Wybiegła z domu tak jak stała. W ostatniej chwili zdążyła jeszcze złapać telefon. W różowych kapciach z kokardką stała na dworze, cała roztrzęsiona. Zadzwoniła na policję. - Gdy przyjechali, poprosiłam o założenie Niebieskiej Karty. Funkcjonariusze powiedzieli, że oni tego nie zrobią, bo nie wiedzą, nie znają się i wyślą kogoś innego - opowiada Wirtualnej Polsce Magda. Przysłali policjantkę. - W tych różowych kapciach musiałam wyglądać niedorzecznie, bo popatrzyła na mnie z lekką pogardą i powiedziała: skoro państwo nie są małżeństwem, Niebieskiej Karty założyć nie mogę. Wspólne dziecko nie ma znaczenia. Rzuciła jeszcze, że mogę problem zgłosić do dzielnicowego, który od czasu do czasu będzie do nas wpadał. I wyszła - mówi.