?

- W Polsce nie jest możliwa adopcja dzieci przez pary homoseksualne. Jeśli jednak homoseksualista ma dziecko z innego, heteroseksualnego związku i wychowuje je w związku homoseksualnym, to dzieje się temu dziecku wielka krzywda i odpowiedzialne w sprawach ochrony praw dzieci organy powinny interweniować.

WP: W sprawie po raz pierwszy głos zabrał prezydent. - W stopniu maksymalnym należy osobom będącym w związkach wszelakich ułatwić egzystencję, na przykład poprzez prawo do wzajemnej pomocy i wspólnego rozwiązywania trudnych spraw codziennego życia - mówi w rozmowie z tygodnikiem "Wprost". Wielu uznaje to za przełom.

- Taka troska nie jest potrzebna, gdyż osoby, o których mówi pan prezydent mieszkając razem pomagają sobie, wspólnie płacą rachunki, mogą odwiedzać się w szpitalu, zapisywać sobie majątki w testamencie. Pan prezydent nie zna problemu. Zresztą winien stać na straży konstytucji, a nie ułatwiać podważanie jej postanowień, czyli w tym przypadku tradycyjnego modelu rodziny.

WP: Czy przeprosi pani prezydenta za ostrą krytykę jego dwuletniej działalności? Pałac prezydencki był zaszokowany pani słowami, że Bronisław Komorowski "nie wyróżnia się niczym oprócz gaf", a "zakompleksione i wykorzenione społeczeństwo popiera go, bo to taki swój chłop".

- Moja krytyka mieściła się w granicach wolności słowa. Ochronie podlega urząd Prezydenta RP, zaś osobę, która ten urząd sprawuje oceniać można także krytycznie. To podstawowe prawo obywatelskie.

WP: To nie pierwszy raz, kiedy pani słowa wywołały takie zamieszanie. Komentując sprawę śmierci małej Madzi z Sosnowca w programie "Sterniczki" w PR 1 Polskiego Radia stwierdziła pani, że światopogląd lewicowy i feministyczny doprowadził do tego mordu. Czy nie wydaje się pani, że posunęła się za daleko?

- Ta tragiczna śmierć jest efektem stylu życia, który propagują feministki, buntu przeciwko tradycyjnej hierarchii wartości, w której najważniejsza jest rodzina, brak egoizmu. One zamiast tego proponują filozofię totalnego luzactwa, lekceważenie innych. Najważniejsze są gry i zabawy, z jakimi mamy do czynienia u Wojewódzkiego. Wypychanie na siłę kobiet z ich naturalnych ról społecznych i biologicznych prowadzi do nieszczęścia. To jest prawdziwy antyfeminizm.

WP:

Ale przecież rodzice Madzi tworzyli tradycyjny model rodziny, oboje byli głęboko religijni.

- To prawda, ale ludzie są słabi. Ta dziewczyna miała świadomość, że panuje przyzwolenie na pewnego rodzaju zachowania. Zresztą ona jest najwyraźniej zaburzona. Powinni się nią zająć psychiatrzy.

WP: Jak wysnuła pani zaskakujący wniosek, że siedząca z panią w studiu Kazimiera Szczuka nie ma uczuć wyższych?

- Skoro feministki są zwolenniczkami przeprowadzania aborcji w dziewiątym miesiącu ciąży, a w Ameryce nawet przygotowały projekt, który dopuszczał zabijanie dzieci już po urodzeniu, to chyba nie mają uczuć, prawda? A co można powiedzieć o sztandarowej postaci tego ruchu pani Alicji Tysiąc, która poszła do sądu po odszkodowanie za to, że urodziła dziecko? Takie postawy są, moim zdaniem, głębokim wynaturzeniem. Ten światopogląd łatwo przenika do mediów, bo jak pokazują badania, w 70 proc. pracują w nich ludzie o poglądach lewicowych i lewackich. A poprzez media te poglądy trafiają do społeczeństwa.

WP:

Więc zrezygnowała pani z udziału w audycji, bo "z high life'em jest pani nie po drodze".

- Nie miałam do czynienia z żadnym "high life'em", ale z nieciekawymi postaciami feministyczno-lewacko-lewicowymi. Wycofałam się, bo byłam jedynym przedstawicielem odmiennych poglądów. W tej audycji nie zostały zachowane podstawowe standardy uczciwości. Dawałam sobie radę z tymi wszystkimi paniami Szczuką, Środą, itp., ale początkowo byłam jedna przeciwko trzem, a później było już siedem na jedną. Poza tym w pewnym momencie redaktor prowadzący audycję obraził mnie mówiąc: "Niech pani profesor zamknie buzię". Powiedziałam, że dopóki nie przeprosi mnie na antenie i nie zachowa uczciwych proporcji w doborze gości do audycji nie wrócę. Z takim "high life'em" rzeczywiście i nie po drodze, tym bardziej, że pan redaktor do dziś mnie nie przeprosił.

WP: Za to nie znika pani z anteny Radia Maryja i jest sercem i duszą oddana sprawie walki o przyznanie przez KRRiT Telewizji Trwam miejsca na cyfrowym multipleksie. Będzie pani uczestniczyć w kolejnym marszu zaplanowanym na 29 września? Ponoć na ulice Warszawy ma wyjść nawet 100 tys. osób.

- KRRiT z panem Dworakiem na czele skandalicznie naruszają prawo odmawiając koncesji dla TV Trwam. Mam nadzieję, że organizatorzy marszu, w którym też będę uczestniczyła, dostaną zgodę na manifestację. Jeśli jednak ten marsz nie przyniesie skutku, na jaki czekamy, to jestem za tym, żeby zorganizować stacjonarną pikietę pod siedzibami decydentów politycznych: prezydenta, premiera i Krajowej Rady. I stać tam do oporu, aż ulegną i podejmą działania zgodne z konstytucją.

WP: Obrońcą Radia Maryja został ostatnio kard. Stanisław Dziwisz. Dla wielu było to zaskoczeniem.

- Być może uznał, że nie bez powodu swojego poparcia Radiu Maryja udzielał Ojciec Święty Jan Paweł II i obecny papież Benedykt XVI, który kilkakrotnie wysyłał listy gratulacyjne do o. Tadeusza Rydzyka. Kard. Dziwisz przeszedł na jasną stronę mocy.

Rozmawiała Joanna Stanisławska, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (3178)
Zobacz także