Kiedy mąż pije

Kiedy mąż pije

Kiedy mąż pije
Źródło zdjęć: © Jupiterimages
11.09.2009 10:08, aktualizacja: 11.09.2009 12:29

Kobieta, która ma męża alkoholika, cierpi bardziej niż on. Jola zna to cierpienie. Ale zna też drogę wyjścia.

Obawy miałam, zanim jeszcze wyszłam za mąż – wspomina Jola. – To było 25 lat temu. Picie Jacka już wtedy było chore. Ale miałam 20 lat i skończoną szkołę. Chciałam wyjść z domu, usamodzielnić się, założyć rodzinę. Moje obawy bardzo szybko przerodziły się w dramat. Myślałam, że sobie z tym poradzę. Najpierw ukrywałam to. Potem szantażowałam go, żeby poszedł się leczyć. Mówiłam, że jak nie, to odejdę. Parę razy odchodziłam na dwa, trzy miesiące. To działało, ale na krótką metę.

– Mieliśmy już wtedy dwie córki. Bałem się, że stracę z nimi kontakt. A żona? Chciała mi je zabrać, więc uważałem ją za wroga. Samo jej odejście nie było dla mnie wielkim dramatem – przyznaje dziś Jacek.

– Kiedy alkoholik trzeźwieje, potrafi być bardzo przekonujący – mówi Jola. – Jacek chodził za mną, prosił. Nawet próbował się leczyć. Wtedy wracała mi wiara. Modliłam się i mówiłam sobie, że skoro przysięgałam przed ołtarzem, to będę ratować to małżeństwo. Tak się to ciągnęło 8 lat. Wtedy spotkałam kobietę, która też miała męża alkoholika i – w przeciwieństwie do mnie – próbowała gdzieś szukać pomocy.

Zabiłam te uczucia

Tak trafiłam do Klubu Abstynenta i Al-Anon – samopomocowej grupy dla rodzin osób uzależnionych od alkoholu. Byłam zszokowana. Po latach tkwienia w szarym świecie, obracającym się tylko wokół alkoholika i alkoholu, zobaczyłam, jak kobiety o podobnych problemach z radością opowiadały o swoich codziennych sprawach i o uczuciach, które ja już zabiłam. I nawet nie byłam tego świadoma.

To spotkanie zadziałało na mnie tak, że zapytałam jedną z tych kobiet: „Gdzie ty się tego nauczyłaś?”. A ona na to, że jest taka przychodnia, są fajne terapeutki... I tak trafiłam na psychoterapię dla żon alkoholików. Trwała pół roku. Bardzo dużo mi to dało. Otwarło mi drogę do samej siebie. Zrozumiałam, że jeśli ja nie będę szczęśliwa, to moje dzieci nie będą szczęśliwe.

Na czym polegał mój problem? To się nazywa: współuzależnienie. Człowiek zaczyna żyć życiem drugiego człowieka, najczęściej życiem uzależnionego męża. Nieustannie go kontroluje. Kieruje się zasadami: „Nie czuj. Nie mów. Ukrywaj. Jeśli trzeba, skłam, żeby ukryć problem, żeby wszystko jako tako grało”. W to wszystko włączane są dzieci. Nie są już tylko dziećmi. Muszą przyjmować role, które narzuca im matka. Osobie współuzależnionej wydaje się, że wie, co druga osoba czuje i czego potrzebuje. To współuzależnienie jest większym cierpieniem niż uzależnienie, bo uzależniony znieczula się alkoholem czy narkotykami, a współuzależniony nie. Żyje w skołowanym świecie, skupia się na innych, w kółko zastanawia się, czy dobrze zrobił. To jest chore i dostarcza wielu cierpień. Uwolnienie się z tego kosztuje lata pracy.

Akt odwagi

– Trudno jest zmienić swoje myślenie i zachowanie. Ale powolutku zaczęłam się inaczej zachowywać. Mniej było kłótni, mniej wulgarności. Postępowałam mądrzej, zgodnie z zasadą twardej miłości. Na czym ona polega? Na tym, żeby akceptować alkoholika, ale nie akceptować jego zachowań. Pozwolić mu ponosić ich konsekwencje. Nie ukrywać tego przed światem. Jeśli wróci brudny, nie prać. Niech sam sobie wypierze. Jeśli nabałagani, coś zarzyga – sam musi posprzątać. Jeśli się awanturuje, okrada dzieci albo je molestuje – trzeba wezwać policję. I domagać się, żeby poszedł na terapię.

Ja też, gdy dochodziło do awantur, wzywałam policję. To był akt odwagi, bo nie mieliśmy wtedy telefonu. Musiałam iść do sąsiadki i rozmawiać o tym przy niej. Albo gdy był pijany i wziął mi kluczyki do samochodu, musiałam iść do teściowej i stamtąd zadzwonić na policję. Nawet teraz, kiedy po latach opowiadam o tym w grupie Al-Anon albo wśród koleżanek w pracy, widzę, że patrzą na mnie jak na nienormalną. Ale to właśnie jest normalne. Na szczęście nie zostawałam z tym wszystkim sama. Brałam udział w spotkaniach grup samopomocowych. Najgorzej jest, gdy kobieta nie ma z kim o tym porozmawiać. I to nie z byle kim. To nie może być rozmowa z dziećmi, które nie powinny być w ogóle obarczane sprawami rodziców. Nie może to też być jakieś obgadywanie męża. Chodzi o rozmowę z kimś, kto może pomóc, wesprzeć, doradzić.

W końcu jednak doszło do separacji. – Nie chodziło mi o pieniądze, bo mąż dobrze zarabiał i zawsze mi je dawał. Po prostu chciałam mieć osobne życie. Nie chciałam rozwodu. Chciałam mu dać sygnał, że to już koniec. Że chce mieć z nim spokój. Że nie może już nic ode mnie wymagać. Że zarobię na siebie, a on będzie płacił na dzieci alimenty. I sąd mi te alimenty przyznał.

Przełom

Jacek kilkukrotnie był na odwykach, ale nie trzeźwiał. Przełom nastąpił, gdy pojechał na rekolekcje ewangelizacyjne. Tam otrzeźwiał. Z dnia na dzień.

– Tam usłyszałem, że Bóg jest kimś innym, niż to sobie wyobrażałem. Do tego momentu był dla mnie kimś, kto notuje moje grzechy i czeka na potknięcie, żeby mnie ukarać. Z miłością w ogóle mi się nie kojarzył. Dopiero na rekolekcjach usłyszałem, że Bóg nas kocha, że ma dla nas wspaniały plan. To było dla mnie odkrywcze. Poszedłem do spowiedzi. Kapłan, też trzeźwiejący alkoholik, powiedział: „Spróbuj nie pić. Nic nie tracisz”. Dotąd chciałem nie pić, ale nie dawałem rady, bo... nie widziałem w tym sensu. Terapie (które wyglądały wtedy inaczej niż dziś) nic mi nie dawały. A tu pojawiła się nadzieja, że można żyć bez alkoholu. To był cud. Przebudzenie duchowe. Pobiegłem do Joli, żeby dała mi jeszcze jedną szansę. I ona dała mi tę szansę. To było w marcu 1995 roku. Odtąd nie piję.

– Wcześniej słyszałam, że takie historie się zdarzają. I doczekałam się tego – mówi Jola, dodając, że wkrótce potem pojechała z mężem na wakacyjne rekolekcje oazy rodzin. – Tam przyjęliśmy Jezusa jako Pana i Zbawiciela. Zaczęliśmy nowe życie – mówi kobieta.

I żyli długo i szczęśliwie?

– Nie. Bo tak to już jest, że nawet kiedy alkoholicy przestają pić, ich małżeństwa się rozpadają. Ja też mia-łam w sobie wiele niepozałatwianych spraw, zwłaszcza poczucie krzywdy. Nadal podświadomie karałam męża. Próbowałam manipulować innymi. I nie byłam tego nawet świadoma – przyznaje Jola.

– To było trudne, bo to był czas, gdy sami głosiliśmy już rekolekcje, a potem gryźliśmy się między sobą. Jola ciągle straszyła, że odejdzie. Potem to ja chciałem odejść – wspomina Jacek.

– Ale obiecaliśmy sobie, że nawet skłóceni będziemy się razem modlić. Klękaliśmy więc do Koronki do Bożego Miłosierdzia, a potem wstawaliśmy i dalej była „cicha msza”. Jednocześnie korzystaliśmy z proponowanego w oazie dialogu małżeńskiego. Przeszliśmy pełny cykl rekolekcji ignacjańskich. Szukaliśmy Pana Boga i na nowo budowaliśmy nasze małżeństwo. Dziś prowadzimy rekolekcje ewangelizacyjne w ośrodkach odwykowych, a Jacek pracuje jako terapeuta w ośrodku leczenia uzależnień – mówi Jola.

Jej mąż dodaje, że czasem alkoholik przestaje pić na skutek przebudzenia duchowego, a czasem kolejność jest odwrotna: najpierw terapia pomaga otrzeźwieć, a przebudzenie duchowe przychodzi po pewnym czasie.

A dzieci? – Nawet po tym, jak Jacek przestał pić, nie potrafiłam ich autentycznie słuchać. Córki cierpiały z tego powodu. Jedna z nich, w wieku 16–17 lat, powiedziała: „Nie chce mi się żyć”. To było dla mnie strasz-ne – wspomina Jola łamiącym się głosem. – Wzięliśmy udział w terapii rodzinnej. Czy pomogła? Kiedyś mąż pokazał córkom książkę ze świadectwami dorosłych dzieci alkoholików. Myślałam, że zobaczą w nich siebie, że wrócą złe wspomnienia. Ale one skomentowały to bez emocji, z dystansem. To znaczy, że prze-pracowały to w sobie. Dziś obie są już mężatkami. Jakimś cudem potrafią dobrze żyć.

Jarosław Dudała

Kiedy żona pije

Zdarza się, że to kobieta jest alkoholiczką, a współuzależniony jest jej mąż. W grupach samopomocowych dla współuzależnionych (typu Al-Anon) zdecydowana większość to kobiety. Dlatego w takim wypadku lepiej szukać pomocy u profesjonalnego psychoterapeuty, najlepiej mężczyzny. Szukaj terapeutów posiadających zawodowe certyfikaty. To da się sprawdzić w internecie. Unikaj rzekomych cudotwórców, przedstawiających się jako znawcy technik Wschodu czy podpinających się pod salony odnowy biologicznej.

Porozmawiaj z nią

Jola zgodziła się, by redakcja „Gościa Niedzielnego” udostępniła jej numer telefonu osobom, które chciałyby z nią porozmawiać. Przekażemy jej numer telefonu Czytelnikom, którzy zgłoszą się do nas telefonicznie tel. 032 2511807 lub poprzez pocztę elektroniczną jdudala@goscniedzielny.pl

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (0)
Zobacz także